Pewnego razu mama wysłała mnie do sklepu, ponieważ zabrakło jej produktów do babeczek. Kiedy otwarłam sklepowe drzwi spotkałem mojego kolegę, który również robił zakupy. Jak zwykle był dumny jak paw nie odpowiedziawszy na moje powitanie. Zabrałem, więc koszyk i wybrałem potrzebne mi rzeczy. Podchodząc do kasy musiałem długo czekać aż ktoś mnie obsłuży. Nastała jakby grobowa cisza. Chrząknęłem trochę, aby zwrócić na siebie uwagę ekspedientki po czym usłyszałam: - Bardzo Cię przepraszam, człowiek czasami lubi bujać w obłokach. - Dokładnie, albo co gorsze - myśleć o niebieskich migdałach! - odpowiedziałem. Odchodząc od kasy grzecznie się pożegnałem jak gdyby nigdy nic. Otwierając drzwi przypomniałem sobie, że zostawiłem portfel na sklepowej ladzie. Wróciłem się, zabrałem portfel i ruszyłem w stronę domu. Tuż przed wejściem do mojego bloku zauważyłem wielkiego, czarnego psa! Miałem nogi jak z waty, a włosy stanęły mi dęba. Starałem się zachować kamienny spokój, a czekając na odejście czworonoga przychodziły mi do głowy niestworzone historie. Przez cały wieczór chodziłem jak struty. Odeszła mi nawet ochota na przepyszne, rozpływające się w ustach babeczki mojej mamy. Czułem się w tym dniu jak czarna owca. Później okazało się, że był to piątek trzynastego. Zasnęłem z nadzieją na lepsze jutro...
Pewnego razu mama wysłała mnie do sklepu, ponieważ zabrakło jej produktów do babeczek. Kiedy otwarłam sklepowe drzwi spotkałem mojego kolegę, który również robił zakupy. Jak zwykle był dumny jak paw nie odpowiedziawszy na moje powitanie. Zabrałem, więc koszyk i wybrałem potrzebne mi rzeczy. Podchodząc do kasy musiałem długo czekać aż ktoś mnie obsłuży. Nastała jakby grobowa cisza. Chrząknęłem trochę, aby zwrócić na siebie uwagę ekspedientki po czym usłyszałam:
- Bardzo Cię przepraszam, człowiek czasami lubi bujać w obłokach.
- Dokładnie, albo co gorsze - myśleć o niebieskich migdałach! - odpowiedziałem.
Odchodząc od kasy grzecznie się pożegnałem jak gdyby nigdy nic.
Otwierając drzwi przypomniałem sobie, że zostawiłem portfel na sklepowej ladzie. Wróciłem się, zabrałem portfel i ruszyłem w stronę domu. Tuż przed wejściem do mojego bloku zauważyłem wielkiego, czarnego psa! Miałem nogi jak z waty, a włosy stanęły mi dęba. Starałem się zachować kamienny spokój, a czekając na odejście czworonoga przychodziły mi do głowy niestworzone historie.
Przez cały wieczór chodziłem jak struty. Odeszła mi nawet ochota na przepyszne, rozpływające się w ustach babeczki mojej mamy. Czułem się w tym dniu jak czarna owca. Później okazało się, że był to piątek trzynastego. Zasnęłem z nadzieją na lepsze jutro...