Bardzo Pilne!! opowiadanie o lekcji która utkwiła Ci w pamięci.Chce aby to było o przyrodzie..Bardzo proszę potrzebne na poniedziałek:)
natusia546
Moją lekcją która mi utkwiła w pamięci jest to lekcja przyrody.Był pn kiedy pani (Magda)wzięla mnie do tablicy. Dała mi trudne zadanie-żebym wytłumaczyła co to znaczy pojęcie LOP ja pamiętałam te pytanie z konkursu więc odpowiedziałam Liga Ochrony Przyrody.Pani ze zdziwienia wstał i spytała skąd wiesz . Ja odpwiedziałam z konkursu pani usiadła zajrzał do dziejnika i wpisał mi 6 podziękowała za odp i usiadałam. mam nadzieje że dobrze
2 votes Thanks 0
Adamowski15
Pewnego razu na lekcji przyrody cała moja klasa była pobudzona. Nie wiedziałam dlaczego , dlatego się spytałam moją koleżankę Kasie okazało się że będziemy mieli nową panią od przyrody i całą klasę ciekawi jaka ona jest. Po 2 minutowym spuznieniu pani młoda i ładna przyszła do naszej klasy przedstawiła się i kazała nam się też przedstawić. Zaczęła od Kasi a skończył na Tomku cała klasa odrazu ją polubiła w tym ja. Po przedstawieniu się kazała Michałowi napisac temat na tablicy który brzmiał ,, rozmnażanie". Wszystko co mówiła robiła to z wielką pasją i ciekawością. Zanim się zdążyłam popatrzeć na zegarek już był dzwonek. Moim zdaniem w szkole takich nauczycieli a z pewnością by się przydali.
[Jak chcesz pozmieniaj imiona]
1 votes Thanks 0
JAGIENKA133
Często w czasie wakacji chodziłam po lasach, spacerując po dobrze mi znanych ścieżkach i odkrywam nowe ustronne zakątki. Właśnie tego dnia wybrałam się na leśne wędrowanie. Było wcześnie rano ale słońce było już wysoko i igrało z lasem tysiące zielonych cieni i blasków. Wśród puszystego mchu czerniły się jagody z migotającymi brylantowymi kroplami rosy. Złotopomarańczowa kula słońca coraz intensywniej rozjaśniała leśne mroki. Szłam ścieżką po igliwiu i zeschłych gałęziach, raz po raz schylając się po ukrytą wśród liści szkarłatna poziomkę. Las nabierał ciepła od słońca, a spomiędzy drzew słychać było śpiew ptaków. Z jednej choinki na drugą skoczyła żwawo ognistopłowa wiewiórka z imponującą kitą i kremowym brzuszkiem. Gdzieś w pobliżu szumiała rzeka,otulona zaroślami. Lekki, ożywczy wiaterek poruszał gałęziami majestatycznych świerków. Wchodziłam coraz głębiej w urokliwą gęstość lasu,błądziłam ścieżkami z przydeptana leśną trawą. Naraz, niespodziewanie dla samej siebie, dotarłam na odległość kilku kroków zaledwie od szklącej się, zielonobłękitnej tafli małego stawu. Był skąpany w słońcu i wygladał jak basnieowe lustro. Przy brzegu błyszczącej tafli na jednej patykowatej nodze stał czarny bocian.Zaczęłam skradać się powoli w jego kierunku, pokonując bujne zielska i drapieżne krzewy. Trzask nadepniętej przeze mnie gałęzi spłoszył ptaka zanim zdołałam mu sie przyjrzeć. Stałam zachwycona jego czarnymi, błyszczącymi piórami, białym brzuszkiem i czerwonym dziobem , który pozwalał odróżnić ciemna sylwetkę bociana od ocienionych drzew przeciwległego brzegu. Przez moment na wodzie powstały kręgi, które potem znikneły. cienie choinek tańczyły lekko po lustrze wody nieruchomego i jakby uśpionego stawu. W pobliskiej kępce polnych kwiatów były w goscinie trzmiele, motyle i pszczoły. Szum malutkiego strumyka orzeźwił nieco senność tej okolicy. Siedząc pod brzozą, której listki szeleściły w takt koncertujących opodal świerszczy, poddawałam się urokowi stawu i jego ożywionych i nieożywionych towarzyszy. Cieszyłem się wielkością barw i odcieni. Dopiero póxnym popołudniem razem ze słoneczną pomarańczą, która szła za mna jak ogromny balon ciagnięty na niewidzialnym sznurku, wróciłam do domu i do rzeczywistości
Wszystko co mówiła robiła to z wielką pasją i ciekawością. Zanim się zdążyłam popatrzeć na zegarek już był dzwonek. Moim zdaniem w szkole takich nauczycieli a z pewnością by się przydali.
[Jak chcesz pozmieniaj imiona]
Właśnie tego dnia wybrałam się na leśne wędrowanie. Było wcześnie rano ale słońce było już wysoko i igrało z lasem tysiące zielonych cieni i blasków. Wśród puszystego mchu czerniły się jagody z migotającymi brylantowymi kroplami rosy. Złotopomarańczowa kula słońca coraz intensywniej rozjaśniała leśne mroki.
Szłam ścieżką po igliwiu i zeschłych gałęziach, raz po raz schylając się po ukrytą wśród liści szkarłatna poziomkę.
Las nabierał ciepła od słońca, a spomiędzy drzew słychać było śpiew ptaków. Z jednej choinki na drugą skoczyła żwawo ognistopłowa wiewiórka z imponującą kitą i kremowym brzuszkiem. Gdzieś w pobliżu szumiała rzeka,otulona zaroślami. Lekki, ożywczy wiaterek poruszał gałęziami majestatycznych świerków. Wchodziłam coraz głębiej w urokliwą gęstość lasu,błądziłam ścieżkami z przydeptana leśną trawą. Naraz, niespodziewanie dla samej siebie, dotarłam na odległość kilku kroków zaledwie od szklącej się, zielonobłękitnej tafli małego stawu. Był skąpany w słońcu i wygladał jak basnieowe lustro. Przy brzegu błyszczącej tafli na jednej patykowatej nodze stał czarny bocian.Zaczęłam skradać się powoli w jego kierunku, pokonując bujne zielska i drapieżne krzewy. Trzask nadepniętej przeze mnie gałęzi spłoszył ptaka zanim zdołałam mu sie przyjrzeć. Stałam zachwycona jego czarnymi, błyszczącymi piórami, białym brzuszkiem i czerwonym dziobem , który pozwalał odróżnić ciemna sylwetkę bociana od ocienionych drzew przeciwległego brzegu. Przez moment na wodzie powstały kręgi, które potem znikneły. cienie choinek tańczyły lekko po lustrze wody nieruchomego i jakby uśpionego stawu. W pobliskiej kępce polnych kwiatów były w goscinie trzmiele, motyle i pszczoły. Szum malutkiego strumyka orzeźwił nieco senność tej okolicy.
Siedząc pod brzozą, której listki szeleściły w takt koncertujących opodal świerszczy, poddawałam się urokowi stawu i jego ożywionych i nieożywionych towarzyszy. Cieszyłem się wielkością barw i odcieni. Dopiero póxnym popołudniem razem ze słoneczną pomarańczą, która szła za mna jak ogromny balon ciagnięty na niewidzialnym sznurku, wróciłam do domu i do rzeczywistości