Etnografowie wielokrotnie próbowali dać odpowiedź, jaki był stosunek różnych środowisk społecznych do kultury ludowej, przez którą rozumiano przez długie lata wyłącznie kulturę chłopską1. Miasto pojawiało się w pracach etnograficznych jako miejsce migracji ludności wiejskiej, której nie mogła dać utrzymania wieś rodzinna, oraz jako źródło wielorakich oddziaływań zmieniających obraz kulturowy tzw. "wsi tradycyjnej"2. Mieszkaniec miasta, nawet pochodzenia wiejskiego, nie budził na ogół zainteresowania etnografów. Sytuacja uległa zmianie w latach pięćdziesiątych naszego wieku, kiedy rozpoczęto badania ludności miejskiej, przede wszystkim (czy prawie wyłącznie) robotniczej3. Badając kulturę środowiska robotniczego, wśród którego dominowali dawni mieszkańcy wsi, etnografowie obserwowali proces adaptacji przybyszy do życia w nowych warunkach, ich przystosowanie do odmiennej kultury miejskiej, badali też pozostałości obyczajów wiejskich przeniesionych do miasta z dawnego środowiska wiejskiego, wreszcie badali stosunek zasiedziałych mieszkańców miasta do nowo przybyłych, ich opinie na temat kultury wsi itp.
Starając się porównać kulturę robotniczą Łodzi z kulturą środowisk miejskich, poszukując na ten temat literatury, stwierdziliśmy, że jest ona stosunkowo uboga, podobnie zresztą jak zbiory muzealne informujące o życiu codziennym i obyczajach mieszkańców miast.
W wyniku tego spostrzeżenia postawiliśmy sobie pytanie, co powodowano ten dość powszechny brak zainteresowania kulturą miejską, jak oceniane były procesy urbanizacyjne i jaki był stosunek przedstawicieli różnych środowisk społecznych naszego kraju do zmian zachodzących w XIX i XX w. wraz z rozwojem kapitalizmu przemysłowego.
Zastanawiając się nad stosunkiem ludności ziem polskich do procesów urbanizacyjnych, jej oceną fenomenu miasta i związaną z nim kulturą miasta, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa zbyt powierzchownej generalizacji, przed którą przestrzegała prof. Jędruszczakowa we wstępie do książki Miasto i kultura polska doby przemysłowej4, rozważania swe ograniczę przede wszystkim do poglądów, odniesień i wartościowań, które dotyczyły terytorium Królestwa Polskiego oraz dwu wielkich aglomeracji miejskich - Warszawy i Łodzi. Źródłem informacji, zwłaszcza jeśli chodzi o postawy dominujące w XIX w., była dla mnie przede wszystkim publicystyka i poglądy zawarte w literaturze pięknej oraz opracowania historyków kultury polskiej (a wśród nich przede wszystkim historyków literatury) i wyniki nielicznych na ten temat badań. Ze względu na brak systematycznych badań na poruszany temat uwagi moje należy traktować jako dyskusyjne sugestie, nie zawsze w pełni udokumentowane i dalekie od ambicji pełnego omówienia poruszanych zagadnień.
Nie tu miejsce na powtarzanie omawianych już wielokrotnie procesów rozwoju miast polskich oraz swoistości procesu industrializacji naszego kraju. Na wstępie moich rozważań chciałabym jedynie przypomnieć wiążące się z nim, tak ważne dla procesów kulturowych, zmiany jakie zaszły w omawianym okresie w strukturze klasowo-warstwowej naszego społeczeństwa.
Wraz z rozwojem miast wzrosła wydatnie liczba ich mieszkańców. O ile w XVIII w., według opinii niektórych badaczy, zaledwie 1/5 ludności ówczesnych ziem polskich mieszkała w miastach i to głównie niewielkich, rolniczych, to w końcu XIX w. mieszkańcy miast stanowili już 1/3 ludności5.
Mieszkańcy miast określani mianem "mieszczaństwa" byli znacznie zróżnicowani wewnętrznie, przede wszystkim w zależności od swego pochodzenia oraz charakteru i historii osady miejskiej, którą zamieszkiwali.
Pomimo znacznego wzrostu liczbowego, zdaniem wielu badaczy, mieszczaństwo polskie nie dorastało do roli stanu trzeciego w takim stopniu, jak miało to miejsce na zachodzie Europy. Burżuazja polska w połowie XIX w. jako klasa społeczna jeszcze się nie ukształtowała, a proletariat robotniczy pochodzący głównie ze wsi i nie zaliczany do mieszczaństwa był dopiero - jak to określał Modzelewski - w "powijakach"6. Wreszcie, niezależnie od rozwoju miast, przeważająca liczba ludności pozostawała nadal na wsi, przy czym w ustroju rolnym obserwować było można liczne przeżytki feudalizmu. W Królestwie dopiero w trzydziestoleciu 1864-1894 można mówić o takiej industrializacji kraju i kapitalistycznych przemianach rolnictwa, które przyczyniły się do rozwoju podstawowych klas społeczeństwa kapitalistycznego, ta jest burżuazji i proletariatu oraz wpłynęły na uświadomienie i aktywizację ludności wsi, nierównomiernej zresztą w trzech zaborach7. Jak wykazują badania masowy odpływ ludności ze wsi do miast rozpoczyna się w 2 połowie XIX w.
Większość badaczy wyraża zgodnie pogląd, że w kraju czołową rolę opiniotwórczą odgrywała inteligencja zawodowa, w dużej mierze pochodzenia szlacheckiego, wywodząca się z tej części warstwy szlacheckiej, która w wyniku uwłaszczenia często pociągającego za sobą katastrofę ekonomiczną, czy też w wyniku popowstaniowych represji politycznych, pozbawiona została swych posiadłości wiejskich i zmuszona była szukać oparcia życiowego w miastach. Niedopuszczana do aparatu państwowego i napotykająca na liczne przeszkody w działalności kulturotwórczej w ramach zaborów, świadoma swej odrębności, urastała we własnej samowiedzy do roli ponad-klasowego rzecznika interesów narodowych jako całości. Nie bez znaczenia było to, że rosnąca w sile burżuazja składała się w dużym procencie z żywiołów etnicznie obcych (Żydów i Niemców), które tylko częściowo zasymilowały się8.
Pomimo niewielkiego rozwoju miast polskich, literatura ekonomiczna przełomu XVIII i początku XIX w., stawiająca zgodnie z poglądami fizjokratów na pierwszym miejscu rolnictwo, zaczęła zwracać uwagę również na rozwój miast i przemysłu. Między innymi sprawę rozwoju miast dla bogactwa narodowego podnosił Wawrzyniec Surowiecki (O upadku przemysłu i miast w dawnej Polsce, Warszawa 1910), o roli miast pisał Rajmund Rembieliński (O miastach, 1816), zainteresowanie oświatą proletariatu miejskiego przejawiał Stanisław Staszic9. Mnożyły się wypowiedzi szukające przyczyn upośledzenia miast, przedstawiające plany racjonalnej poprawy sytuacji, często w formie moralizatorskich opowieści. Tacy autorzy jak Stanisław Potocki (Podróż do Ciemnogrodu, 1810), Ignacy Chodźko (Pan Jan ze Swisłoczy, 1821) czy E.T. Massalski (Pan Podstoli albo czym jesteśmy, czym być możemy, 1831-1833) w dosadnych słowach opisywali panujący w miastach brud, brak urządzeń komunalnych, lenistwo i pijaństwo ludności, czego przyczyn dopatrywali się w braku odpowiedniego wykształcenia mieszczan, przestarzałej organizacji cechowej w wyniku której handel i przemysł zajęcia "przeznaczone" dla mieszkańców miast oddane zostały w ręce Żydów. Idealne miasto miałoby być czyste, uprzemysłowione i bez ludności żydowskiej lub z Żydami pracującymi w fabrykach i odsuniętymi od handlu10.
Konsekwencją takiej postawy była idealizacja kultury ludowej oraz obawa przed życiem w mieście. Ten krytyczny stosunek do miast, pozbawiony ponadto nawet programu pozytywnej reorganizacji pogłębił się w okresie romantyzmu. Kazimierz Brodziński wywodząc indywidualność narodową Polaków ze związków z ziemią i rolnictwem pisał więc: "Rolnictwo to jedyne zajęcie człowieka, które sam Bóg wskazał [...] ocali w rolniku przyrodzony rozum i od ostatecznego zepsucia uchroni"11.
Norwid zaś poświęcił miastu następujące strofy:
Miasto - złocony kraniec przepaści! Stań na nim, spojrzyj, a dreszcz lodowaty Zatrzęsie ciałem i członki namaści [...] Miasto! to ciemny, nieczysty przedsionek, Którego niebo dymem okopcone, Nie zna jutrzenki, nie zna wschodu słońca Ani rozumie co śpiewa skowronek12.
Charakterystyczny dla tej postawy był również ujemny stosunek do miast prezentowany we wczesnych powieściach J. I. Kraszewskiego, takich jak np. Poeta i świat. W powieści tej bohater, przybysz ze wsi, cytując słowa angielskiego poety, że "Bóg stworzył wieś a człowiek miasto", stwierdza brzydotę i ciasnotę miasta oraz amoralność jego mieszkańców, brak uczuć chrześcijańskich, próżność i bezwstyd kobiet. Porównując miasto do "cmentarza żyjących" stwierdza na koniec: "...zawsze miasto jest stolicą i siedliskiem handlu na wszystko, gasną w nim uczucia, a egoizm króluje, wszystko się sprzedaje, rozum, wdzięki, rozkosz, szacunek, zdrowie, zacząwszy od funta tabaki a skończywszy na modłach pogrzebowych za dusze"13.
Nic też dziwnego, że tak usposobiony Kraszewski często wypowiadał również krytyczne uwagi o głupocie i zepsuciu mieszczan (m.in. w powieści Latarnia czarnoksięska).
Zmianę w stosunku do życia w mieście przyniósł pozytywizm formułujący program polityczny, społeczny i kulturalny życia narodowego po upadku powstania styczniowego.
W dziedzinie ekonomicznej pozytywiści występowali z krytyką ogólnego zacofania oraz feudalnych przesądów wobec pracy zawodowej. Wzywali do zakładania fabryk, warsztatów i przedsiębiorstw handlowych oraz do unowocześnienia gospodarki rolnej. Opierając się na takich hasłach budowali program społeczny uważając, że cywilizacja przemysłowa i wolnokonkurencyjny kapitalizm stwarzają lepsze warunki dla osiągnięcia powszechnego dobrobytu14.
Adresata tego programu i główną siłę społeczną upatrywali pozytywiści w tych warstwach, w których kwitła praca "pomnażająca wszelkie dobra", a więc w klasach średnich, do których zaliczali warstwę rzemieślników, drobnych fabrykantów, kupców i urzędników, a także inteligencję zawodową zamieszkującą w większych i mniejszych miastach15. Widząc niski, ich zdaniem, poziom moralny i ciemnotę "mas ludowych", postulowali demokratyzację stosunków poprzez powszechną oświatę, sprawiedliwe prawa społeczne, swobodę jednostki, laicyzację i powszechne równouprawnienie, w tym także kobiet i mniejszości narodowych16. Program ten siłą rzeczy koncentrował uwagę społeczną na dużych skupiskach ludzkich, w których realizowano inwestycje przemysłowe i wdrażano postęp techniczny17.
Autor artykułu z 1872 r. z "Niwy" tak pisze, pełen entuzjazmu: "Miasta, to po większej części przedstawiciele postępu, to gorączkowa praca olbrzymiej ludzkości skupionej w jednym miejscu, to strażnice dotychczasowych zdobyczy ludzkości, to przybytki nauki i sztuki, to ogniska przemysłu i handlu, to tętna społeczne bijące najprędzej i najgoręcej..."18.
Przyjęcie założeń światopoglądu pozytywistycznego w literaturze zaowocowało doktryną estetyczną określaną przez historyków literatury polskiej mianem pozytywizmu, realizmu czy niekiedy wczesnej fazy naturalizmu19. Zwrócenie uwagi na masy ludzkie, wielkie mechanizmy społeczne, walkę o byt, spowodowało, jak pisze Kulczycka-Saloni, "...zainteresowanie naturalistów wielkimi tworami społecznymi, instytucjami, organizacjami, a przede wszystkim zainteresowanie wielkim miastem. Jakże wymowny jest fakt, że powieściowa monografia wielkiego miasta jest ukochanym rodzajem naturalistów, że swoje monografie ma Paryż, Londyn, Moskwa, że już w grupie "Wędrowca" zrodził się pomysł opracowania artystycznej monografii Warszawy i wykonana została poważna robota przygotowawcza, ale dopiero Łódź była pierwszym miastem polskim, które u schyłku stulecia doczekało się swojej monografii..."20.
W polskich warunkach politycznych pozytywizm nie był bynajmniej światopoglądem panującym. Z oporem spotykał się jego programowy antyklerykalizm i antyfideizm, poglądy społeczno-polityczne pozostawały w sprzeczności z tradycyjnym patriotyzmem, hamująco na jego recepcję wpływało pojmowanie człowieka jako cząstki przyrody organicznej, jako wytworu-długiej ewolucji świata zwierzęcego21.
Niełatwo było ideologom pozytywizmu, pochodzącym często z dawnych środowisk szlacheckich wyzwolić się ze swoistych postaw - zdaniem Modzelewskiego - zdeterminowanych, często w nieuświadomiony sposób, przez własne pochodzenie społeczne. W dobie pełnego rozkwitu literatury pozytywistycznej, w dziełach czołowych jej przedstawicieli wielokrotnie można dostrzec ambiwalentny stosunek do życia w mieście. Nie jest więc dla nas zaskoczeniem, 'kiedy pozytywny kapitalista Połaniecki w momencie stabilizacji ekonomicznej marzy nie o następnych przedsięwzięciach finansowych lub inwestycjach przemysłowych lecz o "kawałku ziemi" z "bocianim gniazdem gdzieś na starej lipie", i życiu "tu, a nie gdzie indziej [...] z ludźmi na roli"22.
Jak powszechnie wiadomo, pozytywistyczny entuzjazm dla cywilizacji i uroków życia miejskiego z czasem przygasa23.
Jako jeden z pierwszych daje wyraz swym wątpliwościom Aleksander Świętochowski, do niedawna wielbiciel mieszczańskiej pracowitości, optymistycznie wierzący w harmonijny rozwój społeczny i ekonomiczny kraju pod wodzą mieszczaństwa, który w 1876 r. pisze: "...postęp cywilizacji, szczególnie wielkich miast pociąga za sobą wzrost rozpusty i zepsucia. Pomimo woli musimy bowiem przyznać tę prawdę oczywistą, że im bardziej tytaniczna praca ludzkości przynosi bogactwo, potęguje zawiłość i różnorodność społeczeństw, wytwarza coraz nowe sposoby nasycania wszystkich żądz i pragnień człowieka, tym bardziej w stosunku do ogólnego rozwoju - wzmaga się wzrost demoralizacji, która w znaczeniu ujemnym jest jednym z objawów chęci użycia cechującej naszą epokę..."24.
Publicystyka Świętochowskiego w całym następnym dziesięcioleciu jest odbiciem konfliktu ideologa konfrontującego rzeczywistość z nadziejami, które wiązał z rozwojem kapitalizmu w Polsce. Pomimo postępu ekonomicznego, a nawet społecznego, wśród licznych mankamentów wymienia zmniejszenie "sumy ogólnego szczęścia" czy rozwój "zła i pobudzenia niskich instynktów" przez "gnijący" kapitalizm25. Coraz częściej podnoszą się również krytyczne głosy innych ideologów, świadczące o tym, że przedmiotem ich troski staje się, jak to określają, "wzrastająca potęga maszyny". Ją to bowiem winią o to, że znosząc wszelkie bariery i niwelując nierówności, rodzi jednocześnie miasta, w których gromadzi się zepsucie moralne, unicestwiające życie rodzinne, podkopujące religijność, wprowadzające do życia "szablon"26. Coraz częściej można też spotkać zdecydowanie niechętny stosunek do "miazmatów miasta"27. Pozytywiści z biegiem lat dostrzegli masową pauperyzację ludności miejskiej, w tym również robotników, byli jednak - na co zwracają uwagę badacze - bezradni, gdy szło o społeczną diagnozę czy głębszą socjologiczną analizę tych zjawisk. Na przykład na łamach "Przeglądu Tygodniowego" z 1872 r. można znaleźć twierdzenie, że pauperyzacja ludności rzemieślniczej i wyrobniczej jest wynikiem "braku przezorności": "...z nieoględnych na starość rzemieślników i klasy wyrobniczej z dnia na dzień wegetującej [...] proletariat się rekrutuje"28.
Zjawisko nędzy społecznej tłumaczono też masowym napływem ludności do miast. Zamiast dążyć do szerszych reform społecznych pozytywiści wyobrażali sobie początkowo, że przy pozytywnej postawie obu stron możliwe są bezkonfliktowe stosunki pomiędzy fabrykantami a robotnikami. Proponowali również polepszenie warunków bytowych robotników przez różne drobne posunięcia takie jak organizowanie kas pożyczkowych, domów noclegowych czy tanich kuchni.
Wraz ze zmierzchem programowego optymizmu ocena sytuacji uległa zmianie, jednak do końca "kwestią proletariacką" interesowano się jedynie jako problemem utylitarnym związanym z produkcją nie zaś człowiekiem, o którego na dobre zaczął walczyć dopiero ruch robotniczy29.
Postęp techniczny, rewolucja w dziedzinie komunikacji (upowszechnienie telegrafu, telefonu, kolei parowej), ulepszenie techniki drukarskiej, wynalezienie maszyny do pisania, gwałtowny rozwój cywilizacji, idący w parze z ogromnym przyrostem ludności w XIX w. (w ciągu stu lat ludność Europy wzrosła ze 190 do 520 milionów) pociągnął za sobą - zdaniem W. Tatarkiewicza - złudzenie zmniejszenia odległości, świat stał się ciaśniejszy, wszystko okazało się bliższe i coraz bardziej dotyczące każdego człowieka. Jednocześnie coraz trudniej było znaleźć azyl, bezpieczne schronienie dla swego prywatnego, intymnego życia30. Sytuacja ta sprzyjała szerzeniu się programowego antyurbanizmu, występującego z jednej strony w kręgach artystycznych, z drugiej zaś strony podtrzymywanego zwłaszcza, choć nie tylko, w kręgach konserwatywnych, które w swych dążeniach narodowych, przeciwstawiając się internacjonalistycznym hasłom socjalistów, uwagę swą zwróciły na rolę warstwy chłopskiej i kultury ludowej w kulturze narodowej.
Zarówno na łamach konserwatywnej "Niwy", jak i bliższego socjalistom "Głosu" w latach osiemdziesiątych pojawiają się coraz częściej artykuły potępiające nadmierny liberalizm i emancypację chłopa odciągające go od rolnictwa, nadmierny rozwój przemysłu wzmagający - zdaniem autorów - nędzę ludności wsi, jak również zachwianie podstaw etycznych sprzyjające szerzeniu się ateizmu 31.
Publicyści stwierdzili, że cywilizacja miejska jest kosmopolityczna, głównym spadkobiercą zaś kultury chłopskiej jest polski chłop, jedyny uprawniony twórca narodowej kultury obdarzony "instynktem narodowym".
Przekonanie o wyjątkowym miejscu i roli warstwy chłopskiej w życiu narodu budowano na dwóch głównych przesłankach. Pierwszą była teoria wspólnej genealogii szlachty i chłopów wywodzących się z "piastowskiego rodu". Drugą apoteoza przymiotów ludu wiejskiego obdarzonego - jak uważano - silnym instynktem życiowym, zdrowym rozsądkiem, pracowitością i talentem32.
W latach dziewięćdziesiątych coraz wyraźniej obserwować można również w literaturze krytykę cywilizacji przemysłowej, jej instytucji i wzorów kultury, krytykę industrializacji i koncentracji kultury w centrach wielkomiejskich, twierdzenie, że cywilizacja wielkomiejska zagraża wartościom humanistycznym i narodowym. B. Lutomski, zastanawiając się na łamach "Tygodnika Ilustrowanego", jakie są przyczyny chęci kontaktu z wsią, pisze: "...Nie jest to powrót do sentymentalizmu Rousseau z jego zamiłowaniem do tkliwości, prostoty i swobody natury, choć w dzisiejszej niechęci do miasta, do jego przemysłu i proletariatu, do handlu i nierządu, odzywają się często reminiscencje magicznego języka i rzewnej czułości wielkiego poety i apostoła [...] Kamienne więzienia, zwane miastami - mówią - sfałszowały i wykoszlawiły naturę ludzką, przygniotły wyobraźnię, spowodowały nieodzowny ferment duszy, zatruły płuca [...] Nad morzem proletariatu dumnie w nich sterczą pałace, fabryki, banki i uniwersytety. Obyczaje miejskie, fałszywe i sfałszowane przez złoto, które w mieście jest wszechwładnem, które pożąda zbrodnia i za które kupuje swoją sławę teatralna i zmanierowana cnota. Najgorsze instynkty ludzkie wyszły na jaw w miejskim zbiorowisku ludzkim [...] pisał Leopardi: <<W miastach wielkich nie widzisz piękna, bo nie ma tam dla niego miejsca. Nie widzisz także prawdy, bo tam każda rzecz jest udana i błaha. Tak że można rzec, iż nie widzisz, nie słyszysz, nie oddychasz niczym prócz fałszu i brzydotą, co dla umysłu głębszego i szlachetnych największą jest męczarnią [...] Miasta, ze swoją energią i inicjatywą, wytworzyły cywilizację, która, jak obecnie, chora i zmęczona szuka dla siebie odpływu...>>"33
W wypowiedziach polskich teoretyków sztuki spotkać można odbicia poglądów Williama Morrisa i Johna Ruskina o destruktywnym wpływie cywilizacji miejskiej na artystę, a mechanizacji i uprzemysłowienia na całokształt rozwoju sztuki. Twierdzenie, że odrodzona moralnie sztuka powstaje głównie pod wpływem natury.
W literaturze tego okresu, zwanego modernizmem, miasto przedstawiane jest często jako uosobienie zła i upodlenia ludzkiego. Zenon Przesmycki (Miriam) w artykule Walka ze sztuką pisał w 1901 r. w "Chimerze": "Wielkie miasta doprowadziły do niewidzialnego przedtem rozpasania materialnego instynktów i żądz ludzkich, do niesłychanego wyjałowienia, wypaczenia i zmanierowania umysłów"34.
Miasto porównywane do kamiennej pustyni, której powietrze przesycone jest węglem, domy spowite w dym, mieszkania atakuje hałas, brak w nich powietrza. Ten obraz źle urządzonego miasta, przerażających błędów i nieszczęść ludzkich wynikających z bezwzględnego traktowania innych, z chęci wyciągnięcia nadmiernych korzyści adresowany był przede wszystkim do odpowiedzialnych za ten stan bogatych mieszczan, filistrów.
Tu wspomnieć można, że różnice stanowisk przedstawicieli pozytywizmu i modernizmu w stosunku do fenomenu miasta obserwować można - jak to czyni Janina Kulczycka-Saloni porównując obraz Warszawy i stosunek do niej w dziełach B. Prusa i S. Żeromskiego.
U Prusa - na co już wcześniej zwracali uwagę badacze Lalki - w niezwykle realistycznej panoramie Warszawy brak proletariatu, jakkolwiek są obrazy nędzy Powiśla, społecznego dna, uznanego przezeń za ofiarę cywilizacji. Prus analizuje stosunki społeczne, szuka przyczyn, powszechnych prawidłowości35. Tu nawiasem wspomnieć można, że dzięki jego postawie moralnej, przedstawiony przez niego człowiek nizin społecznych nigdy nie jest dla niego odrażający, a Prus jako jedyny chyba z pisarzy swojej epoki w pełni akceptował Warszawę, do której miał bardzo emocjonalny stosunek.
Żeromski dostrzega szczególny folklor miejski: rozrywki, luksus, hedonizm i jednocześnie świat nędzy. Obserwuje, co prawda, świat robotników czy lumpenproletariatu, ale czyni to z pozycji "obcego". Przede wszystkim jednak przekazuje, zgodnie z programowym stanowiskiem młodopolskim, indywidualne doznania swoich bohaterów w zetknięciu się z miastem: zagubienie, samotność, lęk wobec anonimowości życia w wielkim mieście "jak w wielkim lesie". Podobne przeżycia odmalowuje również w swoich pamiętnikach36.
Nie tu miejsce na analizowanie różnych dróg przełomu modernistycznego w sztuce, może warto jedynie przypomnieć, z jednej strony silnie rysujący się kult indywidualizmu, tendencję do poznania transcendentalnego, wyrażającą się często w symbolizmie, czy twierdzenia o "arystokratyzmie" duszy artysty, jego posłannictwie i miejscu sztuki w kulturze narodowej37. A z drugiej strony (co wykazują ostatnie dyskusje) utrzymującą się w literaturze tego okresu tendencję naturalistyczną38.
Irena Maciejewska, zajmując się sposobem przedstawiania miasta w prozie Młodej Polski, zwraca uwagę, że w początkowej fazie zainteresowania naturalistów ciążyły ku określonym strefom tematu (wielkiego miasta). Przedstawiano najchętniej i con amore peryferie miast lub ciasne, stłoczone, pogrążone w wiecznym mroku stare dzielnice miejskiej biedoty i moralnej nędzy, kryminalistów, alfonsów, prostytutki, podejrzanych i niebezpiecznych spelunek. Nie zajmując się całą zewnętrznością miasta, usiłowano oddać "istotę jego życia". Nie pisano o twórczych cywilizacyjnych funkcjach przemysłowego miasta czy o jego rolach społecznych kulturotwórczych czy ludycznych. Zdaniem Maciejewskiej w tym pierwszym okresie: "Za programowymi zapewnieniami naturalistów o naukowy obiektywizm obserwacji [...] stała teza o infernalnym charakterze miast"39.
Miasto jako całościowy twór, pokazany zresztą przez rozbudowaną metaforę jako żywa istota biologiczna, a poprzez zastosowanie odpowiedniego słownictwa zarazem jako twór złowrogi, ale i fascynujący, pojawia się dopiero w powieści W. Reymonta. Tę ambiwalencję postaw przedstawia Reymont, patrząc na miasto oczyma swych bohaterów. Ten sam obraz w jednym z nich budzi nienawiść, w drugim miłość: "[Trawiński] patrzył z jakąś bezsilną nienawiścią na fabryki błyskające w mroku tysiącami okien, na tę olbrzymią ulicę, która niby kanał nakryty dymami i brudnym niebem huczała energią, rozlewała potoki świateł i tętniła ogromną siłą życia"40. "Dawid Halpern szedł wolno Piotrkowską [...] i przypatrywał się miastu, które kochał całą swoją entuzjastyczną duszą [...] sam nic nie miał, ale był szczęśliwym, że miasto posiada coraz więcej, że mógł widzieć ten ruch szalony, przewalanie się towarów, huk maszyn pracujących, zgiełk na ulicach, zapchane składy, nowe ulice, milionerów, fabryki, wszystko, co składało się na ten kolos, który spał teraz pod cichym, ciemnym niebem, przez które płynął księżyc, kochał Łódź"41.
W prozie klasycznych modernistów, takich jak Przybyszewski, Berent, Miciński, Żeromski czy Irzykowski, pomimo ogromnych różnic w poetyce ich utworów, jedno jest wspólne, a mianowicie to, że w niewielkim tylko stopniu zwrócone one byty ku światu zewnętrznemu, a w o wiele większym ku wnętrzu człowieka, stąd i miasto pojawia się przede wszystkim w przeżyciach, myśleniu i wyobrażeniach bohaterów42.
"Moloch miasta" i socjalna nędza robotników była dla modernistów okazją do wyrażania dezaprobaty, do szukania wyjścia, lecz szczerze nienawidząc filistra, na co zwraca uwagę Loranz, często bali się również robotnika43.
Odrębne stanowisko zajmowali publicyści i artyści związani z ruchem robotniczym, którego idee u schyłku lat siedemdziesiątych zaczynają przenikać również do awangardy środowiska robotniczego44. Skupiając uwagę na warunkach pracy i bytu robotników, działacze tego ruchu siłą rzeczy interesować się musieli środowiskiem, w którym przebiegało życie robotnika - osadą przy zakładzie pracy czy ośrodkiem miejskim. Występując przeciwko utopijnym próbom poprawy warunków bytu robotnika drogą powolnych reform, krytykowali współczesną im rzeczywistość miejską, będącą wytworem kapitalizmu, który - jak wierzyli - zreformuje dopiero oświecony proletariat i humanizm oparty nie na filantropii a na programie rewolucyjnym45.
Uznając procesy, które niósł kapitalizm, za nieuniknione, a które, jak pisał Wilhelm Feldman: "...w porównaniu z warunkami pracy i płacy i moralnego traktowania w kleszczach szlachecko-burżuazyjnych [...] są postępem..."46, solidaryzowali się z modernistami w ich krytyce filistrów, jednocześnie jednak Młodą Polskę traktowali jako zjawisko kulturowe i światopoglądowe przejściowe i skazane na zagładę47. W dyskusjach nad rolą sztuki w kulturze, w opozycji do poglądów modernistów, opowiadali się za szerokim upowszechnieniem kultury, którą tworzyć miałby - jak twierdził Julian Marchlewski - nie chłop, lecz mieszkający w mieście proletariusz48. Tymczasem jednak miastu kapitalistycznemu, podobnie jak moderniści, nie szczędzili słów krytyki. Znamienne w tym względzie mogą być wypowiedzi Ludwika Krzywickiego, który zetknął się z rozwiniętą kulturą wielkomiejską w czasie dwuletniego pobytu w Berlinie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie udał się w 1891 r., aby uniknąć aresztowania. W cyklu artykułów na łamach "Przeglądu Tygodniowego" (zebranych następnie w książce pt. "W Otchłani") przystąpił do gwałtownego ataku na kulturę wielkomiejską. Jego zdaniem, człowiek epoki (gwałtownej industrializacji, znamionującej miasta molochy, otoczony zewsząd wykonywanymi przez siebie produktami, żyje w świecie sztucznym, oderwanym zupełnie od natury. Uniezależniony od człowieka świat przedmiotów staje się dla niego coraz bardziej wrogi i obcy niż żywioły przyrody. W walce o byt zrywa wszelkie więzi międzyludzkie, jego praca zaś w warunkach kapitalistycznych jest pracą nietwórczą, mechanicznym odtwarzaniem wzorów, które prowadzi do utraty bezpośredniego kontaktu z rzeczą tworzoną. Nie używając tego terminu, Krzywicki opisuje sytuację skrajnej alienacji, proces pozbawienia człowieka twórczego udziału w tworzeniu historii.
50 votes Thanks 4
werxxx1
Na Wikipedię każdy umie wejść i przeczytać xd
Etnografowie wielokrotnie próbowali dać odpowiedź, jaki był stosunek różnych środowisk społecznych do kultury ludowej, przez którą rozumiano przez długie lata wyłącznie kulturę chłopską1. Miasto pojawiało się w pracach etnograficznych jako miejsce migracji ludności wiejskiej, której nie mogła dać utrzymania wieś rodzinna, oraz jako źródło wielorakich oddziaływań zmieniających obraz kulturowy tzw. "wsi tradycyjnej"2. Mieszkaniec miasta, nawet pochodzenia wiejskiego, nie budził na ogół zainteresowania etnografów. Sytuacja uległa zmianie w latach pięćdziesiątych naszego wieku, kiedy rozpoczęto badania ludności miejskiej, przede wszystkim (czy prawie wyłącznie) robotniczej3. Badając kulturę środowiska robotniczego, wśród którego dominowali dawni mieszkańcy wsi, etnografowie obserwowali proces adaptacji przybyszy do życia w nowych warunkach, ich przystosowanie do odmiennej kultury miejskiej, badali też pozostałości obyczajów wiejskich przeniesionych do miasta z dawnego środowiska wiejskiego, wreszcie badali stosunek zasiedziałych mieszkańców miasta do nowo przybyłych, ich opinie na temat kultury wsi itp.
Starając się porównać kulturę robotniczą Łodzi z kulturą środowisk miejskich, poszukując na ten temat literatury, stwierdziliśmy, że jest ona stosunkowo uboga, podobnie zresztą jak zbiory muzealne informujące o życiu codziennym i obyczajach mieszkańców miast.
W wyniku tego spostrzeżenia postawiliśmy sobie pytanie, co powodowano ten dość powszechny brak zainteresowania kulturą miejską, jak oceniane były procesy urbanizacyjne i jaki był stosunek przedstawicieli różnych środowisk społecznych naszego kraju do zmian zachodzących w XIX i XX w. wraz z rozwojem kapitalizmu przemysłowego.
Zastanawiając się nad stosunkiem ludności ziem polskich do procesów urbanizacyjnych, jej oceną fenomenu miasta i związaną z nim kulturą miasta, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa zbyt powierzchownej generalizacji, przed którą przestrzegała prof. Jędruszczakowa we wstępie do książki Miasto i kultura polska doby przemysłowej4, rozważania swe ograniczę przede wszystkim do poglądów, odniesień i wartościowań, które dotyczyły terytorium Królestwa Polskiego oraz dwu wielkich aglomeracji miejskich - Warszawy i Łodzi. Źródłem informacji, zwłaszcza jeśli chodzi o postawy dominujące w XIX w., była dla mnie przede wszystkim publicystyka i poglądy zawarte w literaturze pięknej oraz opracowania historyków kultury polskiej (a wśród nich przede wszystkim historyków literatury) i wyniki nielicznych na ten temat badań. Ze względu na brak systematycznych badań na poruszany temat uwagi moje należy traktować jako dyskusyjne sugestie, nie zawsze w pełni udokumentowane i dalekie od ambicji pełnego omówienia poruszanych zagadnień.
Nie tu miejsce na powtarzanie omawianych już wielokrotnie procesów rozwoju miast polskich oraz swoistości procesu industrializacji naszego kraju. Na wstępie moich rozważań chciałabym jedynie przypomnieć wiążące się z nim, tak ważne dla procesów kulturowych, zmiany jakie zaszły w omawianym okresie w strukturze klasowo-warstwowej naszego społeczeństwa.
Wraz z rozwojem miast wzrosła wydatnie liczba ich mieszkańców. O ile w XVIII w., według opinii niektórych badaczy, zaledwie 1/5 ludności ówczesnych ziem polskich mieszkała w miastach i to głównie niewielkich, rolniczych, to w końcu XIX w. mieszkańcy miast stanowili już 1/3 ludności5.
Mieszkańcy miast określani mianem "mieszczaństwa" byli znacznie zróżnicowani wewnętrznie, przede wszystkim w zależności od swego pochodzenia oraz charakteru i historii osady miejskiej, którą zamieszkiwali.
Pomimo znacznego wzrostu liczbowego, zdaniem wielu badaczy, mieszczaństwo polskie nie dorastało do roli stanu trzeciego w takim stopniu, jak miało to miejsce na zachodzie Europy. Burżuazja polska w połowie XIX w. jako klasa społeczna jeszcze się nie ukształtowała, a proletariat robotniczy pochodzący głównie ze wsi i nie zaliczany do mieszczaństwa był dopiero - jak to określał Modzelewski - w "powijakach"6. Wreszcie, niezależnie od rozwoju miast, przeważająca liczba ludności pozostawała nadal na wsi, przy czym w ustroju rolnym obserwować było można liczne przeżytki feudalizmu. W Królestwie dopiero w trzydziestoleciu 1864-1894 można mówić o takiej industrializacji kraju i kapitalistycznych przemianach rolnictwa, które przyczyniły się do rozwoju podstawowych klas społeczeństwa kapitalistycznego, ta jest burżuazji i proletariatu oraz wpłynęły na uświadomienie i aktywizację ludności wsi, nierównomiernej zresztą w trzech zaborach7. Jak wykazują badania masowy odpływ ludności ze wsi do miast rozpoczyna się w 2 połowie XIX w.
Większość badaczy wyraża zgodnie pogląd, że w kraju czołową rolę opiniotwórczą odgrywała inteligencja zawodowa, w dużej mierze pochodzenia szlacheckiego, wywodząca się z tej części warstwy szlacheckiej, która w wyniku uwłaszczenia często pociągającego za sobą katastrofę ekonomiczną, czy też w wyniku popowstaniowych represji politycznych, pozbawiona została swych posiadłości wiejskich i zmuszona była szukać oparcia życiowego w miastach. Niedopuszczana do aparatu państwowego i napotykająca na liczne przeszkody w działalności kulturotwórczej w ramach zaborów, świadoma swej odrębności, urastała we własnej samowiedzy do roli ponad-klasowego rzecznika interesów narodowych jako całości. Nie bez znaczenia było to, że rosnąca w sile burżuazja składała się w dużym procencie z żywiołów etnicznie obcych (Żydów i Niemców), które tylko częściowo zasymilowały się8.
Pomimo niewielkiego rozwoju miast polskich, literatura ekonomiczna przełomu XVIII i początku XIX w., stawiająca zgodnie z poglądami fizjokratów na pierwszym miejscu rolnictwo, zaczęła zwracać uwagę również na rozwój miast i przemysłu. Między innymi sprawę rozwoju miast dla bogactwa narodowego podnosił Wawrzyniec Surowiecki (O upadku przemysłu i miast w dawnej Polsce, Warszawa 1910), o roli miast pisał Rajmund Rembieliński (O miastach, 1816), zainteresowanie oświatą proletariatu miejskiego przejawiał Stanisław Staszic9. Mnożyły się wypowiedzi szukające przyczyn upośledzenia miast, przedstawiające plany racjonalnej poprawy sytuacji, często w formie moralizatorskich opowieści. Tacy autorzy jak Stanisław Potocki (Podróż do Ciemnogrodu, 1810), Ignacy Chodźko (Pan Jan ze Swisłoczy, 1821) czy E.T. Massalski (Pan Podstoli albo czym jesteśmy, czym być możemy, 1831-1833) w dosadnych słowach opisywali panujący w miastach brud, brak urządzeń komunalnych, lenistwo i pijaństwo ludności, czego przyczyn dopatrywali się w braku odpowiedniego wykształcenia mieszczan, przestarzałej organizacji cechowej w wyniku której handel i przemysł zajęcia "przeznaczone" dla mieszkańców miast oddane zostały w ręce Żydów. Idealne miasto miałoby być czyste, uprzemysłowione i bez ludności żydowskiej lub z Żydami pracującymi w fabrykach i odsuniętymi od handlu10.
Konsekwencją takiej postawy była idealizacja kultury ludowej oraz obawa przed życiem w mieście. Ten krytyczny stosunek do miast, pozbawiony ponadto nawet programu pozytywnej reorganizacji pogłębił się w okresie romantyzmu. Kazimierz Brodziński wywodząc indywidualność narodową Polaków ze związków z ziemią i rolnictwem pisał więc: "Rolnictwo to jedyne zajęcie człowieka, które sam Bóg wskazał [...] ocali w rolniku przyrodzony rozum i od ostatecznego zepsucia uchroni"11.
Norwid zaś poświęcił miastu następujące strofy:
Miasto - złocony kraniec przepaści!
Stań na nim, spojrzyj, a dreszcz lodowaty
Zatrzęsie ciałem i członki namaści
[...]
Miasto! to ciemny, nieczysty przedsionek,
Którego niebo dymem okopcone,
Nie zna jutrzenki, nie zna wschodu słońca
Ani rozumie co śpiewa skowronek12.
Charakterystyczny dla tej postawy był również ujemny stosunek do miast prezentowany we wczesnych powieściach J. I. Kraszewskiego, takich jak np. Poeta i świat. W powieści tej bohater, przybysz ze wsi, cytując słowa angielskiego poety, że "Bóg stworzył wieś a człowiek miasto", stwierdza brzydotę i ciasnotę miasta oraz amoralność jego mieszkańców, brak uczuć chrześcijańskich, próżność i bezwstyd kobiet. Porównując miasto do "cmentarza żyjących" stwierdza na koniec: "...zawsze miasto jest stolicą i siedliskiem handlu na wszystko, gasną w nim uczucia, a egoizm króluje, wszystko się sprzedaje, rozum, wdzięki, rozkosz, szacunek, zdrowie, zacząwszy od funta tabaki a skończywszy na modłach pogrzebowych za dusze"13.
Nic też dziwnego, że tak usposobiony Kraszewski często wypowiadał również krytyczne uwagi o głupocie i zepsuciu mieszczan (m.in. w powieści Latarnia czarnoksięska).
Zmianę w stosunku do życia w mieście przyniósł pozytywizm formułujący program polityczny, społeczny i kulturalny życia narodowego po upadku powstania styczniowego.
W dziedzinie ekonomicznej pozytywiści występowali z krytyką ogólnego zacofania oraz feudalnych przesądów wobec pracy zawodowej. Wzywali do zakładania fabryk, warsztatów i przedsiębiorstw handlowych oraz do unowocześnienia gospodarki rolnej. Opierając się na takich hasłach budowali program społeczny uważając, że cywilizacja przemysłowa i wolnokonkurencyjny kapitalizm stwarzają lepsze warunki dla osiągnięcia powszechnego dobrobytu14.
Adresata tego programu i główną siłę społeczną upatrywali pozytywiści w tych warstwach, w których kwitła praca "pomnażająca wszelkie dobra", a więc w klasach średnich, do których zaliczali warstwę rzemieślników, drobnych fabrykantów, kupców i urzędników, a także inteligencję zawodową zamieszkującą w większych i mniejszych miastach15. Widząc niski, ich zdaniem, poziom moralny i ciemnotę "mas ludowych", postulowali demokratyzację stosunków poprzez powszechną oświatę, sprawiedliwe prawa społeczne, swobodę jednostki, laicyzację i powszechne równouprawnienie, w tym także kobiet i mniejszości narodowych16. Program ten siłą rzeczy koncentrował uwagę społeczną na dużych skupiskach ludzkich, w których realizowano inwestycje przemysłowe i wdrażano postęp techniczny17.
Autor artykułu z 1872 r. z "Niwy" tak pisze, pełen entuzjazmu: "Miasta, to po większej części przedstawiciele postępu, to gorączkowa praca olbrzymiej ludzkości skupionej w jednym miejscu, to strażnice dotychczasowych zdobyczy ludzkości, to przybytki nauki i sztuki, to ogniska przemysłu i handlu, to tętna społeczne bijące najprędzej i najgoręcej..."18.
Przyjęcie założeń światopoglądu pozytywistycznego w literaturze zaowocowało doktryną estetyczną określaną przez historyków literatury polskiej mianem pozytywizmu, realizmu czy niekiedy wczesnej fazy naturalizmu19. Zwrócenie uwagi na masy ludzkie, wielkie mechanizmy społeczne, walkę o byt, spowodowało, jak pisze Kulczycka-Saloni, "...zainteresowanie naturalistów wielkimi tworami społecznymi, instytucjami, organizacjami, a przede wszystkim zainteresowanie wielkim miastem. Jakże wymowny jest fakt, że powieściowa monografia wielkiego miasta jest ukochanym rodzajem naturalistów, że swoje monografie ma Paryż, Londyn, Moskwa, że już w grupie "Wędrowca" zrodził się pomysł opracowania artystycznej monografii Warszawy i wykonana została poważna robota przygotowawcza, ale dopiero Łódź była pierwszym miastem polskim, które u schyłku stulecia doczekało się swojej monografii..."20.
W polskich warunkach politycznych pozytywizm nie był bynajmniej światopoglądem panującym. Z oporem spotykał się jego programowy antyklerykalizm i antyfideizm, poglądy społeczno-polityczne pozostawały w sprzeczności z tradycyjnym patriotyzmem, hamująco na jego recepcję wpływało pojmowanie człowieka jako cząstki przyrody organicznej, jako wytworu-długiej ewolucji świata zwierzęcego21.
Niełatwo było ideologom pozytywizmu, pochodzącym często z dawnych środowisk szlacheckich wyzwolić się ze swoistych postaw - zdaniem Modzelewskiego - zdeterminowanych, często w nieuświadomiony sposób, przez własne pochodzenie społeczne. W dobie pełnego rozkwitu literatury pozytywistycznej, w dziełach czołowych jej przedstawicieli wielokrotnie można dostrzec ambiwalentny stosunek do życia w mieście. Nie jest więc dla nas zaskoczeniem, 'kiedy pozytywny kapitalista Połaniecki w momencie stabilizacji ekonomicznej marzy nie o następnych przedsięwzięciach finansowych lub inwestycjach przemysłowych lecz o "kawałku ziemi" z "bocianim gniazdem gdzieś na starej lipie", i życiu "tu, a nie gdzie indziej [...] z ludźmi na roli"22.
Jak powszechnie wiadomo, pozytywistyczny entuzjazm dla cywilizacji i uroków życia miejskiego z czasem przygasa23.
Jako jeden z pierwszych daje wyraz swym wątpliwościom Aleksander Świętochowski, do niedawna wielbiciel mieszczańskiej pracowitości, optymistycznie wierzący w harmonijny rozwój społeczny i ekonomiczny kraju pod wodzą mieszczaństwa, który w 1876 r. pisze: "...postęp cywilizacji, szczególnie wielkich miast pociąga za sobą wzrost rozpusty i zepsucia. Pomimo woli musimy bowiem przyznać tę prawdę oczywistą, że im bardziej tytaniczna praca ludzkości przynosi bogactwo, potęguje zawiłość i różnorodność społeczeństw, wytwarza coraz nowe sposoby nasycania wszystkich żądz i pragnień człowieka, tym bardziej w stosunku do ogólnego rozwoju - wzmaga się wzrost demoralizacji, która w znaczeniu ujemnym jest jednym z objawów chęci użycia cechującej naszą epokę..."24.
Publicystyka Świętochowskiego w całym następnym dziesięcioleciu jest odbiciem konfliktu ideologa konfrontującego rzeczywistość z nadziejami, które wiązał z rozwojem kapitalizmu w Polsce. Pomimo postępu ekonomicznego, a nawet społecznego, wśród licznych mankamentów wymienia zmniejszenie "sumy ogólnego szczęścia" czy rozwój "zła i pobudzenia niskich instynktów" przez "gnijący" kapitalizm25. Coraz częściej podnoszą się również krytyczne głosy innych ideologów, świadczące o tym, że przedmiotem ich troski staje się, jak to określają, "wzrastająca potęga maszyny". Ją to bowiem winią o to, że znosząc wszelkie bariery i niwelując nierówności, rodzi jednocześnie miasta, w których gromadzi się zepsucie moralne, unicestwiające życie rodzinne, podkopujące religijność, wprowadzające do życia "szablon"26. Coraz częściej można też spotkać zdecydowanie niechętny stosunek do "miazmatów miasta"27. Pozytywiści z biegiem lat dostrzegli masową pauperyzację ludności miejskiej, w tym również robotników, byli jednak - na co zwracają uwagę badacze - bezradni, gdy szło o społeczną diagnozę czy głębszą socjologiczną analizę tych zjawisk. Na przykład na łamach "Przeglądu Tygodniowego" z 1872 r. można znaleźć twierdzenie, że pauperyzacja ludności rzemieślniczej i wyrobniczej jest wynikiem "braku przezorności": "...z nieoględnych na starość rzemieślników i klasy wyrobniczej z dnia na dzień wegetującej [...] proletariat się rekrutuje"28.
Zjawisko nędzy społecznej tłumaczono też masowym napływem ludności do miast. Zamiast dążyć do szerszych reform społecznych pozytywiści wyobrażali sobie początkowo, że przy pozytywnej postawie obu stron możliwe są bezkonfliktowe stosunki pomiędzy fabrykantami a robotnikami. Proponowali również polepszenie warunków bytowych robotników przez różne drobne posunięcia takie jak organizowanie kas pożyczkowych, domów noclegowych czy tanich kuchni.
Wraz ze zmierzchem programowego optymizmu ocena sytuacji uległa zmianie, jednak do końca "kwestią proletariacką" interesowano się jedynie jako problemem utylitarnym związanym z produkcją nie zaś człowiekiem, o którego na dobre zaczął walczyć dopiero ruch robotniczy29.
Postęp techniczny, rewolucja w dziedzinie komunikacji (upowszechnienie telegrafu, telefonu, kolei parowej), ulepszenie techniki drukarskiej, wynalezienie maszyny do pisania, gwałtowny rozwój cywilizacji, idący w parze z ogromnym przyrostem ludności w XIX w. (w ciągu stu lat ludność Europy wzrosła ze 190 do 520 milionów) pociągnął za sobą - zdaniem W. Tatarkiewicza - złudzenie zmniejszenia odległości, świat stał się ciaśniejszy, wszystko okazało się bliższe i coraz bardziej dotyczące każdego człowieka. Jednocześnie coraz trudniej było znaleźć azyl, bezpieczne schronienie dla swego prywatnego, intymnego życia30. Sytuacja ta sprzyjała szerzeniu się programowego antyurbanizmu, występującego z jednej strony w kręgach artystycznych, z drugiej zaś strony podtrzymywanego zwłaszcza, choć nie tylko, w kręgach konserwatywnych, które w swych dążeniach narodowych, przeciwstawiając się internacjonalistycznym hasłom socjalistów, uwagę swą zwróciły na rolę warstwy chłopskiej i kultury ludowej w kulturze narodowej.
Zarówno na łamach konserwatywnej "Niwy", jak i bliższego socjalistom "Głosu" w latach osiemdziesiątych pojawiają się coraz częściej artykuły potępiające nadmierny liberalizm i emancypację chłopa odciągające go od rolnictwa, nadmierny rozwój przemysłu wzmagający - zdaniem autorów - nędzę ludności wsi, jak również zachwianie podstaw etycznych sprzyjające szerzeniu się ateizmu 31.
Publicyści stwierdzili, że cywilizacja miejska jest kosmopolityczna, głównym spadkobiercą zaś kultury chłopskiej jest polski chłop, jedyny uprawniony twórca narodowej kultury obdarzony "instynktem narodowym".
Przekonanie o wyjątkowym miejscu i roli warstwy chłopskiej w życiu narodu budowano na dwóch głównych przesłankach. Pierwszą była teoria wspólnej genealogii szlachty i chłopów wywodzących się z "piastowskiego rodu". Drugą apoteoza przymiotów ludu wiejskiego obdarzonego - jak uważano - silnym instynktem życiowym, zdrowym rozsądkiem, pracowitością i talentem32.
W latach dziewięćdziesiątych coraz wyraźniej obserwować można również w literaturze krytykę cywilizacji przemysłowej, jej instytucji i wzorów kultury, krytykę industrializacji i koncentracji kultury w centrach wielkomiejskich, twierdzenie, że cywilizacja wielkomiejska zagraża wartościom humanistycznym i narodowym. B. Lutomski, zastanawiając się na łamach "Tygodnika Ilustrowanego", jakie są przyczyny chęci kontaktu z wsią, pisze: "...Nie jest to powrót do sentymentalizmu Rousseau z jego zamiłowaniem do tkliwości, prostoty i swobody natury, choć w dzisiejszej niechęci do miasta, do jego przemysłu i proletariatu, do handlu i nierządu, odzywają się często reminiscencje magicznego języka i rzewnej czułości wielkiego poety i apostoła [...] Kamienne więzienia, zwane miastami - mówią - sfałszowały i wykoszlawiły naturę ludzką, przygniotły wyobraźnię, spowodowały nieodzowny ferment duszy, zatruły płuca [...] Nad morzem proletariatu dumnie w nich sterczą pałace, fabryki, banki i uniwersytety. Obyczaje miejskie, fałszywe i sfałszowane przez złoto, które w mieście jest wszechwładnem, które pożąda zbrodnia i za które kupuje swoją sławę teatralna i zmanierowana cnota. Najgorsze instynkty ludzkie wyszły na jaw w miejskim zbiorowisku ludzkim [...] pisał Leopardi:
<<W miastach wielkich nie widzisz piękna, bo nie ma tam dla niego miejsca. Nie widzisz także prawdy, bo tam każda rzecz jest udana i błaha. Tak że można rzec, iż nie widzisz, nie słyszysz, nie oddychasz niczym prócz fałszu i brzydotą, co dla umysłu głębszego i szlachetnych największą jest męczarnią [...] Miasta, ze swoją energią i inicjatywą, wytworzyły cywilizację, która, jak obecnie, chora i zmęczona szuka dla siebie odpływu...>>"33
W wypowiedziach polskich teoretyków sztuki spotkać można odbicia poglądów Williama Morrisa i Johna Ruskina o destruktywnym wpływie cywilizacji miejskiej na artystę, a mechanizacji i uprzemysłowienia na całokształt rozwoju sztuki. Twierdzenie, że odrodzona moralnie sztuka powstaje głównie pod wpływem natury.
W literaturze tego okresu, zwanego modernizmem, miasto przedstawiane jest często jako uosobienie zła i upodlenia ludzkiego. Zenon Przesmycki (Miriam) w artykule Walka ze sztuką pisał w 1901 r. w "Chimerze": "Wielkie miasta doprowadziły do niewidzialnego przedtem rozpasania materialnego instynktów i żądz ludzkich, do niesłychanego wyjałowienia, wypaczenia i zmanierowania umysłów"34.
Miasto porównywane do kamiennej pustyni, której powietrze przesycone jest węglem, domy spowite w dym, mieszkania atakuje hałas, brak w nich powietrza. Ten obraz źle urządzonego miasta, przerażających błędów i nieszczęść ludzkich wynikających z bezwzględnego traktowania innych, z chęci wyciągnięcia nadmiernych korzyści adresowany był przede wszystkim do odpowiedzialnych za ten stan bogatych mieszczan, filistrów.
Tu wspomnieć można, że różnice stanowisk przedstawicieli pozytywizmu i modernizmu w stosunku do fenomenu miasta obserwować można - jak to czyni Janina Kulczycka-Saloni porównując obraz Warszawy i stosunek do niej w dziełach B. Prusa i S. Żeromskiego.
U Prusa - na co już wcześniej zwracali uwagę badacze Lalki - w niezwykle realistycznej panoramie Warszawy brak proletariatu, jakkolwiek są obrazy nędzy Powiśla, społecznego dna, uznanego przezeń za ofiarę cywilizacji. Prus analizuje stosunki społeczne, szuka przyczyn, powszechnych prawidłowości35. Tu nawiasem wspomnieć można, że dzięki jego postawie moralnej, przedstawiony przez niego człowiek nizin społecznych nigdy nie jest dla niego odrażający, a Prus jako jedyny chyba z pisarzy swojej epoki w pełni akceptował Warszawę, do której miał bardzo emocjonalny stosunek.
Żeromski dostrzega szczególny folklor miejski: rozrywki, luksus, hedonizm i jednocześnie świat nędzy. Obserwuje, co prawda, świat robotników czy lumpenproletariatu, ale czyni to z pozycji "obcego". Przede wszystkim jednak przekazuje, zgodnie z programowym stanowiskiem młodopolskim, indywidualne doznania swoich bohaterów w zetknięciu się z miastem: zagubienie, samotność, lęk wobec anonimowości życia w wielkim mieście "jak w wielkim lesie". Podobne przeżycia odmalowuje również w swoich pamiętnikach36.
Nie tu miejsce na analizowanie różnych dróg przełomu modernistycznego w sztuce, może warto jedynie przypomnieć, z jednej strony silnie rysujący się kult indywidualizmu, tendencję do poznania transcendentalnego, wyrażającą się często w symbolizmie, czy twierdzenia o "arystokratyzmie" duszy artysty, jego posłannictwie i miejscu sztuki w kulturze narodowej37. A z drugiej strony (co wykazują ostatnie dyskusje) utrzymującą się w literaturze tego okresu tendencję naturalistyczną38.
Irena Maciejewska, zajmując się sposobem przedstawiania miasta w prozie Młodej Polski, zwraca uwagę, że w początkowej fazie zainteresowania naturalistów ciążyły ku określonym strefom tematu (wielkiego miasta). Przedstawiano najchętniej i con amore peryferie miast lub ciasne, stłoczone, pogrążone w wiecznym mroku stare dzielnice miejskiej biedoty i moralnej nędzy, kryminalistów, alfonsów, prostytutki, podejrzanych i niebezpiecznych spelunek. Nie zajmując się całą zewnętrznością miasta, usiłowano oddać "istotę jego życia". Nie pisano o twórczych cywilizacyjnych funkcjach przemysłowego miasta czy o jego rolach społecznych kulturotwórczych czy ludycznych. Zdaniem Maciejewskiej w tym pierwszym okresie: "Za programowymi zapewnieniami naturalistów o naukowy obiektywizm obserwacji [...] stała teza o infernalnym charakterze miast"39.
Miasto jako całościowy twór, pokazany zresztą przez rozbudowaną metaforę jako żywa istota biologiczna, a poprzez zastosowanie odpowiedniego słownictwa zarazem jako twór złowrogi, ale i fascynujący, pojawia się dopiero w powieści W. Reymonta. Tę ambiwalencję postaw przedstawia Reymont, patrząc na miasto oczyma swych bohaterów. Ten sam obraz w jednym z nich budzi nienawiść, w drugim miłość: "[Trawiński] patrzył z jakąś bezsilną nienawiścią na fabryki błyskające w mroku tysiącami okien, na tę olbrzymią ulicę, która niby kanał nakryty dymami i brudnym niebem huczała energią, rozlewała potoki świateł i tętniła ogromną siłą życia"40. "Dawid Halpern szedł wolno Piotrkowską [...] i przypatrywał się miastu, które kochał całą swoją entuzjastyczną duszą [...] sam nic nie miał, ale był szczęśliwym, że miasto posiada coraz więcej, że mógł widzieć ten ruch szalony, przewalanie się towarów, huk maszyn pracujących, zgiełk na ulicach, zapchane składy, nowe ulice, milionerów, fabryki, wszystko, co składało się na ten kolos, który spał teraz pod cichym, ciemnym niebem, przez które płynął księżyc, kochał Łódź"41.
W prozie klasycznych modernistów, takich jak Przybyszewski, Berent, Miciński, Żeromski czy Irzykowski, pomimo ogromnych różnic w poetyce ich utworów, jedno jest wspólne, a mianowicie to, że w niewielkim tylko stopniu zwrócone one byty ku światu zewnętrznemu, a w o wiele większym ku wnętrzu człowieka, stąd i miasto pojawia się przede wszystkim w przeżyciach, myśleniu i wyobrażeniach bohaterów42.
"Moloch miasta" i socjalna nędza robotników była dla modernistów okazją do wyrażania dezaprobaty, do szukania wyjścia, lecz szczerze nienawidząc filistra, na co zwraca uwagę Loranz, często bali się również robotnika43.
Odrębne stanowisko zajmowali publicyści i artyści związani z ruchem robotniczym, którego idee u schyłku lat siedemdziesiątych zaczynają przenikać również do awangardy środowiska robotniczego44. Skupiając uwagę na warunkach pracy i bytu robotników, działacze tego ruchu siłą rzeczy interesować się musieli środowiskiem, w którym przebiegało życie robotnika - osadą przy zakładzie pracy czy ośrodkiem miejskim. Występując przeciwko utopijnym próbom poprawy warunków bytu robotnika drogą powolnych reform, krytykowali współczesną im rzeczywistość miejską, będącą wytworem kapitalizmu, który - jak wierzyli - zreformuje dopiero oświecony proletariat i humanizm oparty nie na filantropii a na programie rewolucyjnym45.
Uznając procesy, które niósł kapitalizm, za nieuniknione, a które, jak pisał Wilhelm Feldman: "...w porównaniu z warunkami pracy i płacy i moralnego traktowania w kleszczach szlachecko-burżuazyjnych [...] są postępem..."46, solidaryzowali się z modernistami w ich krytyce filistrów, jednocześnie jednak Młodą Polskę traktowali jako zjawisko kulturowe i światopoglądowe przejściowe i skazane na zagładę47. W dyskusjach nad rolą sztuki w kulturze, w opozycji do poglądów modernistów, opowiadali się za szerokim upowszechnieniem kultury, którą tworzyć miałby - jak twierdził Julian Marchlewski - nie chłop, lecz mieszkający w mieście proletariusz48. Tymczasem jednak miastu kapitalistycznemu, podobnie jak moderniści, nie szczędzili słów krytyki. Znamienne w tym względzie mogą być wypowiedzi Ludwika Krzywickiego, który zetknął się z rozwiniętą kulturą wielkomiejską w czasie dwuletniego pobytu w Berlinie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie udał się w 1891 r., aby uniknąć aresztowania. W cyklu artykułów na łamach "Przeglądu Tygodniowego" (zebranych następnie w książce pt. "W Otchłani") przystąpił do gwałtownego ataku na kulturę wielkomiejską. Jego zdaniem, człowiek epoki (gwałtownej industrializacji, znamionującej miasta molochy, otoczony zewsząd wykonywanymi przez siebie produktami, żyje w świecie sztucznym, oderwanym zupełnie od natury. Uniezależniony od człowieka świat przedmiotów staje się dla niego coraz bardziej wrogi i obcy niż żywioły przyrody. W walce o byt zrywa wszelkie więzi międzyludzkie, jego praca zaś w warunkach kapitalistycznych jest pracą nietwórczą, mechanicznym odtwarzaniem wzorów, które prowadzi do utraty bezpośredniego kontaktu z rzeczą tworzoną. Nie używając tego terminu, Krzywicki opisuje sytuację skrajnej alienacji, proces pozbawienia człowieka twórczego udziału w tworzeniu historii.