Charakterystyczne cechy wampirów w "Carpe Jugulum" T.Pratchetta
nawrat42
Nie jestem znawcą czy zagorzałym fanem Pratchetta, ale mam za sobą parę jego książek, które przeczytałem z niewątpliwą przyjemnością. Z ciekawością zabrałem się zatem za „Carpe jugulum”, pozycję, której głównym tematem są czarownice i wampiry.
W tej dziejącej się w Świecie Dysku historii mamy do czynienia z konfliktem między dążącymi do nowoczesności krwiopijcami a czarownicami z Lancre (w tych rolach Agnes Nitt, Gytha Ogg, Magrat i trzęsącą wszystkim babcia Weatherwax) i jego mieszkańcami, którym nie w smak robienie za bezmózgich służących i niezbyt wyszukane posiłki. Intryga rozpoczyna się w momencie dotarcia do zamku Lancre rodziny Magpyrów, których głowa, hrabia de Magpyr, stara się przystosować swoją rodzinę do dziennego światła, wypracować odporność na święte symbole, czosnek czy cytrynę a tym samym zmienić wampiry w istoty bardziej nowoczesne. Jednocześnie odmawia on udziału w tej nowoczesności takim istotom jak krasnoludy, centaury czy... czarownice, a tego już te ostatnie gładko nie przepuszczą. Oprócz powyższych bohaterów sporą role odgrywa w powieści kapłan Oma Wielce Oats, którego rozliczne rozterki nie ułatwiają mu zadania, jakie ma do wykonania na królewskiej uroczystości. Mamy też przywiązanego do tradycji służącego Igora, który ma powoli dość łamania starych, dobrych zwyczajów i po dziurki w nosie obecnych państwa Magpyr wraz z synem Vladem i córką Lacrimosą. Do tego dochodzi grupa niesfornych krasnali czyli Nac mac Freegle’ów oraz sokolnik Hodgesaargh, który mimo generalnego skupienia uwagi na ptakach odgrywa, dzięki pewnemu niezwykłemu wydarzeniu, swoją rolę w całej historii.
Muszę przyznać, że spodziewałem się po tej książce trochę więcej sławnego pratchettowskiego humoru (choć możliwe, że jako przeciętny jego czytelnik nie wyłapałem wszystkiego), ale i tak jestem zadowolony. Często spotykamy żarty sytuacyjne, nawiązania do utartych motywów, powiedzeń czy kulturowych schematów. Nie brak także w „Carpe jugulum” głębszej refleksji. Dzięki postaci Wielce Oatesa Pratchett pokazuje znane z naszej ludzkiej historii koleje losu, jakie przechodzi religia. Autor podkreśla jej cechy, czasem wykazując ich absurdalność lub wprost przeciwnie, podkreślając to, co jest we wierze ważne, nawet dla osób niewierzących. Nie da się przejść obojętnie wobec rozterek Oatesa, które dopadają go w rozmaitych sytuacjach lub podczas rozmów z babcią Weatherwax, będącą z pewnością trudnym dyskutantem. Oczywiście te i inne rozważania podane są w przystępny, niepsujący lektury sposób. Oprócz religijnych mamy trochę sugestii odnoszących się do panowania, władzy czy też nieustępliwego postępu oraz prawa do wyboru własnego sposobu życia.
„Carpe jugulum” w tytule, nawiązujące do słynnego „chwytaj dzień”, oznacza mniej więcej tyle co „łap za gardło”, o czym dosłownie przekonują się mieszkańcy Lancre czy niedalekiego Escrow. Czy pokojowe współżycie ludzi i wampirów jest możliwe? Czy lepsze jest wrogiem dobrego? Co znaczy tradycja i szacunek dla niej? O tym wszystkim i kilku innych interesujących rzeczach można dowiedzieć się z tej ładnie wydanej (parę błędów redakcyjnych, ale nic poza tym), interesującej, zabawnej, ale i skłaniającej do refleksji książki. Polecam zarówno fanom Pratchetta jak i wszystkim tym, którzy styczność z jego prozą mieli bądź to niewielką, bądź też żadną.
nie wiem cz to dokladnie to czego szukales ale przeczytaj ;D
W tej dziejącej się w Świecie Dysku historii mamy do czynienia z konfliktem między dążącymi do nowoczesności krwiopijcami a czarownicami z Lancre (w tych rolach Agnes Nitt, Gytha Ogg, Magrat i trzęsącą wszystkim babcia Weatherwax) i jego mieszkańcami, którym nie w smak robienie za bezmózgich służących i niezbyt wyszukane posiłki.
Intryga rozpoczyna się w momencie dotarcia do zamku Lancre rodziny Magpyrów, których głowa, hrabia de Magpyr, stara się przystosować swoją rodzinę do dziennego światła, wypracować odporność na święte symbole, czosnek czy cytrynę a tym samym zmienić wampiry w istoty bardziej nowoczesne. Jednocześnie odmawia on udziału w tej nowoczesności takim istotom jak krasnoludy, centaury czy... czarownice, a tego już te ostatnie gładko nie przepuszczą.
Oprócz powyższych bohaterów sporą role odgrywa w powieści kapłan Oma Wielce Oats, którego rozliczne rozterki nie ułatwiają mu zadania, jakie ma do wykonania na królewskiej uroczystości. Mamy też przywiązanego do tradycji służącego Igora, który ma powoli dość łamania starych, dobrych zwyczajów i po dziurki w nosie obecnych państwa Magpyr wraz z synem Vladem i córką Lacrimosą. Do tego dochodzi grupa niesfornych krasnali czyli Nac mac Freegle’ów oraz sokolnik Hodgesaargh, który mimo generalnego skupienia uwagi na ptakach odgrywa, dzięki pewnemu niezwykłemu wydarzeniu, swoją rolę w całej historii.
Muszę przyznać, że spodziewałem się po tej książce trochę więcej sławnego pratchettowskiego humoru (choć możliwe, że jako przeciętny jego czytelnik nie wyłapałem wszystkiego), ale i tak jestem zadowolony. Często spotykamy żarty sytuacyjne, nawiązania do utartych motywów, powiedzeń czy kulturowych schematów. Nie brak także w „Carpe jugulum” głębszej refleksji. Dzięki postaci Wielce Oatesa Pratchett pokazuje znane z naszej ludzkiej historii koleje losu, jakie przechodzi religia. Autor podkreśla jej cechy, czasem wykazując ich absurdalność lub wprost przeciwnie, podkreślając to, co jest we wierze ważne, nawet dla osób niewierzących. Nie da się przejść obojętnie wobec rozterek Oatesa, które dopadają go w rozmaitych sytuacjach lub podczas rozmów z babcią Weatherwax, będącą z pewnością trudnym dyskutantem.
Oczywiście te i inne rozważania podane są w przystępny, niepsujący lektury sposób. Oprócz religijnych mamy trochę sugestii odnoszących się do panowania, władzy czy też nieustępliwego postępu oraz prawa do wyboru własnego sposobu życia.
„Carpe jugulum” w tytule, nawiązujące do słynnego „chwytaj dzień”, oznacza mniej więcej tyle co „łap za gardło”, o czym dosłownie przekonują się mieszkańcy Lancre czy niedalekiego Escrow.
Czy pokojowe współżycie ludzi i wampirów jest możliwe? Czy lepsze jest wrogiem dobrego? Co znaczy tradycja i szacunek dla niej? O tym wszystkim i kilku innych interesujących rzeczach można dowiedzieć się z tej ładnie wydanej (parę błędów redakcyjnych, ale nic poza tym), interesującej, zabawnej, ale i skłaniającej do refleksji książki. Polecam zarówno fanom Pratchetta jak i wszystkim tym, którzy styczność z jego prozą mieli bądź to niewielką, bądź też żadną.
nie wiem cz to dokladnie to czego szukales ale przeczytaj ;D