Wypracowanie na str. A4
moje swieta Bozego NArodzenia
- kartka z dziennika.
UWAGA: mozna wzorowac sie na jezyku ''pamietnika'' M. Bialoszewskiego.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Kraków, 26.12.2012 (środa) gdz. 23.14
Ach, dziś ostatni dzień Świąt. Jak one szybko mijają. Ta wspaniała niepowtarzalna i specyficzna atmosfera przemija. A ja tak bardzo lubię Święta i ten klimat.
Wigilie spędziliśmy jak zawsze u Babci Marysi. Przyjechała też Ciocia Beata, Wujek Darek no i oczywiście gromadka rozwrzeszczanych dzieci: Piotruś, Ania i Oliwka. Jejku, jacy oni są słodcy, ale jak wiadomo, co za dużo to niezdrowo. Wieczerza, opłatek, dwanaście potraw… No, a później jak zwykle niecierpliwe wyglądanie przez balkon, czy przypadkiem św. Mikołaj nie zostawił już worka z prezentami. Znowu poczułam się jak dziecko. To takie wspaniałe i urocze. Jak mała dziewczynka wraz z ciotecznym rodzeństwem oczekiwaliśmy na prezenty i podarunki.
I oczywiście nie na darmo. Dostałam kasę, ale także książkę „Hobbit”, w specjalnej limitowanej edycji. Oł, jeee śliczna skórzana oprawa ze złotymi zdobieniami!
A tak swoją drogą to choinka u Dziadków mi się w tym roku nie podobała. Kolorystycznie wszystko się gryzło. Pomarańczowe, różowe i niebieskie dekoracje? Hm.. moim zdaniem słabe. Jednak choinka sama w sobie już wprowadza miłą atmosferę i cudowny zapach.
Pierwszy Dzień Świąt z kolei spędziliśmy u nas w domu. Przyszła Ciocia Teresa, Wujek Marek i oczywiście Hania z Hubertem. Byli też znajomi rodziców, Państwo Kalinowscy i ich najstarszy syn, Łukasz. Nie powiem, że jest nieprzystojny… Wręcz… bardzo urodziwy. Miło spędziłam czas. Ach, jak dobrze, że nareszcie przybył jakiś mój rówieśnik. Mogliśmy spokojnie pogadać i pośmiać się. Nawet śpiewaliśmy kolędy, on grał na gitarze. Bardzo sympatycznie i szybko miną mi ten dzień.
Dziś spotkałam się ze znajomymi u Anety w domu. Poopowiadaliśmy sobie co nam „św. Mikołaj” przyniósł pod choinkę, albo jak to ujął Krzysiek „ścięte drzewo iglaste ustawione w stojaku lub doniczce, z której wyłażą mrówki”. Ech, zero romantyzmu i wrażliwości. Chłopacy.
Zaniosłam pozostałości mojego makowca i trochę kolorowych pierniczków, o które wszyscy się kłócili. Następnym razem muszę przewidzieć, że „stado” nastolatków szaleje na punkcie lukrowanych ciastek i upiec więcej.
Niedawno wróciłam. Umyłam się i chyba zaraz będę zbierać się do snu. Hm..jeszcze tylko kilka…? kilkanaście stron mojego nowego cudownego prezentu.