Opowiadanie o nieszczesliwej miłosci... NA ZARAZ PROSZE!!!! Daje najlepsza!!! OPOWIADANIE O NIESZCZESLIWEJ MILOSCI
Zgłoś nadużycie!
Były chyba święta i okazja, żeby przyjechał do Łodzi (miejscowości, w której mieszkam). Bałam się tego spotkania, przecież nie patrzyłam na niego tak, jak na zwykłego kumpla, bałam się powiedzieć jakiekolwiek słowo, żeby nie palnąć jakiejś gafy. Zmieniłam się wobec niego, co szybko zauważył. Spotkanie to sprawiło, że nie dałam juz rady... Nie pamiętam nawet, jak to się stało, jak dowiedział się, że najprawdopodobniej mi się podoba. Powiedział tylko na gg, że chciałby mieć taką dziewczynę jak ja, że podobam mu się, ale jest pewna osoba, która temu przeszkadza - dziewczyna w nim zakochana… On, co prawda, w niej nie, lecz nie chciał jej zranić. Pewnego dnia wydusiłam to z siebie - powiedziałam mu, co do niego czuję... Zaczęły się niepewne dni, czy będziemy razem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu o tym. Zastanawiał się pół roku, a ja, jak taka naiwna, czekałam z nadzieją, że się uda. Pewnego dnia dał mi tę nadzieję… Byłam szczęśliwa. Udało się - mówił, że mnie kocha. Dzieliło nas jednak 350 km, a do wakacji jeszcze daleko. Adam (bo tak ma na imię) był dla mnie idealny, po prostu wymarzony facet. Dzięki temu moje życie nabrało sensu, każdy dzień witałam z radością w oczach.
W końcu nadeszły upragnione wakacje, nadszedł ten dzień, kiedy poprosił mnie o chodzenie. Czy może być piękniej? Byłam z osobą, którą kocham, a ta osoba kocha i mnie. Całe 8 tygodni spędziliśmy razem, było cudownie - przytulanki, pocałunki, doniosłe chwile, których nigdy nie zapomnę. W końcu to była moja pierwsza miłość. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nadszedł dzień wyjazdu - nie padła ani jedna łza z mojej strony, kiedy się z nim żegnałam. Miałam go zobaczyć dopiero za kilka miechów, bo miał jakąś okazję, by tu przyjechać. Przyszłam do domu, byłam roztrzęsiona, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Każdy dzień spędziliśmy razem – wszyscy zawsze widywali nas we dwoje, a teraz tak nagle go nie ma i tak szybko nie będzie. :(
Kiedy przebudziłam się nad ranem około 5 i wiedziałam, ze jego już tutaj nie ma (wyjeżdżał o 3 w nocy) wpadłam w płacz. Byłam zaspana, lecz ta myśl sprawiła, że bez skrupułów wyłam jak najmocniej. Zasnęłam z przemęczenia. To były straszne dni. Nie umiałam się śmiać, nie umiałam się cieszyć z niczego, bo nie było jego. Miałam z nim kontakt, ale to nie to samo. Wszyscy mi mówili, żebym sobie odpuściła, bo miłość na odległość nie ma szans.
Przyjechał po kilku miesiącach, potem jeszcze dwa razy. Ostatnie rozstanie sprawiło mi wiele bólu, nie umiałam już tak żyć. Postanowiliśmy oboje to skończyć. Nie mogliśmy dalej brnąć w coś, co nie ma sensu. Tylko ból, smutek i łzy. Stało się. Rozstaliśmy się. Moje zachowanie było niewiarygodne. Myślałam, że mi ulży, lecz było całkiem odwrotnie. Nie mogłam uwierzyć, że tyle czekałam, a go straciłam. Że nie jestem już z tą ukochaną osobą. Nie umiałam sobie wyobrazić, jak to będzie, kiedy znowu przyjedzie i będzie wobec mnie taki sam, jak wobec innych. Wszyscy znajomi byli zszokowani, że para, która tak bardzo się kocha, zakończyła swój związek. Wtedy chyba jeszcze bardziej go pokochałam. Po 2 tygodniach napisałam, że żałuję tego - on powiedział to samo. Znowu byliśmy razem. Wiedziałam, że mogę mu absolutnie ufać, nie byłam o nic zazdrosna. Przyjechał - było ok, ale przecież nie mógł zostać długo (jak zawsze).
Zbliżają się wakacje... Nadal jesteśmy razem, a ja swojego arta piszę właśnie po pożegnaniu z nim. Nie płakałam - zrozumiałam, że tak musi być... W sercu czuję jednak ogromny żal i pustkę. Był na jeden dzień. Co to jest? Czasami zastanawiam się, czy naprawdę nie powinnam tego skończyć? Po co mam być z kimś, kogo widzę około 4 razy do roku? Przecież nawet nie wiem, czy będę z nim do końca, bo tego nikt nie wie, a teraz... wiernie czekam, pełna miłości nie zwracam uwagi na żadnego chłopaka - nawet na tego, który sam do mnie startuje. Przecież ja już kocham, już jestem szczęśliwie zakochana... Szczęśliwie, a jednak nie do końca... :( Niektórzy mówią, że mam dać spokój i odpuścić sobie tę miłość - kiedyś mi przejdzie…
0 votes Thanks 1
asika1996
Justyna pochodziła z ubogiej rodziny. Pewnego dnia poszła do lasu po maliny.Spotkała tam Darka. Miło się im rozmawiało. Postanowili razem zbierać owoce. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Gdy Justyna wróciła do domu spotkała Damiana. Zapomniała o Darku i pojechała z Damianem do jego domu. Gdy Darek się o tym dowiedział załamał się.
Nie pamiętam nawet, jak to się stało, jak dowiedział się, że najprawdopodobniej mi się podoba. Powiedział tylko na gg, że chciałby mieć taką dziewczynę jak ja, że podobam mu się, ale jest pewna osoba, która temu przeszkadza - dziewczyna w nim zakochana… On, co prawda, w niej nie, lecz nie chciał jej zranić.
Pewnego dnia wydusiłam to z siebie - powiedziałam mu, co do niego czuję... Zaczęły się niepewne dni, czy będziemy razem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu o tym. Zastanawiał się pół roku, a ja, jak taka naiwna, czekałam z nadzieją, że się uda. Pewnego dnia dał mi tę nadzieję… Byłam szczęśliwa. Udało się - mówił, że mnie kocha. Dzieliło nas jednak 350 km, a do wakacji jeszcze daleko. Adam (bo tak ma na imię) był dla mnie idealny, po prostu wymarzony facet. Dzięki temu moje życie nabrało sensu, każdy dzień witałam z radością w oczach.
W końcu nadeszły upragnione wakacje, nadszedł ten dzień, kiedy poprosił mnie o chodzenie. Czy może być piękniej? Byłam z osobą, którą kocham, a ta osoba kocha i mnie. Całe 8 tygodni spędziliśmy razem, było cudownie - przytulanki, pocałunki, doniosłe chwile, których nigdy nie zapomnę. W końcu to była moja pierwsza miłość. Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nadszedł dzień wyjazdu - nie padła ani jedna łza z mojej strony, kiedy się z nim żegnałam. Miałam go zobaczyć dopiero za kilka miechów, bo miał jakąś okazję, by tu przyjechać. Przyszłam do domu, byłam roztrzęsiona, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Każdy dzień spędziliśmy razem – wszyscy zawsze widywali nas we dwoje, a teraz tak nagle go nie ma i tak szybko nie będzie. :(
Kiedy przebudziłam się nad ranem około 5 i wiedziałam, ze jego już tutaj nie ma (wyjeżdżał o 3 w nocy) wpadłam w płacz. Byłam zaspana, lecz ta myśl sprawiła, że bez skrupułów wyłam jak najmocniej. Zasnęłam z przemęczenia. To były straszne dni. Nie umiałam się śmiać, nie umiałam się cieszyć z niczego, bo nie było jego. Miałam z nim kontakt, ale to nie to samo. Wszyscy mi mówili, żebym sobie odpuściła, bo miłość na odległość nie ma szans.
Przyjechał po kilku miesiącach, potem jeszcze dwa razy. Ostatnie rozstanie sprawiło mi wiele bólu, nie umiałam już tak żyć. Postanowiliśmy oboje to skończyć. Nie mogliśmy dalej brnąć w coś, co nie ma sensu. Tylko ból, smutek i łzy. Stało się. Rozstaliśmy się. Moje zachowanie było niewiarygodne. Myślałam, że mi ulży, lecz było całkiem odwrotnie. Nie mogłam uwierzyć, że tyle czekałam, a go straciłam. Że nie jestem już z tą ukochaną osobą. Nie umiałam sobie wyobrazić, jak to będzie, kiedy znowu przyjedzie i będzie wobec mnie taki sam, jak wobec innych. Wszyscy znajomi byli zszokowani, że para, która tak bardzo się kocha, zakończyła swój związek. Wtedy chyba jeszcze bardziej go pokochałam. Po 2 tygodniach napisałam, że żałuję tego - on powiedział to samo. Znowu byliśmy razem. Wiedziałam, że mogę mu absolutnie ufać, nie byłam o nic zazdrosna. Przyjechał - było ok, ale przecież nie mógł zostać długo (jak zawsze).
Zbliżają się wakacje... Nadal jesteśmy razem, a ja swojego arta piszę właśnie po pożegnaniu z nim. Nie płakałam - zrozumiałam, że tak musi być... W sercu czuję jednak ogromny żal i pustkę. Był na jeden dzień. Co to jest? Czasami zastanawiam się, czy naprawdę nie powinnam tego skończyć? Po co mam być z kimś, kogo widzę około 4 razy do roku? Przecież nawet nie wiem, czy będę z nim do końca, bo tego nikt nie wie, a teraz... wiernie czekam, pełna miłości nie zwracam uwagi na żadnego chłopaka - nawet na tego, który sam do mnie startuje. Przecież ja już kocham, już jestem szczęśliwie zakochana... Szczęśliwie, a jednak nie do końca... :( Niektórzy mówią, że mam dać spokój i odpuścić sobie tę miłość - kiedyś mi przejdzie…