Przeczytałam wszystkie części Jeżycjady setki razy, znam je prawie na pamięć. Kiedyś, gdy nie mogłam zasnąć, poprosiłam męża, by przeczytał mi parę stron na głos - książka tak mu się spodobała, że od tamtej pory czyta mi do snu codziennie, sięgając po coraz to inną część. Czyta i co chwilę wybucha gromkim śmiechem, a ja mamroczę: "Weź nie rechocz, bo mi spać nie dajesz."
Co lubię w tych książkach? Ponadczasowość: czytałam je jako małe dziecko, potem jako podlotek, jako dorosła kobieta, teraz jako żona i matka - i za każdym razem odkrywam w nich coś nowego, co mnie śmieszy i wzrusza. Bijące z nich ciepło, dobro i miłość - momentami sceny są aż wkurzające z tym wiecznym przebaczaniem, wiarą, nadzieją i triumfem dobra nad złem, ale to są książki, przy których można ogrzać serce.
Jak byłam mała, uwielbiałam "zabawę w Boga" Chodziłam po ulicach i zaglądałam przez okna do domów i mieszkań, snując sobie różne wymyślone historie, kto tam mieszka, jakim jest człowiekiem, co go spotkało w życiu i co go jeszcze czeka w przyszłości... Jeżycjada opowiada o losach kilku rodzin na przestrzeni lat, więc z przyjemnością śledzę, jak z nastoletniej chłopczycy Gabrysia zmienia się najpierw w porzuconą przez męża samotną matkę, później szczęśliwą żonę, wreszcie babcię... Czasem zdarzy mi się czytać jedną ze starszych części Jeżycjady, w której Gabrysia poznaje Pyziaka (kto czytał, ten wie) i pomyśleć: "No zostaw tego palanta, głupia, żebyś ty wiedziała, co on narobi!"
No i na koniec: GENIALNE poczucie humoru pani Musierowicz. Umieram, płaczę, zwijam się ze śmiechu, gęba mnie boli, brzuch mnie boli, czytam to samo po raz setny, a i tak wciąż wyję z uciechy
Przeczytałam wszystkie części Jeżycjady setki razy, znam je prawie na pamięć. Kiedyś, gdy nie mogłam zasnąć, poprosiłam męża, by przeczytał mi parę stron na głos - książka tak mu się spodobała, że od tamtej pory czyta mi do snu codziennie, sięgając po coraz to inną część. Czyta i co chwilę wybucha gromkim śmiechem, a ja mamroczę: "Weź nie rechocz, bo mi spać nie dajesz."
Co lubię w tych książkach? Ponadczasowość: czytałam je jako małe dziecko, potem jako podlotek, jako dorosła kobieta, teraz jako żona i matka - i za każdym razem odkrywam w nich coś nowego, co mnie śmieszy i wzrusza. Bijące z nich ciepło, dobro i miłość - momentami sceny są aż wkurzające z tym wiecznym przebaczaniem, wiarą, nadzieją i triumfem dobra nad złem, ale to są książki, przy których można ogrzać serce.
Jak byłam mała, uwielbiałam "zabawę w Boga" Chodziłam po ulicach i zaglądałam przez okna do domów i mieszkań, snując sobie różne wymyślone historie, kto tam mieszka, jakim jest człowiekiem, co go spotkało w życiu i co go jeszcze czeka w przyszłości... Jeżycjada opowiada o losach kilku rodzin na przestrzeni lat, więc z przyjemnością śledzę, jak z nastoletniej chłopczycy Gabrysia zmienia się najpierw w porzuconą przez męża samotną matkę, później szczęśliwą żonę, wreszcie babcię... Czasem zdarzy mi się czytać jedną ze starszych części Jeżycjady, w której Gabrysia poznaje Pyziaka (kto czytał, ten wie) i pomyśleć: "No zostaw tego palanta, głupia, żebyś ty wiedziała, co on narobi!"
No i na koniec: GENIALNE poczucie humoru pani Musierowicz. Umieram, płaczę, zwijam się ze śmiechu, gęba mnie boli, brzuch mnie boli, czytam to samo po raz setny, a i tak wciąż wyję z uciechy