Otóż w miejsce wypompowanej wody mineralnej musi napłynąć inna woda, mianowicie ta z powierzchni. A jaka jest woda powierzchniowa wiemy wszyscy bardzo dobrze. W ten oto prosty sposób rabunkowa gospodarka wodami mineralnymi w Polsce doprowadziła do ich wyniszczenia. Przecież każdy metr sześcienny wydobytej z głębi wody mineralnej został natychmiast uzupełniony inną wodą - gorszą wodą sąsiadującą na tej samej głębokości oraz wodą napływającą od góry (woda powierzchniowa)
A jaki mamy teraz efekt takiej rabunkowej gospodarki wód mineralnych w Polsce? Najpierw przypomnijmy sobie, że definicja wody mineralnej na całym świecie jest taka sama i mówi, że wodą mineralną jest taka woda głębinowa, która:
a) zawiera minimum 1000 mg pierwiastków życia w 1 litrze wody
b) zawarte w tej wodzie pierwiastki tworzą ze sobą odpowiednie stosunki ilościowe
Taka norma obowiązywała również w Polsce bliska 200 lat. Ale w 1992 roku obniżono próg ilościowy z 1000 mg/l na 200 mg/l. Od tego momentu zaczęły pojawiać się w Polsce w szybkim tempie nowe wody mineralne, o których wcześniej nikt nigdy nie słyszał. Okazało się bowiem, że warunki tej nowej normy spełniają wody wielu stawów, studni, a nawet wody kranowe. Wystarczyło zatem pokazać w odpowiednim laboratorium, że woda ze stawu zawiera 200 mg pierwiastków życia w 1 litrze, pokazać, że nie zawiera za dużo ołowiu, pestycydów, azotanów itp. (zgodnie z polską normą dotyczącą wody pitnej i gospodarczej) i zameldować ją w Państwowym Zakładzie Higieny w Poznaniu. Oczywiście sprytni producenci takich wód mineralnych nie przyznają się do tego, że ich woda pochodzi z przydomowego stawu, tylko dają im przyciągające nazwy typu "Jordanka Zdrój", Pasikurowianka Zdrój" itp. Bardzo szybko pojawiło się w polskich sklepach ponad 1 000 nowych wód mineralnych.
W roku 1997 nastąpiła kolejna zmiana w ustawie dotyczącej wód mineralnych i w ten sposób mamy dziś trzy rodzaje tych wód w Polsce, odpowiednio do zawartości pierwiastków życia w 1 litrze wody:
1. wody niskozmineralizowane - zawierające od 0 (!!!) do 500 mg/l
2. wody średniozmineralizowane - zawierające od 500 do 1500 mg/l
3. wody wysokozmineralizowane - zawierające powyżej 1500 mg/l
A co to oznacza? Ano to, że w świetle nowej normy woda z każdego kranu oraz każdej studni w Polsce jest mineralna. Przecież już najmniejsza ilość soli mineralnych w wodzie kwalifikuje są do wody mineralnej niskozmineralizowanej. Zatem istny raj dla producentów i handlowców wód mineralnych. Bowiem jasne jest że nawet w najbardziej ubogiej w minerały wodzie kranowej, studziennej itd. minerały są. I już najmniejsza ich ilość w wodzie pozwala zarejestrować ją jako wodę mineralną niskozmineralizowaną. Stąd nadal przybywa tych wód na półkach sklepowych. Dziś największą trudność stwarza producentom wymyślanie kolejnych nazw na etykietach. Jeszcze nie tak dawno starali się oni sugerować w swoich nazwach pochodzenie tej wody z jakiegoś tam zdroju. Okazało się szybko, że mamy w Polsce więcej zdrojów niż miast i miasteczek. Dziś następuje nowa moda - duże sklepy handlowe posiadają swoje własne wody jak "Marino", "Tesco" itp. Zatem po co wysilać się i kłamać, że woda pochodzi z jakiegoś tam zdroju, skoro ludzie coraz rzadziej wierzą w te bajki. Teraz gwarantem dobrej jakości wody ma być sama nazwa renomowanego sklepu. A że woda pochodzi z kranu - przecież przeciętny zjadacz chleba o tym nie wie.
Nie zdziwię się, że w najbliższej przyszłości pan Kowalski albo rodzina Zielińskich napełniać będą butelki w swoim mieszkaniu - oczywiście kranówką. Przecież jest to woda mineralna niskozmineralizowana. Pozostałe warunki dla wody pitnej są również spełnione, więc o co chodzi, wszystko zgodnie z prawem. Taka woda będzie przypuszczalnie tańsza, bo Kowalski i Zielińscy będą mogli ręcznie roznosić taką "wodę mineralną" z kranu swojej dzielnicy. Odpadną pośrednicy typu hurtownia czy sklep detaliczny, odpadnie również drogi transport na duże odległości. A w Polsce pojawią się kolejne tysiące nowych wód mineralnych jak: "Woda mineralna Kowalski" lub "Woda mineralna Zieliński Zdrój".
Otóż w miejsce wypompowanej wody mineralnej musi napłynąć inna woda, mianowicie ta z powierzchni. A jaka jest woda powierzchniowa wiemy wszyscy bardzo dobrze. W ten oto prosty sposób rabunkowa gospodarka wodami mineralnymi w Polsce doprowadziła do ich wyniszczenia. Przecież każdy metr sześcienny wydobytej z głębi wody mineralnej został natychmiast uzupełniony inną wodą - gorszą wodą sąsiadującą na tej samej głębokości oraz wodą napływającą od góry (woda powierzchniowa)
A jaki mamy teraz efekt takiej rabunkowej gospodarki wód mineralnych w Polsce? Najpierw przypomnijmy sobie, że definicja wody mineralnej na całym świecie jest taka sama i mówi, że wodą mineralną jest taka woda głębinowa, która:
a) zawiera minimum 1000 mg pierwiastków życia w 1 litrze wody
b) zawarte w tej wodzie pierwiastki tworzą ze sobą odpowiednie stosunki ilościowe
Taka norma obowiązywała również w Polsce bliska 200 lat. Ale w 1992 roku obniżono próg ilościowy z 1000 mg/l na 200 mg/l. Od tego momentu zaczęły pojawiać się w Polsce w szybkim tempie nowe wody mineralne, o których wcześniej nikt nigdy nie słyszał. Okazało się bowiem, że warunki tej nowej normy spełniają wody wielu stawów, studni, a nawet wody kranowe. Wystarczyło zatem pokazać w odpowiednim laboratorium, że woda ze stawu zawiera 200 mg pierwiastków życia w 1 litrze, pokazać, że nie zawiera za dużo ołowiu, pestycydów, azotanów itp. (zgodnie z polską normą dotyczącą wody pitnej i gospodarczej) i zameldować ją w Państwowym Zakładzie Higieny w Poznaniu. Oczywiście sprytni producenci takich wód mineralnych nie przyznają się do tego, że ich woda pochodzi z przydomowego stawu, tylko dają im przyciągające nazwy typu "Jordanka Zdrój", Pasikurowianka Zdrój" itp. Bardzo szybko pojawiło się w polskich sklepach ponad 1 000 nowych wód mineralnych.
W roku 1997 nastąpiła kolejna zmiana w ustawie dotyczącej wód mineralnych i w ten sposób mamy dziś trzy rodzaje tych wód w Polsce, odpowiednio do zawartości pierwiastków życia w 1 litrze wody:
1. wody niskozmineralizowane - zawierające od 0 (!!!) do 500 mg/l
2. wody średniozmineralizowane - zawierające od 500 do 1500 mg/l
3. wody wysokozmineralizowane - zawierające powyżej 1500 mg/l
A co to oznacza? Ano to, że w świetle nowej normy woda z każdego kranu oraz każdej studni w Polsce jest mineralna. Przecież już najmniejsza ilość soli mineralnych w wodzie kwalifikuje są do wody mineralnej niskozmineralizowanej. Zatem istny raj dla producentów i handlowców wód mineralnych. Bowiem jasne jest że nawet w najbardziej ubogiej w minerały wodzie kranowej, studziennej itd. minerały są. I już najmniejsza ich ilość w wodzie pozwala zarejestrować ją jako wodę mineralną niskozmineralizowaną. Stąd nadal przybywa tych wód na półkach sklepowych. Dziś największą trudność stwarza producentom wymyślanie kolejnych nazw na etykietach. Jeszcze nie tak dawno starali się oni sugerować w swoich nazwach pochodzenie tej wody z jakiegoś tam zdroju. Okazało się szybko, że mamy w Polsce więcej zdrojów niż miast i miasteczek. Dziś następuje nowa moda - duże sklepy handlowe posiadają swoje własne wody jak "Marino", "Tesco" itp. Zatem po co wysilać się i kłamać, że woda pochodzi z jakiegoś tam zdroju, skoro ludzie coraz rzadziej wierzą w te bajki. Teraz gwarantem dobrej jakości wody ma być sama nazwa renomowanego sklepu. A że woda pochodzi z kranu - przecież przeciętny zjadacz chleba o tym nie wie.
Nie zdziwię się, że w najbliższej przyszłości pan Kowalski albo rodzina Zielińskich napełniać będą butelki w swoim mieszkaniu - oczywiście kranówką. Przecież jest to woda mineralna niskozmineralizowana. Pozostałe warunki dla wody pitnej są również spełnione, więc o co chodzi, wszystko zgodnie z prawem. Taka woda będzie przypuszczalnie tańsza, bo Kowalski i Zielińscy będą mogli ręcznie roznosić taką "wodę mineralną" z kranu swojej dzielnicy. Odpadną pośrednicy typu hurtownia czy sklep detaliczny, odpadnie również drogi transport na duże odległości. A w Polsce pojawią się kolejne tysiące nowych wód mineralnych jak: "Woda mineralna Kowalski" lub "Woda mineralna Zieliński Zdrój".
Zródło: stow-czystawoda.pl