poulina6767
Na początku był chaos. Chaos przemierzała istota zwana Wow. Wędrówka trwała tak długo, że Wow zdołał utrzymać w pamięci wyłącznie swoje imię. Nie wiedząc dlaczego istnieje, pokonywał kolejne czasoprzestrzenie, aż w końcu zauważył u siebie talent. Wow miał niewyobrażalnie wielką moc. Potrafił z nicości stworzyć pewną substancję, a następnie dowolnie manipulować jej gęstością, kolorem, zapachem itp. Wow’owi spodobało się tworzenie kamyków którymi rzucał w różne części chaosu, następnie spowalniał ich tor lotu i błyskawicznie je łapał. Była to dla niego ogromna nowość, gdyż w odmętach nicości było strasznie nudno. W miarę upływu czasu Wow, był w stanie tworzyć coraz większe głazy, nadając im kształt według swojego widzimisie. Zwiększając temperaturę niektórych z nich tworzył zupełnie odmienną substancję. Ponieważ ogromnej temperaturze towarzyszyło także światło, rozświetlające ciemną nicość, Wow stworzył wiele takich źródeł energii. Tak powstawały galaktyki pełne różnorodnych planet i słońc. Mijały kolejne neony, a Wow tworzył kolejne układy słoneczne. W końcu zauważył, że od pewnego czasu nie stworzył niczego oryginalnego. Artysta taki jak on powinien rozwijać swoje umiejętności, więc postanowił zaprzestać dotychczasowych działań. Na miejsce swojego kolejnego dzieła wybrał małą planetę leżącą na trzeciej orbicie od słońca. Niedługo później idealnie okrągła skała była pełna wgłębień i wypukleń. Pomimo ogromnego nakładu pracy, planeta ta nie różniła się zbytnio od poprzednich. Jedynym osiągnięciem było stworzenie w centrum planety gorącego jądra. Wow myślał o swoim zadaniu całymi latami. W pewnym momencie stwierdził, że to kres jego możliwości. Pragnął stworzyć coś odmiennego, lecz nie mógł nic wymyślić. Myślenie te doprowadziło go do ogromnego żalu, aż z jego oczu popłynęły łzy. - „Ale cóż to?” – Pomyślał. Z niego samego wydobywa się substancja, która była zupełnie inna, niż wszystko co dotychczas udało mu się stworzyć. Była przezroczysta i ciekła. Nie myśląc zbyt długo przyzwał swoją całą moc i stworzył replikę swoich łez o identycznym wyglądzie i właściwościach. Całą ciecz przelał w koryta planety, które wyrył wieki temu. Tak powstały morza i oceany. Artysta zadowolony ze swojej pracy, spoglądając na planetę, zauważył, że część jej jest wciąż nie pokryta wodą. Zapragnął kontynuować ulepszanie swojego dzieła. Brakowało mu barw, którymi mógłby się zachwycić. Stworzył odmianę ziemi, którą obsypał kontynenty. Następnie polał po niej wodą. Po pewnym czasie z ziemi zaczęły wyrastać zielone łodygi. Wow był zachwycony odkryciem, lecz spostrzegł, że wszystkie rośliny są identyczne. Jego nowym zadaniem było nadanie każdej roślinie oryginalny kolor i kształt. Była to praca bardzo żmudna, lecz go satysfakcjonowała. Po wielu latach Ziemia była pełna różnorodnych barw. Tak powstały rośliny. Przechadzając się po każdej z powstałej planet, Wow widział to samo, kolejne planety. Postanowił to zmienić. Używając swojej mocy stworzył drobiny tak małe, że pojedynczo nie były dostrzegalne. Umieścił je na sklepieniu Ziemi i nadał im kolor niebieski. Tak powstało niebo. Wow spędzał na Ziemi mnóstwo czasu. Całymi latami rozkoszował się owocami, którymi obdarowywały go rośliny. Uważał, że jego zadanie się dopełniło i nie jest w stanie w żaden sposób udoskonalić Ziemi. Był szczęśliwy i chciał tak żyć aż do końca. - Ale czy będzie koniec?! – zauważył przestraszony Wow. W prawdzie jego egzystencja sięga tak daleko, że nie pamięta nawet swoich narodzin. Podczas swojej wędrówki przez nicość nie napotkał, żadnej istoty z którą mógłby nawiązać jakikolwiek kontakt. Czyżby miał po wieki żyć w samotności? Nurtujące pytania, które zadawał sobie wiele tysięcy lat temu powróciły ze zdwojoną siłą. W jego wnętrzu mieszały się strach, smutek i głęboki żal. Wow pogrążał się we własnych myślach. Za pewne byłby w takim stanie jeszcze bardzo długo, gdyby nie pewien pomysł. Wow miał przeogromną moc. Dlaczego nie miałby jej użyć do stworzenia istoty podobnej do niego? W mgnieniu oka zabrał się do pracy. Postanowił, że istota ta, będzie miała wszystko po trochu z jego dotychczasowych odkryć. Zmieszał nową odmianę gliny z wodą i zaczął formować organy i kształt ogólny nowego życia. Następnie w gotowe ciało tchnął odrobinę energii zebranej z powierzchni słońca. Istota poruszyła się, otworzyła oczy i wstała. Budową nie była podobna do Wow’a. Chodziła na czterech łapach, miała kły i pazury. Mimo wszystko Wow mógł zaakceptować takiego przyjaciela. Chciał nawiązać kontakt ze stworzeniem, lecz istota zachowywała się dziko, w jej oczach było widać strach, chciała jak najszybciej uciec. Wow próbował ją powstrzymać, tłumaczył że nie jest wrogiem, lecz zwierzę go nie rozumiało, korzystając ze swojej zwinności nadanej przez Wow’a szybko uciekło. Wow zrozumiał, że stworzył życie, bez wolnej woli. Po pewnym czasie znalazł owe zwierzę, lecz nie ujawniał swojej obecności. Obserwując je przez kilka dni zauważył, że stworzenie nie je owoców. Stawało się coraz słabsze. Wow wiedział, że nie może go tak zostawić. Chcąc mu pomóc, stworzył kolejne zwierze (tym razem mniejsze), w celu uratowania pierwszego życia. Nim się obejrzał, pierwsze zwierze pochłonęło ofiarę i stopniowo powracało do pełni sił. Wow pomimo tego, że uratował pierwsze życie, to musiał poświęcić w zamian drugie. Wiedział, że to nie sprawiedliwe, a więc stworzył bardzo wiele zwierząt, tworząc tym samym cały łańcuch pokarmowy, aby każde z nich miało przeznaczenie. Tak powstały zwierzęta. Wow zrozumiał, gdzie popełnił błąd. Jako że w całym wszechświecie tylko on jeden jest logicznie myślącą istotą, każda kolejna musi mieć cząstkę niego samego. Uformował kolejne ciało, tym razem z budową przypominającą Wow’a. Do krwioobiegu wpuścił kroplę swojej krwi, a później ożywił pierwsze myślące stworzenie. Tak powstał człowiek. Wow szybko zaprzyjaźnił się z człowiekiem. Nie posiadał on jego mocy, lecz oboje lubili ze sobą rozmawiać. Pomimo wielkiego sukcesu, Wow zaczął tworzyć kolejnych ludzi o różnych płciach. Po pewnym czasie zauważył, że ludzie potrafią samodzielnie się rozmnażać, a więc nie musiał pozbawiać się swojej krwi. Życie ludzi było szczęśliwe, gdyż Wow dostarczał im pożywienia i nie musieli się o nic martwić. Okres ten nie trwał jednak zbyt długo. W wyniku sporów o błache sprawy jeden człowiek został zabity przez drugiego. Po pewnym czasie kolejny człowiek został zamordowany. Stawało się to coraz częstsze, aż w końcu po między ludźmi wybuchały wojny. Wow widząc to, strasznie się rozgniewał. Zobaczył, że ludzie przejawiają cechy niższych form życia. Nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Ponieważ Wow niemiał zamiaru postępować tak jak człowiek, nie zniszczył go, lecz porzucił na Ziemi i wyruszył w kolejną podróż po kosmosie.