Dlaczego Staś Tarkowski "W pustyni i w puszczy"
może być dla nas ideałem?
WYGLĄD, UMIEJĘTNIŚCI,CECHY CHARAKTERU,CECHY OSOBOWOŚCI
kiedy te rzeczy wykorzystał?
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
"Staś urodził się, wychował i doszedł do czternastego roku życia w Port-Saidzie, nad kanałem, wskutek czego inżynierowie, koledzy ojca, nazywali go "dzieckiem pustyni"(...)Staś wyższy był i silniejszy, niż bywają chłopcy w jego wieku, a dość mu było spojrzeć w oczy, by odgadnąć, że w razie jakiego wypadku prędzej zgrzeszy zbytkiem zuchwałości niż bojaźnią. W czternastym roku życia był jednym z najlepszych pływaków w Port-Saidzie(...) Strzelając z karabinków małego kalibru - i tylko kulami, do dzikich kaczek i do egipskich gęsi, wyrobił sobie niechybną rękę i oko(...) Urodzony w Egipcie, mówił po arabsku jak Arab.Od Zanzibarytów, których wielu służyło za palaczów przy maszynach, wyuczył się rozpowszechnionego wielce w całej Afryce środkowej języka ki-swahili, umiał nawet rozmówić się z Murzynami z pokoleń Dinka i Szylluk, zamieszkujących poniżej Faszody nad Nilem. Mówił prócz tego biegle po angielsku, po francusku i po polsku, albowiem ojciec jego, gorący patriota, dbał o to wielce, by chłopiec znał mowę ojczystą."(1) Staś Tarkowski był dla mnie bwana kubwa, kiedy miałam pięć, może sześć lat. Gdy zrównałam się z nim wiekiem, wydał mi się śmieszny w swojej chełpliwości i w ogóle nieco nadęty. A później - on pozostał na zawsze czternastolatkiem z uproszczoną wizją świata, podzielonego na rozumnych, sprawiedliwych białych, podstępnych Arabów i prymitywnych Murzynów - a ja dorastałam. Im większa dzieliła mnie od Stasia różnica wieku, tym trudniej przychodziło zaakceptować jego wizję.
"W istocie ma on sporo cech niesympatycznych, z których najprzykrzejsza jest ta, że nigdy samego siebie nie podaje w wątpliwość"(2) - napisał Jan Błoński próbując dociec przyczyny własnych skomplikowanych uczuć do Stasia. Według niego "przez trzysta stron Staś wcale się nie zmienia: najbardziej osobliwe przypadki potwierdzają w nim tylko to, co już wie o sobie i świecie. Rzecz w tym, że naprawdę Staś nie jest wcale ciekaw świata. Interesuje go jedno: okazać się godnym własnego pojęcia o sobie. Z chwilą, gdy może postawić sobie piątkę z heroizmu, idzie spokojnie na polowanie. Podróż z Port Saidu do Mombasy nauczyła go właściwie tylko geografii Afryki, rozeznania w faunie i celności strzału. Znać to najlepiej po jego stosunku do ludzi, których poznaje. Nie stara się wniknąć w powody, które gnają Arabów do Mahdiego; przywódcę powstania uważa po prostu za szarlatana; do Murzynów odnosi się z bezbrzeżną pogardą: okazują się naiwniejsi od Nel."(3) Mimo tej postawy, którą Błoński nazywa postawą "heroicznego konformisty", Staś byłby nawet do zniesienia, gdyby nie to, że już na początku książki coś się do niego przyczepiło. To coś jest śliczne jak obrazek, głupie i bezradne, a nazywa się Nel. "Nel stanowi dla Stasia magiczną gwarancję jego własnej męskości: im ona będzie bardziej nieporadna, tym on dzielniejszy i bardziej przedsiębiorczy. Gniewałby się, gdyby chciała mu pomagać. Niechaj pozostanie przedmiotem, w którym ucieleśniła się esencja kobiecości, tak jak w nim - esencja męskości"(4). Mała Miss Rawlison jest główną przyczyną moich związanych ze Stasiem rozterek - tak irytująca, że chciałoby się, ażeby wreszcie pożarło ją wobo, jest jednocześnie jedynym powodem, dla którego Staś działa, więc pozbyć się jej nie można. W taki oto sposób, za sprawą młodzieńczej miłości do bohatera "W pustyni i w puszczy", dowiedziałam się ważnej prawdy o relacjach damsko-męskich: pełni zalet mężczyźni zwykle poświęcają życie najbardziej denerwującym kobietkom i głupieją do tego stopnia, że widzą w nich "dobre mzimu".
W jednym chyba jest Błoński dla Stasia zbyt surowy: to przecież bohater idealny, a ideał zmienić się nie może. Po prostu czasem przestaje wystarczać.
Domyślam się, że ta niezrozumiała dziś dla mnie miłość do władających orężem mołojców, musiała wiązać się z tym, że tak bardzo chciałam być chłopcem. Nie kochałam Stasia - ja chciałam nim być. Przeżywać przygody, walczyć jak d'Artagnan, jeździć konno i ruszać wąsikiem jak Mały Rycerz. Kiedy dotarło do mnie (późno, mniej więcej w pierwszej klasie), że zamiast walecznym herosem jestem dziewczynką ze skłonnością do przewlekłych infekcji układu oddechowego, definitywnie porzuciłam dzielnych zawadiaków: d'Artagnana, Stasia i pana Michała, a nawet pokrewnego im idola telewizyjnego, Janka Kosa. Jednak sentyment do bohaterów pozostał mi jeszcze przez jakiś czas.