Dzieje Andrzeja Radka - notatka (z lektury syzyfowe prace)
Odcienie i barwy w syzyfowych pracach - notatka
sмоlαяzreść powieści Kielecczyzna, U pół. XIX wieku.
Państwo Borowiczowie odwożą swego ośmioletniego jedynaka do jednoklasowej szkoły wiejskiej w Owczarach i umieszczają go na stancji u nauczyciela, p. Wiechowskiego.
Następnego dnia po źle przespanej nocy Marcinek rozpoczyna naukę. Dzień szkolny zaczyna się modlitwą w języku rosyjskim i cały przebieg lekcji odbywa się również w tym języku.
Po dwóch miesiącach nauki w szkole chłopiec umie czytać po rosyjsku i pisać dyktanda. Kłopoty ma z matematyką, ponieważ trudno mu jest wysłowić się w języku rosyjskim z tego przedmiotu. Opiekunowie nie pozwalają mu bawić się z dziećmi wiejskimi i przez całe dwa miesiące żadne z rodziców go nie odwiedza, postanawiając go zahartować.
Pan Wiechowski przynosi z miasteczka wiadomość, że w ciągu tygodnia ma się zjawić w szkole dyrektor. Uczono, więc dzieci rosyjskich pieśni, robiono porządki w szkole i zakupiono różne smakołyki. Dyrektor Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew po wejściu do klasy najpierw słucha odpowiedzi uczniów pytanych przez nauczyciela, później sam ich egzaminuje, egzamin wypada pomyślnie. Następnie rozmawia z dziećmi po polsku, przekonuje się, że w tym języku dzieci wypowiadają się swobodniej niż w rosyjskim i zaczyna podejrzewać Wiechowskiego, że uczy dzieci po polsku, dopuszczając się przestępstwa wobec państwa rosyjskiego. Zapowiada mu dymisję, nie chce nic jeść i opuszcza szkołę. Wiechowski z rozpaczy wypija pięć butelek piwa zakupionego na przyjęcie dyrektora.
Po chwili Jaczmieniew wraca z powrotem, oznajmia nauczycielowi, że podwyższa mu pensję i wychodzi.
Żona Wiechowskiego wyjaśnia mężowi, że kobiety wiejskie poskarżyły się dyrektorowi, iż nauczyciel uczy ich dzieci tylko po rosyjsku, każe im śpiewać rosyjskie, prawosławne pieśni, a nie polskie, katolickie i domagały się, aby go usunął ze szkoły.
Nadszedł dzień egzaminów wstępnych do gimnazjum w Klerykowie. Borowiczowa udaje się z synem do miasta. W budynku szkolnym jest dużo rodziców i dzieci oczekujących na egzamin. Matka niepokoi się bardzo o przyjęcie Marcina, gdyż jest dużo kandydatów do klasy wstępnej.
Wieczorem idzie z synem do hotelu. 4 Zjawia się tam pewien Żyd, znający klerykowskie stosunki i radzi jej, aby udała się do p. Majewskiego, egzaminatora i poprosiła go o udzielenie synowi kilku lekcji, co też Borowiczowa czyni.
P. Majewski chętnie wyraża na to zgodę, biorąc z góry zapłatę. Chłopiec uczęszcza na lekcje tylko trzy dni, czwartego dnia odbywa się egzamin. Spośród stu kandydatów zostaje przyjętych trzydziestu, tych, którzy uczęszczali na korepetycje do p. Majewskiego. Borowiczowa umieszcza Marcinka na stancji u p. Przepiórkowskiej, dawnej znajomej.
Chłopiec uczy się bardzo pilnie, ale ma trudności, mimo że pomaga mu korepetytor zwany Pytią. Nauka odbywa się w języku rosyjskim. Marcinek męczy się, szczególnie przy uczeniu się matematyki, którą trudno mu jest opanować w języku rosyjskim. W czasie przerw urządza wraz z innymi niesamowite harce.
W przeddzień uroczystości Zielonych Świątek p. Borowiczowej wypada pilny interes w Klerykowie, przy okazji udaje się jej załatwić dwudniowy urlop dla syna i wracają oboje szczęśliwi do Gawronek.
W klasie pierwszej Marcin staje się już mniej pracowitym. W lecie p. Borowiczowa umiera. Odtąd Marcin czuje się bardziej swobodnym. Opuszcza się w nauce. Przyjaźni się z Wilczkiem, który dokształca go w złym kierunku, uczy oszukiwania nauczycieli i pozorowania nauki, chodzą obaj na wagary.
Pewnego razu Marcin wchodzi na mszę św. do kościoła i jest świadkiem incydentu między inspektorem a księdzem. Inspektor żąda, aby hymn carski śpiewano po rosyjsku, a prefekt oświadcza mu, że kazał go śpiewać po polsku i gdy inspektor chce przemocą dostać się „na chór", wypycha go siłą za drzwi.
Opiekunem klasy I, do której uczęszcza Marcin, jest p. Rudolf Leim, nauczyciel łaciny, pochodzący z niemieckiej rodziny. Gdy p Borowicza jako tego, który mówi po polsku, skazuje go na dwugodzinną kozę, ale pogardę okazuje temu, który to oskarżenie napisał. Języka rosyjskiego uczy, Stiepanycz Ozierskij, języka polskiego, który jest przedmiotem nieobowiązkowym - p. Sztetter, tak bojący się utraty swojej posady, że prawie niczego nie uczy, lekcje jego są nudne, sam nie cieszy się poważaniem wśród uczniów. Arytmetykę wykłada p. Nogacki, który uczy dobrze i ma poważanie.
Państwo Borowiczowie odwożą swego ośmioletniego jedynaka do jednoklasowej szkoły wiejskiej w Owczarach i umieszczają go na stancji u nauczyciela, p. Wiechowskiego.
Następnego dnia po źle przespanej nocy Marcinek rozpoczyna naukę. Dzień szkolny zaczyna się modlitwą w języku rosyjskim i cały przebieg lekcji odbywa się również w tym języku.
Po dwóch miesiącach nauki w szkole chłopiec umie czytać po rosyjsku i pisać dyktanda. Kłopoty ma z matematyką, ponieważ trudno mu jest wysłowić się w języku rosyjskim z tego przedmiotu. Opiekunowie nie pozwalają mu bawić się z dziećmi wiejskimi i przez całe dwa miesiące żadne z rodziców go nie odwiedza, postanawiając go zahartować.
Pan Wiechowski przynosi z miasteczka wiadomość, że w ciągu tygodnia ma się zjawić w szkole dyrektor. Uczono, więc dzieci rosyjskich pieśni, robiono porządki w szkole i zakupiono różne smakołyki. Dyrektor Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew po wejściu do klasy najpierw słucha odpowiedzi uczniów pytanych przez nauczyciela, później sam ich egzaminuje, egzamin wypada pomyślnie. Następnie rozmawia z dziećmi po polsku, przekonuje się, że w tym języku dzieci wypowiadają się swobodniej niż w rosyjskim i zaczyna podejrzewać Wiechowskiego, że uczy dzieci po polsku, dopuszczając się przestępstwa wobec państwa rosyjskiego. Zapowiada mu dymisję, nie chce nic jeść i opuszcza szkołę.
Wiechowski z rozpaczy wypija pięć butelek piwa zakupionego na przyjęcie dyrektora.
Po chwili Jaczmieniew wraca z powrotem, oznajmia nauczycielowi, że podwyższa mu pensję i wychodzi.
Żona Wiechowskiego wyjaśnia mężowi, że kobiety wiejskie poskarżyły się dyrektorowi, iż nauczyciel uczy ich dzieci tylko po rosyjsku, każe im śpiewać rosyjskie, prawosławne pieśni, a nie polskie, katolickie i domagały się, aby go usunął ze szkoły.
Nadszedł dzień egzaminów wstępnych do gimnazjum w Klerykowie. Borowiczowa udaje się z synem do miasta. W budynku szkolnym jest dużo rodziców i dzieci oczekujących na egzamin. Matka niepokoi się bardzo o przyjęcie Marcina, gdyż jest dużo kandydatów do klasy wstępnej.
Wieczorem idzie z synem do hotelu. 4 Zjawia się tam pewien Żyd, znający klerykowskie stosunki i radzi jej, aby udała się do p. Majewskiego, egzaminatora i poprosiła go o udzielenie synowi kilku lekcji, co też Borowiczowa czyni.
P. Majewski chętnie wyraża na to zgodę, biorąc z góry zapłatę. Chłopiec uczęszcza na lekcje tylko trzy dni, czwartego dnia odbywa się egzamin. Spośród stu kandydatów zostaje przyjętych trzydziestu, tych, którzy uczęszczali na korepetycje do p. Majewskiego. Borowiczowa umieszcza Marcinka na stancji u p. Przepiórkowskiej, dawnej znajomej.
Chłopiec uczy się bardzo pilnie, ale ma trudności, mimo że pomaga mu korepetytor zwany Pytią. Nauka odbywa się w języku rosyjskim. Marcinek męczy się, szczególnie przy uczeniu się matematyki, którą trudno mu jest opanować w języku rosyjskim. W czasie przerw urządza wraz z innymi niesamowite harce.
W przeddzień uroczystości Zielonych Świątek p. Borowiczowej wypada pilny interes w Klerykowie, przy okazji udaje się jej załatwić dwudniowy urlop dla syna i wracają oboje szczęśliwi do Gawronek.
W klasie pierwszej Marcin staje się już mniej pracowitym. W lecie p. Borowiczowa umiera. Odtąd Marcin czuje się bardziej swobodnym. Opuszcza się w nauce. Przyjaźni się z Wilczkiem, który dokształca go w złym kierunku, uczy oszukiwania nauczycieli i pozorowania nauki, chodzą obaj na wagary.
Pewnego razu Marcin wchodzi na mszę św. do kościoła i jest świadkiem incydentu między inspektorem a księdzem. Inspektor żąda, aby hymn carski śpiewano po rosyjsku, a prefekt oświadcza mu, że kazał go śpiewać po polsku i gdy inspektor chce przemocą dostać się „na chór", wypycha go siłą za drzwi.
Opiekunem klasy I, do której uczęszcza Marcin, jest p. Rudolf Leim, nauczyciel łaciny, pochodzący z niemieckiej rodziny. Gdy p Borowicza jako tego, który mówi po polsku, skazuje go na dwugodzinną kozę, ale pogardę okazuje temu, który to oskarżenie napisał. Języka rosyjskiego uczy, Stiepanycz Ozierskij, języka polskiego, który jest przedmiotem nieobowiązkowym - p. Sztetter, tak bojący się utraty swojej posady, że prawie niczego nie uczy, lekcje jego są nudne, sam nie cieszy się poważaniem wśród uczniów. Arytmetykę wykłada p. Nogacki, który uczy dobrze i ma poważanie.