Bardzo proszę o szybką odpowiedź! :"c Dopiero wczoraj nasza Pani powiadomiła nas o tym, że na jutro mamy napisać baśń o morzu bałtyckim, na konkurs..... :"c Muszę mieć ją już na jutro, więc błagam! Mam pustkę w głowie i nie mam zielonego pojęcia, o czym napisać. :"c Ilość nieograniczona! :)
Czekam na szybką odpowiedź! :)
niunia20000 Wieki temu, w głębinach Morza Bałtyckiego, wznosił się okazały bursztynowy pałac. Mieszkała w nim królowa Bałtyku - Jurata. Była władczynią wszystkich morskich stworzeń, o które dbała z niezwykłą troską. Otaczała opieką nawet najmniejsze stworzonka, żadnemu nie pozwalając robić krzywdy. Panowała mądrze i sprawiedliwie, dzięki czemu jej poddani prawdziwie ją kochali. Pewnego dnia do Juraty przybyła jedna z fląder, donosząc, że nieopodal młody rybak codziennie zarzuca sieci i łowi ryby. Królowa zawrzała z wściekłości. Morskie fale spieniły się, a wszyscy mieszkańcy morza, którzy znajdowali się w pobliżu, poukrywali się przed gniewem władczyni.Wzburzona Jurata przechadzała się po komnatach swego pałacu, głośno zastanawiając się co począć z rybakiem. W końcu krzyknęła:- Wystarczy tego barbarzyństwa! Nie pozwolę dłużej uśmiercać ryb! Ten człowiek poniesie zasłużoną karę! Wspólnie z rusałkami obmyśliła sprytny plan. Morskie boginki miały oczarować rybaka swym śpiewem, zwabić go na głęboką wodę, a następnie utopić. Wkrótce wyruszyły w królewskim orszaku, w cudownych bursztynowych łodziach. Ich śpiew niósł się z daleka ku plaży, na której młody rybak rozwijał swe sieci. I kiedy uniósł głowę stało się coś niezwykłego. Jurata nie mogła oderwać wzroku od jego urodziwej twarzy. Również on nie spuszczał oczu z pięknej królowej. Zakochali się w sobie bez pamięci i każdego wieczoru spotykali się na brzegu morza. Jednak ich szczęście nie trwało długo. Władca piorunów, Perkun, nie mógł wybaczyć Juracie, że pokochała zwykłego śmiertelnika. Pewnej nocy cisnął w bursztynowy pałac jedną ze swych błyskawic. Ściany runęły, grzebiąc na zawsze królową Bałtyku. Zemsta Perkuna dosięgła również rybaka, który utonął w głębinach i tam, przykuty do skały, cierpi do dziś. Zawsze, gdy na Bałtyku szaleje sztorm, wiatr niesie ku lądowi jego rozpaczliwe jęki, a fale wyrzucają na brzeg szczątki pałacu Juraty - kawałki bursztynu. to legęda ale cuż
2 votes Thanks 2
Matuszek2004
O ptaku Bulbulisie i o bursztynowym pierścieniu
Mało kto dziś pamięta, ile za tych bajkowych czasów było różnych królestw na świecie. Przypominam sobie jednak takie, które bardzo różniło się od pozostałych. Leżało daleko na północy, w kraju brzozowych lasów i gajów, w krainie, gdzie nad szerokimi błoniami pędził wiatr, a kiedy dziko się rozswawolił, to potrafił tam zagnać nawet lodowate morskie fale. Było to królestwo pełne zwierzyny i ptactwa, poddani byli rybakami, pasterzami bądź pracowali na roli. Tak jak wszędzie, żyli tu biedni i bogaci, dobrzy i tacy, których z powodu ich złego charakteru nikt nie lubił Był tam też i król, jak w innych krajach, więc zapytacie, czego w takim razie im do szczęścia brakowało? Otóż brakowało im bajek, które można by opowiadać w chatach w zimowe wieczory, kiedy za oknami szaleje zamieć śnieżna, latem na pastwisku przy skwierczącym ogieńku, albo nawet na ucztach w zamku. Podobno wszystkie bajki zabrał kiedyś czarodziejski ptak Bulbulis i od tego czasu wszelki słuch po nim zaginął Na próżno pytali o niego żeglarze na dalekich morskich wyprawach, niczego się o nim nie dowiedzieli kupcy, a król na darmo posyłał na poszukiwania dzielnych i odważnych rycerzy. Aż któregoś dnia przykuśtykał do bramy zamkowej suchy jak wiórek staruszek i powiada, że natychmiast musi rozmawiać z władcą w sprawie, która jest najważniejsza ze wszystkich. - Co może być ważniejsze niż ptak Bulbulis? - domyślił się strażnik i zaprowadził gościa do sali tronowej. Król akurat siedział smutny na tronie, wokół niego dziewięciu pisarczyków zamkowych z piórami umaczanymi w atramencie, pochylonych nad długaśnymi pergaminami, a na pergaminach widniało jedno jedyne zdanie: „Był raz jeden król, który nie wiedział, gdzie jest ptak Bulbulis”. Staruszek zerknął na każdy pergamin, pokiwał białą głową i stanął sobie skromnie w kącie, czekając, co król dalej podyktuje swoim pisarczykom. Ale król niczego więcej nie podyktował Po godzinie milczenia uderzył berłem w stół i powiedział: - Już zapomniałem, jak to szło dalej, albo też to nie jest ta bajka. Przyjdźcie jutro, może wymyślę coś lepszego... Dopiero kiedy pisarczykowie sobie poszli, staruszek wysunął się z kąta i ruszył prosto ku tronowi: - Mc nie wymyślisz - rzekł do króla - ponieważ Bulbulis zabrał ze sobą wszystkie bajki, i ty o tym dobrze wiesz. Król spojrzał zdumiony i pomyślał „Skąd tu się wziął ten dziadek?” Po chwili jednak smętnie przytaknął: - Wiem, ale co mam robić, skoro mi nikt nic nie umie poradzić? - Ja ci poradzę, tylko dobrze słuchaj - uśmiechnął się staruszek. - Ptak Bulbulis chodzi spać do złotej klatki, która wisi na lipie o trzech koronach. Ta lipa rośnie w ogrodzie przy pałacu królewskim, a ten pałac leży za dziewięcioma polami, dziewięcioma górami i dziewięcioma rzekami. Pamiętaj jednak, że tylko ten, kto ma serce czyste i dobre, będzie wiedział, jak sobie dać radę z Bulbulisem. - A więc kogo mam po niego posłać? - zapytał król, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Przed tronem, gdzie przed chwilą stał dziadek, nikogo teraz nie było! - Albo mi się to wszystko tylko wydawało - mruknął król pod wąsem - albo... albo to był naprawdę dziadek z bajki! - ucieszył się. Uszczęśliwiony poderwał się z tronu i dla pewności od razu powtórzył sobie, czego się dowiedział Nie, nie zapomniał niczego, pozostało tylko zadecydować, kogo pośle po ptaka. I to nagle okazało się nie takie trudne: - Przecież mam trzech synów dorodnych niczym brzozy! - klasnął w dłonie, przypomniał sobie jednak, że ten najmłodszy jest niezbyt mądry i mógłby sobie nie poradzić w dalekim świecie. Ale już szarpał za sznur od dzwonka. Raz, dwa razy, trzy razy, i książęta stali przed nim: młodzieńcy naprawdę dorodni jak brzozy. - Wiem, gdzie jest ptak Bulbulis z naszymi bajkami - oznajmił im król uroczyście, a po chwili dodał: - Byłbym zadowolony, gdyby przynajmniej jeden z was wybrał się po niego. A komu uda się przywieźć ptaka, ten będzie na tronie moim następcą! Nie jeden, ale wszyscy trzej natychmiast się zgłosili do tego zadania, a więc król postanowił, że według praw przysługujących pierworodnemu, za dziewięć pól, dziewięć gór i dziewięć rzek wyruszy najpierw ten najstarszy. Wybrał więc sobie królewicz dobrego konia, przypiął ostry miecz i, kiedy obaj młodsi bracia żegnali się z nim przed bramą zamkową, zrobił tym mieczem w bramie nacięcie, mówiąc: - Codziennie rano zaglądajcie tutaj. Jeśli na nacięciu pojawi się krew, to będziecie wiedzieli, że źle ze mną i że musicie mi przyjść z pomocą... Potem ruszył w drogę. Szybko przejechał dziewięć pól, jego koń bez trudu pokonał dziewięć gór i przepłynął nawet dziewięć rzek. A skoro tylko dał radę także tej ostatniej, stanął przed pałacem królewskim otoczonym wielkim ogrodem. Książę zsiadł z konia, przywiązał karego do złotego słupa i wszedł do pałacu. Chwilę błądził po wspaniałych komnatach, gdzie nie było żywej duszy, w końcujednak udało mu się dotrzeć do samego władcy dziewiątego kraju i bez ogródek zapytał: - Przyszedłem po czarodziejskiego ptaka Bulbulisa, który z naszego królestwa zabrał wszystkie bajki. Czy coś o nim wiesz? - Wiem, synu, jak bym mógł nie wiedzieć - potwierdził król dziewiątego kraju. - Ptak Bulbulis każdego wieczoru chodzi spać do złotej klatki, która wisi na lipie o trzech koronach w moim ogrodzie. Muszę cię jednak ostrzec - iluż to bohaterów tu było, i żadnemu nie udało się schwytać Bulbulisa. Wszyscy zniknęli, jakby się zapadli pod ziemię... Tego Już książę nie słyszał Ponieważ nadchodził wieczór, ruszył biegiem do ogrodu, żeby znaleźć złotą klatkę i nie przepuścić okazji. Ogród był naprawdę rozległy, ale zamiast zagonów rosły tu brzozy, Jedna obok drugiej tak blisko, że księciu było naprawdę trudno się między nimi przedzierać. Dopiero o szarej godzinie znalazł się na małej polanie i tam wreszcie ujrzał to, czego szukał lipę o trzech koronach, a na środkowej koronie złotą klatkę z otwartymi drzwiczkami. Wtem z góry odezwał się ptasi śpiew tak niesłychanej piękności, że książę z zachwytu stanął jak skamieniały. Nagle cała polana zajaśniała złotym światłem i zanim młodzieniec zdołał ochłonąć, na gałęzi obok złotej klatki siedział ptak Bulbulis. Wszystko ucichło, jakby porażone tą jasnością, a ptak odezwał się smutnym głosem: - Wszyscy już śpią i nie ma nikogo, kto by mi powiedział, bym i ja poszedł spać... - Idź spać, ptaku Bulbulisie, idź spać! - nie wytrzymał książę, na co ptak nagle uderzył go skrzydłem i zamienił w brzozę. Następnego dnia rano, jak zwykle, obaj młodsi bracia poszli popatrzeć na nacięcie w bramie, i co widzą: ściekają zeń krople krwi! - Muszę natychmiast ruszyć w drogę - powiedział średni brat, zrobił mieczem na bramie następne nacięcie i przykazał najmłodszemu: - Każdego dnia tu zaglądaj, a jeśli zobaczysz krew, to ty będziesz musiał przyjść mi z pomocą. Również i młodszy królewicz dotarł do dziewiątego kraju, w ogrodzie królewskim znalazł lipę o trzech koronach, a kiedy zapadł zmierzch, zjawił się złoty ptak Bulbulis. I tym razem ze smutkiem powiedział - Wszyscy już śpią, a mnie nikt spać nie pośle! Książę jednak ani pisnął A więc Bulbulis poskarżył się jeszcze żałośniej: - Czy rzeczywiście nie znajdzie się nikt, kto by mi pomógł, skoro sam nie mogę usnąć? Teraz już młodzieniec nie wytrzymał i posłał Bulbulisa spać. Tak więc i jego ptak zamienił w białą brzozę. Nazajutrz najmłodszy książę Ilin zobaczył na bramie drugi krwawy znak. Natychmiast z tą złą wiadomością pobiegł do ojca. Teraz on musi iść w świat. Król długo się wzdragał przed posłaniem Ilina. Wszak nie jest on zbyt rozumny, więc jak może przynieść ptaka Bulbulisa, skoro nie udało się to jego starszym braciom? Potem jednak przypomniał sobie słowa staruszka, że kto chce ptaka schwytać, musi mieć dobre i czułe serce. A ponieważ właśnie Ilin miał w sobie najwięcej dobroci, król w końcu pozwolił mu wyruszyć po Bulbulisa. Pojechał więc najmłodszy książę na swoim siwku za dziewięć pól, dziewięć gór i dziewięć rzek do dziewiątego królestwa. Szczęśliwie wieczorem dotarł do wielkiego ogrodu i odnalazł złotą klatkę na środkowej koronie lipy. Po chwili przyleciał złoty ptak. Usiadł na gałęzi obok klatki, rozejrzał się dookoła i zaczął jak zwykle: - Wszyscy już śpią, tylko ja nie. Kto mi pomoże choć słowem? Ilin ani pisnął - Czy rzeczywiście nie ma tu żywej duszy? - odezwał się znów Bulbulis. - Tak bym chciał się zdrzemnąć! I tym razem Jednak książę milczał Jak głaz. Złoty ptak ciągle czekał, ciekaw odpowiedzi, ale potem zwinął skrzydła i zamruczał Jakby sam do siebie: - Nikt nie chce mi pomóc, muszę zatem usnąć sam. Nawet wtedy Ilin nie zdradził się ani słówkiem. Bulbulis wskoczył więc do klatki, wsunął głowę pod skrzydło i wkrótce zasnął. Na to właśnie Ilin czekał Zbliżył się po cichu do lipy i bacznie obserwując ptaka, zauważył, że na jednym szponie ma on bursztynowy pierścień. Delikatnie mu go zdjął, po czym zamknął drzwiczki złotej klatki. Wtedy jednak Bulbulis się przebudził. - Puść mnie, puść mnie, albo cię zmienię w brzozę! - zaczął krzyczeć. Ilin się tylko zaśmiał: - Nigdy w życiu! Skoro mnie tym straszysz, to na pewno zaczarowałeś także mych braci. Szybko się przyznaj i powiedz, jak to można odwrócić, albo poznasz ostrze mego miecza! - I przyłożył Bulbulisowi miecz do złotego dzioba. Oczywiście, taka mowa wywarła wrażenie na ptaku. - Te dwie brzozy, tuż za tobą, to są twoi bracia - odpowiedział pospiesznie. - Żeby ich ożywić, musisz nasypać garść gliny w korzenie. Ilin to zrobił i w tej chwili obaj bracia radośnie go ściskali, cali i zdrowi, jak wtedy, kiedy się z nimi żegnał Okazało się, iż nie ich jednych złoty ptak pozbawił ludzkiego wyglądu. Wszystkie brzozy w ogrodzie królewskim - to była właśnie jego sprawka.A więc uwalniali jednego młodzieńca po drugim, aż zostało ostatnie drzewo, ale ono było już prawdziwe. Ileż było radości i wesela! Nawet sam król dziewiątego królestwa przyszedł do ogrodu popatrzeć co się stało, a kiedy się dowiedział, wyprawił z tej okazji wielką ucztę. Po niej wszyscy ruszyli do domów. Trzej bracia także. Nie spieszyło im się, zajechali aż nad morze, do którego wpadała dziewiąta rzeka. IIin wiózł złotą klatkę z Bulbulisem i nie domyślał się, że bracia ciągle zerkają na niego z zawiścią. A tak właśnie było. Zamiast czuć wdzięczność, rozmyślali, jakby tu posiąść złotego ptaka. A że zawiść to najgorsza rzecz na świecie, postanowili zabić Ilina. Kiedy wieczorem wszyscy trzej ułożyli się do snu nad brzegiem morza, starsi bracia tylko udawali, że śpią. Ledwie najmłodszy usnął, związali go i wrzucili do wody, najdalej jak mogli. Potem wzięli klatkę z Bulbulisem i ruszyli do domu, nie oglądnąwszy się nawet... Ilin jednak nie utonął Niedaleko od miejsca, gdzie go bracia wrzucili, w bursztynowym zamku na dnie morza mieszkała morska królewna. Widziała, co się zdarzyło i szybko posłała swe służki, nimfy morskie, aby przyniosły księcia do zamku. Następnie tchnęła w niego życie. Kiedy Ilin się ocknął, nie chciał wierzyć własnym oczom: ściany komnaty, w której się znajdował, były wyłożone muszlami o najróżniejszych kolorach i kształtach, na kandelabrach iskrzyły się ogromne perły, grube dywany utkano z mięciutkiej rzęsy wodnej, a przy łóżku siedziała morska królewna o twarzy tak niewysłowienie pięknej, że aż mu dech zaparło. - Chyba już jestem na tamtym świecie? - zapytał książę ze zdziwieniem. - Jesteś tylko w moim bursztynowym zamku, dokąd przyniosły cię nimfy - uśmiechnęła się morska królewna i po chwili dodała: - Wiem, że masz dobre serce, dlatego nie dopuściłam, byś utonął - Bracia w dodatku zabrali mi ptaka Bulbulisa i nie usłyszę ani jednej z bajek, które wziął z naszego kraju - zasmucił się książę. Królewna jednak pokręciła głową: - Usłyszysz,. Te bajki są ukryte w pierścieniu, który zdjąłeś z nogi ptaka. Wystarczy, że pierścień ten włożysz na palec i dziewięć razy nim obrócisz. Bez niego nawet ptak Bulbulis nie zna bajek. - Naprawdę? - zapytał Ilin z przejęciem, a kiedy królewna tylko milcząco skinęła głową, wyciągnął z kieszeni bursztynowy krążek, nałożył go sobie na serdeczny palec i powoli zaczął nim obracać. Po dziewiątym obrocie odezwał się z góry ptasi śpiew, taki sam jak w chwili, gdy Bulbullis przyleciał do ogrodu. A potem Ilin usłyszał cichy głos, który zaczął opowiadać ……
Wieki temu, w głębinach Morza Bałtyckiego, wznosił się okazały bursztynowy pałac. Mieszkała w nim królowa Bałtyku - Jurata. Była władczynią wszystkich morskich stworzeń, o które dbała z niezwykłą troską. Otaczała opieką nawet najmniejsze stworzonka, żadnemu nie pozwalając robić krzywdy. Panowała mądrze i sprawiedliwie, dzięki czemu jej poddani prawdziwie ją kochali.
Pewnego dnia do Juraty przybyła jedna z fląder, donosząc, że nieopodal młody rybak codziennie zarzuca sieci i łowi ryby. Królowa zawrzała z wściekłości. Morskie fale spieniły się, a wszyscy mieszkańcy morza, którzy znajdowali się w pobliżu, poukrywali się przed gniewem władczyni.Wzburzona Jurata przechadzała się po komnatach swego pałacu, głośno zastanawiając się co począć z rybakiem. W końcu krzyknęła:- Wystarczy tego barbarzyństwa! Nie pozwolę dłużej uśmiercać ryb! Ten człowiek poniesie zasłużoną karę! Wspólnie z rusałkami obmyśliła sprytny plan. Morskie boginki miały oczarować rybaka swym śpiewem, zwabić go na głęboką wodę, a następnie utopić.
Wkrótce wyruszyły w królewskim orszaku, w cudownych bursztynowych łodziach. Ich śpiew niósł się z daleka ku plaży, na której młody rybak rozwijał swe sieci. I kiedy uniósł głowę stało się coś niezwykłego. Jurata nie mogła oderwać wzroku od jego urodziwej twarzy. Również on nie spuszczał oczu z pięknej królowej. Zakochali się w sobie bez pamięci i każdego wieczoru spotykali się na brzegu morza. Jednak ich szczęście nie trwało długo. Władca piorunów, Perkun, nie mógł wybaczyć Juracie, że pokochała zwykłego śmiertelnika. Pewnej nocy cisnął w bursztynowy pałac jedną ze swych błyskawic. Ściany runęły, grzebiąc na zawsze królową Bałtyku. Zemsta Perkuna dosięgła również rybaka, który utonął w głębinach i tam, przykuty do skały, cierpi do dziś.
Zawsze, gdy na Bałtyku szaleje sztorm, wiatr niesie ku lądowi jego rozpaczliwe jęki, a fale wyrzucają na brzeg szczątki pałacu Juraty - kawałki bursztynu.
to legęda ale cuż
Mało kto dziś pamięta, ile za tych bajkowych czasów było różnych królestw na świecie. Przypominam sobie jednak takie, które bardzo różniło się od pozostałych. Leżało daleko na północy, w kraju brzozowych lasów i gajów, w krainie, gdzie nad szerokimi błoniami pędził wiatr, a kiedy dziko się rozswawolił, to potrafił tam zagnać nawet lodowate morskie fale.
Było to królestwo pełne zwierzyny i ptactwa, poddani byli rybakami, pasterzami bądź pracowali na roli. Tak jak wszędzie, żyli tu biedni i bogaci, dobrzy i tacy, których z powodu ich złego charakteru nikt nie lubił
Był tam też i król, jak w innych krajach, więc zapytacie, czego w takim razie im do szczęścia brakowało?
Otóż brakowało im bajek, które można by opowiadać w chatach w zimowe wieczory, kiedy za oknami szaleje zamieć śnieżna, latem na pastwisku przy skwierczącym ogieńku, albo nawet na ucztach w zamku.
Podobno wszystkie bajki zabrał kiedyś czarodziejski ptak Bulbulis i od tego czasu wszelki słuch po nim zaginął Na próżno pytali o niego żeglarze na dalekich morskich wyprawach, niczego się o nim nie dowiedzieli kupcy, a król na darmo posyłał na poszukiwania dzielnych i odważnych rycerzy.
Aż któregoś dnia przykuśtykał do bramy zamkowej suchy jak wiórek staruszek i powiada, że natychmiast musi rozmawiać z władcą w sprawie, która jest najważniejsza ze wszystkich.
- Co może być ważniejsze niż ptak Bulbulis? - domyślił się strażnik i zaprowadził gościa do sali tronowej.
Król akurat siedział smutny na tronie, wokół niego dziewięciu pisarczyków zamkowych z piórami umaczanymi w atramencie, pochylonych nad długaśnymi pergaminami, a na pergaminach widniało jedno jedyne zdanie: „Był raz jeden król, który nie wiedział, gdzie jest ptak Bulbulis”.
Staruszek zerknął na każdy pergamin, pokiwał białą głową i stanął sobie skromnie w kącie, czekając, co król dalej podyktuje swoim pisarczykom.
Ale król niczego więcej nie podyktował Po godzinie milczenia uderzył berłem w stół i powiedział:
- Już zapomniałem, jak to szło dalej, albo też to nie jest ta bajka. Przyjdźcie jutro, może wymyślę coś lepszego...
Dopiero kiedy pisarczykowie sobie poszli, staruszek wysunął się z kąta i ruszył prosto ku tronowi:
- Mc nie wymyślisz - rzekł do króla - ponieważ Bulbulis zabrał ze sobą wszystkie bajki, i ty o tym dobrze wiesz.
Król spojrzał zdumiony i pomyślał „Skąd tu się wziął ten dziadek?” Po chwili jednak smętnie przytaknął:
- Wiem, ale co mam robić, skoro mi nikt nic nie umie poradzić?
- Ja ci poradzę, tylko dobrze słuchaj - uśmiechnął się staruszek. - Ptak Bulbulis chodzi spać do złotej klatki, która wisi na lipie o trzech koronach. Ta lipa rośnie w ogrodzie przy pałacu królewskim, a ten pałac leży za dziewięcioma polami, dziewięcioma górami i dziewięcioma rzekami. Pamiętaj jednak, że tylko ten, kto ma serce czyste i dobre, będzie wiedział, jak sobie dać radę z Bulbulisem.
- A więc kogo mam po niego posłać? - zapytał król, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. Przed tronem, gdzie przed chwilą stał dziadek, nikogo teraz nie było!
- Albo mi się to wszystko tylko wydawało - mruknął król pod wąsem - albo... albo to był naprawdę dziadek z bajki! - ucieszył się.
Uszczęśliwiony poderwał się z tronu i dla pewności od razu powtórzył sobie, czego się dowiedział Nie, nie zapomniał niczego, pozostało tylko zadecydować, kogo pośle po ptaka.
I to nagle okazało się nie takie trudne: - Przecież mam trzech synów dorodnych niczym brzozy! - klasnął w dłonie, przypomniał sobie jednak, że ten najmłodszy jest niezbyt mądry i mógłby sobie nie poradzić w dalekim świecie.
Ale już szarpał za sznur od dzwonka. Raz, dwa razy, trzy razy, i książęta stali przed nim: młodzieńcy naprawdę dorodni jak brzozy.
- Wiem, gdzie jest ptak Bulbulis z naszymi bajkami - oznajmił im król uroczyście, a po chwili dodał: - Byłbym zadowolony, gdyby przynajmniej jeden z was wybrał się po niego. A komu uda się przywieźć ptaka, ten będzie na tronie moim następcą!
Nie jeden, ale wszyscy trzej natychmiast się zgłosili do tego zadania, a więc król postanowił, że według praw przysługujących pierworodnemu, za dziewięć pól, dziewięć gór i dziewięć rzek wyruszy najpierw ten najstarszy.
Wybrał więc sobie królewicz dobrego konia, przypiął ostry miecz i, kiedy obaj młodsi bracia żegnali się z nim przed bramą zamkową, zrobił tym mieczem w bramie nacięcie, mówiąc:
- Codziennie rano zaglądajcie tutaj. Jeśli na nacięciu pojawi się krew, to będziecie wiedzieli, że źle ze mną i że musicie mi przyjść z pomocą...
Potem ruszył w drogę. Szybko przejechał dziewięć pól, jego koń bez trudu pokonał dziewięć gór i przepłynął nawet dziewięć rzek. A skoro tylko dał radę także tej ostatniej, stanął przed pałacem królewskim otoczonym wielkim ogrodem.
Książę zsiadł z konia, przywiązał karego do złotego słupa i wszedł do pałacu. Chwilę błądził po wspaniałych komnatach, gdzie nie było żywej duszy, w końcujednak udało mu się dotrzeć do samego władcy dziewiątego kraju i bez ogródek zapytał:
- Przyszedłem po czarodziejskiego ptaka Bulbulisa, który z naszego królestwa zabrał wszystkie bajki. Czy coś o nim wiesz?
- Wiem, synu, jak bym mógł nie wiedzieć - potwierdził król dziewiątego kraju. - Ptak Bulbulis każdego wieczoru chodzi spać do złotej klatki, która wisi na lipie o trzech koronach w moim ogrodzie. Muszę cię jednak ostrzec - iluż to bohaterów tu było, i żadnemu nie udało się schwytać Bulbulisa. Wszyscy zniknęli, jakby się zapadli pod ziemię...
Tego Już książę nie słyszał Ponieważ nadchodził wieczór, ruszył biegiem do ogrodu, żeby znaleźć złotą klatkę i nie przepuścić okazji.
Ogród był naprawdę rozległy, ale zamiast zagonów rosły tu brzozy, Jedna obok drugiej tak blisko, że księciu było naprawdę trudno się między nimi przedzierać. Dopiero o szarej godzinie znalazł się na małej polanie i tam wreszcie ujrzał to, czego szukał lipę o trzech koronach, a na środkowej koronie złotą klatkę z otwartymi drzwiczkami.
Wtem z góry odezwał się ptasi śpiew tak niesłychanej piękności, że książę z zachwytu stanął jak skamieniały. Nagle cała polana zajaśniała złotym światłem i zanim młodzieniec zdołał ochłonąć, na gałęzi obok złotej klatki siedział ptak Bulbulis.
Wszystko ucichło, jakby porażone tą jasnością, a ptak odezwał się smutnym głosem:
- Wszyscy już śpią i nie ma nikogo, kto by mi powiedział, bym i ja poszedł spać...
- Idź spać, ptaku Bulbulisie, idź spać! - nie wytrzymał książę, na co ptak nagle uderzył go skrzydłem i zamienił w brzozę.
Następnego dnia rano, jak zwykle, obaj młodsi bracia poszli popatrzeć na nacięcie w bramie, i co widzą: ściekają zeń krople krwi!
- Muszę natychmiast ruszyć w drogę - powiedział średni brat, zrobił mieczem na bramie następne nacięcie i przykazał najmłodszemu:
- Każdego dnia tu zaglądaj, a jeśli zobaczysz krew, to ty będziesz musiał przyjść mi z pomocą.
Również i młodszy królewicz dotarł do dziewiątego kraju, w ogrodzie królewskim znalazł lipę o trzech koronach, a kiedy zapadł zmierzch, zjawił się złoty ptak Bulbulis. I tym razem ze smutkiem powiedział
- Wszyscy już śpią, a mnie nikt spać nie pośle!
Książę jednak ani pisnął A więc Bulbulis poskarżył się jeszcze żałośniej:
- Czy rzeczywiście nie znajdzie się nikt, kto by mi pomógł, skoro sam nie mogę usnąć?
Teraz już młodzieniec nie wytrzymał i posłał Bulbulisa spać. Tak więc i jego ptak zamienił w białą brzozę.
Nazajutrz najmłodszy książę Ilin zobaczył na bramie drugi krwawy znak. Natychmiast z tą złą wiadomością pobiegł do ojca. Teraz on musi iść w świat.
Król długo się wzdragał przed posłaniem Ilina. Wszak nie jest on zbyt rozumny, więc jak może przynieść ptaka Bulbulisa, skoro nie udało się to jego starszym braciom? Potem jednak przypomniał sobie słowa staruszka, że kto chce ptaka schwytać, musi mieć dobre i czułe serce. A ponieważ właśnie Ilin miał w sobie najwięcej dobroci, król w końcu pozwolił mu wyruszyć po Bulbulisa.
Pojechał więc najmłodszy książę na swoim siwku za dziewięć pól, dziewięć gór i dziewięć rzek do dziewiątego królestwa. Szczęśliwie wieczorem dotarł do wielkiego ogrodu i odnalazł złotą klatkę na środkowej koronie lipy. Po chwili przyleciał złoty ptak.
Usiadł na gałęzi obok klatki, rozejrzał się dookoła i zaczął jak zwykle:
- Wszyscy już śpią, tylko ja nie. Kto mi pomoże choć słowem? Ilin ani pisnął
- Czy rzeczywiście nie ma tu żywej duszy? - odezwał się znów Bulbulis. - Tak bym chciał się zdrzemnąć!
I tym razem Jednak książę milczał Jak głaz. Złoty ptak ciągle czekał, ciekaw odpowiedzi, ale potem zwinął skrzydła i zamruczał Jakby sam do siebie:
- Nikt nie chce mi pomóc, muszę zatem usnąć sam.
Nawet wtedy Ilin nie zdradził się ani słówkiem. Bulbulis wskoczył więc do klatki, wsunął głowę pod skrzydło i wkrótce zasnął.
Na to właśnie Ilin czekał Zbliżył się po cichu do lipy i bacznie obserwując ptaka, zauważył, że na jednym szponie ma on bursztynowy pierścień. Delikatnie mu go zdjął, po czym zamknął drzwiczki złotej klatki. Wtedy jednak Bulbulis się przebudził.
- Puść mnie, puść mnie, albo cię zmienię w brzozę! - zaczął krzyczeć. Ilin się tylko zaśmiał:
- Nigdy w życiu! Skoro mnie tym straszysz, to na pewno zaczarowałeś także mych braci. Szybko się przyznaj i powiedz, jak to można odwrócić, albo poznasz ostrze mego miecza! - I przyłożył Bulbulisowi miecz do złotego dzioba. Oczywiście, taka mowa wywarła wrażenie na ptaku.
- Te dwie brzozy, tuż za tobą, to są twoi bracia - odpowiedział pospiesznie. - Żeby ich ożywić, musisz nasypać garść gliny w korzenie.
Ilin to zrobił i w tej chwili obaj bracia radośnie go ściskali, cali i zdrowi, jak wtedy, kiedy się z nimi żegnał Okazało się, iż nie ich jednych złoty ptak pozbawił ludzkiego wyglądu. Wszystkie brzozy w ogrodzie królewskim - to była właśnie jego sprawka.A więc uwalniali jednego młodzieńca po drugim, aż zostało ostatnie drzewo, ale ono było już prawdziwe.
Ileż było radości i wesela! Nawet sam król dziewiątego królestwa przyszedł do ogrodu popatrzeć co się stało, a kiedy się dowiedział, wyprawił z tej okazji wielką ucztę.
Po niej wszyscy ruszyli do domów. Trzej bracia także. Nie spieszyło im się, zajechali aż nad morze, do którego wpadała dziewiąta rzeka.
IIin wiózł złotą klatkę z Bulbulisem i nie domyślał się, że bracia ciągle zerkają na niego z zawiścią. A tak właśnie było. Zamiast czuć wdzięczność, rozmyślali, jakby tu posiąść złotego ptaka. A że zawiść to najgorsza rzecz na świecie, postanowili zabić Ilina.
Kiedy wieczorem wszyscy trzej ułożyli się do snu nad brzegiem morza, starsi bracia tylko udawali, że śpią. Ledwie najmłodszy usnął, związali go i wrzucili do wody, najdalej jak mogli. Potem wzięli klatkę z Bulbulisem i ruszyli do domu, nie oglądnąwszy się nawet...
Ilin jednak nie utonął Niedaleko od miejsca, gdzie go bracia wrzucili, w bursztynowym zamku na dnie morza mieszkała morska królewna. Widziała, co się zdarzyło i szybko posłała swe służki, nimfy morskie, aby przyniosły księcia do zamku. Następnie tchnęła w niego życie.
Kiedy Ilin się ocknął, nie chciał wierzyć własnym oczom: ściany komnaty, w której się znajdował, były wyłożone muszlami o najróżniejszych kolorach i kształtach, na kandelabrach iskrzyły się ogromne perły, grube dywany utkano z mięciutkiej rzęsy wodnej, a przy łóżku siedziała morska królewna o twarzy tak niewysłowienie pięknej, że aż mu dech zaparło.
- Chyba już jestem na tamtym świecie? - zapytał książę ze zdziwieniem.
- Jesteś tylko w moim bursztynowym zamku, dokąd przyniosły cię nimfy - uśmiechnęła się morska królewna i po chwili dodała: - Wiem, że masz dobre serce, dlatego nie dopuściłam, byś utonął
- Bracia w dodatku zabrali mi ptaka Bulbulisa i nie usłyszę ani jednej z bajek, które wziął z naszego kraju - zasmucił się książę.
Królewna jednak pokręciła głową:
- Usłyszysz,. Te bajki są ukryte w pierścieniu, który zdjąłeś z nogi ptaka. Wystarczy, że pierścień ten włożysz na palec i dziewięć razy nim obrócisz. Bez niego nawet ptak Bulbulis nie zna bajek.
- Naprawdę? - zapytał Ilin z przejęciem, a kiedy królewna tylko milcząco skinęła głową, wyciągnął z kieszeni bursztynowy krążek, nałożył go sobie na serdeczny palec i powoli zaczął nim obracać. Po dziewiątym obrocie odezwał się z góry ptasi śpiew, taki sam jak w chwili, gdy Bulbullis przyleciał do ogrodu. A potem Ilin usłyszał cichy głos, który zaczął opowiadać ……
Myśle że pomogłem i licze na naj