Pewnego dnia wybralam sie z kolezanka na mecz w ktorym gra druzyna polska i niemcy.
Usiadlysmy w 5 rzedzie bo nie bylo wolnych miejsc blizej. Ania poszla po cos do zucia a ja krzyczalam do polski : - dawajcie ,dawajcie wygracie mecz bo wy jestescie zawsze ferplej. Obok mnie siedziala starsza pani ktora po chwili mi powiedziala : -cicho badz dziecko ! -nie wiedzisz ogladam a nie krzycze! , dppowiedzialam : - prosze pani to jest mecz tu sie krzyczy zeby wiedzieli ze na nich liczymy . Pani na to : - dziecko jestem starsza i lepiej wiem od ciebie!!!! Po chwili przyszla Ania z jedzeniem i mowi : - co ta baba do ciebie mowi ?? Odpowiedzialam : - a nic ....
Nagle niemiec kopna tak pilke ze poleciala w nasza strone i uderzyla mnie .
Upadlam na ziemie zaraz tlum sie zbiegl.
Mama przyjechala i zabralo mnie pogotowie. W szpitalu odwiedzila mnie Ania i Ta starsza pani i powiedziala : - mowilam ze lepiej ni krzyczec ?? odpowiedzialam : - miala pani racje .
Wysszlam po 5 dniach ze szpitala i poszlam do Ani i Powiedzialam :- TO BYL NIESAMOWITY MECZ .... NIGDY GO NIE ZAPOMNE .
Wczoraj z kumplem, Staśkiem myśleliśmy o tym, kim w przyszłości zostaniemy. Oboje fantastycznie gramy w piłkę nożną i jeździmy ze szkoły na różne zawody. Bardzo lubimy ten sport i to nasze główne hobby. Ale plany potoczyły się następująco. Pewnego dnia w szkole nasz nauczyciel wychowania fizycznego chciał z nami pilnie porozmawiać. Spotkaliśmy się z panem Tomaszewskim w gabinecie u dyrektora. Byliśmy mocno zestresowani, bo nie wiedzieliśmy co zbroiliśmy. W pewnym momencie dyrektor wstał z krzesła, podszedł do nas i powiedział w uśmiechniętą miną: -No, chłopcy! Już czas, żeby was o czymś poinformować... Mieliśmy skwaszone miny, a ja trzęsłem się ze strachu: -Tak, słuchamy? - wydukałem. -Więc jest pewna sprawa... - zaczął pan Tomaszewski. - Chcielibyśmy dla waszego dobra przenieść was do szkoły sportowej w Warszawie. Możecie być zaskoczeni tym faktem, ale z panem dyrektorem uważamy, że nie możemy pozwolić na marnowanie takiego talentu... Wtedy Tomaszewski się uśmiechnął i poklapeła Staśka po ramieniu, mówiąc: -Wierze w was chłopcy! I wyszedł bez słowa z gabinetu razem z dyrektorem. Uszczypnąłem się i pomyślałem: ,,Więc jest nadzieja...". Po roku czasu, kiedy byliśmy już w 3. klasie gimnazjum, klub zaczął nas intensywnie przygotowywać do meczu: Poloniacy-Szachonisi. Ja ze Staśkiem należeliśmy do Szachonistów. Nasz klub już miesiąc przed meczem kazał intensywnie trenować. Byliśmy przemęczeniu wszyskim, a do tego dochodziła nauka. Lecz pewnego dnia, kiedy wracałem ze szkoły źle się poczułem, ale nie chciałem się zatrzymywać, żeby zdąrzyć na obiad. Jednak spotkało mnie coś okrutnego, coś czego piłkarz nie mógłby sobie wybaczyć do końca życia... Zemdlałem na chodniku i skręciłem kostkę. Byłem załamany. Kiedy nadszedł dzień rozgrywak, kulejący przyszedłem na stadion i powiedziałem Staśkowi: -Człowieku! Wierze w ciebie! Wyobraź sobie, że to twój ostatni mecz, daj z siebie wszystko! I wyszedł na boisko. Była już czterdziestadruga minuta meczu i wciąż był remis. Nagle ujrzałem mojego przyjaciela, który wbija gola do bramki przeciwnika. Na trybunach wszyscy krzyczeli z radości jak ja. Byłem tak szczęśliwy, że to właśnie Stasio, mój kumpel, uratował nasz klub od klęsi. A teraz, kiedy mamy już po 50 lat opowiadamy tę hstorię swoim wnukom. Może oni też przeżyją podobną przygodę...
Trochę się napracowałam, Proszę naajjj! ;P Z góry dzięki ;)
Pewnego dnia wybralam sie z kolezanka na mecz w ktorym gra druzyna polska i niemcy.
Usiadlysmy w 5 rzedzie bo nie bylo wolnych miejsc blizej. Ania poszla po cos do zucia a ja krzyczalam do polski : - dawajcie ,dawajcie wygracie mecz bo wy jestescie zawsze ferplej. Obok mnie siedziala starsza pani ktora po chwili mi powiedziala : -cicho badz dziecko ! -nie wiedzisz ogladam a nie krzycze! , dppowiedzialam : - prosze pani to jest mecz tu sie krzyczy zeby wiedzieli ze na nich liczymy . Pani na to : - dziecko jestem starsza i lepiej wiem od ciebie!!!! Po chwili przyszla Ania z jedzeniem i mowi : - co ta baba do ciebie mowi ?? Odpowiedzialam : - a nic ....
Nagle niemiec kopna tak pilke ze poleciala w nasza strone i uderzyla mnie .
Upadlam na ziemie zaraz tlum sie zbiegl.
Mama przyjechala i zabralo mnie pogotowie. W szpitalu odwiedzila mnie Ania i Ta starsza pani i powiedziala : - mowilam ze lepiej ni krzyczec ?? odpowiedzialam : - miala pani racje .
Wysszlam po 5 dniach ze szpitala i poszlam do Ani i Powiedzialam :- TO BYL NIESAMOWITY MECZ .... NIGDY GO NIE ZAPOMNE .
Wczoraj z kumplem, Staśkiem myśleliśmy o tym, kim w przyszłości zostaniemy. Oboje fantastycznie gramy w piłkę nożną i jeździmy ze szkoły na różne zawody. Bardzo lubimy ten sport i to nasze główne hobby. Ale plany potoczyły się następująco.
Pewnego dnia w szkole nasz nauczyciel wychowania fizycznego chciał z nami pilnie porozmawiać. Spotkaliśmy się z panem Tomaszewskim w gabinecie u dyrektora. Byliśmy mocno zestresowani, bo nie wiedzieliśmy co zbroiliśmy. W pewnym momencie dyrektor wstał z krzesła, podszedł do nas i powiedział w uśmiechniętą miną:
-No, chłopcy! Już czas, żeby was o czymś poinformować...
Mieliśmy skwaszone miny, a ja trzęsłem się ze strachu:
-Tak, słuchamy? - wydukałem.
-Więc jest pewna sprawa... - zaczął pan Tomaszewski. - Chcielibyśmy dla waszego dobra przenieść was do szkoły sportowej w Warszawie. Możecie być zaskoczeni tym faktem, ale z panem dyrektorem uważamy, że nie możemy pozwolić na marnowanie takiego talentu...
Wtedy Tomaszewski się uśmiechnął i poklapeła Staśka po ramieniu, mówiąc:
-Wierze w was chłopcy!
I wyszedł bez słowa z gabinetu razem z dyrektorem. Uszczypnąłem się i pomyślałem: ,,Więc jest nadzieja...". Po roku czasu, kiedy byliśmy już w 3. klasie gimnazjum, klub zaczął nas intensywnie przygotowywać do meczu: Poloniacy-Szachonisi. Ja ze Staśkiem należeliśmy do Szachonistów. Nasz klub już miesiąc przed meczem kazał intensywnie trenować. Byliśmy przemęczeniu wszyskim, a do tego dochodziła nauka. Lecz pewnego dnia, kiedy wracałem ze szkoły źle się poczułem, ale nie chciałem się zatrzymywać, żeby zdąrzyć na obiad. Jednak spotkało mnie coś okrutnego, coś czego piłkarz nie mógłby sobie wybaczyć do końca życia... Zemdlałem na chodniku i skręciłem kostkę. Byłem załamany. Kiedy nadszedł dzień rozgrywak, kulejący przyszedłem na stadion i powiedziałem Staśkowi:
-Człowieku! Wierze w ciebie! Wyobraź sobie, że to twój ostatni mecz, daj z siebie wszystko!
I wyszedł na boisko.
Była już czterdziestadruga minuta meczu i wciąż był remis. Nagle ujrzałem mojego przyjaciela, który wbija gola do bramki przeciwnika. Na trybunach wszyscy krzyczeli z radości jak ja. Byłem tak szczęśliwy, że to właśnie Stasio, mój kumpel, uratował nasz klub od klęsi. A teraz, kiedy mamy już po 50 lat opowiadamy tę hstorię swoim wnukom. Może oni też przeżyją podobną przygodę...
Trochę się napracowałam, Proszę naajjj! ;P
Z góry dzięki ;)