25 PKT. !
MEGA WAŻNE !
Napisz opowiadanie z dialogiem !
opowiadanie ma być fantastyczne (np. magia) . :)
Na około 1,5 strony A4 :)
Tutaj możecie napisać tylko temat pracy a dalej pisać na gg: 41798620
Najciekawsza odpowiedź = najlepsza ! :)
Z góry dzięuje !
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
<tytuł dodaj sama :) >
Wielki i tłusty gad sapnął przeraźliwie i poczłapał do wodopoju. Było przeraźliwie gorąco, więc większość zwierząt zgromadziła się przy źródle pijąc łapczywie chłodną wodę. Jaszczur kłapną paszczą pełną zębów i małe zwierzątka uciekły w popłochu. Pochylił wielki łeb i zaczął pić.
- Widzisz tego czerwonego – człowiek w kwiecistym szlafroku zwrocił się do ptaka siedzącego mu na ramieniu – ten gad będzie mój.
- Taa oczywiście, a ja jestem ptakiem – zwierzak był niezwykle znudzony.
- Ale mój drogi Salmi… Ty jesteś ptakiem – mag był w szampańskim nastroju, jak zawsze zresztą
- Twoja ignorancja, napawa mnie obrzydzeniem, ile razy mam ci powtarzać, jestem Salixem. Salixy to cudowne stworzenia pochodzące od samego boga , C orellona Larenthiana, niechaj żyje wiecznie – Salmi był oburzony.
- Dobrze już dobrze.
Drogi czytelniku, musisz wiedzieć, że Salmi był niezwykle dziwnym ptakiem, albo jak sam siebie nazywał – Salixem. Jego upierzenie opalizowało w słońcu, przechodząc w piękny złoty kolor. I to było najmniej zaskakujące w jego wyglądzie, albowiem jak już wiadomo – mówił i to całkiem sporo. Był także złośliwy, ale to nie powinno nikogo dziwić, prawda?
Mag zaczął zakradać się w kierunku jaszczura. Wielki gad był zbyt zmęczony, żeby zwracać uwagę na człowieka. Być może powodem tego było także znudzenia, ale kto wie co siedzi w głowie takiego zwierza…
- Ombi, jesteś pewien, że chcesz to zrobić
– Salmi, był lekko zaniepokojony.
Mężczyzna nie zwrócił uwagi na towarzysza. Kontynuował podkradanie się, trzeba zauważyć, że coraz lepiej mu to wychodziło. W końcu dotarł bardzo blisko gada.
- Chodź, maleńki do tatusia – szepnął i zarzucił jaszczurowi sznur na szyję. Mężczyzna przygotował się na walkę ze zwierzeń ciem. To jednak nie zrobiło niczego. Machnęło tylko ogonem i zapatrzylo się na jakiś nieokreślony punkt w przestrzeni.
- Ktoś tu jest leniwy – Ombi nie krył rozczarowania w głosie, zaraz jednak uśmiechnął się promiennie i stanął obok nowego nabytku – nazwę cię… Wielki Gruby Gad, bo jesteś wielki i gruby no i oczywiście jesteś gadem.
Jaszczur spojrzał na właściciela i ziewnął potężnie.
- Ha wiedziałem, że ten dzień będzie szczęśliwy. Salmi jestes mi winny dziesięć qemtów .
- Szczęście sprzyja głupcom. Nie dziwię się, że dla ciebie każdy dzień jest szczęścily
- Kpij sobie kpij
Mag wskoczył na Wielkiego Gada, przeciągnął mu wokół szyi sznur. Ostrożnie kopnął zwierze w boki, na co leniwie się podniosło i ruszyli w kierunku najbliższego miasta.
Chociaż jaszczur był leniwy, potrafił też być szybki. Zagadką pozostaje co nim kierowało, jednak ani Ombi ani Salmi nie zdawali się tym przejmować.
Gdy dotarli do pobliskiego miasta, zaczynało już świtać. Mężczyzna z ulgą zeskoczył z twardego grzbietu swojego wierzchowca i ruszył w kierunku szynku. Zamaszyście otworzył krzywe drzwi i wszedł do środka
- Karczmarzu, macie woly pokój dla wędrowca? – zapytał chudego wieśniaka o rozbieganych oczkach
- Taa-aak- człowiek przeciągał samogłoski co niezwykle irytowało Ombiego, ponieważ był dobrze wychowany nie dał tego po sobie poznać.
- Zatem prowadźcie
Ruszyli po przegniłych schodkach. Podłoga uginała się pod każdym krokiem i skrzypiała niebezpiecznie. Pokój okazał się być… cóz określenie chlew pasowałoby tu najlepiej. Zamiast łózka, na ziemi leżał przegniły siennik, obok stał stół. Pod jedna z jego nóg stała książka, mimo to mebel chybotał się przy każdym poruszeniu. Krzeseł nie było. Zbyteczny luksus.
- To ja się teraz położę, a ty mój drogi – po chwili wahania, Ombi połozył dłoń na ramienu karczmarza – idź pilnuj interesu.
- Zaaapłaacić paa-aanie, trzeebaa zaa-aapłacić – mruknął nerwowo
Mag z westchnięciem wysupłała z kieszeni ostatnie qemty i rzucił na brudną dloń gospodarza
- Powinno wystarczyć – mruknął
Karczmarz patrzył okrągłymi oczyma na monetę. Pewnie nigdy w życiu nie widzial jeszcze takiej sumy, cóż kupi dzieciom coś dobrego, albo przepije. Prędzej to drugie sądząc po bijącym od niego odorze…
Chudy mężczyzna wyszedł z pokoju, omal nie potykając się o próg.
- Trzeba wywietrzyć – Salmi dopiero teraz przemówił do swojego towarzysza – śmierdzi jak w browarze.
Mag pstryknął palcami i okno otworzyło się gwałtownie. Rozejrzał się z niesmakiem po pomieszczeniu i znowu pstryknął. Pojawiło się piękne łoże, stól z rzeźbionego drewna i krzesło z aksamitna poduszką
- No tak lepiej
Ma wygodnie umościł się na krześle i ponownie pstryknął palcami. Na stole wylądowały parujące półmiski. Po sutym posiłku połozył się do wielkiego łoża.
- Śpij dobrze, Salmi
- Śpij Dorze Ombi
Gdy nasi przyjaciele otworzyli oczy, zaczynało zmierzchać.
*
Mag znowu był w drodze. Zmierzał w kierunku krańca Ziemi(trzeba wam wiedzieć, że Ziemia jest płaska, nie wierzcie nikomu, kto mówi, że jest inaczej)aby zapolować na mityczne zwierzę – Quagmira. Nikt nie wie jaka jest jego prawdziwa psotać, najczęściej jednak wygląda jak człowiek z wielkim podbródkiem i rogami kozła. Nie jest on jednak kozłem, a tym bardziej już człowiekiem. To Quagmir i tyle. Zabić go mógł jedynie wyciąg z liści Lilipuncji, niezwykle trującej rośliny, która rosła w miejscu znanym jedynie czarodziejom. Oczywiście nasz bohater zaopatrzył w się w ten specyfik więc teraz pozostało mu tylko zakończyć żywot swojej ofiary. No i oczywiście dotrzeć na skraj Ziemi, ale to jest akurat oczywiste.
Z pewnością chcecie wiedzieć jak Ombi dostał się w owe miejsce, niestety nie mogę wam tego powiedzieć. Nie lubię zatajać informacji i proszę, nie myślcie, że nie wiem jak ta droga przebywała. Zwyczajnie nie mogę wam powiedziec jak tam dotarł. Mam nadzieje, że mi wybaczycie…
Mężczyzna spacerował blisko krawędzi Ziemi. Zadziwiające było, jak woda spadała w bezdenna otchłań, a liany rosły coraz bliżej dna Wszechświata.
Dla tego widoku warto było ryzykowac upadek ze skraju.
- Ombi, nie chce ci przerywac podziwiania świata, ale Quagmir tam jest – glos Salmiego drzał.
Nie wspominałem, że Quagmiry są niezwykle agresywne? No to teraz już wiecie.
Mag sciągnął pas. Z małego woreczka wyjął flakonik z trucizną. Zza poły szlafroka wydobył pochwę z długim mieczem. Ostrożniem aby nie uronić ani kropli polał ostrze płynek, który lekko zasyczał w kontakcie ze stalą.
- No to do dzieła – mruknął pod nosem.
Niestety, Quagmiry maja bardzo dobry słuch. Teraz jeden z nich zmierzał w kierunku Ombiego.
Zaskoczony mag zamachnął się mieczem. Ostrze zraniło stworzenie w pierś. Rana była tak głęboka, że krew obryzgała wszytsko wokoło. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Quagmira, który pochylając głowę rzucił się na Ombiego. Tym razem uderzenie łba zwierza powaliło maga. Broń wypadła mu z dloni, wpadając w otchłań.
- Oooo niee Sal…
Mag nigdy nie skończył tego zdania. Spadł z krańca Ziemi i już nikt o nim nie słyszał.