Miałem dwóch synów, Jakuba i Jana. Młodszy Jakub był kochanym dzieckiem. Chłopakiem rozmażonym, pełnym niecodziennej wrażliwości. Jan natomiast to przeciewieństwo brata. Zawsze trzeźwo myślący, odpowiedzialny, pracowity... Rzec by się chciało ,,idealne"dziecko. Gdy Jakub poprosił o swoją część majątku, nie mogłem mu tego zabronić. W końcu miał pewne prawo by niezależnie od czasu odebrać dobytek. Nie ukrywam że zasmucił mnie ów fakt... przecież tu chodziło o mojego syna.!!!! Po paru dniach odszedł. Żyłem nadzieją... Myśl, że może kiedyś wróci, pozwalała mi trwać przy życiu. Ufałem Bogu. Co dzień modliłem się o łaskę powrotu Jakuba. Kilka lat później, gdy płomyk nadziei w mym sercu powoli dogasał-nadszedł upragniony dzień. Siedziałem przed domem (jak co dzień) wypatrując syna. Nagle zobaczyłem cień na piaskowej drodze. Postać była coraz wyraźniejsza. Po chwili rozpoznałem go. Nie dowierzałem własnym oczom. To nie mógł być on.! Zgarbiony, wynędzniały mężczyzna w łachamanach prawie niczym nie przypominał Jakuba, tylk ote jego oczy... Pełne miłości i skruchy... Zbliżył się do mnie i rzekł ,,Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i względem Ciebie, już nie jestem godzien nazywać się Twoim Synem". Bez słowa przebaczyłem mu... Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie gniewać się na niego. W przypływie nieokiełznanej radości i miłości do odnalezionego syna rozkazałem sługom przygotować przyjęcie powitalne. Po drógiej zabawie Kuba opowiedział nam jak toczyły się jego losy poza domem. Mówił o tym jak roztrwonił majątek, jak cierpiał głód. Przyznał się że pasł świnie. Bóg wusłuchał moich modlitw. Pozwolił mu wrócić do domu...
Maiałem wspaniałą rodzinę,ojca,matkę , starszego brata i od zawsze żyliśmy zgodnie z wielkim poszanowaniem do człowieka.Można powiedzieć że nic nam nie brakowało i nawet nie wiem skąd wzięła się u mnie pokusa ze opuściłem rodzinny dom zabierając swoją część spadku.Hulałem ile dusza zapragnie,az któregoś dnia przehulałem całą kasę a w dodatku w kraju nastała susza.Byłem głodny,nikt też nie miał zapasów żywności.Nająłem się do pasania świń aby zarobić na żywnośc.Była straszna bieda i wciąż bywałem głodny ze nawet chciałem zjeść świnski pokarm.Wtedy przyszło opamiętanie,zacząłem wspominać dom i służbę,która pracowała u mego ojca a była lepiej traktowana jak ja obecnie.
Powędrowałem do domu mego ojca zastanawiając się jak mnie przyjmą.Z deogi widziałem z dalek ojca,wyglądało jaKBY MNIE WYGLĄDAŁ CZY OCZEKIWAŁ MEGO POWROTU.oJCIEC ODZIAŁ MNIE W NOWĄ SZATĘ,DOSTAŁEM NOWE OBUWIE I PIĘKNY PIERŚCIEŃ A TAK ŻE WYPRAWIŁ WSPANIAŁĄ UCZTĘ NA MOJĄ CZEŚĆ.nIE WIEM DLACZEGO ALE TYLKO MÓJ STARSZY BRAT NIE CIESZYŁ SIĘ Z MEGO POWROTU,WIEM ŻE ZAWINIŁEM ALE NAWRÓCIŁEM SIĘ NA DROGĘ BOŻĄ.
Miałem dwóch synów, Jakuba i Jana. Młodszy Jakub był kochanym dzieckiem. Chłopakiem rozmażonym, pełnym niecodziennej wrażliwości. Jan natomiast to przeciewieństwo brata. Zawsze trzeźwo myślący, odpowiedzialny, pracowity... Rzec by się chciało ,,idealne"dziecko. Gdy Jakub poprosił o swoją część majątku, nie mogłem mu tego zabronić. W końcu miał pewne prawo by niezależnie od czasu odebrać dobytek. Nie ukrywam że zasmucił mnie ów fakt... przecież tu chodziło o mojego syna.!!!! Po paru dniach odszedł. Żyłem nadzieją... Myśl, że może kiedyś wróci, pozwalała mi trwać przy życiu. Ufałem Bogu. Co dzień modliłem się o łaskę powrotu Jakuba. Kilka lat później, gdy płomyk nadziei w mym sercu powoli dogasał-nadszedł upragniony dzień. Siedziałem przed domem (jak co dzień) wypatrując syna. Nagle zobaczyłem cień na piaskowej drodze. Postać była coraz wyraźniejsza. Po chwili rozpoznałem go. Nie dowierzałem własnym oczom. To nie mógł być on.! Zgarbiony, wynędzniały mężczyzna w łachamanach prawie niczym nie przypominał Jakuba, tylk ote jego oczy... Pełne miłości i skruchy... Zbliżył się do mnie i rzekł ,,Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i względem Ciebie, już nie jestem godzien nazywać się Twoim Synem". Bez słowa przebaczyłem mu... Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie gniewać się na niego. W przypływie nieokiełznanej radości i miłości do odnalezionego syna rozkazałem sługom przygotować przyjęcie powitalne. Po drógiej zabawie Kuba opowiedział nam jak toczyły się jego losy poza domem. Mówił o tym jak roztrwonił majątek, jak cierpiał głód. Przyznał się że pasł świnie. Bóg wusłuchał moich modlitw. Pozwolił mu wrócić do domu...
Maiałem wspaniałą rodzinę,ojca,matkę , starszego brata i od zawsze żyliśmy zgodnie z wielkim poszanowaniem do człowieka.Można powiedzieć że nic nam nie brakowało i nawet nie wiem skąd wzięła się u mnie pokusa ze opuściłem rodzinny dom zabierając swoją część spadku.Hulałem ile dusza zapragnie,az któregoś dnia przehulałem całą kasę a w dodatku w kraju nastała susza.Byłem głodny,nikt też nie miał zapasów żywności.Nająłem się do pasania świń aby zarobić na żywnośc.Była straszna bieda i wciąż bywałem głodny ze nawet chciałem zjeść świnski pokarm.Wtedy przyszło opamiętanie,zacząłem wspominać dom i służbę,która pracowała u mego ojca a była lepiej traktowana jak ja obecnie.
Powędrowałem do domu mego ojca zastanawiając się jak mnie przyjmą.Z deogi widziałem z dalek ojca,wyglądało jaKBY MNIE WYGLĄDAŁ CZY OCZEKIWAŁ MEGO POWROTU.oJCIEC ODZIAŁ MNIE W NOWĄ SZATĘ,DOSTAŁEM NOWE OBUWIE I PIĘKNY PIERŚCIEŃ A TAK ŻE WYPRAWIŁ WSPANIAŁĄ UCZTĘ NA MOJĄ CZEŚĆ.nIE WIEM DLACZEGO ALE TYLKO MÓJ STARSZY BRAT NIE CIESZYŁ SIĘ Z MEGO POWROTU,WIEM ŻE ZAWINIŁEM ALE NAWRÓCIŁEM SIĘ NA DROGĘ BOŻĄ.
............
TEGO NIE DA SIĘ NAPISAĆ TYLKO W 6 ZDANIACH