Detektyw X na tropie. Chłodny, zamglony poranek… Słońce leniwie wychyla się ponad horyzont muskając ciepłymi promieniami zimne chodniki miasta. Przechodnie spieszą się, każdy pędzie w swoją stronę. Sprzedawcy wykładają towar na skrzynie obok sklepu, a starsze panie z zachwytem obserwują, cóż ciekawego dzisiaj zaoferują.
Właśnie miałem przejść przez skrzyżowanie, gdy nagle usłyszałem krzyk tuż za moimi plecami. Jakaś kobieta rozpaczliwie rozglądała się wokół siebie nerwowo przebierając nogami. Zamarłem. Po chwili jednak mój instynkt detektywistyczny przezwyciężył strach.
- Coś się stało, proszę pani?
- Mój syn! Gdzie jest mój syn?! Ktoś porwał mojego syna! – zaczęła krzyczeć śliczna, niebieskooka blondyna w wieku około 28 lat.
- Spokojnie! Czy jest pani pewna, że ktoś go porwał? – zapytałem.
- Tak, jestem pewna! Stał obok mnie, odwróciłam się tylko na chwilę, aby kupić mu bułkę. Ach, gdzie jest mój syn! Ludzie, ratunku!
- Niech się pani uspokoi. Jestem detektywem. – przerwałem jej lamentowanie. Kobieta nagle ucichła. W jej oczach pojawiła się iskra nadziei i coś w rodzaju ulgi połączonej z nadzieją. - Czy jest tutaj ktoś, kto widział tego chłopca? – zagadnąłem do tłumu gapiów, który przez tą krótką chwilę zdążył nas otoczyć.
- Ja widziałam. – odezwała się niska, pulchna brunetka.
– Wsiadł do samochodu. To znaczy tak mi się wydaje, że to był on. Stał koło tej pani. Miał na sobie białe adidasy, niebieskie rybaczki, białą kurtkę i granatową czapkę z daszkiem.
- Tak, to był on! To mój Kubuś!
- Czy pamięta pani jaki to był samochód? – kontynuowałem zbieranie informacji.
- Było to srebrne trzydrzwiowe Renault Clio 1.6. Wiem, bo mój mąż ma takie.
- W którym kierunku pojechał?
- Na zachód, w stronę Zakopiańskiej.
- Jest pani pewna?
- Tak, jestem pewna. Zaciekawiło mnie, dlaczego ten chłopiec odchodzi od mamy i wsiada do jakiegoś samochodu.
- Dziękuję pani za pomoc. – poskładałem wszystkie informacje w głowie i odwróciłem się do rozgorączkowanej mamy małego chłopca. – Czy teraz już pani wie kto i po co mógł zaprać pani dziecko?
- Nie mam najmniejszego pojęcia… - kobieta znów zaczęła płakać. Zaprosiłem ją do mojego samochodu i pojechaliśmy w stronę Zakopiańskiej. Kobieta ani trochę się nie opierała.
Na ulicach panował korek. Podczas postoju na czerwonym świetle zdążyłem wykonać telefon do mojego współpracownika, Adama. On zaś zadzwonił do naszego przyjaciela, Eryka, policjanta z rejonu ulicy Zakopiańskiej.
- Adrian? – zapytał Eryk z nutą satysfakcji i podniecenia w głosie.
- Tak? – odparłem krótko i rzeczowo.
- Koło Biedronki na Zakopiańskiej widziano srebrne Renault Clio i wysiadającego z nich mężczyznę lat około trzydziestu i małego chłopca ubranego zgodnie z podanym opisem.
- Dzięki. – rozłączyłem się.
Na ulicy ruch trochę przyspieszył. W mgnieniu oka zjawiliśmy się na miejscu wskazanym przez policjanta. Blondyna natychmiast wpadła do sklepu, a ja biegiem puściłem się za nią.
- Kubuś! Kubuś! Ach, tutaj jesteś, syneczku! – kobieta ucieszyła się i wzięła na ręce chłopca, który podbiegł w jej stronę.
- Zobacz, kogo spotkałem! Wujek Robert! – zaczął krzyczeć chłopiec, pokazując mamie w stronę lady z bułkami.
- Robercie! – spiorunowała wzrokiem młodego mężczyznę stojącego obok chleba. – Jak mogłeś ot tak zabrać mojego syna!
- Wybacz, siostrzyczko. Kompletnie cię nie widziałem, przestraszyłem się, że Kubuś błąka się sam po ulicach tego wielkiego miasta.
Kobieta całkiem się rozluźniła. Odwróciła się w moją stronę i rzekła:
- Dziękuję ci bardzo, Adrianie. Czy mogę liczyć na jakiś namiar na ciebie w razie kolejnych kłopotów?
- Oczywiście. – uśmiechnąłem się i wręczyłem blondynce jedną a białych wizytówek pokrytych srebrnym druczkiem.
Detektyw X na tropie. Chłodny, zamglony poranek… Słońce leniwie wychyla się ponad horyzont muskając ciepłymi promieniami zimne chodniki miasta. Przechodnie spieszą się, każdy pędzie w swoją stronę. Sprzedawcy wykładają towar na skrzynie obok sklepu, a starsze panie z zachwytem obserwują, cóż ciekawego dzisiaj zaoferują.
Właśnie miałem przejść przez skrzyżowanie, gdy nagle usłyszałem krzyk tuż za moimi plecami. Jakaś kobieta rozpaczliwie rozglądała się wokół siebie nerwowo przebierając nogami. Zamarłem. Po chwili jednak mój instynkt detektywistyczny przezwyciężył strach.
- Coś się stało, proszę pani?
- Mój syn! Gdzie jest mój syn?! Ktoś porwał mojego syna! – zaczęła krzyczeć śliczna, niebieskooka blondyna w wieku około 28 lat.
- Spokojnie! Czy jest pani pewna, że ktoś go porwał? – zapytałem.
- Tak, jestem pewna! Stał obok mnie, odwróciłam się tylko na chwilę, aby kupić mu bułkę. Ach, gdzie jest mój syn! Ludzie, ratunku!
- Niech się pani uspokoi. Jestem detektywem. – przerwałem jej lamentowanie. Kobieta nagle ucichła. W jej oczach pojawiła się iskra nadziei i coś w rodzaju ulgi połączonej z nadzieją. - Czy jest tutaj ktoś, kto widział tego chłopca? – zagadnąłem do tłumu gapiów, który przez tą krótką chwilę zdążył nas otoczyć.
- Ja widziałam. – odezwała się niska, pulchna brunetka.
– Wsiadł do samochodu. To znaczy tak mi się wydaje, że to był on. Stał koło tej pani. Miał na sobie białe adidasy, niebieskie rybaczki, białą kurtkę i granatową czapkę z daszkiem.
- Tak, to był on! To mój Kubuś!
- Czy pamięta pani jaki to był samochód? – kontynuowałem zbieranie informacji.
- Było to srebrne trzydrzwiowe Renault Clio 1.6. Wiem, bo mój mąż ma takie.
- W którym kierunku pojechał?
- Na zachód, w stronę Zakopiańskiej.
- Jest pani pewna?
- Tak, jestem pewna. Zaciekawiło mnie, dlaczego ten chłopiec odchodzi od mamy i wsiada do jakiegoś samochodu.
- Dziękuję pani za pomoc. – poskładałem wszystkie informacje w głowie i odwróciłem się do rozgorączkowanej mamy małego chłopca. – Czy teraz już pani wie kto i po co mógł zaprać pani dziecko?
- Nie mam najmniejszego pojęcia… - kobieta znów zaczęła płakać. Zaprosiłem ją do mojego samochodu i pojechaliśmy w stronę Zakopiańskiej. Kobieta ani trochę się nie opierała.
Na ulicach panował korek. Podczas postoju na czerwonym świetle zdążyłem wykonać telefon do mojego współpracownika, Adama. On zaś zadzwonił do naszego przyjaciela, Eryka, policjanta z rejonu ulicy Zakopiańskiej.
- Adrian? – zapytał Eryk z nutą satysfakcji i podniecenia w głosie.
- Tak? – odparłem krótko i rzeczowo.
- Koło Biedronki na Zakopiańskiej widziano srebrne Renault Clio i wysiadającego z nich mężczyznę lat około trzydziestu i małego chłopca ubranego zgodnie z podanym opisem.
- Dzięki. – rozłączyłem się.
Na ulicy ruch trochę przyspieszył. W mgnieniu oka zjawiliśmy się na miejscu wskazanym przez policjanta. Blondyna natychmiast wpadła do sklepu, a ja biegiem puściłem się za nią.
- Kubuś! Kubuś! Ach, tutaj jesteś, syneczku! – kobieta ucieszyła się i wzięła na ręce chłopca, który podbiegł w jej stronę.
- Zobacz, kogo spotkałem! Wujek Robert! – zaczął krzyczeć chłopiec, pokazując mamie w stronę lady z bułkami.
- Robercie! – spiorunowała wzrokiem młodego mężczyznę stojącego obok chleba. – Jak mogłeś ot tak zabrać mojego syna!
- Wybacz, siostrzyczko. Kompletnie cię nie widziałem, przestraszyłem się, że Kubuś błąka się sam po ulicach tego wielkiego miasta.
Kobieta całkiem się rozluźniła. Odwróciła się w moją stronę i rzekła:
- Dziękuję ci bardzo, Adrianie. Czy mogę liczyć na jakiś namiar na ciebie w razie kolejnych kłopotów?
- Oczywiście. – uśmiechnąłem się i wręczyłem blondynce jedną a białych wizytówek pokrytych srebrnym druczkiem.