Godzina 6:30. dzwoni mój budzik, który wyrywa mnie z mojego spokojnego snu. Nie zwracam na niego uwagi i udaje, że nic nie słyszę. w Końcu wstaje.O 6:50 do pokoju wpada mój ojczym. Szybko pokonuje bałagan panujący w pokoju. Po drodze potyka się o zeszyty, pozostawione bezwładnie na podłodze po wczorajszej nauce. Wreszcie dociera do mojego łóżka. Trzęsie mną przez chwilę na wszystkie możliwe strony. Próbując wyrwać mnie z świata marzeń i przywrócić do rzeczywistości. Po jakiś pięciu minutach dochodzę do siebie.Odkopuje się leniwie spod mojego kochanego kocyka, pod którym śpię od zawsze (odkąd pamiętam). Stawiam nogi na podłodze, po omacku szukając moich pantofli. Próbuje wstać, ale wbrew pozorom nie jest to takie proste… Gdy udaje mi się stanąć na nogach, uświadamiam sobie, iż przed chwilą wylałam sok pomidorowy na nowy dywan. Schodzę do kuchni, biorę ścierkę. Następne 15 min zajmuje mi szorowanie dywanu. Bez jakichkolwiek skutków. Patrzę na zegarek. Orientuje się, która godzina. Krzyczę „Mam zaledwie 30 min i znów spóźnię się na lekcje!”. Wpadam do łazienki. O mało co nie zabijam się o umywalkę. Myje twarz i rozczesuje włosy, co nie jest takie proste. Gdy już ujarzmię swoje kudły, grzebię w szafie i starannie dobieram swój dzisiejszy ubiór. Dostrzegam plamę na mojej bluzeczce, ale się tym nie przejmuję i idę dalej – na dół. A tam czeka na mnie zlew brudnych naczyń, szybko biore sie do pracy. Pospieszam brata, bo jest już za dziesięć ósma! Chwytam nerwowo moją ciężką torbę (nigdy nie mam czasu się pakować, dlatego zawsze nosze wszystkie książki). W czasie ubierania adidasów nie obywa się oczywiście od nieprzyjemnych komentarzy rodziców na temat mojego lenistwa.Docieram do szkoly 10 minut jestem już spóziona,wpadam do szatni. Zdejmuję tylko kurtkę, bo nie mam czasu szukać butów, które mogą być wszędzie, a szatnia jest duża… Wbiegam do klasy, a tam już siedzi wściekła pani Kowalska. Nie obchodzą ją moje wyjaśnienia. Wściekła siadam do ławki. Reszta lekcji wlecze się nie miłosiernie długo.
Godzina 6:30. dzwoni mój budzik, który wyrywa mnie z mojego spokojnego snu. Nie zwracam na niego uwagi i udaje, że nic nie słyszę. w Końcu wstaje.O 6:50 do pokoju wpada mój ojczym. Szybko pokonuje bałagan panujący w pokoju. Po drodze potyka się o zeszyty, pozostawione bezwładnie na podłodze po wczorajszej nauce. Wreszcie dociera do mojego łóżka. Trzęsie mną przez chwilę na wszystkie możliwe strony. Próbując wyrwać mnie z świata marzeń i przywrócić do rzeczywistości. Po jakiś pięciu minutach dochodzę do siebie.Odkopuje się leniwie spod mojego kochanego kocyka, pod którym śpię od zawsze (odkąd pamiętam). Stawiam nogi na podłodze, po omacku szukając moich pantofli. Próbuje wstać, ale wbrew pozorom nie jest to takie proste… Gdy udaje mi się stanąć na nogach, uświadamiam sobie, iż przed chwilą wylałam sok pomidorowy na nowy dywan. Schodzę do kuchni, biorę ścierkę. Następne 15 min zajmuje mi szorowanie dywanu. Bez jakichkolwiek skutków. Patrzę na zegarek. Orientuje się, która godzina. Krzyczę „Mam zaledwie 30 min i znów spóźnię się na lekcje!”. Wpadam do łazienki. O mało co nie zabijam się o umywalkę. Myje twarz i rozczesuje włosy, co nie jest takie proste. Gdy już ujarzmię swoje kudły, grzebię w szafie i starannie dobieram swój dzisiejszy ubiór. Dostrzegam plamę na mojej bluzeczce, ale się tym nie przejmuję i idę dalej – na dół. A tam czeka na mnie zlew brudnych naczyń, szybko biore sie do pracy. Pospieszam brata, bo jest już za dziesięć ósma! Chwytam nerwowo moją ciężką torbę (nigdy nie mam czasu się pakować, dlatego zawsze nosze wszystkie książki). W czasie ubierania adidasów nie obywa się oczywiście od nieprzyjemnych komentarzy rodziców na temat mojego lenistwa.Docieram do szkoly 10 minut jestem już spóziona,wpadam do szatni. Zdejmuję tylko kurtkę, bo nie mam czasu szukać butów, które mogą być wszędzie, a szatnia jest duża… Wbiegam do klasy, a tam już siedzi wściekła pani Kowalska. Nie obchodzą ją moje wyjaśnienia. Wściekła siadam do ławki. Reszta lekcji wlecze się nie miłosiernie długo.