Trzej bracia-Słowianie, Czech, Lech i Rus przed wiekami, gdy w Europie dopiero powstawały państwa, wędrowali po wielkim terytorium między dwiema rzekami, z zachodu była to Odra, od wschodu Dniepr. Przemierzali wielkie połacie pól, lasów. Nie była to łatwa podróż, musieli mierzyć się z dziką przyrodą, niebezpieczną leśną zwierzyną, nie mogli się zgubić wśród leśnych kniei, kto by się zgubił, ten mógł nigdy się już nie odnaleźć. Nie byli to zwykli bracia – Czech, Lech i Rus wędrowali ze swoimi ludami, każdy z nich był wodzem plemienia i choć wędrowali razem, i szukali najlepszego miejsca, w którym mogliby osiąść, każdy z nich wiedział, że powinien samodzielnie zapewnić i sobie, i swojemu plemieniu jedyne miejsce dla niego, w którym mogłoby się rozwijać.
Łatwiej było iść im razem, wszyscy byli Słowianami, rozumieli się bardzo dobrze, ale w jednym miejscu nie mogli się zatrzymać. Wędrówka nie była łatwa, z nimi szły dzieci, ludzie starsi, którym niekiedy brakowało sił. Ani Czech, ani Lech, ani Rus nie chcieli jednak poddać się namowom niektórych i ostatecznie zakończyć wędrówkę w miejscu, które wydawało się idealne do tego, aby z nim związać dalsze swe losy. Mądrzy bracia wiedzieli, że szybka decyzja może obrócić się nie tylko przeciwko nim, ale również ludziom, za których jako wodzowie plemion byli odpowiedzialni. Czekali więc na szczególne znaki, które mogły im podpowiedzieć najwłaściwszy z możliwych wyborów.
Wędrowali więc dalej wśród szerokich pól, leśnych ostępów, pomiędzy korytami wielkich rzek, wśród pięknych jezior. Wędrówka trwała już długo i wydawało się, że nigdy nie dotrze do celu, który zresztą tak trudno było wyznaczyć. Pewnego razu bracia zatrzymali się na pięknej polanie w pobliżu jeziora. Usiedli pod prastarym, rozłożystym, wielkim dębem, było lato, żar lał się z nieba, wszyscy potrzebowali odpoczynku – chcieli dotrzeć do bezpiecznego miejsca przed wieczorem. Odpoczywali w cieniu wielkiego drzewa i rozprawiali o swej wędrówce… dookoła panował spokój, letnie popołudnie nastrajało do snu, gdy Czech, Lech i Rus ułożyli się wygodnie pod chroniącym ich przed upałem dębem wśród jego rozłożystych, nieprzeliczonych gałęzi usłyszeli szelest, coraz bardziej narastał, wzmagał się i nagle ich oczom ukazał się piękny, dostojny ptak, który z wyżyn swojego gniazda patrzył na nich groźnym, przenikliwym spojrzeniem.
Tak zachwycającego ptaka, dumnego i wielkiego jeszcze nie widzieli – był to orzeł biały. Bracia widzieli już podobne orły, ale nigdy tak okazałego. Lech nie mógł od niego oderwać oczu, a ptak nie zwracając już na nich uwagi i nie czując z ich strony żadnego zagrożenia zaczął rozglądać się po okolicy. Jego piękna sylwetka górowała nad koroną drzewa… Lech śledząc spojrzenie ptaka, wstał i również rozglądnął się po okolicy – rzeczywiście było na co patrzeć, nie dziwił go teraz zadumany wzrok króla przestworzy… tak, to z pewnością było królestwo białego orła, a skoro wybrał sobie tu dom, to musi to być znak, który on, Lech, doskonale czuje, na który tak długo czekał! Nie mógł się mylić – powziął postanowienie – zostanie tu wraz ze swoim ludem. Zielona dolina, żyzna gleba, gęste lasy pełne zwierzyny, jagód, grzybów, jezioro zasobne w ryby… szeroka przestrzeń nie dająca się ogarnąć spojrzeniem… pod znakiem orła Lech wybuduje osadę, gród, państwo!
Lech idąc w stronę dębu, pod którym nadal odpoczywali jego bracia wiedział już wszystko, także i to, że przyszedł dla nich czas rozstania. Czech i Rus ze zrozumieniem przyjęli słowa brata, pogodzili się z jego decyzją, wiedzieli, że prędzej, czy później tak musiało się stać, a każdy z nich musi też iść swoją drogą. Czech i Rus widząc stanowczość brata, również uznali, że nie powinni już iść razem, a każdy powinien udać się własną drogą – tak będzie im łatwiej odnaleźć miejsca, w których mogliby i oni założyć swoje osady. Czech po krótkim namyśle wybrał drogę na południe, Rus, z kolei, postanowił udać się na wschód. Przyszedł dla braci czas pożegnania – nie było to łatwe, ale też cieszyli się, że cel wędrówki każdego z nich zbliża się.
Teraz było im trudniej – plemiona Czecha i Rusa już same, w mniejszych grupach udać się musiały w dalszą wędrówkę, a Lech - podjąć się zupełnie nowych obowiązków - gospodarskich. Bracia pożegnali się i Lech stojąc pod wielkim dębem widział jak oddalali się od niego, nigdy już ich nie zobaczył. Czuł jednak, że nie jest sam – nie mylił się, biały orzeł patrzył na niego z wysokości swego gniazda, chyba nie był mu nieprzychylny, nie zamierzał atakować, ale po dłuższej chwili rozwinął swoje wielkie skrzydła, które załopotały ciężko nad okolicą i odleciał… Przylatywał tu potem często i widział jak dobrym gospodarzem jest Lech, pod jego rządami wybudowano piękny gród, ludzie zakładali gospodarstwa, nie cierpieli głodu, czuli się tu bezpieczni i szczęśliwi.
Lech wiedział, że dokonał dobrego wyboru! Gród stawał się coraz większy, piękniał, przybywało domostw, dookoła grodu wił się obronny mur. Gród przypominał wielkie gniazdo gościnnego orła, miejsce to nazwano Gnieznem, miało się ono w przyszłości stać pierwszą stolicą Polski, a Polacy nigdy nie zapomną o dumnym orle, który był dobrym znakiem dla Lecha – piękny biały ptak pozostanie z nami już na zawsze w naszym państwowym godle!
W dawnym wieku Słowiańskie plemiona, żyły w dobrobycie i zgodzie ze sobą, zamieszkując dalekie kraje.
Ich przywódcami byli, mężni bracia: Lech, Czech i Rus. Władcy Ci byli zarówno mężni w boju jak i mądrzy we władzy. Poddani wiedli wspaniałe życie, cisząc się dobrobytem jaki nastał za panowania trzech braci. Słowiańskie plemiona szybko zaludniły obszar, którym rządzili, tak, że zaczęli obawiać się głodu.
Z tej to przyczyny bracia zwołali naradę, na której nie zabrakło ich rodziny i przyjaciół. Pomysł władców nie przekonywał ludzi, jednak zważając na trudną sytuację, postanowiono opuścić tą krainę i poszukać odpowiedniego miejsca do osiedlenia się. Kilka dni trwały przygotowania do wyprawy. Nie można było jednak długo tego odwlekać, i tak wszystkie rodziny opuściły swoje dotychczasowe domy wyruszając w nieznane krainy. Zarówno młode kobiety z dziećmi jak i starcy jechali na wozach by nie opóźniać marszu. Z przodu i z tyłu wielkiego orszaku jechali zbrojni, aby móc chronić ludność i ich dobytki. Nieznane krainy często budziły w ludziach strach. Podróż przez ciemne gąszcze, gdzie czają się różne stwory nie należy do najbezpieczniejszych.
Podróż nie była lekka, często napotykano rzeki, które spowalniały wędrujący naród. Co jakiś czas zbrojni wykazywali się zręcznością, odganiając stada wilków i broniąc ludzi przed dzikimi plemionami.
Mimo lęków i trudów podróży Słowianie pokładali nadzieje i wierzyli w mądrość swoich królów. Przez całą podróż gorliwie modlili się do swoich bóstw o bezpieczne dotarcie do celu.
Mijały tygodnie, aż wreszcie Słowianie ujrzeli wielkie obszary żyznych równin. Liczne rzeki przecinające teren mieniły się w słońcu. Gdy nadszedł czas postoju Rus przemówił do swych braci:
- Ludzie moi są już zmęczeni trudami tych poszukiwań. Wiem, że tutaj będzie nam dobrze, tu właśnie będzie nasza osada. Na tych równinach powstaną nasze domostwa.
Czech i Lech pożegnali się z bratem, składając przy tym obietnice, że jeszcze się spotkają. Pozostali bracia ruszyli w stronę słońca, które akurat było w zenicie. Wybrali tę drogę ze względu na Czecha, który lubił promienie słoneczne i ich ciepło.
Podróżowali wiele dni, aż ich oczom ukazały się wielkie góry. Tam też rozbili obóz. Czech spoglądał z podziwem na wysokie góry i rzekł do brata:
- Ukochałem ciepło słońca, gdzie będę mógł być bliżej niego, jak nie na tak wysokich górach? Ziemi są tu żyzne. Więc dalej bracie musisz podążać sam, ja i mój lud osiedlimy się tutaj.
Lech wiedział, że musi dalej szukać miejsca dla swego ludu, jednak trudno było rozstawać mu się z bratem. Nadszedł w końcu dzień w którym pożegnał Czecha, zanim jednak odjechał w swoim kierunku przypomniał bratu o złożonej przez trzech braci przysiędze, że jeszcze się spotkają. I tak Lech ruszył w drogę. Po wielu dniach marszu gdy rozbijano obóz, Lech rozglądał się uważnie po całej okolicy. Spodobał mu się widok rzek w których było mnóstwo ryb, lasy w których było dużo zwierzyny i żyzne ziemie, które pozazdrościli by mu bracia. Spoglądając na swój lud widział zmęczenie i wyczerpanie nieustanną podróżą. Postanowił więc przemówić:
- To koniec naszej podróży. Tu zbudujemy naszą osadę. W głębi duszy mam pewność , że to jest nasze miejsce i tu powinniśmy pozostać.
Lud Lecha mimo iż ufał osądowi swego króla był bardzo religijny i zapragnął aby bóstwa dały jakiś znak, że to faktycznie koniec ich trudów podróży. W tej właśnie chwili nad ich głowami rozległ się wrzask. Wszyscy unieśli głowy i ujrzeli wielkiego, majestatycznego orła o mieniących się białych piórach. Wielki ptak właśnie lądował w swym gnieździe na szczycie wielkiego dębu. To był niesamowity widok, ujrzeć tak pięknego , białego orła na tle czerwonego, zachodzącego słońca. Wszyscy ujrzeli w tym znak od bogów, którego tak pragnęli.
Tam gdzie początkowo rozbito obóz wyrósł ogromny gród. Na pamiątkę orła, który zwiastował im koniec podróży nadano osadzie kształt orlego gniazda. Gród nazwano Gnieznem, a biały orzeł na czerwonym tle od tamtej pory był godłem rodu Lecha, a następnie całego narodu polskiego, który wywodzi się z tego właśnie rodu.
Trzej bracia-Słowianie, Czech, Lech i Rus przed wiekami, gdy w Europie dopiero powstawały państwa, wędrowali po wielkim terytorium między dwiema rzekami, z zachodu była to Odra, od wschodu Dniepr. Przemierzali wielkie połacie pól, lasów. Nie była to łatwa podróż, musieli mierzyć się z dziką przyrodą, niebezpieczną leśną zwierzyną, nie mogli się zgubić wśród leśnych kniei, kto by się zgubił, ten mógł nigdy się już nie odnaleźć. Nie byli to zwykli bracia – Czech, Lech i Rus wędrowali ze swoimi ludami, każdy z nich był wodzem plemienia i choć wędrowali razem, i szukali najlepszego miejsca, w którym mogliby osiąść, każdy z nich wiedział, że powinien samodzielnie zapewnić i sobie, i swojemu plemieniu jedyne miejsce dla niego, w którym mogłoby się rozwijać.
Łatwiej było iść im razem, wszyscy byli Słowianami, rozumieli się bardzo dobrze, ale w jednym miejscu nie mogli się zatrzymać. Wędrówka nie była łatwa, z nimi szły dzieci, ludzie starsi, którym niekiedy brakowało sił. Ani Czech, ani Lech, ani Rus nie chcieli jednak poddać się namowom niektórych i ostatecznie zakończyć wędrówkę w miejscu, które wydawało się idealne do tego, aby z nim związać dalsze swe losy. Mądrzy bracia wiedzieli, że szybka decyzja może obrócić się nie tylko przeciwko nim, ale również ludziom, za których jako wodzowie plemion byli odpowiedzialni. Czekali więc na szczególne znaki, które mogły im podpowiedzieć najwłaściwszy z możliwych wyborów.
Wędrowali więc dalej wśród szerokich pól, leśnych ostępów, pomiędzy korytami wielkich rzek, wśród pięknych jezior. Wędrówka trwała już długo i wydawało się, że nigdy nie dotrze do celu, który zresztą tak trudno było wyznaczyć. Pewnego razu bracia zatrzymali się na pięknej polanie w pobliżu jeziora. Usiedli pod prastarym, rozłożystym, wielkim dębem, było lato, żar lał się z nieba, wszyscy potrzebowali odpoczynku – chcieli dotrzeć do bezpiecznego miejsca przed wieczorem. Odpoczywali w cieniu wielkiego drzewa i rozprawiali o swej wędrówce… dookoła panował spokój, letnie popołudnie nastrajało do snu, gdy Czech, Lech i Rus ułożyli się wygodnie pod chroniącym ich przed upałem dębem wśród jego rozłożystych, nieprzeliczonych gałęzi usłyszeli szelest, coraz bardziej narastał, wzmagał się i nagle ich oczom ukazał się piękny, dostojny ptak, który z wyżyn swojego gniazda patrzył na nich groźnym, przenikliwym spojrzeniem.
Tak zachwycającego ptaka, dumnego i wielkiego jeszcze nie widzieli – był to orzeł biały. Bracia widzieli już podobne orły, ale nigdy tak okazałego. Lech nie mógł od niego oderwać oczu, a ptak nie zwracając już na nich uwagi i nie czując z ich strony żadnego zagrożenia zaczął rozglądać się po okolicy. Jego piękna sylwetka górowała nad koroną drzewa… Lech śledząc spojrzenie ptaka, wstał i również rozglądnął się po okolicy – rzeczywiście było na co patrzeć, nie dziwił go teraz zadumany wzrok króla przestworzy… tak, to z pewnością było królestwo białego orła, a skoro wybrał sobie tu dom, to musi to być znak, który on, Lech, doskonale czuje, na który tak długo czekał! Nie mógł się mylić – powziął postanowienie – zostanie tu wraz ze swoim ludem. Zielona dolina, żyzna gleba, gęste lasy pełne zwierzyny, jagód, grzybów, jezioro zasobne w ryby… szeroka przestrzeń nie dająca się ogarnąć spojrzeniem… pod znakiem orła Lech wybuduje osadę, gród, państwo!
Lech idąc w stronę dębu, pod którym nadal odpoczywali jego bracia wiedział już wszystko, także i to, że przyszedł dla nich czas rozstania. Czech i Rus ze zrozumieniem przyjęli słowa brata, pogodzili się z jego decyzją, wiedzieli, że prędzej, czy później tak musiało się stać, a każdy z nich musi też iść swoją drogą. Czech i Rus widząc stanowczość brata, również uznali, że nie powinni już iść razem, a każdy powinien udać się własną drogą – tak będzie im łatwiej odnaleźć miejsca, w których mogliby i oni założyć swoje osady. Czech po krótkim namyśle wybrał drogę na południe, Rus, z kolei, postanowił udać się na wschód. Przyszedł dla braci czas pożegnania – nie było to łatwe, ale też cieszyli się, że cel wędrówki każdego z nich zbliża się.
Teraz było im trudniej – plemiona Czecha i Rusa już same, w mniejszych grupach udać się musiały w dalszą wędrówkę, a Lech - podjąć się zupełnie nowych obowiązków - gospodarskich. Bracia pożegnali się i Lech stojąc pod wielkim dębem widział jak oddalali się od niego, nigdy już ich nie zobaczył. Czuł jednak, że nie jest sam – nie mylił się, biały orzeł patrzył na niego z wysokości swego gniazda, chyba nie był mu nieprzychylny, nie zamierzał atakować, ale po dłuższej chwili rozwinął swoje wielkie skrzydła, które załopotały ciężko nad okolicą i odleciał… Przylatywał tu potem często i widział jak dobrym gospodarzem jest Lech, pod jego rządami wybudowano piękny gród, ludzie zakładali gospodarstwa, nie cierpieli głodu, czuli się tu bezpieczni i szczęśliwi.
Lech wiedział, że dokonał dobrego wyboru! Gród stawał się coraz większy, piękniał, przybywało domostw, dookoła grodu wił się obronny mur. Gród przypominał wielkie gniazdo gościnnego orła, miejsce to nazwano Gnieznem, miało się ono w przyszłości stać pierwszą stolicą Polski, a Polacy nigdy nie zapomną o dumnym orle, który był dobrym znakiem dla Lecha – piękny biały ptak pozostanie z nami już na zawsze w naszym państwowym godle!
Legenda
W dawnym wieku Słowiańskie plemiona, żyły w dobrobycie i zgodzie ze sobą, zamieszkując dalekie kraje.
Ich przywódcami byli, mężni bracia: Lech, Czech i Rus. Władcy Ci byli zarówno mężni w boju jak i mądrzy we władzy. Poddani wiedli wspaniałe życie, cisząc się dobrobytem jaki nastał za panowania trzech braci. Słowiańskie plemiona szybko zaludniły obszar, którym rządzili, tak, że zaczęli obawiać się głodu.
Z tej to przyczyny bracia zwołali naradę, na której nie zabrakło ich rodziny i przyjaciół. Pomysł władców nie przekonywał ludzi, jednak zważając na trudną sytuację, postanowiono opuścić tą krainę i poszukać odpowiedniego miejsca do osiedlenia się. Kilka dni trwały przygotowania do wyprawy. Nie można było jednak długo tego odwlekać, i tak wszystkie rodziny opuściły swoje dotychczasowe domy wyruszając w nieznane krainy. Zarówno młode kobiety z dziećmi jak i starcy jechali na wozach by nie opóźniać marszu. Z przodu i z tyłu wielkiego orszaku jechali zbrojni, aby móc chronić ludność i ich dobytki. Nieznane krainy często budziły w ludziach strach. Podróż przez ciemne gąszcze, gdzie czają się różne stwory nie należy do najbezpieczniejszych.
Podróż nie była lekka, często napotykano rzeki, które spowalniały wędrujący naród. Co jakiś czas zbrojni wykazywali się zręcznością, odganiając stada wilków i broniąc ludzi przed dzikimi plemionami.
Mimo lęków i trudów podróży Słowianie pokładali nadzieje i wierzyli w mądrość swoich królów. Przez całą podróż gorliwie modlili się do swoich bóstw o bezpieczne dotarcie do celu.
Mijały tygodnie, aż wreszcie Słowianie ujrzeli wielkie obszary żyznych równin. Liczne rzeki przecinające teren mieniły się w słońcu. Gdy nadszedł czas postoju Rus przemówił do swych braci:
- Ludzie moi są już zmęczeni trudami tych poszukiwań. Wiem, że tutaj będzie nam dobrze, tu właśnie będzie nasza osada. Na tych równinach powstaną nasze domostwa.
Czech i Lech pożegnali się z bratem, składając przy tym obietnice, że jeszcze się spotkają. Pozostali bracia ruszyli w stronę słońca, które akurat było w zenicie. Wybrali tę drogę ze względu na Czecha, który lubił promienie słoneczne i ich ciepło.
Podróżowali wiele dni, aż ich oczom ukazały się wielkie góry. Tam też rozbili obóz. Czech spoglądał z podziwem na wysokie góry i rzekł do brata:
- Ukochałem ciepło słońca, gdzie będę mógł być bliżej niego, jak nie na tak wysokich górach? Ziemi są tu żyzne. Więc dalej bracie musisz podążać sam, ja i mój lud osiedlimy się tutaj.
Lech wiedział, że musi dalej szukać miejsca dla swego ludu, jednak trudno było rozstawać mu się z bratem. Nadszedł w końcu dzień w którym pożegnał Czecha, zanim jednak odjechał w swoim kierunku przypomniał bratu o złożonej przez trzech braci przysiędze, że jeszcze się spotkają. I tak Lech ruszył w drogę. Po wielu dniach marszu gdy rozbijano obóz, Lech rozglądał się uważnie po całej okolicy. Spodobał mu się widok rzek w których było mnóstwo ryb, lasy w których było dużo zwierzyny i żyzne ziemie, które pozazdrościli by mu bracia. Spoglądając na swój lud widział zmęczenie i wyczerpanie nieustanną podróżą. Postanowił więc przemówić:
- To koniec naszej podróży. Tu zbudujemy naszą osadę. W głębi duszy mam pewność , że to jest nasze miejsce i tu powinniśmy pozostać.
Lud Lecha mimo iż ufał osądowi swego króla był bardzo religijny i zapragnął aby bóstwa dały jakiś znak, że to faktycznie koniec ich trudów podróży. W tej właśnie chwili nad ich głowami rozległ się wrzask. Wszyscy unieśli głowy i ujrzeli wielkiego, majestatycznego orła o mieniących się białych piórach. Wielki ptak właśnie lądował w swym gnieździe na szczycie wielkiego dębu. To był niesamowity widok, ujrzeć tak pięknego , białego orła na tle czerwonego, zachodzącego słońca. Wszyscy ujrzeli w tym znak od bogów, którego tak pragnęli.
Tam gdzie początkowo rozbito obóz wyrósł ogromny gród. Na pamiątkę orła, który zwiastował im koniec podróży nadano osadzie kształt orlego gniazda. Gród nazwano Gnieznem, a biały orzeł na czerwonym tle od tamtej pory był godłem rodu Lecha, a następnie całego narodu polskiego, który wywodzi się z tego właśnie rodu.