- Mistrz Ulryk - rzekł pierwszy herold - wzywa twój majestat, panie i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze. To rzekłszy złożył miecze u stóp królewskich. Henryk Sienkiewicz "Krzyżacy" Trzeba przyznać, że Sienkiewicz dość wiernie opisał scenę wręczenia dwóch mieczy polskiemu królowi tuż przed bitwą pod Grunwaldem. Opis samej bitwy zawarty w "Krzyżakach" różni się nieco od faktów, ale trudno mieć o to do Sienkiewicza pretensje. Pracując nad powieścią korzystał z dzieł Jana Długosza, który co prawda wielkim kronikarzem był, ale lubił sobie pofantazjować. Co jest dość dziwne, zważywszy, że akurat w kwestii grunwaldzkiej dysponował relacją z pierwszej ręki. Jego ojciec walczył pod Grunwaldem w chorągwi ziemi wieluńskiej i za swoje zasługi otrzymał po bitwie godność starosty. Skąd się wzięły te dwa miecze pod Grunwaldem i kto wpadł na pomysł wysłania ich polskiemu królowi, by go sprowokować do bitwy? Jagiełło trochę się spóźnił pod Grunwald. Wojska polskie w drodze na pole przyszłej bitwy wyrżnęły kilka wiosek, co opóźniło marsz. Kiedy Jagiełło z rycerstwem dotarł na południowy skraj jeziora Łubień, jego piechota i tabory zostały kilkanaście kilometrów z tyłu. Musiał czekać. Stąd opisane przez Sienkiewicza dwie msze, których słuchał przed bitwą. Nie były one bynajmniej znakiem pobożności króla, a jedynie grą na zwłokę i próbą zajęcia czymś rwącego się do walki rycerstwa. Krzyżacy tymczasem stali w otwartym polu, w upale i powoli szlag ich trafiał. O wysłaniu mieczy Jagielle i wyzwaniu go w ten sposób do bitwy zadecydował prawdopodobnie bez wiedzy Wielkiego Mistrza marszałek zakonu Fryderyk von Wallenrod. Pierwotnym właścicielem słynnych mieczy był komtur człuchowski Henryk von Schwelborn. Facet dosłownie ział nienawiścią do Polaków i kazał swoim giermkom nosić przed sobą dwa nagie miecze. Mówił, że schowa je do pochew, kiedy oba ubroczą się w polskiej krwi. Nie wiadomo po co była mu ta demonstracja. Pewnie był zwykłym świrem... Prawdopodobnie te dwa miecze posłano tuż przed bitwą polskiemu królowi. Podczas bitwy praktycznie przez cały czas Polacy i Litwini mieli przewagę nad wojskami zakonnymi z wyjątkiem sytuacji, która miała miejsce mniej więcej w trzeciej godzinie walki. Wtedy na pole bitwy wróciło kilka chorągwi krzyżackich, które wcześniej rzuciły się w pogoń za uciekającymi Litwinami. Wsparły one oddziały walczące z Polakami na lewym skrzydle. Wtedy Krzyżakom niemal udało się zdobyć wielką chorągiew królewską. Opisując przebieg bitwy Sienkiewicz popuścił nieco wodze wyobraźni. Chociażby w scenie śmierci Wielkiego Mistrza. "Mistrz, uderzon ostrzem litewskiej sulicy w usta i dwukrotnie raniony w twarz, odbijał przez jakiś czas mdlejącą prawicą ciosy, wreszcie, pchnięty rohatyną w szyję, zwalił się jak dąb na ziemię. Mrowie przybranych w skóry wojowników pokryło go zupełnie." Ulricha von Jungingen najprawdopodobniej zabił polski rycerz z chorągwi nadwornej zwany Mszczujem ze Skrzynna. To on powiadomił Jagiełłę o śmierci Mistrza. Zaraz po bitwie na pokryte trupami pole wyległy masy pospólstwa w poszukiwaniu łupów. Giermek Mszczuja, niejaki Jurga przyniósł swojemu panu relikwiarz należący do Ulryka. Jego ciało odnaleziono później dzięki wskazówkom Mszczuja, co sugeruje, że ci rycerze spotkali się podczas bitwy. Właściciel dwóch słynnych mieczy - komtur człuchowski Henryk von Schwelborn ratował się z grunwaldzkiej masakry haniebną ucieczką. Daleko jednak nie uciekł. Pościg dopadł go w miejscowości Falknowo. Nienawiść polskich rycerzy do znanego z demonstrowanej wrogości do Polaków Schwelborna była tak wielka, że nie uratowało go nawet oddanie się w niewolę. Został natychmiast ścięty. Dwa grunwaldzkie miecze trafiły po bitwie do skarbca koronnego na Wawelu. Wkrótce podniesiono je do rangi insygniów władzy. Noszono je przed każdym królem - miały symbolizować Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Wyjątek miał miejsce w roku 1733, kiedy doszło do jednoczesnej koronacji Stanisława Leszczyńskiego i Augusta III Sasa. Zwolennicy Leszczyńskiego wykradli miecze ze skarbca, więc August kazał zrobić ich kopie w Dreźnie. Kopie tych mieczy do dzisiaj znajdują się w jednym z drezdeńskich muzeów. Kiedy w 1794 roku upadło Powstanie Kościuszkowskie Kraków zajęli Prusacy. Rok później skarbiec koronny został obrabowany nocą przez grupę pruskich żołnierzy. Nie zwrócili oni uwagi na dwa miecze, zapewne z powodu ich dość niepozornego wyglądu. Średniowieczne miecze bojowe. Miecz z lewej został wydobyty z fosy okalającej zamek w Malborku. Miecze grunwaldzkie najprawdopodobniej wyglądały tak samo. Były to dwa proste bojowe miecze bez żadnych ozdób używane powszechnie w XIV i XV wieku. W okresie I Rzeczypospolitej pozłocono ich rękojeści i umieszczono na nich herby Królestwa Polskiego i Litwy. Miecze udało się wykraść Tadeuszowi Czackiemu, który ukrył je w Muzeum Czartoryskich w Puławach. Tam przebywały do czasu Powstania Listopadowego. Po upadku Powstania Izabela Czartoryska przekazała je proboszczowi parafii we Włostowicach (obecnie dzielnica Puław), który ukrywał je na plebanii przez kolejne 20 lat. W 1853 roku patrol carskiej żandarmerii przeprowadził rewizję na plebanii i odkrył oba miecze, które zarekwirowano jako nielegalną broń. Wywieziono je do koszar żandarmerii w Lublinie, potem do twierdzy w Zamościu, następnie prawdopodobnie trafiły do Rosji. Ich dalsze losy nie są znane.
- Mistrz Ulryk - rzekł pierwszy herold - wzywa twój majestat, panie i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze. To rzekłszy złożył miecze u stóp królewskich. Henryk Sienkiewicz "Krzyżacy" Trzeba przyznać, że Sienkiewicz dość wiernie opisał scenę wręczenia dwóch mieczy polskiemu królowi tuż przed bitwą pod Grunwaldem. Opis samej bitwy zawarty w "Krzyżakach" różni się nieco od faktów, ale trudno mieć o to do Sienkiewicza pretensje. Pracując nad powieścią korzystał z dzieł Jana Długosza, który co prawda wielkim kronikarzem był, ale lubił sobie pofantazjować. Co jest dość dziwne, zważywszy, że akurat w kwestii grunwaldzkiej dysponował relacją z pierwszej ręki. Jego ojciec walczył pod Grunwaldem w chorągwi ziemi wieluńskiej i za swoje zasługi otrzymał po bitwie godność starosty. Skąd się wzięły te dwa miecze pod Grunwaldem i kto wpadł na pomysł wysłania ich polskiemu królowi, by go sprowokować do bitwy? Jagiełło trochę się spóźnił pod Grunwald. Wojska polskie w drodze na pole przyszłej bitwy wyrżnęły kilka wiosek, co opóźniło marsz. Kiedy Jagiełło z rycerstwem dotarł na południowy skraj jeziora Łubień, jego piechota i tabory zostały kilkanaście kilometrów z tyłu. Musiał czekać. Stąd opisane przez Sienkiewicza dwie msze, których słuchał przed bitwą. Nie były one bynajmniej znakiem pobożności króla, a jedynie grą na zwłokę i próbą zajęcia czymś rwącego się do walki rycerstwa. Krzyżacy tymczasem stali w otwartym polu, w upale i powoli szlag ich trafiał. O wysłaniu mieczy Jagielle i wyzwaniu go w ten sposób do bitwy zadecydował prawdopodobnie bez wiedzy Wielkiego Mistrza marszałek zakonu Fryderyk von Wallenrod. Pierwotnym właścicielem słynnych mieczy był komtur człuchowski Henryk von Schwelborn. Facet dosłownie ział nienawiścią do Polaków i kazał swoim giermkom nosić przed sobą dwa nagie miecze. Mówił, że schowa je do pochew, kiedy oba ubroczą się w polskiej krwi. Nie wiadomo po co była mu ta demonstracja. Pewnie był zwykłym świrem... Prawdopodobnie te dwa miecze posłano tuż przed bitwą polskiemu królowi. Podczas bitwy praktycznie przez cały czas Polacy i Litwini mieli przewagę nad wojskami zakonnymi z wyjątkiem sytuacji, która miała miejsce mniej więcej w trzeciej godzinie walki. Wtedy na pole bitwy wróciło kilka chorągwi krzyżackich, które wcześniej rzuciły się w pogoń za uciekającymi Litwinami. Wsparły one oddziały walczące z Polakami na lewym skrzydle. Wtedy Krzyżakom niemal udało się zdobyć wielką chorągiew królewską. Opisując przebieg bitwy Sienkiewicz popuścił nieco wodze wyobraźni. Chociażby w scenie śmierci Wielkiego Mistrza. "Mistrz, uderzon ostrzem litewskiej sulicy w usta i dwukrotnie raniony w twarz, odbijał przez jakiś czas mdlejącą prawicą ciosy, wreszcie, pchnięty rohatyną w szyję, zwalił się jak dąb na ziemię. Mrowie przybranych w skóry wojowników pokryło go zupełnie." Ulricha von Jungingen najprawdopodobniej zabił polski rycerz z chorągwi nadwornej zwany Mszczujem ze Skrzynna. To on powiadomił Jagiełłę o śmierci Mistrza. Zaraz po bitwie na pokryte trupami pole wyległy masy pospólstwa w poszukiwaniu łupów. Giermek Mszczuja, niejaki Jurga przyniósł swojemu panu relikwiarz należący do Ulryka. Jego ciało odnaleziono później dzięki wskazówkom Mszczuja, co sugeruje, że ci rycerze spotkali się podczas bitwy. Właściciel dwóch słynnych mieczy - komtur człuchowski Henryk von Schwelborn ratował się z grunwaldzkiej masakry haniebną ucieczką. Daleko jednak nie uciekł. Pościg dopadł go w miejscowości Falknowo. Nienawiść polskich rycerzy do znanego z demonstrowanej wrogości do Polaków Schwelborna była tak wielka, że nie uratowało go nawet oddanie się w niewolę. Został natychmiast ścięty. Dwa grunwaldzkie miecze trafiły po bitwie do skarbca koronnego na Wawelu. Wkrótce podniesiono je do rangi insygniów władzy. Noszono je przed każdym królem - miały symbolizować Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Wyjątek miał miejsce w roku 1733, kiedy doszło do jednoczesnej koronacji Stanisława Leszczyńskiego i Augusta III Sasa. Zwolennicy Leszczyńskiego wykradli miecze ze skarbca, więc August kazał zrobić ich kopie w Dreźnie. Kopie tych mieczy do dzisiaj znajdują się w jednym z drezdeńskich muzeów. Kiedy w 1794 roku upadło Powstanie Kościuszkowskie Kraków zajęli Prusacy. Rok później skarbiec koronny został obrabowany nocą przez grupę pruskich żołnierzy. Nie zwrócili oni uwagi na dwa miecze, zapewne z powodu ich dość niepozornego wyglądu. Średniowieczne miecze bojowe. Miecz z lewej został wydobyty z fosy okalającej zamek w Malborku. Miecze grunwaldzkie najprawdopodobniej wyglądały tak samo. Były to dwa proste bojowe miecze bez żadnych ozdób używane powszechnie w XIV i XV wieku. W okresie I Rzeczypospolitej pozłocono ich rękojeści i umieszczono na nich herby Królestwa Polskiego i Litwy. Miecze udało się wykraść Tadeuszowi Czackiemu, który ukrył je w Muzeum Czartoryskich w Puławach. Tam przebywały do czasu Powstania Listopadowego. Po upadku Powstania Izabela Czartoryska przekazała je proboszczowi parafii we Włostowicach (obecnie dzielnica Puław), który ukrywał je na plebanii przez kolejne 20 lat. W 1853 roku patrol carskiej żandarmerii przeprowadził rewizję na plebanii i odkrył oba miecze, które zarekwirowano jako nielegalną broń. Wywieziono je do koszar żandarmerii w Lublinie, potem do twierdzy w Zamościu, następnie prawdopodobnie trafiły do Rosji. Ich dalsze losy nie są znane.