Co by zrobil Chopin gdyby powstanie się udało... to zadanie na jutro PLS o odpowiedz to ma byc conajmniej na 1 kartce A5
kicio
Produkty z logo Fryderyka Chopina przynoszą rocznie ponad 50 milionów dolarów zysku. Ile więc warta jest pamięć o jego pierwszej miłości? Nikt w Skierniewicach, gdzie do śmierci żyła Konstancja Gładkowska, głośno takich pytań nie zadaje. Ale myśli się o tym, bo takie czasy. W latach 80. Jerzy Waldorff grzmiał na spotkaniach z lokalnymi władzami i działaczami: – W Skierniewicach pod koniec życia mieszkała narzeczona Chopina. A wy nic nie robicie!
Co prawda była tablica na ścianie jej domu, ale nikt nie myślał o muzeum. Dziś w miejscowej Izbie Historii jest ekspozycja poświęcona Gładkowskiej. Co roku w mieście odbywa się festiwal muzyki romantycznej. Przyjeżdżają pojedynczy goście z zagranicy zwabieni historią słynnego romansu. No właśnie: jakiego romansu?
Gdyby nie było Konstancji, młody Chopin musiałby ją sobie wymyślić. W epoce romantyzmu każdy szanujący się artysta musiał mieć muzę, żywego anioła. A Konstancja robiła wrażenie. W prasie opisywano ją jako „postać postawną i kształtną o pięknym głosie”. Już jako 16-latka otrzymała rządowe stypendium dla przyszłych śpiewaczek operowych. Była ulubienicą profesora Carlo Solivy, dyrektora warszawskiego konserwatorium, jako śpiewaczka sama stała się rozpoznawana, wręcz popularna – jej nazwisko anonsowano na plakatach podczas występów w Berlinie. Gmach Teatru Wielkiego, jednego z najbardziej śmiałych zamierzeń architektonicznych ówczesnej Europy, rósł jak na drożdżach, a Konstancja miała być jedną z ozdób operowej sceny, jej wielką diwą. Jak na tak młody wiek osiągnęła naprawdę sporo.
Chopin miał 19 lat, kiedy 21 kwietnia 1829 roku ujrzał ją po raz pierwszy. Śpiewała na koncercie w konserwatorium. Jesienią tego samego roku Fryderyk pisał do przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego: „Bo ja już może na nieszczęście mam mój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim już pół roku, służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło Adagio od mojego Koncertu, który mi inspirował tego walczyka dziś rano, co Ci posyłam”.
– Do końca znajomości nie chodzili ze sobą na randki, nie te czasy. Z dziewczyną z dobrego domu widywać się można było jedynie na salonach, do których często zapraszano Chopina – mówi Barbara Kaliszewska, praprawnuczka Konstancji Gładkowskiej. Także dla Konstancji Fryderyk salony chętnie opuszczał: śpiewaczka pochodziła z dobrej, ale mieszczańskiej rodziny. Ich znajomość miała więc posmak lekkiego mezaliansu. 19 grudnia 1829 roku koncertował wraz z nią w siedzibie Resursy Kupieckiej, co wzbudziło nie lada sensację. Dotąd grywał wyłącznie dla arystokracji, i to zwykle na koncertach zamkniętych. Ich znajomość nie była jednak w tym czasie tematem plotek w Warszawie. Mówiło się raczej, że w Chopinie kocha się Aleksandryna, córka hrabiego de Moriolles, dama dworu księcia Konstantego. Coś musiało być na rzeczy, bo Fryderyka chętnie przyjmowano w Pałacu Belwederskim.
W lipcu 1830 roku Gładkowska debiutowała na scenie Teatru Narodowego, śpiewając partię tytułową w operze Ferdinanda Paera „Agnese”. „Kurier Warszawski” pisał: „Liczni zebrani wczoraj w Teatrze Narodowym słuchacze rzęsistymi oklaskami powitali J. Pannę Gładkowską, wznawiali je po każdym śpiewie. Ta młoda artystka również na pierwszym występie okazała bardzo wiele zdatności jako Aktorka Dramatyczna”. Chopin zaś tak opisywał wrażenia z występu Konstancji w liście do przyjaciela: „Jak frazuje, to byś się rozkoszował, cieniuje paradnie, a chociaż z początku na wejściu głos się trząsł, później bardzo śmiało śpiewała”. Być może wiedziała, że Chopin jest na widowni i słucha.
Co prawda była tablica na ścianie jej domu, ale nikt nie myślał o muzeum. Dziś w miejscowej Izbie Historii jest ekspozycja poświęcona Gładkowskiej. Co roku w mieście odbywa się festiwal muzyki romantycznej. Przyjeżdżają pojedynczy goście z zagranicy zwabieni historią słynnego romansu. No właśnie: jakiego romansu?
Gdyby nie było Konstancji, młody Chopin musiałby ją sobie wymyślić. W epoce romantyzmu każdy szanujący się artysta musiał mieć muzę, żywego anioła. A Konstancja robiła wrażenie. W prasie opisywano ją jako „postać postawną i kształtną o pięknym głosie”. Już jako 16-latka otrzymała rządowe stypendium dla przyszłych śpiewaczek operowych. Była ulubienicą profesora Carlo Solivy, dyrektora warszawskiego konserwatorium, jako śpiewaczka sama stała się rozpoznawana, wręcz popularna – jej nazwisko anonsowano na plakatach podczas występów w Berlinie. Gmach Teatru Wielkiego, jednego z najbardziej śmiałych zamierzeń architektonicznych ówczesnej Europy, rósł jak na drożdżach, a Konstancja miała być jedną z ozdób operowej sceny, jej wielką diwą. Jak na tak młody wiek osiągnęła naprawdę sporo.
Chopin miał 19 lat, kiedy 21 kwietnia 1829 roku ujrzał ją po raz pierwszy. Śpiewała na koncercie w konserwatorium. Jesienią tego samego roku Fryderyk pisał do przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego: „Bo ja już może na nieszczęście mam mój ideał, któremu wiernie, nie mówiąc z nim już pół roku, służę, który mi się śni, na którego pamiątkę stanęło Adagio od mojego Koncertu, który mi inspirował tego walczyka dziś rano,
co Ci posyłam”.
– Do końca znajomości nie chodzili ze sobą na randki, nie te czasy. Z dziewczyną z dobrego domu widywać się można było jedynie na salonach, do których często zapraszano Chopina – mówi Barbara Kaliszewska, praprawnuczka Konstancji Gładkowskiej. Także dla Konstancji Fryderyk salony chętnie opuszczał: śpiewaczka pochodziła z dobrej, ale mieszczańskiej rodziny. Ich znajomość miała więc posmak lekkiego mezaliansu. 19 grudnia 1829 roku koncertował wraz z nią w siedzibie Resursy Kupieckiej, co wzbudziło nie lada sensację. Dotąd grywał wyłącznie dla arystokracji, i to zwykle na koncertach zamkniętych. Ich znajomość nie była jednak w tym czasie tematem plotek w Warszawie. Mówiło się raczej, że w Chopinie kocha się Aleksandryna, córka hrabiego de Moriolles, dama dworu księcia Konstantego. Coś musiało być na rzeczy, bo Fryderyka chętnie przyjmowano w Pałacu Belwederskim.
W lipcu 1830 roku Gładkowska debiutowała na scenie Teatru Narodowego, śpiewając partię tytułową w operze Ferdinanda Paera „Agnese”. „Kurier Warszawski” pisał: „Liczni zebrani wczoraj w Teatrze Narodowym słuchacze rzęsistymi oklaskami powitali J. Pannę Gładkowską, wznawiali je po każdym śpiewie. Ta młoda artystka również na pierwszym występie okazała bardzo wiele zdatności jako Aktorka Dramatyczna”. Chopin zaś tak opisywał wrażenia z występu Konstancji w liście do przyjaciela: „Jak frazuje, to byś się rozkoszował, cieniuje paradnie, a chociaż z początku na wejściu głos się trząsł, później bardzo śmiało śpiewała”. Być może wiedziała, że Chopin jest na widowni i słucha.