Bardzo proszę o pomoc mam napisać: Opis przeżyć Marcina Borowicza na lekcji języka polskiego - Syzyfowe Prace Z góry dziękuje za wszystkie podpowiedzi
xMoniiiax
Nazywam się Marcin Borowicz. Jak zwykle znudzony siedziałem na lekcji języka polskiego. Nie ma w tym nic dziwnego. Na tej godzinie nic ciekawego się dzieje. profesor nigdy nie uczył w sposob interesujący. Większość albo spała, albo robiła, co jej się żywnie podobało. Ja nie należę do wyjątków. Nauczyciel wszedł do klasy z takim samym zapałem, co i uczniowie i zaczął odpytywać jakiegoś 'pomidorowca'. Ten, aby wymigać się od tego jakże nudnego zajęcia, powiedział: "Mamy nowego ucznia!". Reszta zaczęła błaznować. Jakby ten cały Zygier był jakimś bóstwem. Sztetter zaczął go wypytywać. Pytał o przczytane ksiażki, przede wszystkim te z literatury polskiej, o życie Mickiewicza... Po chwili poprosił go o wyrecytowanie jakiegoś utworu. Zygier zaczął: "Nam strzelać nie kazano. Wstąpiłem na działo...". Nagle wszyscy zwrócili na niego wzrok. Profesor zerwał się na równe nogi i zaczął machać rękami, by przestał. Na próżno. Zygier recytował dalej głosem nie donośnym, ale dźwięczącym jak szlachetny metal. Siedziałem zgarbiony, oczy wlepiłem w Bernarda. Dręczyło mnie przemierzłe złudzenie, że to wszystko niegdyś słyszałem, że to nawet gdzieś jakby własnym okiem widziałem, ale nie mogłem pojąć, co będzie dalej. Słuchałem za wstydem i złością, ale i z dreszczem dziwnego bólu w piersi. Zygier mówił dalej. Nogi miałem jak z waty, blady byłem jak ściana. Zamknąłem oczy. Już wszystko znalazłem. Przed laty stary strzelec Noga mi to opowiadał. Moje serce szarpneło nagle, jakby chciało się wydrzeć z piersi, mym ciałem potrząsnęło wewnetrzene łkanie. Ścisnąłem mocno zęby, by z krzykiem nie szlochać. Zdawało mi się, że nie wytrzymam, że skonam z żalu. Skłębiły się we mnie wszystkie uczucia naraz: wstyd, żal, rozpacz, ból i nowo obudzona miłość. Miłość do polskości, do patriotyzmu. Żałuję mojego wcześniejszego zachowania. Wiem, ze postąpiłem źle... Ale jestem pewien jednego! Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Już nigdy nie wyprę się swojej ojczyzny! Bo jak wyprę się jej, to wyprę się samego siebie.
Nauczyciel wszedł do klasy z takim samym zapałem, co i uczniowie i zaczął odpytywać jakiegoś 'pomidorowca'. Ten, aby wymigać się od tego jakże nudnego zajęcia, powiedział: "Mamy nowego ucznia!". Reszta zaczęła błaznować. Jakby ten cały Zygier był jakimś bóstwem.
Sztetter zaczął go wypytywać. Pytał o przczytane ksiażki, przede wszystkim te z literatury polskiej, o życie Mickiewicza... Po chwili poprosił go o wyrecytowanie jakiegoś utworu. Zygier zaczął: "Nam strzelać nie kazano. Wstąpiłem na działo...". Nagle wszyscy zwrócili na niego wzrok. Profesor zerwał się na równe nogi i zaczął machać rękami, by przestał. Na próżno. Zygier recytował dalej głosem nie donośnym, ale dźwięczącym jak szlachetny metal.
Siedziałem zgarbiony, oczy wlepiłem w Bernarda. Dręczyło mnie przemierzłe złudzenie, że to wszystko niegdyś słyszałem, że to nawet gdzieś jakby własnym okiem widziałem, ale nie mogłem pojąć, co będzie dalej. Słuchałem za wstydem i złością, ale i z dreszczem dziwnego bólu w piersi. Zygier mówił dalej. Nogi miałem jak z waty, blady byłem jak ściana. Zamknąłem oczy. Już wszystko znalazłem. Przed laty stary strzelec Noga mi to opowiadał. Moje serce szarpneło nagle, jakby chciało się wydrzeć z piersi, mym ciałem potrząsnęło wewnetrzene łkanie. Ścisnąłem mocno zęby, by z krzykiem nie szlochać. Zdawało mi się, że nie wytrzymam, że skonam z żalu. Skłębiły się we mnie wszystkie uczucia naraz: wstyd, żal, rozpacz, ból i nowo obudzona miłość. Miłość do polskości, do patriotyzmu.
Żałuję mojego wcześniejszego zachowania. Wiem, ze postąpiłem źle... Ale jestem pewien jednego! Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Już nigdy nie wyprę się swojej ojczyzny! Bo jak wyprę się jej, to wyprę się samego siebie.