Analiza obrazu śmierć Sardanapala(środki ekspresji,kompozycja,perspektywa,kolorystyka,światłocień, itp.)
Zgłoś nadużycie!
Tworząc swoją wersję „Śmierci Sardanapala” Eugène Delacroix zaczerpnął motyw po części z poematu George’a Byrona, ale tych dwóch wielkich romantyków widziało problem nieco inaczej.
Sardanapal był potężnym władcą całego swojego świata i nie jest istotne, czy był królem asyryjskim, samym Assurbanipalem Wielkim, czy też może był Nabopolassarem i władał samą tylko piękną Babilonią - by wspólnie ze sprzymierzonymi Medami zniszczyć najpierw Assur, a potem wrogą Niniwę. Nie jest też wykluczone, że był w rzeczywistości kimś zupełnie innym, albo że od wielu stuleci przychodził na świat co jakiś czas pod różnymi postaciami, w różnych miejscach: coraz to mądrzejszy i bardziej potężny. Zwykł był nosić też wtedy inne imiona i inne tytuły: ale bez względu na to, czy był Geniuszem Gór czy też Ojcem Narodu, czy był królem czy cesarzem - zawsze pozostawał wielki i wszechmocny; surowy lecz sprawiedliwy; mądry, dobry i ludzki. A mali i nikczemni wrogowie jego ładu zawsze pierzchali w popłochu na sam dźwięk jego gniewu: krótko mówiąc był też hojny dla swojego ludu i dbał zawsze o jego dostatek. Jakże oni go za to kochali dniami całemi !
Ale przewrotna legenda wyznaczyła mu też kres: była to gorąca letnia noc, kiedy pałac Sardanapala w płonącej Niniwie był już tak oblężony przez dzikie i bezrozumne hordy, że tym razem to już nawet wierni żołnierze rozpierzchli się w tłumie szukając ucieczki: wierzyli, że jak tylko zrzucą z siebie barwy władcy i dołączą do chóru jego wrogów – zostanie im wybaczone i będą ocaleni w blasku pożogi. Naiwni.
I tak tedy nocy owej w pałacu pozostał już tylko ON: wciąż wielki i niedościgniony w swym królewskim majestacie, przez niewdzięcznych niezrozumiany i niedoceniony, źrenica prawdy jedynej.
Pozostały z nim jeszcze tylko jego faworyty o cudownych kształtach i ulubiony biały rumak: nie znali oni przecież innego miejsca dla siebie niż ten pałac i po ludzku bali się: a może też tak bardzo kochali swego Pana? Kryli się tam jeszcze inni, ostatni z najwierniejszych: a to był o brunatnym obliczu zwinny Miecznik i był też niezłomny Wielki Strażnik Dobra: ten, który poza Władcą nie ulegał nigdy nikomu i niczemu - nawet prawu, które sam na nowo wtedy ustanowił, aby łatwiej było karać podejrzanych. Nie było tam tylko Wielkiego Szambelana, dostojnika o wartkim języku i spojrzeniu węża: przeczuwając rychły koniec świata mąż ów zmienił swą wiarę i udał się złożyć dary nowemu bogu w Świątyni Słońca.
Wpółleżąc, władca spoczywał w białej szacie przetykanej złotem na swym wielkim łożu z czystego szkarłatu; podparty ramieniem, z wysokości i w zadumie spoglądał w na wijącą się przed nim w konwulsjach gęstwę ciał i krzyków: oto przed chwilą obwieścił już najbliższym, że on nie podda się wrogom i chce umrzeć jak król – nad ranem, na płonącym tronie, wraz ze swym zgromadzonym dobrem doczesnym i białym rumakiem.
I tu zasadniczo różnią się wersje Lorda Byrona i Eugène Delacroix: według tego pierwszego, słysząc to najwierniejsi słudzy Pana i jeszcze wierniejsze mu faworyty zakrzyknęli zgodnie, że nie dadzą mu odejść samemu: że oni też chcą umrzeć wraz z nim. Natomiast u Francuza było inaczej: Sardanapal obwieścił swym wiernym, że on nie umrze sam – że z mocy jego woli umrze z nim także biały wierny rumak i umrą wszystkie jego piękne nałożnice; jak zawsze pełen dobroci i szlachetności Władca pozwolił, aby zwierzę i kobiety nie musiały płonąć żywcem: gardła miały zostać im przecięte wcześniej, aby broń Boże nie męczyli się w żywym ogniu. A wykonanie rozkazu przenikliwy Władca powierzył Wielkiemu Strażnikowi: wiedział, że ani jemu, ani jego ludziom nic się jeszcze nigdy nie wymknęło.
Śmierć Sardanapala uważana jest za szczególne dzieło wielkiego romantyka. Nazywane jest nawet czasami najbardziej szyderczą parodią malarstwa historycznego. To ogromne płótno wisi w Luwrze i fascynuje chyba każdego, kto ma szanse się z nim zetknąć na żywo. Niektórzy nazwali go „smakiem piekła”, pisano o nim wiersze. Jest niewątpliwie jednym z największych w historii sztuki oskarżeń rzuconych okrucieństwu, przemocy i władzy absolutnej. Drugą warstwą tego dzieła, żyjącą jakby niezależnym życiem, są postawy, zachowania i reakcje bohaterów: zarówno tych mordowanych, jak i tych mordujących. A także tego, który o tym zdecydował.
Przestrzeń i czas zostały przez Delacroix pokazane na tym płótnie nieco inaczej: inne są też zupełnie od prawdziwych dźwięki i kolory. To wspaniały obraz i jakże mądry.
Sardanapal był potężnym władcą całego swojego świata i nie jest istotne, czy był królem asyryjskim, samym Assurbanipalem Wielkim, czy też może był Nabopolassarem i władał samą tylko piękną Babilonią - by wspólnie ze sprzymierzonymi Medami zniszczyć najpierw Assur, a potem wrogą Niniwę. Nie jest też wykluczone, że był w rzeczywistości kimś zupełnie innym, albo że od wielu stuleci przychodził na świat co jakiś czas pod różnymi postaciami, w różnych miejscach: coraz to mądrzejszy i bardziej potężny. Zwykł był nosić też wtedy inne imiona i inne tytuły: ale bez względu na to, czy był Geniuszem Gór czy też Ojcem Narodu, czy był królem czy cesarzem - zawsze pozostawał wielki i wszechmocny; surowy lecz sprawiedliwy; mądry, dobry i ludzki. A mali i nikczemni wrogowie jego ładu zawsze pierzchali w popłochu na sam dźwięk jego gniewu: krótko mówiąc był też hojny dla swojego ludu i dbał zawsze o jego dostatek. Jakże oni go za to kochali dniami całemi !
Ale przewrotna legenda wyznaczyła mu też kres: była to gorąca letnia noc, kiedy pałac Sardanapala w płonącej Niniwie był już tak oblężony przez dzikie i bezrozumne hordy, że tym razem to już nawet wierni żołnierze rozpierzchli się w tłumie szukając ucieczki: wierzyli, że jak tylko zrzucą z siebie barwy władcy i dołączą do chóru jego wrogów – zostanie im wybaczone i będą ocaleni w blasku pożogi. Naiwni.
I tak tedy nocy owej w pałacu pozostał już tylko ON: wciąż wielki i niedościgniony w swym królewskim majestacie, przez niewdzięcznych niezrozumiany i niedoceniony, źrenica prawdy jedynej.
Pozostały z nim jeszcze tylko jego faworyty o cudownych kształtach i ulubiony biały rumak: nie znali oni przecież innego miejsca dla siebie niż ten pałac i po ludzku bali się: a może też tak bardzo kochali swego Pana? Kryli się tam jeszcze inni, ostatni z najwierniejszych: a to był o brunatnym obliczu zwinny Miecznik i był też niezłomny Wielki Strażnik Dobra: ten, który poza Władcą nie ulegał nigdy nikomu i niczemu - nawet prawu, które sam na nowo wtedy ustanowił, aby łatwiej było karać podejrzanych. Nie było tam tylko Wielkiego Szambelana, dostojnika o wartkim języku i spojrzeniu węża: przeczuwając rychły koniec świata mąż ów zmienił swą wiarę i udał się złożyć dary nowemu bogu w Świątyni Słońca.
Wpółleżąc, władca spoczywał w białej szacie przetykanej złotem na swym wielkim łożu z czystego szkarłatu; podparty ramieniem, z wysokości i w zadumie spoglądał w na wijącą się przed nim w konwulsjach gęstwę ciał i krzyków: oto przed chwilą obwieścił już najbliższym, że on nie podda się wrogom i chce umrzeć jak król – nad ranem, na płonącym tronie, wraz ze swym zgromadzonym dobrem doczesnym i białym rumakiem.
I tu zasadniczo różnią się wersje Lorda Byrona i Eugène Delacroix: według tego pierwszego, słysząc to najwierniejsi słudzy Pana i jeszcze wierniejsze mu faworyty zakrzyknęli zgodnie, że nie dadzą mu odejść samemu: że oni też chcą umrzeć wraz z nim. Natomiast u Francuza było inaczej: Sardanapal obwieścił swym wiernym, że on nie umrze sam – że z mocy jego woli umrze z nim także biały wierny rumak i umrą wszystkie jego piękne nałożnice; jak zawsze pełen dobroci i szlachetności Władca pozwolił, aby zwierzę i kobiety nie musiały płonąć żywcem: gardła miały zostać im przecięte wcześniej, aby broń Boże nie męczyli się w żywym ogniu. A wykonanie rozkazu przenikliwy Władca powierzył Wielkiemu Strażnikowi: wiedział, że ani jemu, ani jego ludziom nic się jeszcze nigdy nie wymknęło.
Śmierć Sardanapala uważana jest za szczególne dzieło wielkiego romantyka. Nazywane jest nawet czasami najbardziej szyderczą parodią malarstwa historycznego. To ogromne płótno wisi w Luwrze i fascynuje chyba każdego, kto ma szanse się z nim zetknąć na żywo. Niektórzy nazwali go „smakiem piekła”, pisano o nim wiersze. Jest niewątpliwie jednym z największych w historii sztuki oskarżeń rzuconych okrucieństwu, przemocy i władzy absolutnej. Drugą warstwą tego dzieła, żyjącą jakby niezależnym życiem, są postawy, zachowania i reakcje bohaterów: zarówno tych mordowanych, jak i tych mordujących. A także tego, który o tym zdecydował.
Przestrzeń i czas zostały przez Delacroix pokazane na tym płótnie nieco inaczej: inne są też zupełnie od prawdziwych dźwięki i kolory. To wspaniały obraz i jakże mądry.