dam naj ale pomóz
odwołaj sie do wyobrazni i napisz opowiadanie o swoim pobycie na bezludnej wyspie
najmniej to 8 linijek
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Mijała już druga doba od tej katastrofy, płynąłem bezwładnie napędzany morskimi falami. Na choryzoncie ujrzałem zarysy wyspy, ucieszyło mnie to bardzo, bo wiedziałem że wreszcie stanę na lądzie. Począłem machać rękoma i przebierać nogami, by czym prędzej tam dotrzeć.
Kilka minut później, sam na wyspie porośniętej bujną palmową dżunglą wybrałem się na polowanie, niestety dookoła nie było ani jednej żywej istoty. Uzbroiłem się więc we włucznię, którą sam wystrugałem lekko zaostrzonym kamieniem i bacznie obserwując przepływające ryby co raz charakterystycznym odruchem próbowałem jakąś przebić. W końcu mi się udało, rozpaliłem więc ognisko, przy którym podpiekłem moją zdobycz. Minęły tak cztery tygodnie, kiedy to znowu na choryzoncie ujrzałem nie ląd, lecz statek. Całe szczęście był zmrok, dzięki czemu kapitan zauważył wielkie płomienie i razem z załogą uwolnił mnie od wiecznej samotności.
Tydzień temu, kiedy leciałem samolotem, wylądowałem niespodziewanie na bezludnej wyspie. Rosły tam palmy oraz różne innego rodzaju drzewa. Cała wyspa dookoła, była otoczona oceanem. Trochę się zdenerwowałem, ponieważ nie wiedziałem, gdzie jestem i co mam dalej czynić. Postanowiłem pójść w głąb lasu. Kiedy szedłem ze strachem przez zielony las, zauważyłem palmę z bananami. W związku z tym, że nie miałem nic innego do jedzenia prócz starych, niesmacznych kanapek z warzywami, postanowiłem zerwać kilka bananów. Gdy to zrobiłem poszedłem dalej. Nagle, przewróciłem się i straszny wąż zaatakował mnie. Ale co dziwne, w ogóle nie zdążył ugryźć mnie, ponieważ odcięto mu głowe przez jakiegoś nieznanego, dziwnego mężyczne. Miał łuk, na plecach worek ze strzelbami oraz dziwny ubiór ze skórzy niedźwiedzia. Nie wiedziałem co mam robić. Podszedł do mnie, podał rękę i pomógł wstać. Gdy juz stałem na nogach zobaczyłem podobnym ludzi do niego. Również mieli ubiory ze skóry oraz łuki a niektórzy nawet włócznie. Przedstawiłem im się i opowiedziałem jak się tu znalazłem. Byli to Frunewowie - lud zamieszkujący wyspę Alemechos na której się znajdowałem. Nie byli tacy źli. Dali mi jedzenie a co najlepsze pomogli naprawić samolot. Bardzo sie ucieszyłem. Po uplywie kilku godzin na Alemechos poleciałem dalej.