Zgodnie z legendą to właśnie królowa Bona nadała miejscowości, w której miała swój dworek, nazwę Latowicz. Posiadłość otaczały wody największego na Mazowszu stawu, a ze okolica bardzo przypadła królowej do gustu, przyjeżdżała tam ona często na letni wypoczynek. Chcąc stworzyć sobie w Polsce namiastkę ojczyzny, królowa sprowadziła ze swoich rodzinnych Włoch pewien gatunek żab, odznaczających się niezwykle głośnym rechotaniem. Choć żaby uprzykrzały życie okolicznym mieszkańcom, królowa nie chciała nawet słuchać próśb i skarg Latowiczan. Na pomoc przyszły im jednak boćki. Usłyszały rechotanie żab, zleciały się z całej okolicy i wyjadły hałaśliwych przybyszów z Włoch. Wdzięczni Latowiczanie, żyją od tamtej pory po dziś dzień w zgodzie z bocianami, które stały się jednym z symboli regionu.
0 votes Thanks 0
Cekoladkaxd
Już w czasie zakładania Klimontowa Jan Zbigniew Ossoliński miał zamiar sprowadzić do niego ZAKON DOMINIKANÓW. Ufundował on im Klasztor i po ich przybyciu dał im jeszcze mały obraz Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem. Był on bardzo pięknie zdobiony. Pozłacany i posrebrzany, wysadzany perłami i innymi szlachetnymi kamieniami. Klasztor położony było na niskim wzniesieniu- pagórku. Otoczenie było piękne, malownicze i fascynujące. Z roku na rok Kościół i Klasztor coraz bardziej podupadał. Umierali kolejni zakonnicy. W końcu w XIX wieku pozostał tylko jeden. Dokładniej przeor o. Korneli Mikusiński, lecz z powodu podeszłego wieku nie chciał i nie miał siły, aby zajmować się Klasztorem, więc popadł on w ruinę. Jednak nikt nie żyje wiecznie i on zmarł w 1901 roku. Wtedy Klasztor zakończył swą działalność. Zakonnikom bardzo się tutaj podobało. Po swojej śmierci musieli żałować, że Klasztor już przestał istnieć. Stwierdzam to, ponieważ niektórzy starsi ludzie uważają, że zakonnicy obecni dawniej w Klimontowie codziennie spotykają się w nim na wieczorną modlitwę do obrazu podarowanego im od fundatora. (Może to z powodu obrazu podarowanego przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego Kościół ten jest pod wezwaniem NMP)
Dawno temu wewnątrz Kościoła znajdowały się kamienne schody prowadzące na chór Kościoła. Nieco dalej za bardzo wąskim przejściem znajdowało się małe pomieszczenie. Nie miało ono okien, i było bardzo ciasne. Po pewnym czasie ktoś zauważył zmiany w tym pomieszczeniu, za każdym razem było coś poprzestawiane. Potem okazało się, że mieszka tam PUSTELNIK (tak nazywali go tutejsi). Tajemniczy nieznajomy przypominał zakonnika. Był podobnie ubrany, pościł i bardzo skromnie żył. Kontaktów z innymi ludźmi unikał jak ognia. Ludzie byli ciekawi czy naprawdę on tam mieszka i przychodzili jak to się mówi „na zwiady”. Kidy tylko drzwi otwierały się on chował się w kąt tak jakby uciekał przed światłem dziennym. Po pewnym czasie społeczeństwo zaczęło rozmyślać, co on też tam robi? Pewnego dnia znaleziono w ciasnym pokoiku zwłoki nieznajomego. Nikt nie wie, gdzie go pochowano. Jednak legenda głosi, że pustelnik przez całe dnie sapał i dlatego nie lubił światła dziennego, a w nocy chodził po Kościele i jego podziemiach, pilnując ukrytego skarbu, którego do dziś nikt nie odnalazł. Jest on ukryty w tajemniczym schowku umieszczonym w naszym kościele parafialnym.
Dawno, dawno temu w małej wiosce o nazwie Klimontów budowane były dwa Kościoły. Fundatorami byli Jan Zbigniew Ossoliński i Jerzy Ossoliński. Byli oni rodziną. Jan Zbigniew Ossoliński był ojcem Jerzego. Starszy z rodu Ossolińskich ufundował Klasztor i Kościół pod wezwaniem św. Jacka i Najświętszej Marii Panny, zaś młodszy na zrębach małego, drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela postawił wielki murowany Kościół (zaprojektowany przez Wawrzyńca Senesa). Kościół ten jest pod wezwaniem św. Józefa. Został zbudowany na wzór pięknej świątyni w Wenecji: Santa Maria de la Salute. Prowadzony był spór, który z Kościołów jest piękniejszy. Z tego powodu wymyślono rozwiązanie sporu. Pomiędzy jedną Świątynią, a drugą rozwieszono linę. Który przeszedł po linie i nie spadł tego Kościół był ładniejszy. Jednak jeden z nich spadł, ponieważ drugi przeciął mu linę. Do dziś nie wiemy, który z nich, ponieważ ta legenda nie została udowodniona na faktach. Na znak pamięci o tym zdarzeniu wzniesiono figurkę poświęconą ofierze tego zakładu.
te 3 legendy wymyśłam na konkurs i miałam ll miejsce..! musisz tylko pozmieniać miejsca jeśli chcesz..
Zgodnie z legendą to właśnie królowa Bona nadała miejscowości, w której miała swój dworek, nazwę Latowicz. Posiadłość otaczały wody największego na Mazowszu stawu, a ze okolica bardzo przypadła królowej do gustu, przyjeżdżała tam ona często na letni wypoczynek.
Chcąc stworzyć sobie w Polsce namiastkę ojczyzny, królowa sprowadziła ze swoich rodzinnych Włoch pewien gatunek żab, odznaczających się niezwykle głośnym rechotaniem. Choć żaby uprzykrzały życie okolicznym mieszkańcom, królowa nie chciała nawet słuchać próśb i skarg Latowiczan.
Na pomoc przyszły im jednak boćki. Usłyszały rechotanie żab, zleciały się z całej okolicy i wyjadły hałaśliwych przybyszów z Włoch. Wdzięczni Latowiczanie, żyją od tamtej pory po dziś dzień w zgodzie z bocianami, które stały się jednym z symboli regionu.
(Może to z powodu obrazu podarowanego przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego Kościół ten jest pod wezwaniem NMP)
Dawno temu wewnątrz Kościoła znajdowały się kamienne schody prowadzące na chór Kościoła. Nieco dalej za bardzo wąskim przejściem znajdowało się małe pomieszczenie. Nie miało ono okien, i było bardzo ciasne. Po pewnym czasie ktoś zauważył zmiany w tym pomieszczeniu, za każdym razem było coś poprzestawiane. Potem okazało się, że mieszka tam PUSTELNIK (tak nazywali go tutejsi). Tajemniczy nieznajomy przypominał zakonnika. Był podobnie ubrany, pościł i bardzo skromnie żył. Kontaktów z innymi ludźmi unikał jak ognia. Ludzie byli ciekawi czy naprawdę on tam mieszka i przychodzili jak to się mówi „na zwiady”. Kidy tylko drzwi otwierały się on chował się w kąt tak jakby uciekał przed światłem dziennym. Po pewnym czasie społeczeństwo zaczęło rozmyślać, co on też tam robi? Pewnego dnia znaleziono w ciasnym pokoiku zwłoki nieznajomego. Nikt nie wie, gdzie go pochowano. Jednak legenda głosi, że pustelnik przez całe dnie sapał i dlatego nie lubił światła dziennego, a w nocy chodził po Kościele i jego podziemiach, pilnując ukrytego skarbu, którego do dziś nikt nie odnalazł. Jest on ukryty w tajemniczym schowku umieszczonym w naszym kościele parafialnym.
Dawno, dawno temu w małej wiosce o nazwie Klimontów budowane były dwa Kościoły. Fundatorami byli Jan Zbigniew Ossoliński i Jerzy Ossoliński. Byli oni rodziną. Jan Zbigniew Ossoliński był ojcem Jerzego. Starszy z rodu Ossolińskich ufundował Klasztor i Kościół pod wezwaniem św. Jacka i Najświętszej Marii Panny, zaś młodszy na zrębach małego, drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela postawił wielki murowany Kościół (zaprojektowany przez Wawrzyńca Senesa). Kościół ten jest pod wezwaniem św. Józefa. Został zbudowany na wzór pięknej świątyni w Wenecji: Santa Maria de la Salute. Prowadzony był spór, który z Kościołów jest piękniejszy. Z tego powodu wymyślono rozwiązanie sporu. Pomiędzy jedną Świątynią, a drugą rozwieszono linę. Który przeszedł po linie i nie spadł tego Kościół był ładniejszy. Jednak jeden z nich spadł, ponieważ drugi przeciął mu linę. Do dziś nie wiemy, który z nich, ponieważ ta legenda nie została udowodniona na faktach. Na znak pamięci o tym zdarzeniu wzniesiono figurkę poświęconą ofierze tego zakładu.
te 3 legendy wymyśłam na konkurs i miałam ll miejsce..! musisz tylko pozmieniać miejsca jeśli chcesz..