Błagam pomóżciE !!!!!mam do napisania recenzje z książki ''Pinokio''Lub ''Sposób na alcybiadesa'' Musi zajmować półtora kartki papieru A4 (Błagam dam NAJJJ
Prosze Was !!Jesteście moja ostatnią deską ratunku.....
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Kłopot z filmem Roberto Benigniego wiąże się z samym Benignim. Wszyscy to już napisali i powiedzieli, ale trzeba powtórzyć jeszcze raz: łysiejący pięćdziesięciolatek o zmęczonej twarzy nie może być Pinokiem-marionetką. Nota bene w polskim tłumaczeniu filmu z uporem mówi się "kukiełka", ale technicznie to inny rodzaj lalki, w tym wypadku chodzi właśnie o tradycyjną teatralną marionetkę wystruganą z drzewa i poruszaną sznurkami. Istotne jest, że Pinokio powinien wyglądać jak chłopiec. Zachowuje się jak chłopiec (niegrzeczny) i marzy o tym, żeby stać się prawdziwym chłopcem. Tak jest w książce. W zakończeniu filmu Benigni zmienia po prostu strój, biały kostium Arlekina na równie humorystyczny kostium dziewiętnastowiecznego uczniaka. Niestety, nie dokonuje się przy tej okazji żadna przemiana. Żeby odebrać ten film, trzeba przełknąć konwencję. Benigni jest jednym z najpopularniejszych aktorów włoskich, laureatem Oscara za kontrowersyjną komedię o Holokauście "Życie jest piękne", wcześniej był autorem najbardziej kasowego filmu w powojennej historii swego kraju "Johnny Wykałaczka". Trzeba przyznać, że nie brak mu rozmachu. "Pinokio" jest, dla odmiany, najkosztowniejszym filmem, jaki kiedykolwiek powstał we Włoszech i rzeczywiście znalazł się tam w czołówce kasowych przebojów. Ale tylko tam. Benigni od dawna marzył o roli Pinokia i podobno ekranizację książki Collodiego miał z nim ochotę robić sam Federico Fellini. Od tego czasu minęło jednak trochę lat. Technika dokonała niebywałego skoku i rozwiązaniem oczywistym byłby dzisiaj Pinokio wirtualny - kreacja komputerowa w rodzaju Golluma z "Władcy Pierścieni" - poruszający się pośród ludzi, dopóki nie doczeka się przemiany w człowieka. Ale Benigni nie chciał zrezygnować z marzenia, więc komputerowe jest tylko stado białych myszek (szczurów?), które ciągną karocę Błękitnej Wróżki. Niegdyś Sara Bernhardt po sześćdziesiątce i z drewnianą nogą grała kilkunastolatka-Orlątko, i to z powodzeniem, ale było to w teatrze XIX wieku i wspominane jest jako dziwactwo epoki. Na ekranie Benigni gra konsekwentnie w stylu commedia dell'arte, co chyba było jedynym możliwym wyjściem. A otacza go świat klasycznego filmu dziecięcego, niezmiernie wystawny (scenografię robił dziś już nieżyjący Danilo Donati), świetnie fotografowany (Dante Spinotti, mistrz w nasycaniu każdego kadru intensywnymi barwami), baśniowo groteskowy i zabawny. Przynajmniej kilka postaci jest znakomitych, na pewno Kot i Lis, którzy wyprowadzają biednego Pinokia na prawdziwe manowce i mądry Świerszcz w postaci miniaturowego łysego pana w tużurku (jest nim szacowny skądinąd Peppe Bara). Osią fabuły są wyprawy Pinokia do szkoły, do której jednak nie dociera, ponieważ zawsze daje się uwieść innym podszeptom. Nie pomagają przestrogi Świerszcza i starania Błękitnej Wróżki. Ani nawet to, że kiedy Pinokio kłamie, nos mu się niebezpiecznie wydłuża. Ale w drewnianym chłopcu tkwi gorące serduszko i kiedy Tata Gepetto będzie potrzebował pomocy, Pinokio zdecyduje się na ciężką pracę, aby go ratować. Scenariusz odpowiada klasycznej powieści z 1883 roku, wciąż pełnej werwy w swobodnym przechodzeniu od jednej przygody do drugiej, choć dzisiaj trudno oprzeć się pokusie odczytywania jej w kluczu psychoanalitycznym, jako walki między id (taką rolę zdaje się spełniać koleżka Lucignolo, potem zamieniony w osła), ego (Wróżka) i superego (Świerszcz). Podobna interpretacja to jednak zabawa na wyższym szczeblu, a na tym niższym, dla nas wszystkich, pozostaje przyjemność oglądania feerycznych obrazów, na tyle bogatych, że nawet Benigni przestaje przeszkadzać. Polski dubbing (poza "kukiełką") jest całkiem dobry, to już wiadomość dla rodziców, którzy poprowadzą na "Pinokia" dzieci.