smyk
Pewnego dania będąc u koleżanki wybrałyśmy się do lasu na grzyby.Chodziłyśmy po lesie,zbierałyśmy grzyby,jadłyśmy maliny.Czas szybko mijał...w pewnym momencie zapytałam Anię,która jest godzina.Ona odpowiedziała mi,że 19.Zapytałam czy już wracamy.Anii bardzo się podobało w lesie i nie chciała wracać do domu.więc poszłyśmy w głąb lasu.Robiło się już ciemno,chciałam wracać do domu moja przyjaciółka powiedziała,abym się nie martwiła bo ona zna drogę do domu. Po pewnym czasie Ania zaczęła się rozglądać po lesie ze strachem w oczach.Zapytałam co się dzieję.Ona mi powiedziała wtedy,że nie wie gdzie jesteśmy.Telefonu żadna z nas nie miała.Zaczęłyśmy panikować.Robiło się coraz bardziej ciemno,ja płakałam bo nie wiedziałam co mam robić ze strachu.Ania mówiła,że zapewne zaraz znajdzie drogę powrotną do jej domu.Martwiłam się,ponieważ miałam być w domu jeszcze przed zmierzchem a tu już się ciemno prawie robiło.Moi rodzice pewnie martwią się czy nic mi się nie stało. Wtedy Ania ujrzała z głębi lasu jakąś chatkę.Pobiegłyśmy tam szybko i zapytałyśmy którędy mamy się udać do domu Ani.Starsza pani wskazała nam drogę.Szczęśliwe szłyśmy szybkim krokiem drogą wskazaną przez staruszkę.Nagle wyszłyśmy na drogę koło domu Ani. Po wejściu do domu Anii zadzwoniłam do rodziców,że zabłądziłyśmy z Anią w lesie,ale już jesteśmy w domu,żeby się o mnie nie martwili. Wtedy Ania odprowadziła mnie i poszłam do domu,gdzie opowiedziałam rodzicom moją dzisiejszą historię;) Pzdr.
29 votes Thanks 170
BasiaFusiek123456789
Na drugi dzień Angelka wymkneła się z domu i poszła do traw bambinosu gdzie miała się spotkać z jake. Jake siedział pod drzewem myśląc dlaczego? Dlaczego jego paczka z grópy ratowania ludu go zostawiła?
BasiaFusiek123456789
Dlaczego? Ale nie miał już czasu rozmyślać gdyż Angelka podeszła do Jake i zapytała : Ej Jake aaaa... czy ty wiesz że my niebędziemy bezpieczni Jake spojrzał na Angelke jagby miał wybuchnąć obraźliwym śmiechem i powiedział z opanowaniem: Tak.... Jake powiedział to tak obojętnie że Angelka wogle się nieprzejmowała że podczas wyprawy może umrzeć
BasiaFusiek123456789
A w jaką strone dokładniej? Jak to w jaką? Najpierw móśimy znaleść 6 kamieni
BasiaFusiek123456789
które ukrył Zeldtem podczas swojego dzieciństwa! Potem zobaczysz sama ale najpierw móśimy iść do puszczy Maki i rozbić namiot żeby przyjrzeć się księdze która mówi o Zeldtemecie.
BasiaFusiek123456789
Jake a dlaczego nie możemy się zatrzymać w innej puszczy? Jest tyle do wyboru puszcza kani , puszcza wodonna dlaczego akurat w puszcy Maki??? Do puszczy Kani albo Wodonnej jest o wiele wiele bliżej zaledwie 30 minut podróży! No dlaczego?!
BasiaFusiek123456789
Popierwsze i chyba najważniejsze to to że tylko w puszczy Maki jesteśmy bezpieczni !
BasiaFusiek123456789
No bo ja jestem z tajnych służb straży historii i jak się tam dostałem każdemu z początkujących dali taki pasek co mam cały czas na ręce wpisany jest tam kod do puszczy maki dzięki temu kodowi ludzie z puszczy maki nas wpószczą i otworzą bramę . Ale ci tam z puszczy maki to niesą tacy...tacy... zwyczajni ludzie to są ludzio-konie albo niewiem niepamiętam byłem tam tylko raz.
Tika77
Łońce powoli wychodząc zza gór zaczęło oświetlać przez szparę między ciężkimi, bordowymi zasłonami leżącą w dużym, miękkim łożu z baldachimem niewielką postać dziewczęcą. Jej włosy koloru mlecznej czekolady były w nieładzie. Zacisnęła mocniej powieki, gdy promień słońca zatrzymał się na jej oczach. - Jeszcze chwilkę- mruknęła pod nosem. W tej chwili, jak na zawołanie, białe, zdobione drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczył lokaj niosąc aksamitny szlafrok przewieszony przez rękę. Przybysz ukłonił się przed przecierającą oczy dziewczynką, która usiadła na łóżku głośno ziewając. Po czym spojrzała na lokaja zaspanym wzrokiem. - Panienko. Wstał dzień. Jest dziś dużo zajęć. Ośmielę się przypomnieć, że umówiona jest panienka - przerwał, wyciągając z kieszeni mały notes- do fryzjera na 9:00, o 12:00 ma panienka toaletę, o 15:10 lekcję dobrego wychowania, o 18:00 zaczyna się bal. - Ech... Dobrze Fryderyku.- Szatynka z grymasem poddania się spuściła nogi, lecz zanim zdążyła włożyć je w kapcie, lokaj schylił się czym prędzej i sam je nałożył na bose stopy swojej panienki. Potem z uśmiechem na ustach podniósł się i rozpostarł przyniesiony szlafrok. Dziewczynka posłusznie pozwoliła mu go na siebie założyć. Tak ubrana wyszła z pokoju. Na progu jeszcze się obejrzała. Lubiła swój pokój. Ściany o odcieniu liliowym, wielkie okna i bordowe zasłony w nich, ogromne łoże z baldachimem, wyłożone mnóstwem poduszek. Pod lewą ścianą biały fortepian. Na środku dywan ze skóry tygrysa, na którym lubiła przesiadywać i czytać książki. Książki- kochała je. Mieli nawet bibliotekę. Uśmiechnęła się na myśl, że jak tylko będzie miała wolny czas, zagłębi się w lekturę książek z biblioteki. Tak podnosząc się na duchu postanowiła stawić czoło kolejnym przygotowaniom do dnia i do balu. Wyprostowawszy się ruszyła korytarzem do sali jadalnianej. Idący przed nią Fryderyk otworzył drewniane drzwi jadalni i zrobił jej przejście. Dziewczynka zbliżyła się do długiego stołu i poczekawszy, aż stojąca nieopodal pokojówka odsunie jej krzesło, usiadła. Podparła się łokciem na stole. - Moja panno. Czy niczego Cię nie nauczono o dobrym wychowaniu przy stole?- Surowy głos kobiecy sprawił, że dziewczynka szybko zdjęła łokieć ze stołu i położyła ręce na kolanach. - Teraz dobrze. Jednego tylko brakuje- kobieta zacisnęła wargi. Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona, nie wiedząc o co chodzi, o czym zapomniała? - Nie uściskasz matki na przywitanie, Dolores?- Usmiechnęła się promiennie kobieta. Dorothy poderwała się z krzesła i pobiegła do mamy, aby wpaść prosto w jej objęcia. - Ach, ty moje słoneczko. Wiesz, że czeka nas dzisiaj wielki dzień? Wielki i ciężki dzień.- Roześmiała się Yvonne, glaszcząc córkę po zarumienionej twarzyczce. Tak, to miał być wielki dzień. Dzień, o którym żadna już nigdy nie miała zapomnieć. Miał on zniweczyć wszystko. Nie tylko plany, ale i życie. A tymczasem słowiki za oknem śpiewały wiosenną pieśń, kwiaty w ogrodzie zwabiały pszczoły i motyle swoją niesamowitą wonią. Nikt by nie powiedział, że dzień ten kryje w sobie coś więcej, niż to, co było wiadome. - Zjedzmy, a potem przybywa Edgar, twój osobisty, nadworny fryzjer. - Dobrze Mamo. Śniadanie przebiegło w niczym nie zmąconym spokoju. Co rusz między dwiema jedzącymi przechodzili kelnerzy przynosząc nowe potrawy i zabierając brudne talerze. - Och, doprawdy, wyśmienite śniadanie. Smakowało? Dolores pokiwała głową ocierając usta haftowaną chusteczką. Pół godziny później Fryderyk wszedłszy do jej pokoju, zapowiedział przyjście Edgara. Spotkawszy się ze zgodą panienki, wpuścił fryzjera do pokoju. Wszedł niewysoki, chudy mężczyzna lat około 30, w okularach, starannie ogolony i z szarą teczką w prawej ręce. Postawił walizkę na podłodze i chwycił wyciągniętą dłoń Dorothy, i uprzejmie się ukłoniwszy musnął ją delikatnie ustami. - Młoda damo. Pora zaczynać. Fryderyku- zwrócił się do lokaja- byłby pan tak łaskaw przystawić ten fotel stojący pod oknem do lustra? - Ależ oczywiście, już się robi. Dziewczynka usiadła na wspomnianym fotelu i patrzyła z ciekawością, jak z potarganych przez noc włosów powtaje ładna fryzura. Pan Edgar był mistrzem w tej dziedzinie. W jego ręku nożyce zdawały się same wiedzieć, jak ciąć, szczotka czesać, wałki nakręcać się itd. Wszystko robił dokładnie, do tego z gracją. Po ukończonej pracy odszedł na kilka kroków, by z daleka przyjrzeć się swemu dziełu. Dlugie, czekoladowe, lśniące loki Dolores spięte były w koka, z boku przypięty był duży pomarańczowy kwiat, który dodawał dziewczynce dużo uroku. - Wyśmienicie! Skończone! Jak się panience podoba? - Podoba mi się. Naprawdę, bardzo dziękuję Edgarze.- Dziewczynka obdarzyla fryzjera promiennym uśmiechem. - Dziękuję panienko, zawsze do usług.- Ukłonił się i wyszedł. Przez chwilę trwała cisza. Wzrok Dorothy błądził po pokoju. Wtem ciszę przerwał Fryderyk oznajmiając, iż toaleta czeka. Toaleta to był ciąg długich, nużących przygotowań typu: mycie się, ubieranie. Niby nic wielkiego, ale dla tej młodej istotki ciągnęły się one w nieskończoność. Najpierw weszła do białej wanny i kilka pokojówek w czarnobiałych fartuchach zaczęło myć ciało dziewczynki dużymi, pieniącymi się gąbkami. Wcześniej jedna z pokojówek nałożyła czepek na głowę podopiecznej, by nie popsuć fryzury. Po umyciu dziewczynka z pomocą służby wytarła się ręcznikiem i usiadła na stołku, aby umożliwić pomalowanie paznokci u nóg i rąk. Po skończonym zabiegu, ubrana w szlafrok, przeszła wraz z pokojówkami do garderoby, by wybrać odpowiedni strój. Oczywiście nie wybierała sama, lecz jedna z pokojówek, zwana Brenda, wyciągała kolejno ubrania i przykładała do dziewczynki, aby w końcu zdecydować się na tą jedną. Dolores nie miała nic przeciwko temu, że to nie ona wybiera. Brenda znała się na tym i wszystko, co wybierała, podobało się Dolly. Ubrana w pomarańczową sukienkę z białymi falbanami udała się na lekcję dobrego wychowania. Z tym nie miała również żadnych problemów. Miała wszystko w małym palcu, nie biorąc pod uwagę jej porannego zamyślenia się przy stole, lecz to można wytłumaczyć tym, iż nie całkiem jeszcze się obudziła. Po skończonej lekcji udała się długim holem z portretami przodków na obu ścianach do upragnionej biblioteki. Stanąwszy przed drzwiami obejrzała się i skinieniem ręki odesłała idących za nią Fryderyka i Brendę. Nie chciała, aby ktoś przeszkadzał jej, gdy będzie czytać. Otworzyła dębowe drzwi i weszła do środka. Na widok miliardów książek ułożonych na półkach kąciki jej ust podniosły się w radosnym uśmiechu. Książki był posegregowane rodzajowo, m.in: przygodowe, obyczaje, romanse (tych nie mogła czytać) i jeszcze wiele innych. Z kolei książki z każdego rodzaju były posegregowane alfabetycznie. Dzięki temu Dorothy zawsze wiedziała, gdzie jakiej książki szukać. Wdrapawszy się na przesuwaną drabinę sięgnęła po "Studnię zyczeń" Davida Baldacci'ego i poszedłszy do swojego pokoju położyła się na skórze tygrysa i zatopiła w lekturze.
Po pewnym czasie Ania zaczęła się rozglądać po lesie ze strachem w oczach.Zapytałam co się dzieję.Ona mi powiedziała wtedy,że nie wie gdzie jesteśmy.Telefonu żadna z nas nie miała.Zaczęłyśmy panikować.Robiło się coraz bardziej ciemno,ja płakałam bo nie wiedziałam co mam robić ze strachu.Ania mówiła,że zapewne zaraz znajdzie drogę powrotną do jej domu.Martwiłam się,ponieważ miałam być w domu jeszcze przed zmierzchem a tu już się ciemno prawie robiło.Moi rodzice pewnie martwią się czy nic mi się nie stało.
Wtedy Ania ujrzała z głębi lasu jakąś chatkę.Pobiegłyśmy tam szybko i zapytałyśmy którędy mamy się udać do domu Ani.Starsza pani wskazała nam drogę.Szczęśliwe szłyśmy szybkim krokiem drogą wskazaną przez staruszkę.Nagle wyszłyśmy na drogę koło domu Ani.
Po wejściu do domu Anii zadzwoniłam do rodziców,że zabłądziłyśmy z Anią w lesie,ale już jesteśmy w domu,żeby się o mnie nie martwili.
Wtedy Ania odprowadziła mnie i poszłam do domu,gdzie opowiedziałam rodzicom moją dzisiejszą historię;)
Pzdr.
- Jeszcze chwilkę- mruknęła pod nosem.
W tej chwili, jak na zawołanie, białe, zdobione drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczył lokaj niosąc aksamitny szlafrok przewieszony przez rękę. Przybysz ukłonił się przed przecierającą oczy dziewczynką, która usiadła na łóżku głośno ziewając. Po czym spojrzała na lokaja zaspanym wzrokiem.
- Panienko. Wstał dzień. Jest dziś dużo zajęć. Ośmielę się przypomnieć, że umówiona jest panienka - przerwał, wyciągając z kieszeni mały notes- do fryzjera na 9:00, o 12:00 ma panienka toaletę, o 15:10 lekcję dobrego wychowania, o 18:00 zaczyna się bal.
- Ech... Dobrze Fryderyku.- Szatynka z grymasem poddania się spuściła nogi, lecz zanim zdążyła włożyć je w kapcie, lokaj schylił się czym prędzej i sam je nałożył na bose stopy swojej panienki. Potem z uśmiechem na ustach podniósł się i rozpostarł przyniesiony szlafrok. Dziewczynka posłusznie pozwoliła mu go na siebie założyć. Tak ubrana wyszła z pokoju. Na progu jeszcze się obejrzała. Lubiła swój pokój. Ściany o odcieniu liliowym, wielkie okna i bordowe zasłony w nich, ogromne łoże z baldachimem, wyłożone mnóstwem poduszek. Pod lewą ścianą biały fortepian. Na środku dywan ze skóry tygrysa, na którym lubiła przesiadywać i czytać książki. Książki- kochała je. Mieli nawet bibliotekę. Uśmiechnęła się na myśl, że jak tylko będzie miała wolny czas, zagłębi się w lekturę książek z biblioteki. Tak podnosząc się na duchu postanowiła stawić czoło kolejnym przygotowaniom do dnia i do balu. Wyprostowawszy się ruszyła korytarzem do sali jadalnianej. Idący przed nią Fryderyk otworzył drewniane drzwi jadalni i zrobił jej przejście. Dziewczynka zbliżyła się do długiego stołu i poczekawszy, aż stojąca nieopodal pokojówka odsunie jej krzesło, usiadła. Podparła się łokciem na stole.
- Moja panno. Czy niczego Cię nie nauczono o dobrym wychowaniu przy stole?- Surowy głos kobiecy sprawił, że dziewczynka szybko zdjęła łokieć ze stołu i położyła ręce na kolanach.
- Teraz dobrze. Jednego tylko brakuje- kobieta zacisnęła wargi. Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona, nie wiedząc o co chodzi, o czym zapomniała?
- Nie uściskasz matki na przywitanie, Dolores?- Usmiechnęła się promiennie kobieta. Dorothy poderwała się z krzesła i pobiegła do mamy, aby wpaść prosto w jej objęcia.
- Ach, ty moje słoneczko. Wiesz, że czeka nas dzisiaj wielki dzień? Wielki i ciężki dzień.- Roześmiała się Yvonne, glaszcząc córkę po zarumienionej twarzyczce.
Tak, to miał być wielki dzień. Dzień, o którym żadna już nigdy nie miała zapomnieć. Miał on zniweczyć wszystko. Nie tylko plany, ale i życie. A tymczasem słowiki za oknem śpiewały wiosenną pieśń, kwiaty w ogrodzie zwabiały pszczoły i motyle swoją niesamowitą wonią. Nikt by nie powiedział, że dzień ten kryje w sobie coś więcej, niż to, co było wiadome.
- Zjedzmy, a potem przybywa Edgar, twój osobisty, nadworny fryzjer.
- Dobrze Mamo.
Śniadanie przebiegło w niczym nie zmąconym spokoju. Co rusz między dwiema jedzącymi przechodzili kelnerzy przynosząc nowe potrawy i zabierając brudne talerze.
- Och, doprawdy, wyśmienite śniadanie. Smakowało?
Dolores pokiwała głową ocierając usta haftowaną chusteczką.
Pół godziny później Fryderyk wszedłszy do jej pokoju, zapowiedział przyjście Edgara. Spotkawszy się ze zgodą panienki, wpuścił fryzjera do pokoju. Wszedł niewysoki, chudy mężczyzna lat około 30, w okularach, starannie ogolony i z szarą teczką w prawej ręce. Postawił walizkę na podłodze i chwycił wyciągniętą dłoń Dorothy, i uprzejmie się ukłoniwszy musnął ją delikatnie ustami.
- Młoda damo. Pora zaczynać. Fryderyku- zwrócił się do lokaja- byłby pan tak łaskaw przystawić ten fotel stojący pod oknem do lustra?
- Ależ oczywiście, już się robi.
Dziewczynka usiadła na wspomnianym fotelu i patrzyła z ciekawością, jak z potarganych przez noc włosów powtaje ładna fryzura. Pan Edgar był mistrzem w tej dziedzinie. W jego ręku nożyce zdawały się same wiedzieć, jak ciąć, szczotka czesać, wałki nakręcać się itd. Wszystko robił dokładnie, do tego z gracją. Po ukończonej pracy odszedł na kilka kroków, by z daleka przyjrzeć się swemu dziełu. Dlugie, czekoladowe, lśniące loki Dolores spięte były w koka, z boku przypięty był duży pomarańczowy kwiat, który dodawał dziewczynce dużo uroku.
- Wyśmienicie! Skończone! Jak się panience podoba?
- Podoba mi się. Naprawdę, bardzo dziękuję Edgarze.- Dziewczynka obdarzyla fryzjera promiennym uśmiechem.
- Dziękuję panienko, zawsze do usług.- Ukłonił się i wyszedł.
Przez chwilę trwała cisza. Wzrok Dorothy błądził po pokoju. Wtem ciszę przerwał Fryderyk oznajmiając, iż toaleta czeka.
Toaleta to był ciąg długich, nużących przygotowań typu: mycie się, ubieranie. Niby nic wielkiego, ale dla tej młodej istotki ciągnęły się one w nieskończoność. Najpierw weszła do białej wanny i kilka pokojówek w czarnobiałych fartuchach zaczęło myć ciało dziewczynki dużymi, pieniącymi się gąbkami. Wcześniej jedna z pokojówek nałożyła czepek na głowę podopiecznej, by nie popsuć fryzury. Po umyciu dziewczynka z pomocą służby wytarła się ręcznikiem i usiadła na stołku, aby umożliwić pomalowanie paznokci u nóg i rąk. Po skończonym zabiegu, ubrana w szlafrok, przeszła wraz z pokojówkami do garderoby, by wybrać odpowiedni strój. Oczywiście nie wybierała sama, lecz jedna z pokojówek, zwana Brenda, wyciągała kolejno ubrania i przykładała do dziewczynki, aby w końcu zdecydować się na tą jedną. Dolores nie miała nic przeciwko temu, że to nie ona wybiera. Brenda znała się na tym i wszystko, co wybierała, podobało się Dolly. Ubrana w pomarańczową sukienkę z białymi falbanami udała się na lekcję dobrego wychowania. Z tym nie miała również żadnych problemów. Miała wszystko w małym palcu, nie biorąc pod uwagę jej porannego zamyślenia się przy stole, lecz to można wytłumaczyć tym, iż nie całkiem jeszcze się obudziła.
Po skończonej lekcji udała się długim holem z portretami przodków na obu ścianach do upragnionej biblioteki. Stanąwszy przed drzwiami obejrzała się i skinieniem ręki odesłała idących za nią Fryderyka i Brendę. Nie chciała, aby ktoś przeszkadzał jej, gdy będzie czytać. Otworzyła dębowe drzwi i weszła do środka. Na widok miliardów książek ułożonych na półkach kąciki jej ust podniosły się w radosnym uśmiechu. Książki był posegregowane rodzajowo, m.in: przygodowe, obyczaje, romanse (tych nie mogła czytać) i jeszcze wiele innych. Z kolei książki z każdego rodzaju były posegregowane alfabetycznie. Dzięki temu Dorothy zawsze wiedziała, gdzie jakiej książki szukać. Wdrapawszy się na przesuwaną drabinę sięgnęła po "Studnię zyczeń" Davida Baldacci'ego i poszedłszy do swojego pokoju położyła się na skórze tygrysa i zatopiła w lekturze.