kamilmr
Słońce chyliło się już ku zachodowi jego żółto-czerwona poświata delikatnie zmuszała go do przymrużenia oczu. Jedna on się nie poddawał patrzał w nie i delektował się pięknem tego ponurego świata. Chmury tworzyły ciekawą mozaikę różnorodnych kształtów. Światło padające na nie dodawało im uroku. Gdy tak na nie patrzał przypominało mu się dzieciństwo, jak leżał na polance całymi dniami i patrzał w chmury. Każda mu przypominała jakąś postać bądź rzecz. Miał rozbudowaną wyobraźnię, może właśnie wtedy, gdy tak leżał kształtował się jego przyszły charakter. Jego czułość na otaczający świat była ogromna, ale nikt nie potrafił go zrozumieć. Wszyscy myśleli, że był inny... a on miał tylko swoje wartości, których bronił za wszelką cenę. Nie potrafił zrozumieć dlaczego świat który go otacza jest taki niedoskonały. Dlaczego ludzie go otaczający są do siebie wrogo nastawieni, skąd się bierze w nich taka zawiść i brak zrozumienia.
W dole było widać mnóstwo ludzi, wszyscy zdawali się być szczęśliwi, ale czy na pewno? Co tym stworzeniom dawało tyle szczęścia? Trochę słońca, złoty piasek i ciepłe morze? Może byli oni szczęśliwi z tego powodu, iż mogli się oderwać od szarej rzeczywistości raz w roku i pojechać na morze. Ich życie w gruncie rzeczy jest takie same jak jego. Zmartwienia, które wracają wraz z otwarciem oczu. Sen to był stanem o którym marzył... ale żeby ten sen miał się stać rzeczywistością? Śmiech owych ludzi, i gwar im towarzyszący był wszechobecny. W tejże chwili uświadomił sobie, że może świat nie jest taki zły. Że może jest to jego wyobraźnia, a sam sobie wmawia, że nie ma nikogo na kim by mu zależało. Przecież nie wszyscy ludzie są tacy sami, zna paru wsród tych milionów, na których zawsze może liczyć. Ale dlaczego inni są mu tak strasznie wrodzy. Dlaczego nikt się nie uśmiechnie jadąc w tramwaju? Dlaczego osoby emocjonalnie mu obojętne czekają na jego potknięcia? Pomimo tego tych ludzi najbardziej kochał, i właśnie za tą obojętność wrogość. Wiedział, że gdy oni go krzywdzą wyrządzają mu straszną krzywdę, lecz z drugiej strony, byli mu obojętni i mógł też ich krzywdzić i nie przejmować się co dalej z nimi będzie. Jednak on był inny nie potrafił rozpychać się łokciami, iść po trupach, zawsze to on dostawał w dupę. Ta myśl znów wprowadziła go w nastrój z przed 5 minut. Znów tkwił w swoich pesymistycznych przekonaniach, a czas płynął, i płynął...
Samochody w dole mijały się w bardzo powolnym tempie. Każdy pewnie chciał skorzystać z uroków tego pięknego lata, możliwości popatrzenia na prężne ciała osobników odmiennej płci. Każdy z nich chciał być jak najbardziej radosny. Ale w tym wszystkim, zawsze zapominają o drugiej osobie. Patrzą tylko na własne szczęście. Ostatnie spojrzenie na piasek, wodę, samochody, i ludzi... właśnie ludzie, to wszystko przez nich... nic już nie słyszał nastała wokoło cisza, tylko obraz docierał do jego mózgu, przesuwał się klatka, po klatce... Nagle usłyszał głośne wołanie, które wypełniło jego umysł "NIIIIIEEEEEEEEE..." odwrócił się, tak to była ona, osoba, która była go w stanie zrozumieć. Nie wiedział jak ma się w tej zaistniałej sytuacji zachować. Serce mu miękło z każdą chwilą, ale przypomniał sobie po co przyszedł... wiedział, że musi z tym skończyć, zbyt bardzo bolało go serce, ten był tak silny, że nawet miłość nie mogła go powstrzymać. Gdy tak stał jedną nogą po drugiej stronie, wahał się strasznie, skoczyć czy nie... ale w jednej chwili zalał się potem stało mu się zimno, odwrócił się plecami do tych pięknych widoków i zrozumiał. Nie tylko odwrócił się plecami do morza, wody, ludzi, ale do całego świata. Zrozumiał... ona tylko na niego patrzyła, nie powiedziała nic nie poruszyła się... z jej oczu tylko leciały łzy... Zrozumiał jego twarz jeszcze bardziej spoważniała, zakrył ją dłońmi, zaczął płakać. Klęknął, krzyczał z całych sił "PRZEPRASZAM" ale miał wrażenie, że i tak za cicho. Podeszła do niego i przytuliła. ZROZUMIAŁ musi sam stwożyć własny świat. Odwrócić się do wszystkich plecami, tak jak to zrobił na dachu.
W dole było widać mnóstwo ludzi, wszyscy zdawali się być szczęśliwi, ale czy na pewno? Co tym stworzeniom dawało tyle szczęścia? Trochę słońca, złoty piasek i ciepłe morze? Może byli oni szczęśliwi z tego powodu, iż mogli się oderwać od szarej rzeczywistości raz w roku i pojechać na morze. Ich życie w gruncie rzeczy jest takie same jak jego. Zmartwienia, które wracają wraz z otwarciem oczu. Sen to był stanem o którym marzył... ale żeby ten sen miał się stać rzeczywistością? Śmiech owych ludzi, i gwar im towarzyszący był wszechobecny. W tejże chwili uświadomił sobie, że może świat nie jest taki zły. Że może jest to jego wyobraźnia, a sam sobie wmawia, że nie ma nikogo na kim by mu zależało. Przecież nie wszyscy ludzie są tacy sami, zna paru wsród tych milionów, na których zawsze może liczyć. Ale dlaczego inni są mu tak strasznie wrodzy. Dlaczego nikt się nie uśmiechnie jadąc w tramwaju? Dlaczego osoby emocjonalnie mu obojętne czekają na jego potknięcia? Pomimo tego tych ludzi najbardziej kochał, i właśnie za tą obojętność wrogość. Wiedział, że gdy oni go krzywdzą wyrządzają mu straszną krzywdę, lecz z drugiej strony, byli mu obojętni i mógł też ich krzywdzić i nie przejmować się co dalej z nimi będzie. Jednak on był inny nie potrafił rozpychać się łokciami, iść po trupach, zawsze to on dostawał w dupę. Ta myśl znów wprowadziła go w nastrój z przed 5 minut. Znów tkwił w swoich pesymistycznych przekonaniach, a czas płynął, i płynął...
Samochody w dole mijały się w bardzo powolnym tempie. Każdy pewnie chciał skorzystać z uroków tego pięknego lata, możliwości popatrzenia na prężne ciała osobników odmiennej płci. Każdy z nich chciał być jak najbardziej radosny. Ale w tym wszystkim, zawsze zapominają o drugiej osobie. Patrzą tylko na własne szczęście. Ostatnie spojrzenie na piasek, wodę, samochody, i ludzi... właśnie ludzie, to wszystko przez nich... nic już nie słyszał nastała wokoło cisza, tylko obraz docierał do jego mózgu, przesuwał się klatka, po klatce... Nagle usłyszał głośne wołanie, które wypełniło jego umysł "NIIIIIEEEEEEEEE..." odwrócił się, tak to była ona, osoba, która była go w stanie zrozumieć. Nie wiedział jak ma się w tej zaistniałej sytuacji zachować. Serce mu miękło z każdą chwilą, ale przypomniał sobie po co przyszedł... wiedział, że musi z tym skończyć, zbyt bardzo bolało go serce, ten był tak silny, że nawet miłość nie mogła go powstrzymać. Gdy tak stał jedną nogą po drugiej stronie, wahał się strasznie, skoczyć czy nie... ale w jednej chwili zalał się potem stało mu się zimno, odwrócił się plecami do tych pięknych widoków i zrozumiał. Nie tylko odwrócił się plecami do morza, wody, ludzi, ale do całego świata. Zrozumiał... ona tylko na niego patrzyła, nie powiedziała nic nie poruszyła się... z jej oczu tylko leciały łzy... Zrozumiał jego twarz jeszcze bardziej spoważniała, zakrył ją dłońmi, zaczął płakać. Klęknął, krzyczał z całych sił "PRZEPRASZAM" ale miał wrażenie, że i tak za cicho. Podeszła do niego i przytuliła. ZROZUMIAŁ musi sam stwożyć własny świat. Odwrócić się do wszystkich plecami, tak jak to zrobił na dachu.