Był już październik. Za oknem nadal świeciło słońce. Rozciągał się z niego fantastyczny widok na całe Avonlea. Wszystkie drzewa, które rosły na Zielonym Wzgórzu przybierały najróżniejsze odcienie zieleni, purpury i złota. Pewnego sobotniego ranka, gdy Ania zachwycała się całym światem, Maryla miała do przekazania wiadomość. - Aniu, jadę dziś na spotkanie kółka charytatywnego do Carmody i… Nie jestem pewna, czy dobrze robię, ale… możesz zaprosić dziś na podwieczorek Dianę. Tylko proszę, nie narób znowu żadnych głupstw. - Och, Marylo! To cudownie! Już nie mogę się doczekać! Pędzę do niej, żeby od razu jej o tym powiedzieć! Aha, mam jeszcze jedno pytanie. Czy mogę wziąć serwis w różyczki? Proszę… - Oczywiście, że nie! I co jeszcze?! Możecie otworzyć słoiczek konfitur, pokroić keks, podać herbatniki i kruche ciasteczka. Nie zapomnij zaparzyć herbaty. Jeżeli nie będziecie miały na nią ochoty, to w szafce, w kuchni jest napoczęty sok malinowy. - Nie martw się o to. W jej towarzystwie o niczym nie zapomnę. Ania naprawdę była zachwycona tym pomysłem. Od razu pobiegła, by podzielić się tą wiadomością z przyjaciółką. Ta również nie wstydziła się, by okazywać emocje. Z radości podskoczyła prawie do sufitu. Przez cały dzień Ania wyobrażała sobie jak będzie fajnie, gdy przyjdzie Diana, usiądą przy stole i będą zachowywać się jak prawdziwe damy. W końcu nadszedł czas podwieczorku. Młoda pani Barry zapukała do drzwi domu rodzeństwa Cuthbertów. - Dzień dobry. Proszę wejdź. Usiądź przy stole, a ja zaraz przyniosę coś słodkiego. Czego się napijesz? Herbaty, czy soku? - Nie wiem… Może soku. - Już przynoszę. Ania poszła do kuchni, nalała soku i przyniosła szklankę do pokoju. - Dziękuję. A ty nie chcesz? - Nie, na razie nie. Może później. Gdy dziewczynka wypiła jedną szklankę, poprosiła o następne. Sok był pyszny i wypiła chyba z 6 szklanek. - Aniu… czuję się… pijana… Zaczyna mnie boleć głowa… Muszę szybko iść do domu i położyć się do łóżka. - Ależ Diano! Co Ci się stało?! Oczywiście odprowadzę Cię do domu. Na Zielone Wzgórze wróciła bardzo niespokojna. Gdy zauważyła to Maryla, która już przyjechała, od razu zażądała wyjaśnień. Ania nie chciała nic mówić, ponieważ była „na dnie rozpaczy”, ale została do tego zmuszona. - Ojej… To rzeczywiście sprawa. Ale chwileczkę… - coś jej się przypomniało. – Pokaż mi butelkę, z której nalewałaś sok. - Dobrze, za chwilę przyniosę. Najpierw muszę trochę odsapnąć. Gdy już odpoczęła, zrobiła to, o co prosiła ją Maryla. Kiedy opiekunka zobaczyła to, co chciała zobaczyć, w jej oczach zaczęło malować się przerażenie i za razem rozbawienie całą tą sprawą. - Aniu! Wiesz, co dałaś jej do picia?! To było wino! Musiała sporo tego wypić, skoro zaczęło jej się kręcić w głowie.
Był już październik. Za oknem nadal świeciło słońce. Rozciągał się z niego fantastyczny widok na całe Avonlea. Wszystkie drzewa, które rosły na Zielonym Wzgórzu przybierały najróżniejsze odcienie zieleni, purpury i złota. Pewnego sobotniego ranka, gdy Ania zachwycała się całym światem, Maryla miała do przekazania wiadomość.
- Aniu, jadę dziś na spotkanie kółka charytatywnego do Carmody i… Nie jestem pewna, czy dobrze robię, ale… możesz zaprosić dziś na podwieczorek Dianę. Tylko proszę, nie narób znowu żadnych głupstw.
- Och, Marylo! To cudownie! Już nie mogę się doczekać! Pędzę do niej, żeby od razu jej o tym powiedzieć! Aha, mam jeszcze jedno pytanie. Czy mogę wziąć serwis w różyczki? Proszę…
- Oczywiście, że nie! I co jeszcze?! Możecie otworzyć słoiczek konfitur, pokroić keks, podać herbatniki i kruche ciasteczka. Nie zapomnij zaparzyć herbaty. Jeżeli nie będziecie miały na nią ochoty, to w szafce, w kuchni jest napoczęty sok malinowy.
- Nie martw się o to. W jej towarzystwie o niczym nie zapomnę.
Ania naprawdę była zachwycona tym pomysłem. Od razu pobiegła, by podzielić się tą wiadomością z przyjaciółką. Ta również nie wstydziła się, by okazywać emocje. Z radości podskoczyła prawie do sufitu. Przez cały dzień Ania wyobrażała sobie jak będzie fajnie, gdy przyjdzie Diana, usiądą przy stole i będą zachowywać się jak prawdziwe damy. W końcu nadszedł czas podwieczorku. Młoda pani Barry zapukała do drzwi domu rodzeństwa Cuthbertów.
- Dzień dobry. Proszę wejdź. Usiądź przy stole, a ja zaraz przyniosę coś słodkiego. Czego się napijesz? Herbaty, czy soku?
- Nie wiem… Może soku.
- Już przynoszę.
Ania poszła do kuchni, nalała soku i przyniosła szklankę do pokoju.
- Dziękuję. A ty nie chcesz?
- Nie, na razie nie. Może później.
Gdy dziewczynka wypiła jedną szklankę, poprosiła o następne. Sok był pyszny i wypiła chyba z 6 szklanek.
- Aniu… czuję się… pijana… Zaczyna mnie boleć głowa… Muszę szybko iść do domu i położyć się do łóżka.
- Ależ Diano! Co Ci się stało?! Oczywiście odprowadzę Cię do domu.
Na Zielone Wzgórze wróciła bardzo niespokojna. Gdy zauważyła to Maryla, która już przyjechała, od razu zażądała wyjaśnień. Ania nie chciała nic mówić, ponieważ była „na dnie rozpaczy”, ale została do tego zmuszona.
- Ojej… To rzeczywiście sprawa. Ale chwileczkę… - coś jej się przypomniało. – Pokaż mi butelkę, z której nalewałaś sok.
- Dobrze, za chwilę przyniosę. Najpierw muszę trochę odsapnąć.
Gdy już odpoczęła, zrobiła to, o co prosiła ją Maryla. Kiedy opiekunka zobaczyła to, co chciała zobaczyć, w jej oczach zaczęło malować się przerażenie i za razem rozbawienie całą tą sprawą.
- Aniu! Wiesz, co dałaś jej do picia?! To było wino! Musiała sporo tego wypić, skoro zaczęło jej się kręcić w głowie.