Opisz wybrany rodzial/przygodę chłopców z placu broni.
Pliss pomóżcie dam Naj! :-)
słodziaczekmisiaczek
Nazywam się Ernest Nemeczek i opowiem wam o mojej wyprawie z kolegami do Ogrodu Botanicznego, aby szpiegować naszych wrogów - czerwonoskórych. ( akapit ) Otóż ja, Boka i Czonakosz postanowiliśmy wybrać się do bazy naszych antagonistów, aby dać dowód odwagi oraz pokazać, że możemy im dorównać.Wędrówkę odbyliśmy wieczorem. Kiedy doszliśmy do ogrodu, zastanawialiśmy się jak możemy tam wejść. Zauważyliśmy, że z tyłu mur jest niższy, więc spokojnie się przedostaliśmy. Gdy wszyscy już przeskoczyli przez mur, ujrzeliśmy drzewo. Sprytny Czonakosz wdrapał się na nie i obserwował nieprzyjaciół.Zauważył dwie postacie na moście, ale niestety nie widział wyspy. ( akapit ) Zeskoczył i ostrożnie zaczęliśmy zbliżać się w stronę miejsca, gdzie przebywali przeciwnicy. Właśnie mieliśmy wdrapywać się na pagórek, aż tu nagle usłyszeliśmy nadchodzące kroki. Daliśmy szybkiego nurka w ruiny. Przestraszeni, wyjrzeliśmy powoli przez małe, brudne okienko. Odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ był to tylko stróż Ogrodu Botanicznego. ( akapit ) Gdy odszedł, wyszliśmy z ruin i przypadkowo zauważyliśmy toporek leżący w trawie. Wzięliśmy się do poszukiwań. Znaleźliśmy jeszcze siedem takich toporków i chorągiew czerwonoskórych. Domyśliliśmy się, że to musi być ich skład broni. Czonakosz wpadł na pomysł, aby zabrać im te rzeczy, ale Boka wybił mu to z głowy, bowiem uważał to za bardzo niesprawiedliwe. ( akapit ) Wdrapaliśmy się na wzgórze i wypatrywaliśmy przez lornetkę wyspę. Zobaczyliśmy palącą się latarkę, co oznaczało, że jest tam Ferri Acz ze swoją armią. Pobiegliśmy na brzeg jeziora, wsiedliśmy do łódki i popłynęliśmy na wyspę czerwonoskórych. Kiedy dobiliśmy do brzegu, ja i Boka mieliśmy ruszyć w głąb wyspy, a Czonakosz miał za zadanie pilnować łódki. Niestety, gdy byłem już na brzegu, poślizgnąłem się na kawałku trzciny i wpadłem do wody, aż po szyję. Wyszedłem cały w przemokniętych ubraniach z lodowatej wody. ( akapit ) Pobiegłem z Boką do miejsca zbiórki wrogów. Schowaliśmy się za drzewami i podsłuchiwaliśmy przez pewien czas. Następnie wychyliliśmy się i ujrzeliśmy Gareba, który jest przecież z nami w drużynie. Ten widok bardzo mnie oburzył. Kiedy czerwonoskórzy poszli schować broń, ja szybko podkradłem się, zgasiłem latarkę i przywiesiłem kartkę z napisem: "TU BYLI CHŁOPCY Z PLACU BRONI". Razem z Boką zaczęliśmy szybko uciekać. Wskoczyliśmy do łódki, ale Czonakosz nie dawał rady odbić jej od brzegu. Z pomocą moją i Boki udało nam się to zrobić w ostatniej chwili, ponieważ czerwonoskórzy byli już przy brzegu. Pastorowie stali już w miejscu, gdzie mieliśmy wysiąść, więc nie wiedzieliśmy przez chwilę, co robić. ( akapit ) W końcu jednak dobiliśmy do brzegu, przeszliśmy przez mur i biegliśmy jak najszybciej. Schowaliśmy się w oranżerii, zapaliłem zapałkę, bo było bardzo ciemno. Światło rozświetliło się po całym pomieszczeniu. Ale natychmiast zgasło, bowiem Boka wytrącił mi zapałkę z ręki. Nakrzyczał na mnie że wrogowie na pewno widzieli światło. Usłyszeliśmy zbliżające się odgłosy nieprzyjaciół. Musieliśmy się ukryć. Czonakosz położył się na brzuchu pod jakąś półką. Mnie kazano wejść do basenu i znowu miałem zimną kąpiel. Boka w ostatniej chwili stanął za drzwiami. Ferri Acz ze swą armią wtargnęli do oranżerii i wzięli się za poszukiwania, ale na szczęście nie udało im się nas znaleźć. Kiedy wyszli, postanowiliśmy udać się do swoich domów. Boka i Czonakosz dali mi pieniądze na tramwaj i poszli piechotą do swoich siedzib. ( akapit ) Wróciłem do domu cały przemoczony i zmęczony po ciężkiej wędrówce
( akapit ) Otóż ja, Boka i Czonakosz postanowiliśmy wybrać się do bazy naszych antagonistów, aby dać dowód odwagi oraz pokazać, że możemy im dorównać.Wędrówkę odbyliśmy wieczorem. Kiedy doszliśmy do ogrodu, zastanawialiśmy się jak możemy tam wejść. Zauważyliśmy, że z tyłu mur jest niższy, więc spokojnie się przedostaliśmy. Gdy wszyscy już przeskoczyli przez mur, ujrzeliśmy drzewo. Sprytny Czonakosz wdrapał się na nie i obserwował nieprzyjaciół.Zauważył dwie postacie na moście, ale niestety nie widział wyspy.
( akapit ) Zeskoczył i ostrożnie zaczęliśmy zbliżać się w stronę miejsca, gdzie przebywali przeciwnicy. Właśnie mieliśmy wdrapywać się na pagórek, aż tu nagle usłyszeliśmy nadchodzące kroki. Daliśmy szybkiego nurka w ruiny. Przestraszeni, wyjrzeliśmy powoli przez małe, brudne okienko. Odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ był to tylko stróż Ogrodu Botanicznego.
( akapit ) Gdy odszedł, wyszliśmy z ruin i przypadkowo zauważyliśmy toporek leżący w trawie. Wzięliśmy się do poszukiwań. Znaleźliśmy jeszcze siedem takich toporków i chorągiew czerwonoskórych. Domyśliliśmy się, że to musi być ich skład broni. Czonakosz wpadł na pomysł, aby zabrać im te rzeczy, ale Boka wybił mu to z głowy, bowiem uważał to za bardzo niesprawiedliwe.
( akapit ) Wdrapaliśmy się na wzgórze i wypatrywaliśmy przez lornetkę wyspę. Zobaczyliśmy palącą się latarkę, co oznaczało, że jest tam Ferri Acz ze swoją armią. Pobiegliśmy na brzeg jeziora, wsiedliśmy do łódki i popłynęliśmy na wyspę czerwonoskórych. Kiedy dobiliśmy do brzegu, ja i Boka mieliśmy ruszyć w głąb wyspy, a Czonakosz miał za zadanie pilnować łódki. Niestety, gdy byłem już na brzegu, poślizgnąłem się na kawałku trzciny i wpadłem do wody, aż po szyję. Wyszedłem cały w przemokniętych ubraniach z lodowatej wody.
( akapit ) Pobiegłem z Boką do miejsca zbiórki wrogów. Schowaliśmy się za drzewami i podsłuchiwaliśmy przez pewien czas. Następnie wychyliliśmy się i ujrzeliśmy Gareba, który jest przecież z nami w drużynie. Ten widok bardzo mnie oburzył. Kiedy czerwonoskórzy poszli schować broń, ja szybko podkradłem się, zgasiłem latarkę i przywiesiłem kartkę z napisem: "TU BYLI CHŁOPCY Z PLACU BRONI". Razem z Boką zaczęliśmy szybko uciekać. Wskoczyliśmy do łódki, ale Czonakosz nie dawał rady odbić jej od brzegu. Z pomocą moją i Boki udało nam się to zrobić w ostatniej chwili, ponieważ czerwonoskórzy byli już przy brzegu. Pastorowie stali już w miejscu, gdzie mieliśmy wysiąść, więc nie wiedzieliśmy przez chwilę, co robić.
( akapit ) W końcu jednak dobiliśmy do brzegu, przeszliśmy przez mur i biegliśmy jak najszybciej. Schowaliśmy się w oranżerii, zapaliłem zapałkę, bo było bardzo ciemno. Światło rozświetliło się po całym pomieszczeniu. Ale natychmiast zgasło, bowiem Boka wytrącił mi zapałkę z ręki. Nakrzyczał na mnie że wrogowie na pewno widzieli światło. Usłyszeliśmy zbliżające się odgłosy nieprzyjaciół. Musieliśmy się ukryć. Czonakosz położył się na brzuchu pod jakąś półką. Mnie kazano wejść do basenu i znowu miałem zimną kąpiel. Boka w ostatniej chwili stanął za drzwiami. Ferri Acz ze swą armią wtargnęli do oranżerii i wzięli się za poszukiwania, ale na szczęście nie udało im się nas znaleźć. Kiedy wyszli, postanowiliśmy udać się do swoich domów. Boka i Czonakosz dali mi pieniądze na tramwaj i poszli piechotą do swoich siedzib.
( akapit ) Wróciłem do domu cały przemoczony i zmęczony po ciężkiej wędrówce