Dwuch nastolatków wpadli do morza na południowym wybrzeżu w Anglii i zadzwonili do Japonii po pomoc. Rodzeństwo Ken i Emily Booth byli na obozie żeglarskim w Southampton. Były duże fale i ich łodka przewróciła się, a oni wpadli do wody. Ken ( 17 lat) i Emily ( 16) przez 30 minut próbowali ustawić przewruconą łódkę, ale bezskutecznie. Nie mogli wrócić na łókę i przyciągnąć uwagi przepływających statków. Po 40 minutach w wodzie, sytuacja zaczęła być poważna, a oni zaczło im być zimno. Wtedy Emily przypomniała sobie o swoim telefonie w nieprzemakalnym pokrowcu i sięgnęła go.
Ale nie pomyśłała o tym, żeby zadzwonić na numer ratunkowy 999. Zamiast tego zadzwoniła do znajdująceo się 6000 mil stąd w Tokio ojca, który był w podróży bizneowej. Tłumaczyłą, że myślała, że będzie prościej, jeśli zadzwoni do osoby którą zna. Zadzwoniła do ojca, a on do straży przybrzeżnej.
Około 10 minut później, gdy trzymali się łódki, usłyszeli helikopter. Później wszystko wydarzyło się szybko. Wsiedli do helikoptera i zostali przewiezieni w bezpieczne miejsce. Potem straż przybrzeżna powiedziała, że dzieci miały szczęście, że żyją, i że telefon działał. Każdy, kto ma kłopoty, powinien dzwonić pod 999 - dodał.
Dwóch nastolatków wpadli do morza na południowym wybrzeżu w Anglii i zadzwonili do Japonii po pomoc. Rodzeństwo Ken i Emily Booth byli na obozie żeglarskim w Southampton. Były duże fale i ich łodka przewróciła się a oni wpadli do wody. Ken 17 lat i Emilia 16 przez 30 minut próbowali ustawić przewruconą łódkę ale bezskutecznie. Nie mogli wrócić na łókę i przyciągnąć uwagi przepływających statków. Po 40 minutach w wodzie sytuacja zaczęła być poważna a oni zaczło im być zimno. Wtedy Emily przypomniała sobie o swoim telefonie w nieprzemakalnym pokrowcu i sięgnęła go.
Ale nie pomyśłała o tym, żeby zadzwonić na numer ratunkowy 999. Zamiast tego zadzwoniła do znajdująceo się 6000 mil stąd w Tokio ojca który był w podróży bizneowej. Tłumaczyłą, że myślała że będzie prościej jeśli zadzwoni do osoby którą zna. Zadzwoniła do ojca, a on do straży przybrzeżnej.Około 10 minut później gdy trzymali się łódki usłyszeli helikopter. Później wszystko wydarzyło się szybko. Wsiedli do helikoptera i zostali przewiezieni w bezpieczne miejsce. Potem straż przybrzeżna powiedziała że dzieci miały szczęście że żyją i że telefon działał. Każdy kto ma kłopoty powinien dzwonić pod 999.
Dwuch nastolatków wpadli do morza na południowym wybrzeżu w Anglii i zadzwonili do Japonii po pomoc. Rodzeństwo Ken i Emily Booth byli na obozie żeglarskim w Southampton. Były duże fale i ich łodka przewróciła się, a oni wpadli do wody. Ken ( 17 lat) i Emily ( 16) przez 30 minut próbowali ustawić przewruconą łódkę, ale bezskutecznie. Nie mogli wrócić na łókę i przyciągnąć uwagi przepływających statków. Po 40 minutach w wodzie, sytuacja zaczęła być poważna, a oni zaczło im być zimno. Wtedy Emily przypomniała sobie o swoim telefonie w nieprzemakalnym pokrowcu i sięgnęła go.
Ale nie pomyśłała o tym, żeby zadzwonić na numer ratunkowy 999. Zamiast tego zadzwoniła do znajdująceo się 6000 mil stąd w Tokio ojca, który był w podróży bizneowej. Tłumaczyłą, że myślała, że będzie prościej, jeśli zadzwoni do osoby którą zna. Zadzwoniła do ojca, a on do straży przybrzeżnej.
Około 10 minut później, gdy trzymali się łódki, usłyszeli helikopter. Później wszystko wydarzyło się szybko. Wsiedli do helikoptera i zostali przewiezieni w bezpieczne miejsce. Potem straż przybrzeżna powiedziała, że dzieci miały szczęście, że żyją, i że telefon działał. Każdy, kto ma kłopoty, powinien dzwonić pod 999 - dodał.
Dwóch nastolatków wpadli do morza na południowym wybrzeżu w Anglii i zadzwonili do Japonii po pomoc. Rodzeństwo Ken i Emily Booth byli na obozie żeglarskim w Southampton. Były duże fale i ich łodka przewróciła się a oni wpadli do wody. Ken 17 lat i Emilia 16 przez 30 minut próbowali ustawić przewruconą łódkę ale bezskutecznie. Nie mogli wrócić na łókę i przyciągnąć uwagi przepływających statków. Po 40 minutach w wodzie sytuacja zaczęła być poważna a oni zaczło im być zimno. Wtedy Emily przypomniała sobie o swoim telefonie w nieprzemakalnym pokrowcu i sięgnęła go.
Ale nie pomyśłała o tym, żeby zadzwonić na numer ratunkowy 999. Zamiast tego zadzwoniła do znajdująceo się 6000 mil stąd w Tokio ojca który był w podróży bizneowej. Tłumaczyłą, że myślała że będzie prościej jeśli zadzwoni do osoby którą zna. Zadzwoniła do ojca, a on do straży przybrzeżnej.Około 10 minut później gdy trzymali się łódki usłyszeli helikopter. Później wszystko wydarzyło się szybko. Wsiedli do helikoptera i zostali przewiezieni w bezpieczne miejsce. Potem straż przybrzeżna powiedziała że dzieci miały szczęście że żyją i że telefon działał. Każdy kto ma kłopoty powinien dzwonić pod 999.
liczę na naj powinno być dobrze