Wytłumaczcie mi ten tekst w prosty sposób jak pan z polskiego zapyta o czym jest to tak opiszcie ale niedługo i żebym zrozumiał Adam Mickiewicz to LubięSpójrzyj, Marylo, gdzie się kończą gaje,W prawo łóz gęsty zarostek,W lewo się piękna dolina podaje,Przodem rzeczułka i mostek.Tuż stara cerkiew, w niej puszczyk i sowy,Obok dzwonnicy zrąb zgniły,A za dzwonnicą chrośniak malinowy,A w tym chrośniaku mogiły.Czy tam bies siedział, czy dusza zaklęta,Że o północnej godzinieNikt, jak najstarszy człowiek zapamięta,Miejsc tych bez trwogi nie minie.Bo skoro północ nawlecze zasłony,Cerkiew się z trzaskiem odmyka,W pustej zrąbnicy dzwonią same dzwony,W chrustach coś huczy i ksyka.Czasami płomyk okaże się blady,Czasem grom trzaska po gromie,Same się z mogił ruszają pokładyI larwy stają widomie.Raz trup po drodze bez głowy się toczy,To znowu głowa bez ciała;Roztwiera gębę i wytrzyszcza oczy,W gębie i w oczach żar pała,Albo wilk bieży; pragniesz go odegnać,Aż orlim skrzydłem wilk macha,Dość "Zgiń, przepadnij" wyrzec i przeżegnać,Wilk zniknie wrzeszcząc:" cha cha cha".Każdy podróżny oglądał te zgrozyI każdy musiał kląć drogę;Ten złamał dyszel, ten wywrócił wozy,Innemu zwichnął koń nogę.Ja, chociaż, pomnę, nieraz Andrzej staryZaklinał, nieraz przestrzegał,Śmiałem się z diabłów, nie wierzyłem w czary,Tamtędym jeździł i biegał.Raz, gdy do Ruty jadę w czas noclegu,Na moście z końmi wóz staje,Próżno woźnica przynagla do biegu,"Hej!" - krzyczy, biczem zadaje.Stoją, a potem skoczą z całej mocy,Dyszel przy samej pękł szrubie;Zostać na polu samemu i w nocy,"To lubię - rzekłem - to lubię!"Ledwiem dokończył, aż straszna martwicaWypływa z bliskich wód toni;Białe jej szaty, jak śnieg białe lica,Ognisty wieniec na skroni.Chciałem uciekać, padłem zalękniony,Włos dębem stanął na głowie;Krzyknę; "Niech będzie Chrystus pochwalony!""Na wieki wieków" - odpowie."Ktokolwiek jesteś, poczciwy człowieku,Coś mię zachował od męki,Dożyj ty szczęścia i późnego wieku,I pokój tobie, i dzięki.Widzisz przed sobą obraz grzesznej duszy,Wkrótce się niebem pochlubię;Boś ty czyscowej zbawił mię katuszyTym jednym słówkiem; To lubię.Dopóki gwiazdy zejdą i dopókiWe wsi kur pierwszy zapieje,Opowiem tobie, a ty dla naukiOpowiedz innym me dzieje.Onego czasu żyłam ja na świecie,Marylą zwana przed laty;Ojciec mój, pierwszy urzędnik w powiecie,Możny, poczciwy, bogaty.Za życia pragnął sprawić mi wesele,A żem dostatnia i młoda,Zbiegło się zewsząd zalotników wiele,Posag wabił i uroda.Mnóstwo ich marnej pochlebiało dumie,I to mi było do smaku,Że kiedy w licznym kłaniano się tłumie,Tłumem gardziłam bez braku.Przybył i Józio; dwudziestą miał wiosnę,Młody, cnotliwy, nieśmiały;Obce dla niego wyrazy miłośne,Choć czuł miłośne zapały."Lecz próżno nędzny w oczach prawie znikaPróżno i dzień, i noc płacze;W boleściach jego dla mnie radość dzika,Śmiech obudzały rozpacze."Ja pójdę! mówił ze łzami. "Idź sobie!"Poszedł i umarł z miłości;Tu nad rzeczułką, w tym zielonym grobieZłożone jego są kości."Odtąd mi życie stało się nielube,Późne uczułam wyrzuty;Lecz ani sposób wynagrodzić zgubę,Ani czas został pokuty.Raz, gdy się w północ z rodzicami bawię,Wzmaga się hałas, szum, świsty,Przyleciał Józio w straszliwej postawie,Jak potępieniec ognisty.Porwał, udusił gęszczą dymnych kłębów,W czyscowe rzucił potoki,Gdzie pośród jęku i zgrzytania zębówTakie słyszałam wyroki:"Wiedziałaś, że się spodobało PanuZ męża ród tworzyć niewieści,Na osłodzenie mężom złego stanu,Na rozkosz, nie na boleści.Ty jakbyś w piersiach miała serce z głazu,Ani cię jęki ubodły.Nikt nie uprosił słodkiego wyrazuPrzez łzy, cierpienia i modły.Za taką srogość, długie, długie lataDręcz się w czyscowej zagubie,Póki mąż jaki z tamecznego świataNie powie na cię choć: lubię.Prosił i Józio niegdyś o to słowo,Gorzkie łzy lał nieszczęśliwy;Prośże ty teraz; nie łzą, nie namową,Ale przez strachy i dziwy".Rzekł, mnie natychmiast porwały złe duchy.Odtąd już setny rok minie,W dzień męczą, a noc zdejmują łańcuchy,Rzucam ogniste głębinie;I w cerkwi albo na Józia mogile,Niebu i ziemi obrzydła,Muszę podróżnych trwożyć w nocne chwile,Różne udając straszydła.Idących w błota zawiode lub w gaje,Jadącym konia uskubię;A każdy naklnie, nafuka, nałaje,Tyś pierwszy wyrzekł: to lubię.Za to ci spadnie wyroków zasłona,Przyszłość spod ciemnych wskażę chmur:Ach! i ty poznasz Marylę; lecz ona..."Wtem na nieszczęście zapiał kur.Skinęła tylko, widać radośc z oczek,Mieni się w parę cieniuchną,Ginie, jak ginie bladawy obloczek,Kiedy zefiry nań dmuchną.Patrzę, aż cały wóz stoi na łące,Siadam, powoli strach mija;Proszę za dusze w czyscu bolejąceZmówić trzy Zdrowaś Maryja.SPIS
Answer

Life Enjoy

" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "

Get in touch

Social

© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.