- Co się stało? - To... to coś wylądowało w moim pokoju – rzekłem. - Jakie „coś”? - To, co stoi przede mną. - Przecież przed tobą nic nie stoi. - Jak nie? Jak tak! - Przestań kłamać młody człowieku! Zrozumiałem wtedy, że tylko ja widzę tę istotę i pewnie tylko ja go słyszę, jak to bywa w filmach z duchami. - Chyba coś mi się przyśniło – powiedziałem aby się usprawiedliwić. - Oglądasz za dużo telewizji – rzekła mama, po czym wyszła. Gdy już się otrząsnąłem zacząłem przyglądać się uważnie przybyszowi. - Co się tak gapisz? – przemówił niespodzianie. - Cicho bądź! To ja tu zadaję pytania. - Dobra, dobra. - Kim jesteś? - Nazywam się [email protected]#$%?^&*_(+\{]`=|. Dla przyjaciół Zorg. - Skąd pochodzisz? - Z niedaleka. Z galaktyki oddalonej od waszej o 12 tysięcy lat świetlnych. Z planety Linket. - Rzeczywiście niedaleko. Po co przyleciałeś? - Na coroczny zjazd marsjański rzecz jasna. A właśnie gdzie mogę zaparkować swój krążownik? - To nie jest Mars tylko Ziemia. - W tym głupim statku zawsze musi się cos zepsuć! Ziemia? Aaaa... Ziemia, trzecia planeta od Słońca. - No właśnie. - Jaki to kraj? - Polska. - Mówi się, że Polacy są bardzo gościnni, więc może czymś mnie poczęstujesz? - Paluszki, chipsy, popcorn, sok, kawa, herbata? - Może poproszę trochę ołówków. - Mam tylko trzy. - Może być. Ku mojemu zdziwieniu, gdy podałem Zorgowi ołówki, on schrupał je jakby wcale nie były z drewna. - My tu gadu-gadu, a ja nawet nie spytałem jak się nazywasz – powiedział ufoludek. - Woźniak Krzysztof, dla przyjaciół Krzysiek. - Ale jestem śpiący... Po tych słowach Zorg ziewnął przeciągle (myślałem, że mnie połknie) i zasnął. Ponieważ było już późno i ja poszedłem spać. Rano zdecydowałem się zabrać mojego nowego przyjaciela do szkoły. po chwili rzekł - Dobrze ale co tam się robi? - Jak to co, uczymy się. - Po co przecież już wszystko umiecie? - Niby skąd mamy wszystko wiedzieć? - Na naszej planecie gdy ktoś się rodzi to od razu wszystko umie. - U nas tak nie jest. – westchnąłem z żalem – A tak w ogóle to ile ty masz lat? - Mam trzynaście tysięcy sześćset pięćdziesiąt osiem lat. - Na waszej planecie wszyscy tak długo żyją? - Przeważnie każdy żyje około sto tysięcy lat. - Nie nudzi wam się żyć tak długo? - Nie. Idziemy wreszcie do tej twojej szkoły czy nie? - Idziemy, idziemy. Pierwszą lekcją w szkole była geografia. Gdy pan opowiadał o starożytnych poglądach na temat budowy wszechświata Zorg śmiał się do rozpuku. Dziwił się, że w ogóle mogły takie zaistnieć. Później zaczął mi opowiadać o całym wszechświecie. Jak wyglądają galaktyki, planety, że w naszym Układzie Słonecznym jest dziesiąta planeta itd. Gdy mu po cichu opowiedziałem o naszej teorii powstania wszechświata on potwierdził ją i pochwalił. Niestety gdy go tak słuchałem pan zadał mi pytanie, a ja nawet nie wiedząc jak one brzmiało załapałem uwagę. Kolejną lekcją była historia. Na tej lekcji był wykład o budowlach starożytnego Egiptu. Wtedy Zorg zaczął opowiadać mi jak jego wujek pomagał Ziemianom w budowie Piramid. Poza tym dowiedziałem się od niego, że Sfinks jest po prostu pomnikiem linketskiego psa. Później chciał zjeść mapę. Odradzałem mu to ale on nie słuchał. Podszedł do niej niezauważony i odgryzł kawałek. Ponieważ jednak mapa była dosyć stara, nie smakowała Zorgowi i zaniechał dalszej degustacji. Na szczęście nikt nie widział całego zajścia. Trzecią lekcją był język polski, na którym Zorg zjadł aż trzy kredy za co nieźle oberwało się dyżurnemu. Na przerwie poszedłem kupić coca-colę w puszce. Zakup ten opłacał się nam obu: ja wypiłem napój a Zorg zjadł puszkę. Czwartą lekcję była informatyka. Podczas gdy ja wykonywałem tylko polecenia pani on usiadł przy komputerze obok i włamał się do Pentagonu. Następnie pokazał mi tajne dokumenty, potwierdzające plotkę o posiadaniu przez FBI zwłok kosmitów. Powiedział, że to ciała istot zamieszkujących nasz sąsiedni układ bardzo podobny do naszego Układu Słonecznego. Piątą i ostatnią lekcją w tym dniu była biologia. Na tej lekcji tym razem Zorg się czegoś nauczył. Poznał budowę naszego ciała oraz oznajmił mi, że do tak rozwiniętego umysłu jaki on posiada ewolucja doprowadzi nas za około 26 tysięcy lat. Na początku bardzo się zdziwiłem, że będzie to trwało tak długo, ale czy nie warto poczekać dla takiej wiedzy? Po upływie wszystkich lekcji poszliśmy do domu. - Wcale nie taka głupia ta wasza szkoła – powiedział Zorg. - Tak ci się tylko wydaje – odpowiedziałem. - Przesadzasz. - Wcale nie, a najgorsze jest to, że jutro pójdziemy tam znowu. Gdy wypowiedziałem te słowa Zorg zaczął skakać wokół mnie i dziękować. Zdziwiło mnie to bardzo ponieważ już myślałem, że jesteśmy podobni, a tymczasem on... lubi... szkołę! W domu ja odrabiałem lekcje, a mój przyjaciel oglądał telewizję. Gdy spojrzałem na niego zobaczyłem, że płacze jakby się świat kończył. Następnie spojrzałem na telewizor. Wszystko było już jasne Zorg oglądał „Lessi wróć!”. Zacząłem mu wtedy tłumaczyć, że wszystko co można zobaczyć w telewizji oprócz wiadomości to wymyślone historie. Od tej pory Zorg oglądał tylko serwisy informacyjne. Wieczorem gdy poczułem, że pachnie nienajładniej postanowiłem go umyć. Wtedy on zaczął się szarpać jak pies i krzyczeć: - Co robisz przecież jestem czysty!!! - A kiedy ostatnio się myłeś? - Trzy ziemskie miesiące temu! - Ty brudasie!!! Po skończonej kąpieli Zorg był nareszcie czysty, a w moim pokoju nie ulatniał się nieprzyjemny zapach. Później poszliśmy spać. Ta noc była dla mnie koszmarem. Zorg chrapał tak głośno aż myślałem, że ziemia się wali. Usnąłem dopiero około godziny drugiej w nocy. Rano gdy obudziłem się wyjątkowo niewyspany powiedziałem mu jak głośny chrapał. On przeprosił mnie i poszliśmy do szkoły. Dzień upłynął spokojnie oprócz dwunastu kred połkniętych przez Zorga za co znowu oberwało się dyżurnemu. Po szkole tata wysłał mnie do supermarketu gdzie również postanowiłem zabrać mojego kosmitę. - Co to jest ten supermarket? - To taki sklep ze wszystkim. - Aha... a co to jest sklep? - U was tego nie było? - Nie. - To takie miejsce gdzie za pieniądze kupujesz to co chcesz. - Aha... a co to są pieniądze? - To takie papierki lub kawałki blachy, a kiedy je komuś dasz to możesz coś sobie wziąć. - U nas gdy ktoś chciał sobie coś wziąć to szedł do składowiska i sobie brał za darmo. - Szkoda, że u nas tak niema – westchnąłem. Gdy tylko weszliśmy do sklepu Zorg poczuł zapach artykułów szkolno-biurowych i wystrzelił do nich jak z procy. Kiedy go dogoniłem stanąłem jak wryty. Oto ujrzałem jak bez opamiętania kosmita pożera zeszyty, ołówki, długopisy, temperówki i wszystko inne co mu wpadło w ręce. Nie miałem zamiaru go powstrzymywać ponieważ widząc tłum gapiów zastanawiających się jak to wszystko samo znika wiedziałem, że wydałbym siebie i Zorga. Po posiłku wlókł się za mną jak żółw, a przed nami były jeszcze całe zakupy. Aby szybko wszystko kupić postanowiłem zostawić go w dziale słodyczy i sam jeździć po sklepie. Szybko kupiłem makaron, masło, mleko itp. i przyszedłem tam gdzie go zostawiłem. Niestety Zorga tam nie było. Po raz pierwszy od czasu jego przyjazdu zgubiłem go. Szukałem go po całym sklepie aż wreszcie znalazłem go przy kasie. Za każdym razem gdy pani ją otwierała i obróciła się do klienta aby wydać mu resztę on wyjmował z kasy tyle pieniędzy ile zdążył. Gdy ja już zapłaciłem za wszystko co kupiłem stanąłem przed sklepem i zacząłem na niego krzyczeć: - Co ty robisz?! - Jak to co? Teraz będziesz miał więcej pieniędzy i będziesz mógł sobie kupić co tylko zechcesz – odpowiedział kosmita. - Ty mi wcale nie pomagasz tylko kradniesz! - A co ty znaczy „kradniesz”? - Zabierasz czyjąś własność bez jego wiedzy i zgody. - A to jest złe? - No jasne! Masz to natychmiast zanieść i oddać! - Ale dlaczego? - Bo ja tak mówię! Gdy Zorg zanosił pieniądze oczy kasjerki prawie wyszły z orbit widząc jak pieniądze lecą i same wchodzą do kasy. Po takim przeżyciu ekspedientka zemdlała. - Zaniosłeś? – spytałem aby się upewnić. - Tak ale gdy je wkładałem do kasy to ta pani zasnęła. - Pewnie z przemęczenia – powiedziałem niczego się nie domyślając. Tego samego dnia włączyłem komputer. I tym razem Zorg włamał się tyle, że do KGB. Ja myślałem, że ono już nie istnieje ale on znalazł bardzo ciekawe dokumenty. Widziałem między innymi: plan bomby jądrowej, notatki Lenina i Stalina, zdjęcia najważniejszych agentów oraz polityków podejrzanych o korupcję. Później jak co wieczór poszliśmy spać. Tym razem Zorg już nie chrapał z czego byłem bardzo zadowolony. Trzeciego dnia po przyjeździe ufoludka również poszliśmy do szkoły. Było tam spokojnie oprócz jak zwykle znikających kred za co dyżurny został odwołany ze swojego stanowiska. Po południu musiałem wysłać list więc poszedłem razem z Zorgiem na pocztę. Tam gdy wrzucałem do skrzynki list mój towarzysz zauważył na nim znaczek. - Co to jest? – zapytał. - Znaczek, gdy wysyłasz list to musisz go nakleić. - Apetycznie wygląda – powiedział patrząc na mnie błagalnie. - No dobrze kupię ci trochę. Przy kasie Zorg wybrał sobie trzy wzory znaczków, a ja kupiłem mu po dziesięć z każdego. Po przekąsce powiedział: - Dziękuję były wyśmienite. - Nie ma za co. Niech ci wyjdzie na zdrowie. Jeszcze jesteś głodny? - Nie, ale kupiłbyś mi jeszcze trochę? - Po co jeśli nie jesteś głodny? - Chyba zacznę je kolekcjonować. Koledzy na Linkecie pękną z zazdrości. - Zostaniesz filatelistą. - A kto to jest? - Filatelista to taki ktoś kto zbiera znaczki. - To u was jest ich więcej? - Jasne! Ale skoro u was nikt ich nie zbiera to ty będziesz pierwszym kolekcjonerem znaczków na Linkecie. Po powrocie do domu ze względu na późną porę poszliśmy spać. W sobotę byłem umówiony z kolegami w kinie. Ponieważ jednak stała się rzecz niespodziewana jaką był przylot kosmity postanowiłem iść z kolegami i kosmitą nikomu o tym nie mówiąc oczywiście. Przed kasą gdy kupiłem bilety na szczęście zdążyłem je schować przed głodnym wzrokiem Zorga. Gdy weszliśmy na salę i zgaszono światło mój przyjaciel zaczął się strasznie bać. Całe pięć minut tłumaczyłem mu, że to tylko dla poprawienia jakości obrazu. On uspokoił się dopiero kiedy zaczął się film. Niestety był on komedią. Przez cały seans Zorg śmiał się tak głośno, że ja prawie nic nie mogłem usłyszeć. Na szczęście słyszałem go tylko ja więc nie zostałem wyrzucony z sali. Po seansie gdy koledzy pytali się mnie jak mi się podobał film ja odpowiadałem, że bardzo chociaż nawet nie wiedziałem o czym tak naprawdę był. Gdy rozstaliśmy się z kolegami zacząłem rozmowę z Zorgiem: - Czemu się tak głośno śmiałeś? - Przecież film był śmieszny. Dlaczego miałem się nie śmiać? - Nie mówię, że miałeś się nie śmiać ale mogłeś się śmiać trochę ciszej. Przez ciebie nawet nie wiem o czym był film. - No to ci opowiem. Gdy Zorg opowiadał film to tak dziwnie, że jeszcze bardziej poplątał mi jego treść. Aby jednak go nie urazić nie przerywałem mu i udawałem, że słucham. Kiedy już skończył powiedziałem: - Rzeczywiście był bardzo ciekawy. Dziękuję, że mi go opowiedziałeś. - Nie ma za co – odpowiedział zadowolony kosmita. W niedzielę były wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ponieważ do wyborów na prezydenta Polski było jeszcze daleko postanowiłem zabrać Zorga do najbliższego lokalu wyborczego dla Amerykanów. Ja nie mogłem tam wejść ze względu na wiek i polskie pochodzenie. Zorg jednak jako widzialny tylko dla mnie wszedł tam bez problemu. Ja wszystkiemu przyglądałem się przez okno. Widziałem jak mój kosmita otwiera urnę i zagląda do środka. Po chwili wyjął z niej kilka głosów i z apetytem zjadł je. Łącznie zjadł około pięćset głosów, a wyborcy patrzyli jak same znikały jak na ducha. Po tym jak Zorg wyszedł nie mogli dojść do siebie przez około dziesięć minut. Ja śmiałem się z nich tak bardzo, że ledwie łapałem oddech. Lecz gdy ufoludek podszedł do mnie ja uspokoiłem się i zacząłem na niego krzyczeć. - Co ty robisz?! - Jak to co? Zjadłem tylko kilka popisanych karteczek. - To są wybory! Tutaj każdy głoś jest ważny! - Co tak wrzeszczysz? Przecież kilka nie zrobi im różnicy. - Ty ich nie zjadłeś kilka tylko około pięćset! - Oj, przepraszam, ale one wyglądały tak apetycznie, że nie mogłem się powstrzymać. - Po pierwsze: to nie mnie musisz przepraszać. Po drugie: widziałeś ich miny? - Tak, a czemu? - Bo były bardzo śmieszne. - Jasne, że były. - Jesteśmy kwita. Nie pośmiałem się na filmie ale za to teraz uśmiałem się nieźle. Tego samego dnia postanowiłem iść z Zorgiem na mecz piłki nożnej. Decyzja ta okazała się w skutkach tragiczna. Najpierw mój kosmita zachowywał się o wiele gorzej niż typowy pseudokibic. Krzyczał tak głośno, że ledwo mogłem przy nim usiedzieć. Po meczu zaczął rzucać krzesłami, a ja oddalałem się do niego aby nikt mnie niesłusznie nie podejrzewał. Na szczęście pośród wielu pseudokibiców robiących dokładnie to samo co mój przyjaciel żaden nie zwrócił uwagi na krzesła, które same lecą na boisko. - Co ty robisz zacofany kosmito?! - Robię to co każdy, a wcale nie jestem zacofany! - Wnioskuję po twoim zachowaniu, że jesteś! - Nie jestem! - To dlaczego darłeś się na całego i rzucałeś krzesłami? - Bo to jest dobre. - Nie jest! - Jest! - Nie jest! - Nie jest? - Jasne, że nie każdy kto robi takie rzeczy jest po prostu chuliganem. - W takim razie przepraszam bardzo ale nie wiedziałem. Po powrocie do domu Zorg oznajmił mi, że musi lecieć na swoją planetę. Wiadomość tą przyjąłem z wielkim żalem
- Co się stało?
- To... to coś wylądowało w moim pokoju – rzekłem.
- Jakie „coś”?
- To, co stoi przede mną.
- Przecież przed tobą nic nie stoi.
- Jak nie? Jak tak!
- Przestań kłamać młody człowieku!
Zrozumiałem wtedy, że tylko ja widzę tę istotę i pewnie tylko ja go słyszę, jak to bywa w filmach z duchami.
- Chyba coś mi się przyśniło – powiedziałem aby się usprawiedliwić.
- Oglądasz za dużo telewizji – rzekła mama, po czym wyszła.
Gdy już się otrząsnąłem zacząłem przyglądać się uważnie przybyszowi.
- Co się tak gapisz? – przemówił niespodzianie.
- Cicho bądź! To ja tu zadaję pytania.
- Dobra, dobra.
- Kim jesteś?
- Nazywam się [email protected]#$%?^&*_(+\{]`=|. Dla przyjaciół Zorg.
- Skąd pochodzisz?
- Z niedaleka. Z galaktyki oddalonej od waszej o 12 tysięcy lat świetlnych. Z planety Linket.
- Rzeczywiście niedaleko. Po co przyleciałeś?
- Na coroczny zjazd marsjański rzecz jasna. A właśnie gdzie mogę zaparkować swój krążownik?
- To nie jest Mars tylko Ziemia.
- W tym głupim statku zawsze musi się cos zepsuć! Ziemia? Aaaa... Ziemia, trzecia planeta od Słońca.
- No właśnie.
- Jaki to kraj?
- Polska.
- Mówi się, że Polacy są bardzo gościnni, więc może czymś mnie poczęstujesz?
- Paluszki, chipsy, popcorn, sok, kawa, herbata?
- Może poproszę trochę ołówków.
- Mam tylko trzy.
- Może być.
Ku mojemu zdziwieniu, gdy podałem Zorgowi ołówki, on schrupał je jakby wcale nie były z drewna.
- My tu gadu-gadu, a ja nawet nie spytałem jak się nazywasz – powiedział ufoludek.
- Woźniak Krzysztof, dla przyjaciół Krzysiek.
- Ale jestem śpiący...
Po tych słowach Zorg ziewnął przeciągle (myślałem, że mnie połknie) i zasnął. Ponieważ było już późno i ja poszedłem spać.
Rano zdecydowałem się zabrać mojego nowego przyjaciela do szkoły. po chwili rzekł
- Dobrze ale co tam się robi?
- Jak to co, uczymy się.
- Po co przecież już wszystko umiecie?
- Niby skąd mamy wszystko wiedzieć?
- Na naszej planecie gdy ktoś się rodzi to od razu wszystko umie.
- U nas tak nie jest. – westchnąłem z żalem – A tak w ogóle to ile ty masz lat?
- Mam trzynaście tysięcy sześćset pięćdziesiąt osiem lat.
- Na waszej planecie wszyscy tak długo żyją?
- Przeważnie każdy żyje około sto tysięcy lat.
- Nie nudzi wam się żyć tak długo?
- Nie. Idziemy wreszcie do tej twojej szkoły czy nie?
- Idziemy, idziemy.
Pierwszą lekcją w szkole była geografia. Gdy pan opowiadał o starożytnych poglądach na temat budowy wszechświata Zorg śmiał się do rozpuku. Dziwił się, że w ogóle mogły takie zaistnieć. Później zaczął mi opowiadać o całym wszechświecie. Jak wyglądają galaktyki, planety, że w naszym Układzie Słonecznym jest dziesiąta planeta itd. Gdy mu po cichu opowiedziałem o naszej teorii powstania wszechświata on potwierdził ją i pochwalił. Niestety gdy go tak słuchałem pan zadał mi pytanie, a ja nawet nie wiedząc jak one brzmiało załapałem uwagę. Kolejną lekcją była historia. Na tej lekcji był wykład o budowlach starożytnego Egiptu. Wtedy Zorg zaczął opowiadać mi jak jego wujek pomagał Ziemianom w budowie Piramid. Poza tym dowiedziałem się od niego, że Sfinks jest po prostu pomnikiem linketskiego psa. Później chciał zjeść mapę. Odradzałem mu to ale on nie słuchał. Podszedł do niej niezauważony i odgryzł kawałek. Ponieważ jednak mapa była dosyć stara, nie smakowała Zorgowi i zaniechał dalszej degustacji. Na szczęście nikt nie widział całego zajścia. Trzecią lekcją był język polski, na którym Zorg zjadł aż trzy kredy za co nieźle oberwało się dyżurnemu. Na przerwie poszedłem kupić coca-colę w puszce. Zakup ten opłacał się nam obu: ja wypiłem napój a Zorg zjadł puszkę. Czwartą lekcję była informatyka. Podczas gdy ja wykonywałem tylko polecenia pani on usiadł przy komputerze obok i włamał się do Pentagonu. Następnie pokazał mi tajne dokumenty, potwierdzające plotkę o posiadaniu przez FBI zwłok kosmitów. Powiedział, że to ciała istot zamieszkujących nasz sąsiedni układ bardzo podobny do naszego Układu Słonecznego. Piątą i ostatnią lekcją w tym dniu była biologia. Na tej lekcji tym razem Zorg się czegoś nauczył. Poznał budowę naszego ciała oraz oznajmił mi, że do tak rozwiniętego umysłu jaki on posiada ewolucja doprowadzi nas za około 26 tysięcy lat. Na początku bardzo się zdziwiłem, że będzie to trwało tak długo, ale czy nie warto poczekać dla takiej wiedzy? Po upływie wszystkich lekcji poszliśmy do domu.
- Wcale nie taka głupia ta wasza szkoła – powiedział Zorg.
- Tak ci się tylko wydaje – odpowiedziałem.
- Przesadzasz.
- Wcale nie, a najgorsze jest to, że jutro pójdziemy tam znowu.
Gdy wypowiedziałem te słowa Zorg zaczął skakać wokół mnie i dziękować. Zdziwiło mnie to bardzo ponieważ już myślałem, że jesteśmy podobni, a tymczasem on... lubi... szkołę!
W domu ja odrabiałem lekcje, a mój przyjaciel oglądał telewizję. Gdy spojrzałem na niego zobaczyłem, że płacze jakby się świat kończył. Następnie spojrzałem na telewizor. Wszystko było już jasne Zorg oglądał „Lessi wróć!”. Zacząłem mu wtedy tłumaczyć, że wszystko co można zobaczyć w telewizji oprócz wiadomości to wymyślone historie. Od tej pory Zorg oglądał tylko serwisy informacyjne. Wieczorem gdy poczułem, że pachnie nienajładniej postanowiłem go umyć. Wtedy on zaczął się szarpać jak pies i krzyczeć:
- Co robisz przecież jestem czysty!!!
- A kiedy ostatnio się myłeś?
- Trzy ziemskie miesiące temu!
- Ty brudasie!!!
Po skończonej kąpieli Zorg był nareszcie czysty, a w moim pokoju nie ulatniał się nieprzyjemny zapach. Później poszliśmy spać. Ta noc była dla mnie koszmarem. Zorg chrapał tak głośno aż myślałem, że ziemia się wali. Usnąłem dopiero około godziny drugiej w nocy.
Rano gdy obudziłem się wyjątkowo niewyspany powiedziałem mu jak głośny chrapał. On przeprosił mnie i poszliśmy do szkoły. Dzień upłynął spokojnie oprócz dwunastu kred połkniętych przez Zorga za co znowu oberwało się dyżurnemu. Po szkole tata wysłał mnie do supermarketu gdzie również postanowiłem zabrać mojego kosmitę.
- Co to jest ten supermarket?
- To taki sklep ze wszystkim.
- Aha... a co to jest sklep?
- U was tego nie było?
- Nie.
- To takie miejsce gdzie za pieniądze kupujesz to co chcesz.
- Aha... a co to są pieniądze?
- To takie papierki lub kawałki blachy, a kiedy je komuś dasz to możesz coś sobie wziąć.
- U nas gdy ktoś chciał sobie coś wziąć to szedł do składowiska i sobie brał za darmo.
- Szkoda, że u nas tak niema – westchnąłem.
Gdy tylko weszliśmy do sklepu Zorg poczuł zapach artykułów szkolno-biurowych i wystrzelił do nich jak z procy. Kiedy go dogoniłem stanąłem jak wryty. Oto ujrzałem jak bez opamiętania kosmita pożera zeszyty, ołówki, długopisy, temperówki i wszystko inne co mu wpadło w ręce. Nie miałem zamiaru go powstrzymywać ponieważ widząc tłum gapiów zastanawiających się jak to wszystko samo znika wiedziałem, że wydałbym siebie i Zorga. Po posiłku wlókł się za mną jak żółw, a przed nami były jeszcze całe zakupy. Aby szybko wszystko kupić postanowiłem zostawić go w dziale słodyczy i sam jeździć po sklepie. Szybko kupiłem makaron, masło, mleko itp. i przyszedłem tam gdzie go zostawiłem. Niestety Zorga tam nie było. Po raz pierwszy od czasu jego przyjazdu zgubiłem go. Szukałem go po całym sklepie aż wreszcie znalazłem go przy kasie. Za każdym razem gdy pani ją otwierała i obróciła się do klienta aby wydać mu resztę on wyjmował z kasy tyle pieniędzy ile zdążył. Gdy ja już zapłaciłem za wszystko co kupiłem stanąłem przed sklepem i zacząłem na niego krzyczeć:
- Co ty robisz?!
- Jak to co? Teraz będziesz miał więcej pieniędzy i będziesz mógł sobie kupić co tylko zechcesz – odpowiedział kosmita.
- Ty mi wcale nie pomagasz tylko kradniesz!
- A co ty znaczy „kradniesz”?
- Zabierasz czyjąś własność bez jego wiedzy i zgody.
- A to jest złe?
- No jasne! Masz to natychmiast zanieść i oddać!
- Ale dlaczego?
- Bo ja tak mówię!
Gdy Zorg zanosił pieniądze oczy kasjerki prawie wyszły z orbit widząc jak pieniądze lecą i same wchodzą do kasy. Po takim przeżyciu ekspedientka zemdlała.
- Zaniosłeś? – spytałem aby się upewnić.
- Tak ale gdy je wkładałem do kasy to ta pani zasnęła.
- Pewnie z przemęczenia – powiedziałem niczego się nie domyślając.
Tego samego dnia włączyłem komputer. I tym razem Zorg włamał się tyle, że do KGB. Ja myślałem, że ono już nie istnieje ale on znalazł bardzo ciekawe dokumenty. Widziałem między innymi: plan bomby jądrowej, notatki Lenina i Stalina, zdjęcia najważniejszych agentów oraz polityków podejrzanych o korupcję. Później jak co wieczór poszliśmy spać. Tym razem Zorg już nie chrapał z czego byłem bardzo zadowolony.
Trzeciego dnia po przyjeździe ufoludka również poszliśmy do szkoły. Było tam spokojnie oprócz jak zwykle znikających kred za co dyżurny został odwołany ze swojego stanowiska. Po południu musiałem wysłać list więc poszedłem razem z Zorgiem na pocztę. Tam gdy wrzucałem do skrzynki list mój towarzysz zauważył na nim znaczek.
- Co to jest? – zapytał.
- Znaczek, gdy wysyłasz list to musisz go nakleić.
- Apetycznie wygląda – powiedział patrząc na mnie błagalnie.
- No dobrze kupię ci trochę.
Przy kasie Zorg wybrał sobie trzy wzory znaczków, a ja kupiłem mu po dziesięć z każdego. Po przekąsce powiedział:
- Dziękuję były wyśmienite.
- Nie ma za co. Niech ci wyjdzie na zdrowie. Jeszcze jesteś głodny?
- Nie, ale kupiłbyś mi jeszcze trochę?
- Po co jeśli nie jesteś głodny?
- Chyba zacznę je kolekcjonować. Koledzy na Linkecie pękną z zazdrości.
- Zostaniesz filatelistą.
- A kto to jest?
- Filatelista to taki ktoś kto zbiera znaczki.
- To u was jest ich więcej?
- Jasne! Ale skoro u was nikt ich nie zbiera to ty będziesz pierwszym kolekcjonerem znaczków na Linkecie.
Po powrocie do domu ze względu na późną porę poszliśmy spać.
W sobotę byłem umówiony z kolegami w kinie. Ponieważ jednak stała się rzecz niespodziewana jaką był przylot kosmity postanowiłem iść z kolegami i kosmitą nikomu o tym nie mówiąc oczywiście. Przed kasą gdy kupiłem bilety na szczęście zdążyłem je schować przed głodnym wzrokiem Zorga. Gdy weszliśmy na salę i zgaszono światło mój przyjaciel zaczął się strasznie bać. Całe pięć minut tłumaczyłem mu, że to tylko dla poprawienia jakości obrazu. On uspokoił się dopiero kiedy zaczął się film. Niestety był on komedią. Przez cały seans Zorg śmiał się tak głośno, że ja prawie nic nie mogłem usłyszeć. Na szczęście słyszałem go tylko ja więc nie zostałem wyrzucony z sali. Po seansie gdy koledzy pytali się mnie jak mi się podobał film ja odpowiadałem, że bardzo chociaż nawet nie wiedziałem o czym tak naprawdę był. Gdy rozstaliśmy się z kolegami zacząłem rozmowę z Zorgiem:
- Czemu się tak głośno śmiałeś?
- Przecież film był śmieszny. Dlaczego miałem się nie śmiać?
- Nie mówię, że miałeś się nie śmiać ale mogłeś się śmiać trochę ciszej. Przez ciebie nawet nie wiem o czym był film.
- No to ci opowiem.
Gdy Zorg opowiadał film to tak dziwnie, że jeszcze bardziej poplątał mi jego treść. Aby jednak go nie urazić nie przerywałem mu i udawałem, że słucham. Kiedy już skończył powiedziałem:
- Rzeczywiście był bardzo ciekawy. Dziękuję, że mi go opowiedziałeś.
- Nie ma za co – odpowiedział zadowolony kosmita.
W niedzielę były wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ponieważ do wyborów na prezydenta Polski było jeszcze daleko postanowiłem zabrać Zorga do najbliższego lokalu wyborczego dla Amerykanów. Ja nie mogłem tam wejść ze względu na wiek i polskie pochodzenie. Zorg jednak jako widzialny tylko dla mnie wszedł tam bez problemu. Ja wszystkiemu przyglądałem się przez okno. Widziałem jak mój kosmita otwiera urnę i zagląda do środka. Po chwili wyjął z niej kilka głosów i z apetytem zjadł je. Łącznie zjadł około pięćset głosów, a wyborcy patrzyli jak same znikały jak na ducha. Po tym jak Zorg wyszedł nie mogli dojść do siebie przez około dziesięć minut. Ja śmiałem się z nich tak bardzo, że ledwie łapałem oddech. Lecz gdy ufoludek podszedł do mnie ja uspokoiłem się i zacząłem na niego krzyczeć.
- Co ty robisz?!
- Jak to co? Zjadłem tylko kilka popisanych karteczek.
- To są wybory! Tutaj każdy głoś jest ważny!
- Co tak wrzeszczysz? Przecież kilka nie zrobi im różnicy.
- Ty ich nie zjadłeś kilka tylko około pięćset!
- Oj, przepraszam, ale one wyglądały tak apetycznie, że nie mogłem się powstrzymać.
- Po pierwsze: to nie mnie musisz przepraszać. Po drugie: widziałeś ich miny?
- Tak, a czemu?
- Bo były bardzo śmieszne.
- Jasne, że były.
- Jesteśmy kwita. Nie pośmiałem się na filmie ale za to teraz uśmiałem się nieźle.
Tego samego dnia postanowiłem iść z Zorgiem na mecz piłki nożnej. Decyzja ta okazała się w skutkach tragiczna. Najpierw mój kosmita zachowywał się o wiele gorzej niż typowy pseudokibic. Krzyczał tak głośno, że ledwo mogłem przy nim usiedzieć. Po meczu zaczął rzucać krzesłami, a ja oddalałem się do niego aby nikt mnie niesłusznie nie podejrzewał. Na szczęście pośród wielu pseudokibiców robiących dokładnie to samo co mój przyjaciel żaden nie zwrócił uwagi na krzesła, które same lecą na boisko.
- Co ty robisz zacofany kosmito?!
- Robię to co każdy, a wcale nie jestem zacofany!
- Wnioskuję po twoim zachowaniu, że jesteś!
- Nie jestem!
- To dlaczego darłeś się na całego i rzucałeś krzesłami?
- Bo to jest dobre.
- Nie jest!
- Jest!
- Nie jest!
- Nie jest?
- Jasne, że nie każdy kto robi takie rzeczy jest po prostu chuliganem.
- W takim razie przepraszam bardzo ale nie wiedziałem.
Po powrocie do domu Zorg oznajmił mi, że musi lecieć na swoją planetę. Wiadomość tą przyjąłem z wielkim żalem
-Witam,kim jesteś?
-Ja jestem Kosmitą. Przychodzę z daleka. Nie martw się,nic ci nie zrobię
-Na naszej planecie jesteści uważani...za raczej niebezpieczne istoty.
-To kłamstwo. My jesteśmy mili.
-Czyli jest was więcej?
-Tak,jest nas dużo. Przyjechałem z rodzeństwem.
-Gdzie oni są?
-Pewnie oglądają waszą planetę.
-Czym się odrzywiacie?
-My nie jemy. Miło mi sie z toba rozmawia,lecz musze ,,leciec''