Do fragmentu ( dość długiego )tekstu Tolkiena
mam 6 , pytan nietrudne;p liczę na was ;*
oto tekst:
Stary Las
Frodo zbudził się gwałtownie. W pokoju było jeszcze ciemno. Merry stał w progu: w jednej ręce trzymał świecę, drugą bębnił w drzwi.
- Dobrze, już dobrze! Co się stało? - spytał Frodo, wstrząśnięty i oszołomiony.
- Jak to co? - odparł Merry. - Pora wstawać. Wybiło już pół do piątej, mgła gęsta na dworze. Ruszaj się! Sam przygotowuje śniadanie. Nawet Pippin już wstał. Idę siodłać kuce i przyprowadzę tego, który ma dźwigać juki. Zbudź leniucha Fredegara. Niechże nas przynajmniej odprowadzi.
Nieco po szóstej pięciu hobbitów było gotowych do drogi.
Merry zeskoczył z siodła, odryglował bramę, a gdy wszyscy znaleźli się poza nią, zatrzasnął z powrotem. Rygle opadły z głośnym szczękiem, a dźwięk ten wydał się złowrogi.
- Stało się! - rzekł Merry. - Opuściłeś Shire, jesteś poza granicą kraju, na brzegu Starego Lasu.
- Czy to prawda, co o nim opowiadają? - spytał Pippin.
- Nie wiem, co masz na myśli - odparł Merry. - Jeżeli ci chodzi o stare bajki o goblinach, wilkach i tym podobnych potworach, którymi niańki straszyły Grubasa, to raczej nieprawda. A przynajmniej ja w te historie nie wierzę. Prawda jednak, że las jest niesamowity. Można by powiedzieć, że wszystko tam żyje bujniej i śledzi czujniej wydarzenia, niż my przywykliśmy w Shire. Drzewa nie lubią obcych. Patrzą na ciebie. Zazwyczaj poprzestają na tym i póki słońce świeci, nie robią nic więcej. Tylko od czasu do czasu któreś, bardziej od innych złośliwe, rzuci gałąź pod nogi, wysunie korzeń na ścieżkę, oplącze cię powojem. Nocą jednak bywa podobno gorzej.
Torowali więc sobie drogę wśród drzew, a kuce stąpały ostrożnie, omijając splątane i wijące się po ziemi korzenie. Las nie był tu podszyty. Teren wciąż się wznosił ku górze, a w miarę jak wędrowcy posuwali się naprzód, drzewa zdawały się coraz wyższe, ciemniejsze i gęściej zbite. Nie słyszeli nic prócz szelestu kropel kapiących od czasu do czasu z nieruchomych liści. Na razie nie zauważyli żadnych szeptów ani ruchu wśród gałęzi, lecz wszyscy mieli niepokojące wrażenie, że ktoś patrzy na nich niechętnie i że ta niechęć z każdą chwilą pogłębia się, zmienia w antypatię, a nawet we wrogość. Odczuwali to coraz wyraźniej, aż wreszcie zaczęli zerkać to w górę, to przez ramię za siebie, jakby oczekując, że lada chwila spadnie na nich znienacka jakiś cios
Jak gdyby senna ociężałość wypełzła spod ziemi, lepiła im się do nóg, unosiła się w powietrzu, ogarniała głowy i oczy. Frodo spostrzegł, że broda mu opada na piersi, a głowa chwieje się bezwładnie. Idący przed nim Pippin padł na kolana. Frodo przystanął. Usłyszał głos Merry'ego, który mówił:
- Nic z tego. Nie pójdę ani kroku dalej, póki nie odpocznę. Muszę się choć trochę przespać. Pod wierzbami jest rześko. Mniej much.
Froda tknęło złe przeczucie.
- Naprzód! - krzyknął. - Jeszcze nam nie wolno zasnąć. Najpierw trzeba się wydostać z lasu.
Tamci jednak byli zbyt senni, żeby zważać na przestrogi. Sam stał przy nich z ogłupiałą miną, ziewając i mrużąc oczy.
Nagle Froda także opanowała senność. W głowie mu się zakręciło. Dokoła zaległa niemal zupełna cisza. Muchy przestały brzęczeć. Tylko ledwie dosłyszalny, miły szum, jakby nikła melodia szeptanej piosenki, dolatywał spomiędzy gałęzi sklepionych nad ścieżką. Frodo uniósł ciężkie powieki i zobaczył nad sobą schyloną ogromną wierzbę, sędziwą i omszałą. Wydała mu się olbrzymia, a jej rozłożyste konary sięgały ku niemu jak chciwe ramiona o stu dłoniach i tysiącach długich palców; sękaty, koślawy pień ział szerokimi szczelinami, które trzeszczały z cicha, ilekroć poruszyły się gałęzie. Liście migocące na tle słonecznego nieba olśniły wzrok Froda. Potknął się i runął w trawę.
Merry i Pippin powlekli się parę kroków dalej i położyli, opierając plecy o pień wierzby. Drzewo kołysało się i skrzypiało, a za sennymi hobbitami szpary rozwierały się w pniu, jakby zapraszając do wnętrza. Popatrzyli w górę na szare i zielone liście, drżące w rozświetlonym powietrzu i śpiewające cicho. Zamknęli oczy i wydało im się, że słyszą słowa pieśni, słowa kojące, opowiadające o wodzie i śnie. Poddali się ich urokowi i zapadli w głęboki sen u stóp olbrzymiej siwej wierzby.
Frodo leżąc na ścieżce przez chwilę walczył ze snem, który go obezwładniał. Wreszcie przemógł się i z wysiłkiem wstał. Nie zdołał się jednak oprzeć pokusie chłodnej wody.
- Poczekaj na mnie, Samie - mruknął. - Muszę choć na minutę zanurzyć stopy w rzece.
Na pół przytomny posunął się naprzód, obchodząc wierzbę od strony rzeki w miejscu, gdzie wielkie, kręte korzenie wysuwały się ku wodzie, niby sękate, małe smoki pełznące do wodopoju. Siadł okrakiem na jednym z tych korzeni, plusnął rozprażonymi stopami do chłodnej, brunatnej wody - i nagle on także zasnął, oparty plecami o drzewo.
Sam usiadł i skrobiąc się po głowie ziewnął szeroko. Był strapiony. Wieczór się zbliżał, a gwałtowna senność, która napadła całą kompanię, wydała mu się podejrzana.
- Jest tu jakaś inna przyczyna - szepnął do siebie - nie tylko słońce i upał. Nie podoba mi się to wielkie stare drzewo, nie mam do niego zaufania. Jak to śpiewa! A wciąż o spaniu. Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Dźwignął się z trudem i powlókł, żeby zobaczyć, co porabiają kucyki. Stwierdził, że dwa odbiegły ścieżką daleko naprzód; złapał je i sprowadził z powrotem, i w tym momencie usłyszał dwa dziwne odgłosy: jeden gwałtowny, drugi łagodny, lecz wyraźny. Pierwszy - to był pluski, jakby coś ciężkiego wpadło do wody. Drugi przypominał szczęk zamka w zatrzaskiwanych drzwiach.
Sam skoczył na brzeg rzeki. Frodo był już w wodzie, ale tuż przy brzegu; ogromny korzeń obejmował go i wciskał w głąb, on jednak wcale się nie bronił. Sam chwycił go za kurtkę i wyciągnął spod korzenia, potem wyholował na trawę. Niemal natychmiast Frodo ocknął się, zakaszlał, wykrztusił wodę z gardła.
- Czy wiesz, Samie - powiedział wreszcie - że to niegodziwe drzewo wrzuciło mnie do rzeki? Czułem dobrze. Ogromny korzeń oplątał mnie i zepchnął.
- Śniło się panu pewnie - rzekł Sam. - Nie trzeba sadowić się w takim miejscu, kiedy sen ogarnia.
- A co z tamtymi dwoma? Ciekawym, co im się przyśniło?
Obeszli drzewo i wtedy dopiero Sam zrozumiał, co to za szczęk słyszał przed chwilą. Pippin zniknął. Szpara w pniu, przy której leżał, zamknęła się tak, że nie zostało ani znaku. Merry był w potrzasku: druga szpara zacisnęła się obejmując go w pasie; nogi sterczały mu na zewnątrz, reszta ciała tkwiła we wnętrzu pnia, a krawędzie dziupli trzymały ją niby kleszcze
Frodo tymczasem, nie bardzo wiedząc, dlaczego tak robi i co sobie po tym obiecuje, wybiegł na ścieżkę wrzeszcząc: "Na pomoc! Na pomoc!" Nie słyszał prawie własnego przeraźliwego krzyku, bo ledwie słowa wyfruwały z jego ust, gdy wiatr huczący wśród wierzb porywał je i topił w szumie liści. Frodo był zrozpaczony. Stracił głowę i nie widział ratunku.
Nagle stanął. Czy mu się wydało, czy też naprawdę ktoś odpowiedział na jego wołanie? Z daleka, z głębi lasu dolatywał jakiś głos;
Frodo i Sam stali jak urzeczeni. Wiatr ucichł. Liście znów zwisły spokojnie ze sztywnych gałęzi. Nowy wybuch pieśni i nagle w tanecznych podskokach wynurzył się spośród sitowia stary, pognieciony kapelusz z wysoką główką i z długim niebieskim piórem zatkniętym za wstążkę. Jeszcze jeden podskok - i ukazał się człowiek - czy może ktoś bardzo do człowieka podobny
Na pomoc! - krzyknęli Frodo i Sam biegnąc na spotkanie nieznajomego z rozpostartymi ramionami.
- Ho! Ho! Spokojnie! - zawołał człowieczek podnosząc jedną rękę. Stanęli jak wryci. - No, co tam, malcy? Gdzież to tak pędzicie sapiąc niczym miechy? Co się tu dzieje? Czy wiecie, kim jestem? Tom Bombadil. Powiedzcie, co się wam przydarzyło. Tom się bardzo spieszy. A nie zgniećcie moich lilii.
- Wierzba chwyciła moich przyjaciół! - krzyknął bez tchu Frodo.
- Pan Merry uwięziony w dziupli! - krzyknął Sam.
- Co takiego? - zawołał Tom Bombadil podskakując wysoko. - Stara wierzba płata figle? Nic gorszego się nie stało? No, poradzimy na to zaraz. Znam jej piosenkę. Stara, siwa wierzba! Zamrożę jej szpik w kościach, jeśli się nie uspokoi. Tak jej zaśpiewam, że korzenie trzasną, taki wicher rozkołyszę, że jej liście i gałęzie opadną. Starucha!
Ostrożnie położył swoje lilie na trawie, podbiegł do drzewa. Wówczas zobaczył nogi Merry'ego sterczące jeszcze na zewnątrz: resztę już wierzba wciągnęła do dziupli. Przyłożył usta do szpary w pniu i zanucił cichutko. Hobbici nie mogli dosłyszeć słów, ale Merry najwidoczniej się ożywił, bo wierzgał teraz gwałtownie. Tom odskoczył, ułamał zwisającą gałąź i zaczął nią chłostać wierzbę.
- Wypuść ich, starucho! - mówił. - Co sobie myślisz? Niepotrzebnie się zbudziłaś. Jedz ziemię! Drąż głęboko! Pij wodę! Śpij! Bombadil do ciebie przemawia.
Potem chwycił Merry'ego za nogi i wyciągnął go przez rozszerzoną nagle szparę.
Rozległ się trzask pękającej kory i rozwarła się druga szpara; Pippin wyskoczył tak żywo, jakby go ktoś z wnętrza pnia wypchnął kopniakiem. Potem obie szpary znów się zamknęły z łoskotem. Dreszcz przebiegł po drzewie od korzeni po koronę i zaległa cisza.
- Dziękujemy! - powiedzieli hobbici, wszyscy po kolei.
Tom Bombadil wybuchnął śmiechem.
- A teraz, mali przyjaciele - rzekł schylając się, żeby im zajrzeć w oczy - pójdziecie ze mną do mojego domu
;)
a teraz zad.
1.Zapisz w punktach informacje o wszystkich bohaterów opowiadania
2. Czy świat przedstawiony w opowieści Tolkiena ma charakter fantastyczny czy realistyczny
3. Tom Bombadli to jedna z bardziej fantastycznych postaci. Co można o nim powiedzieć na podstaie tego fragmentu?
4.Dlaczego stara wierzba zaatakowała hobbitów?
6.dokończ zdanie LAS jest bezbronny wobec..
\
wiem że tekst dłuugi ale licze na was.. grozi mi 1; *(
muszę to zrobić Q!!
najbardziej zależy mi na 1 zadaniu ;]dużo pkt. dam naj
Frodo - jedyny syn Drogo Bagginsa i Primuli Brandybuck. Po śmierci rodziców zostaje zaadoptowany przez wuja, Bilbo Bagginsa i mieszka wraz z nim w Bag End.
Pippin, syn Paladina Tuka, był hobbitem, który uczestniczył w wyprawie mającej na celu zniszczyć Pierścień Saurona (władcy Mordoru). Razem z Merrym został porwany przez orków, którzy napadli na Drużyna Pierścienia i zabili Boromira, jednego z jej członków.
Meriadok Brandybuck zdrobniale Merry - był hobbitem i jednym z najbliższych przyjaciół Froda Bagginsa. Tak, jak jego kuzyn Pippin Tuk, Merry miał jasne, niemal złote włosy i błękitne oczy. Był również spokrewniony z Frodem.
Samwise Gamngee był najlepszym przyjacielem Froda Bagginsa i wraz z nim wyruszył w kierunku Góry Przeznaczenia, aby Frodo mógł tam zniszczyć Pierścień Władzy. Jego najlepszymi przyjaciółmi, obok Froda, byli: Peregrin Tuk zwany Pippinem i Meriadok Brandybuck, zwany Merrym.
TOM BOMBADIL
Był władcą Starego Lasu. Nikt tak naprawdę nie znał jego pochodzenia, ale prawdopodobnym jest, iż należał do Majarów. Posiadał niezwykłą moc i wiedzę - nawet Jedyny Pierścień nie miał nad nim władzy.
2. jest to świat fantastyczny.
3. władca starego lasu. zna go lepiej niż ktokolwiek inny.
4. zaatakowała gdyż chciała spłatać im figla.