Zgłoś nadużycie!
Zapewne znacie uczucie niedosytu, jakie ostatnio często towarzyszy widzom opuszczającym sale kinową po projekcji filmu? Ja takie miałem po kilku ostatnich produkcjach Rolanda Emmericha. Pamiętam, że po wyjście z projekcji Gwiezdnych Wrót byłem wniebowzięty i zachwycony. Należę do tej grupy ludzi, którzy są fanami StarGate, a także jego serialowej odmiany SG-1 i nadchodzącej Stargate: Atlantis. W każdym razie wtedy, w 1994 roku, stałem się fanem tego reżysera. Kiedy na ekrany kin wszedł Dzień Niepodległości, byłem zachwycony. To był pierwszy film, który na tak szeroką skalę dewastował Stany Zjednoczone. Z perspektywy czasu nie oceniam tego filmu jako coś ambitnego, bardziej jako patetyczne i żenujące kino akcji, w którym dzielni Amerykanie w obliczu klęski jednoczą się i wspólnymi siłami pokonują wszelkie zło tej części galaktyki. Nie ma co czarować, że Dzień Niepodległości był komercyjną papką, która przysporzyła reżyserowi kupę pieniędzy, zaś widza bawiła przez dwie godziny projekcji. Jednak dzieło to otworzyło pewną furtkę w branży filmowej. Przed nim, filmy katastroficzne odnosiły się do rekonstrukcji autentycznych wydarzeń.Dopiero produkcja Emmericha sprawiła, iż rozpoczęto wielkie inwestycje w dewastację naszego świata na ekranach kin. Armageddon czy Dzień Zagłady, to kolejne produkcje, w których wydano mnóstwo pieniędzy na efekty specjalne, pozwalające widzom zobaczyć jak można zniszczyć prawdziwe miasta. Abstrahując od poziomu intelektualnego fabuły, która otaczała te destrukcje... sam fakt inwestowania w produkcje takich efektów specjalnych, był kolejnym etapem w rozwoju amerykańskiej kinematografii. Emmerich po Dniu Niepodległości niszczył miasta USA kilkukrotnie. W Godzilli burzył Nowy Jork za pomocą gigantycznego stwora, zaś w jego najnowszej produkcji – Pojutrze – rozwali Los Angeles za pomocą tornad, zaś Nowy Jork zatopi, a następnie zamrozi. Wracając do niedosytu, o którym pisałem na początku tego akapitu... Po wyjściu z projekcji tego ostatniego filmu, uczucie to niestety towarzyszyło mi stale.