Jak pogodzić podróż, a więc ruch i zadomowienie, czyli bezruch? Czyli, jak pogodzić jakże powszechną i ludzką potrzebę ryzyka i potrzebę posiadania poczucia bezpieczeństwa? Czy nie o to właśnie pyta malarski świat Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej?
Faktura tego świata, to sieć subtelnych kresek rysowanych każda z osobna ręką artystki, utkany jest więc pracowicie z pajęczej nici, z barw i z papieru, delikatny, ale nie do podarcia. To jest kolejny paradoks tego świata, jego kruchość i zarazem solidność. Nawet jeśli ów świat jest zamknięty, nie jest jednak bez wyjścia. Czy zresztą trzeba z niego wychodzić, skoro jest w nim ładnie i harmonijnie? A czy bezpiecznie? To nie jest do końca pewne? Lecz czy do końca bezpieczny świat, może być ciekawy? Człowiek przed labiryntem nie wydaje się jednak obarczony wyrokiem, nie musi do labiryntu wchodzić, podobnie jak ten stojący przed biblioteką, nie musi sięgać do książki. Istnieje więc jakaś niezobowiązująca naturalność tej sytuacji bez wyjścia.
Lew siedzi na arenie, człowiek stoi, kontekstem tej sceny jest tylko bezkres ziemi i nieba. Lew ma twarz, nie ma jej człowiek. Oboje nie wydają się jednak więźniami siebie nawzajem i tego kręgu, więc smycz czy łańcuch nie zniewala ich, ale ich wiąże w dobrym sensie tego słowa.
W tym najnowszym świecie Joanny uderza, że wszyscy ludzie są odwróceni. Ale nie mamy poczucia, że odwrócili się o nas z odrazą czy w lęku. Dlatego nie obawiamy się chwili, która nie wiadomo czy nastąpi, gdy nagle zdecydują się pokazać nam swoje oblicza. Może tylko będziemy zdziwieni - oni mają twarze każdego z nas. Świat ten jest uproszczony, ale to uproszczenie posiada zaskakująco wiele kształtów i barw, a oszczędność nie jest tu nigdy skąpstwem. To znakomity przykład, jakie może być bogactwo w ubóstwie. Wszystko jest zredukowane do tego co konieczne, by ukazać metafizykę życia, a też jego urodę. Jest w tych rysunkach i w gwaszach zamyślenie, nostalgia, delikatny przeciąg smutku, ale nie ma przygnębienia, tym bardziej rozpaczy.
Siłą tego świata jest więc jego oszczędność i spokój, tak w formie jak i w barwach. Bohaterowie są samotni, nieco zabłąkani ale bezpieczni. Jakby wiedzieli, że to co jest, jest konieczne. Nie da się przeżyć tej sztuki bez czucia poezji. Jest w tych obrazach-metaforach element surrealizmu, dlatego na swoim miejscu jest frunąca ryba trzymana na powietrznej smyczy przez człowieka i wielkie ptasie pióro jak chmurka nad głową przechodnia. Ale to surrealizm łagodny, daleki od chęci szokowania, zaś kicz, który zwykle zagraża tej stylistyce, nigdy nie zagraża autorce.
Jak to możliwe, że ten świat bez wyjścia, labiryntu, biblioteki, pola szachowego, które rozmawia z horyzontem, nie jest groźny? Dlaczego owa kraina baśni, powiedzmy baśni metafizycznej nigdy nam nie zagraża ? Może dlatego, że ma w sobie tak wiele ze świata dziecka, ale jest zarazem dorosła, a ta dorosłość polega na pewności siebie. To jest też pewność prawdziwej sztuki, gdzie kolor, linia, kompozycja sumują się w to, co nazywa się pięknem, a czego niestety, lub może na szczęście, nie da się zdefiniować Wiersze, które towarzyszą obrazom, potwierdzają to odczucie pewności, pewności " mimo wszystko, " Początek "Miasta biblioteki" brzmi tak,"Wiedział, że tu znajdzie to, czego tak długo szukał".
Nawet jeśli łagodność tej sztuki podszyta jest delikatnym smutkiem i lekkim niepokojem, łagodność i harmonia barw działają kojąco. Jest jeszcze inna harmonia - między działaniem tego malarstwa na świadomość i podświadomość co czyni z niego sztukę, którą ośmielę się nazwać, psychoterapeutyczną.
Martwe natury otwierają nowy cykl, to chyba początek jakiejś drogi, ale nikt jeszcze nie wie gdzie ona prowadzi? Najprościej byłoby powiedzieć, że prowadzi do dziecinnego pokoju. Ale te obrazy równie dobrze poczują się w gabinecie biznesmena lub pisarza. Ten świat budzi w dorosłym dziecko, a w dziecku dorosłego. Przedmioty z pudła z zabawkami, ale pudła z poprzedniej epoki, spotykają się w szachową wieżą i z labiryntem, który znamy w innych prac artystki.
Rysunek przestawiający człowieka przed górą walizek, zapowiada podróż, ale nie może ona być typowa. Walizkowe instalacje to wejście tej sztuki w nowy wymiar. Przypominają o względności ruchu. To nie walizka przemieszcza się przez świat, a świat przychodzi do walizki lub może oboje schodzą się ze sobą w jednym punkcie. Walizka jest symbolem podróży, ruchu, a biblioteka zakorzenienia. Zarówno biblioteka jak i walizka są ważnymi rekwizytami tego ubogiego, ale jakże szczodrego estetycznie świata.
Wróćmy do naszego podstawowego pytania - jak pogodzić podróż, a więc ruch i zadomowienie, czyli bezruch? Jak pogodzić potrzebę ryzyka i posiadania poczucia bezpieczeństwa? To w gruncie rzeczy są centralne pytania dotyczące paradoksu ludzkiej kondycji. Sztuka Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej zdaje się ten paradoks ukazywać. I godzić. Nie wiem czy jest dobrze ... tak na 60% jestem pewien możę 80% ;))
Jak pogodzić podróż, a więc ruch i zadomowienie, czyli bezruch? Czyli, jak pogodzić jakże powszechną i ludzką potrzebę ryzyka i potrzebę posiadania poczucia bezpieczeństwa? Czy nie o to właśnie pyta malarski świat Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej?
Faktura tego świata, to sieć subtelnych kresek rysowanych każda z osobna ręką artystki, utkany jest więc pracowicie z pajęczej nici, z barw i z papieru, delikatny, ale nie do podarcia. To jest kolejny paradoks tego świata, jego kruchość i zarazem solidność. Nawet jeśli ów świat jest zamknięty, nie jest jednak bez wyjścia. Czy zresztą trzeba z niego wychodzić, skoro jest w nim ładnie i harmonijnie? A czy bezpiecznie? To nie jest do końca pewne? Lecz czy do końca bezpieczny świat, może być ciekawy? Człowiek przed labiryntem nie wydaje się jednak obarczony wyrokiem, nie musi do labiryntu wchodzić, podobnie jak ten stojący przed biblioteką, nie musi sięgać do książki. Istnieje więc jakaś niezobowiązująca naturalność tej sytuacji bez wyjścia.
Lew siedzi na arenie, człowiek stoi, kontekstem tej sceny jest tylko bezkres ziemi i nieba. Lew ma twarz, nie ma jej człowiek. Oboje nie wydają się jednak więźniami siebie nawzajem i tego kręgu, więc smycz czy łańcuch nie zniewala ich, ale ich wiąże w dobrym sensie tego słowa.
W tym najnowszym świecie Joanny uderza, że wszyscy ludzie są odwróceni. Ale nie mamy poczucia, że odwrócili się o nas z odrazą czy w lęku. Dlatego nie obawiamy się chwili, która nie wiadomo czy nastąpi, gdy nagle zdecydują się pokazać nam swoje oblicza. Może tylko będziemy zdziwieni - oni mają twarze każdego z nas. Świat ten jest uproszczony, ale to uproszczenie posiada zaskakująco wiele kształtów i barw, a oszczędność nie jest tu nigdy skąpstwem. To znakomity przykład, jakie może być bogactwo w ubóstwie. Wszystko jest zredukowane do tego co konieczne, by ukazać metafizykę życia, a też jego urodę. Jest w tych rysunkach i w gwaszach zamyślenie, nostalgia, delikatny przeciąg smutku, ale nie ma przygnębienia, tym bardziej rozpaczy.
Siłą tego świata jest więc jego oszczędność i spokój, tak w formie jak i w barwach. Bohaterowie są samotni, nieco zabłąkani ale bezpieczni. Jakby wiedzieli, że to co jest, jest konieczne. Nie da się przeżyć tej sztuki bez czucia poezji. Jest w tych obrazach-metaforach element surrealizmu, dlatego na swoim miejscu jest frunąca ryba trzymana na powietrznej smyczy przez człowieka i wielkie ptasie pióro jak chmurka nad głową przechodnia. Ale to surrealizm łagodny, daleki od chęci szokowania, zaś kicz, który zwykle zagraża tej stylistyce, nigdy nie zagraża autorce.
Jak to możliwe, że ten świat bez wyjścia, labiryntu, biblioteki, pola szachowego, które rozmawia z horyzontem, nie jest groźny? Dlaczego owa kraina baśni, powiedzmy baśni metafizycznej nigdy nam nie zagraża ? Może dlatego, że ma w sobie tak wiele ze świata dziecka, ale jest zarazem dorosła, a ta dorosłość polega na pewności siebie. To jest też pewność prawdziwej sztuki, gdzie kolor, linia, kompozycja sumują się w to, co nazywa się pięknem, a czego niestety, lub może na szczęście, nie da się zdefiniować Wiersze, które towarzyszą obrazom, potwierdzają to odczucie pewności, pewności " mimo wszystko, " Początek "Miasta biblioteki" brzmi tak,"Wiedział, że tu znajdzie to, czego tak długo szukał".
Nawet jeśli łagodność tej sztuki podszyta jest delikatnym smutkiem i lekkim niepokojem, łagodność i harmonia barw działają kojąco. Jest jeszcze inna harmonia - między działaniem tego malarstwa na świadomość i podświadomość co czyni z niego sztukę, którą ośmielę się nazwać, psychoterapeutyczną.
Martwe natury otwierają nowy cykl, to chyba początek jakiejś drogi, ale nikt jeszcze nie wie gdzie ona prowadzi? Najprościej byłoby powiedzieć, że prowadzi do dziecinnego pokoju. Ale te obrazy równie dobrze poczują się w gabinecie biznesmena lub pisarza. Ten świat budzi w dorosłym dziecko, a w dziecku dorosłego. Przedmioty z pudła z zabawkami, ale pudła z poprzedniej epoki, spotykają się w szachową wieżą i z labiryntem, który znamy w innych prac artystki.
Rysunek przestawiający człowieka przed górą walizek, zapowiada podróż, ale nie może ona być typowa. Walizkowe instalacje to wejście tej sztuki w nowy wymiar. Przypominają o względności ruchu. To nie walizka przemieszcza się przez świat, a świat przychodzi do walizki lub może oboje schodzą się ze sobą w jednym punkcie. Walizka jest symbolem podróży, ruchu, a biblioteka zakorzenienia. Zarówno biblioteka jak i walizka są ważnymi rekwizytami tego ubogiego, ale jakże szczodrego estetycznie świata.
Wróćmy do naszego podstawowego pytania - jak pogodzić podróż, a więc ruch i zadomowienie, czyli bezruch? Jak pogodzić potrzebę ryzyka i posiadania poczucia bezpieczeństwa? To w gruncie rzeczy są centralne pytania dotyczące paradoksu ludzkiej kondycji. Sztuka Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej zdaje się ten paradoks ukazywać. I godzić.
Nie wiem czy jest dobrze ... tak na 60% jestem pewien możę 80% ;))