Cześć mam problem muszę napisać opowiadanie pod tytułem moje spomnienia świąteczne,nowo roczne musi to opowiadanie być długie żeby zapełniło 1i pół strony :D
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Moje dzieciństwo było na tyle beztroskie, na ile tylko beztroskie być mogło. Miałam i mam do tej pory najwspanialszych rodziców na świecie i to właśnie Oni zafundowali mi najcudowniejsze czasy pod słońcem.
Mam dwie siostry. Z jedną, starszą ode mnie o 6 lat, żyło mi się niezbyt dobrze; Ot, zwykłe siostrzane scysje o byle co. Być może byłyśmy do siebie zbyt podobne pod względem charakterów, stąd ta awersja. Z drugą, starszą o jeszcze więcej lat, bo aż o 8, żyło mi się cudownie i do dzisiaj świetnie wspominam nasze relacje i wspólne wypady z psem do lasu (a najlepiej zimowe spacery, przedświąteczne).
Jeśli chodzi akurat o te świąteczne wspomnienia, to nigdy nie zapomnę magicznej chwili ubierania drzewka bożonarodzeniowego z siostrami i rodzicami (a dokładniej, jeśli o Rodzicach mowa, z Tatą, bo Mama pichciła w kuchni). Pomimo wielu głupich kłótni, czyli fumów i dąsów w typie: "Ej, ta bombka nie będzie tam wisieć! Ola, od najmniejszej do największej!", wszyscy byliśmy najszczęśliwsi na świecie, bo zdawaliśmy sobie sprawę ze zbliżającej się Wigilii, a ta przebiegała u nas zawsze nadzwyczaj klimatycznie. Cudownie wspominam, gdy przy lekkim świetle lampek choinkowych atmosferę dopełniały nam świąteczne utwory w radio ("have yourself a merry little christmas"- najlepiej w wykonaniu Franka Sinatry, "christmas time" Cliffa Richardsa albo "I'm driving home for christmas" Chrisa Rea- cudowny, magiczny utwór). Dodatkowo pieszczące nozdrza zapachy pierogów z kapustą i grzybami (lub naleśników z podobnym farszem), smażonej ryby, wszelakich sałatek... Gdy zbliżał się ostatni wieczór przed Wigilią, uwielbiałam położyć się w swoim pokoju na kanapie, przykryć kocem, zawołać psa (który położywszy się u mojego boku grzał zmarznięte po spacerach kości) i chwycić za książkę, najlepiej Opowieść Wigilijną. W takich chwilach na pożółkłe stronice lało się tylko delikatne, przytłumione światełko ze świecznika (takiego na lampki), a ja aż tonęłam w dreszczach, tak cudownie mi było wiedząc, że jestem w domu, że jest mi ciepło i że moi Rodzice są tuż za ścianą.
Gdy przychodził czas samej Wigilii, zbieraliśmy się całą familią przy stole (jak to w Wigilię...); śmiech i płacz jednocześnie, dużo ciepłych życzeń i egoistyczna magia prezentów. Każdy cieszył się z najmniejszego drobiazgu. Pomimo faktu, że moje drogi do, ekhm, Boga się rozeszły i przestałam chodzić do kościoła, to jednak miło wspominam wspólne wypady na pasterkę; Przytłumione światła, ciche pokasływania ludzi siedzących w ławkach i zapach perfum mojej Mamy. Do tej pory mam bardzo silną wizualizację tych właśnie wspomnień i na samą myśl łza kręci mi się w oku.
A Sylwester i świętowanie nowego roku! Ha! To były czasy! Gdy byłam małą dziewczynką, coś w okolicach 7, może 8 lat, chodziłam do mojego kuzyna, który mieszkał wtenczas ulicę obok. Razem odpalaliśmy fajerwerki i spożywaliśmy niegroźne napoje bezalkoholowe dla dzieci Kurde, nie piszę więcej, bo się zryczę obficie.
Dziś mieszkam daleko od domu i choć mam doskonałe relacje z Rodziną, to jednak nie mogę zaglądać do wszystkich codziennie. Widzę co niektórych jedynie via Skype i tak pewnie spędzę z Rodzinką Święta w tym roku. Następne już jednak- nie daruję!- będą wspólne i nadrobimy stracone dni
Ah! Pragnę nadmienić jeszcze, że ze "środkową" siostrą świetnie się już dogaduję- być może czas i dziecko, które często dawała mi pod opiekę, zbliżyły nas do siebie.
mysle ze pomogłam