prosze o napisanie opowiadania o wsłóczesnym ikarze czyli np. ze ktoś jest zafascynowany motorem lub innymi rzeczmi i przez to zginoł. tak jak ikar lotem. prosze żeby to opwiadania było na min. 2 kartki a5 PILNE
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
[]Od małego fascynowałem się motoryzacją. Zamiast odrabiać lekcje, uczyłem się budowy motocykla. Tak, to motocykle wciągnęły mnie najbardziej. W pobliskich Katowicach często organizowano jakieś pokazy akrobatyczne – zawsze na nich byłem. W pamięci zapadł mi szczególnie jeden, podczas którego zginął jeden z kierowców. To wtedy zdałem sobie sprawę, że ten sport jest niebezpieczny. Jednak to ryzyko wydawało mi się esencją motocyklów. Pokochałem ryzyko. Zaczynałem od małych beemiksów. Całe dnie spędzałem w skateparku, wykonując przeróżne ewolucje. Na nic zdawały się wszelkie szlabany nakładane przez rodziców – zawsze w pewien sposób wymykałem się z domu. A to przez okno, a to na palcach drzwiami. Najgorzej było jak mnie przyłapali – wtedy to już przez cały tydzień pilnowali, żebym nawet nie wychodził do ogródka. W pewnym sensie przyniosło to pewne skutki – zacząłem się interesować fizyką. A konkretniej dynamiką i kinematyką, gdyż w pewien sposób były związane z motoryzacją – siła tarcia, łożyska, prędkość – tak, nad tym mogłem spędzać całe dnie. Pewnie przez to, już w szkole średniej, zdałem rozszerzoną maturę z fizyki. Rodzice w zamian kupili mi wymarzony motocykl – wiedzieli, że nie powinni, ale kupili.
[]Pamiętam ten moment, gdy go ujrzałem. Duży, czerwono-zielony z ciemnymi płomieniami. Przez pierwsze dni jeździłem na nim jak szalony, aż wreszcie na nalegania rodziców zrobiłem sobie tygodnią przerwę. Jednak nie marnowalem wtedy czasu – trochę go stuningowałem. Mogłem na nim wyciągnąć ponad dwieście kilometrów na godzinę, co na ówczesne lata stanowiło nielada prędkość. Minął „tuningowy” tydzień, a ja postanowiłem wybrać się na wycieczkę do Malborka oraz w drodzę powrotnej zmienić trochę kierunek i zahaczyć o Kraków. Rodzice niechętnie przystali na tę prośbę, ale w końcu się zgodzili.
[]W podróż wyruszyłem drugiego lipca. Miałem powrócić dziewiątego. Wybrałem nie najdłuższą drogę, ale również nie najkrótszą. Postanowiłem zwiedzić po drodzę kilka miejsc, takich jak Góry Świętokrzyskie. Jechałem za dnia, nocą zatrzymywałem się w przydrożnych motelach. Już trzeciego dnia pokonałem już prawie połowę trasy. Jednak wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
[]Był wtedy mglisty poranek. Droga była bardzo śliska, ponieważ w nocy padał obfity deszcz. Jechałem jakąś drogą, która była ulokowana w niezbyt wygodnym miejscu – w środku lasu. Na szęście, była to droga asflatowa, więc nie musiałem się obawiać wyboi. Byłem wtedy jeszcze trochę zaspany. Nieuważnie najechałem na małych rozmiarów kamień – jednak to starczyło, by wyprowadzić pojazd z równowagi. Pękła opona, a motocykl skręcił ostro w lewo. Uderzyłem w drzewo. Wyleciałem przez kierownicę, uderzając głową w twardą korę. Opadłem bezwładnie na ziemię, słysząc dźwięk pękających kości. Wiedziałem, że nie ma dla mnie już ratunku. Jednak miałem małą nadzieję, że ktoś będzie tędy przejeżdżać i zauważy mnie. Na próżno. Leżałem tak z piętaście minut, nie mogąc się ruszyć. Mocno krwawiłem z głowy, więc szybko straciłem przytomność.
[]Zauważyłem jakieś światło. Tak, jak by była już noc. O dziwo mogłem się ruszać. Wstałem i chwiejnym krokiem zbliżyłem się w jego stronę. Poczułem się jakoś dziwnie, było mi lekko. Zrozumiałem – nie żyję. Rodzice znów mieli rację…
Poszedłem za Twoją radą i napisałem o motorze ;).
Tam gdzie [] to akapit.