Do niedawna byłam anty nastawiona na sprawy religijne. Dokładnie trwało to do dnia 20 stycznia tego roku. Właśnie w tym czasie w szpitalu przybywał mój dziadek. Bardzo byłam z nim związana, ponieważ od zawsze wychowywałam się w jego towarzystwie. Była to jedyna osoba w mojej rodzinie, której ufałam. Byłam trudnym dzieckiem, ponieważ moja mama zostawiła mnie jako dziecko a ojciec po 10 latach stwierdził, że nie da rady w wychowywaniu mnie. Wracając do dziadka. Był on w szpitalu z powodu raka wątroby. Był w ciężkim stanie. Dzień przed jego śmiercią czyli 19 stycznia byłam u niegow szpitalu. Wyglądał on całkiem dobrze, zaczął nawet jeść oraz mówił nawet, że jeśli wróci do domu to pomoże mi w zrobieniu karminka dla ptaka. Bardzo się cieszyłam, ponieważ nie mogłam się doczekać kiedy wróci. Gdy wracałam do domu ze szpitala postanowiłam się pomodlić. Odmówiłam dziesiątkę różańca. Nigdy nie chodziłam do kościoła, ale wtedy coś we mnie pękło. Wiem, że jeśli trwoga to do Boga, ale myślę, że moje zachowanie było usprawiedliwione. Dziadek zawsze namawiał mnie do tego aby szanowała Boga i chodziła do kościoła. Nie chciał też na siłe mnie tam ciągnąć. Następnego dnia rano otrzymałam telefon, że z dziadkiem jest bardzo źle. Pojechałam szyb,o do szpitala i na moich oczach dziadek umierał. Najbliższa mi osoba odeszła z tego świata. Na początku obwiniałam Boga o to, że zabrał mi go. Mówiłam sama do siebie` Ja się pomodliłam a Ty Boże mi go zabrałeś!`. Po czasie doszłam do wniosku, że dziadek to był mój przewodnik życiowy. Spełnił swoją misje tutaj na ziemii, zrobił wszystko w kierunku mojego wychowania i odszedł w spokoju. Ostatnią jego misją było żeby skłonić mnie do wiary w Boga. Udało się. Od tamtego czasu co niedzielę chodzę do kościoła.
Do niedawna byłam anty nastawiona na sprawy religijne. Dokładnie trwało to do dnia 20 stycznia tego roku. Właśnie w tym czasie w szpitalu przybywał mój dziadek. Bardzo byłam z nim związana, ponieważ od zawsze wychowywałam się w jego towarzystwie. Była to jedyna osoba w mojej rodzinie, której ufałam. Byłam trudnym dzieckiem, ponieważ moja mama zostawiła mnie jako dziecko a ojciec po 10 latach stwierdził, że nie da rady w wychowywaniu mnie. Wracając do dziadka. Był on w szpitalu z powodu raka wątroby. Był w ciężkim stanie. Dzień przed jego śmiercią czyli 19 stycznia byłam u niegow szpitalu. Wyglądał on całkiem dobrze, zaczął nawet jeść oraz mówił nawet, że jeśli wróci do domu to pomoże mi w zrobieniu karminka dla ptaka. Bardzo się cieszyłam, ponieważ nie mogłam się doczekać kiedy wróci. Gdy wracałam do domu ze szpitala postanowiłam się pomodlić. Odmówiłam dziesiątkę różańca. Nigdy nie chodziłam do kościoła, ale wtedy coś we mnie pękło. Wiem, że jeśli trwoga to do Boga, ale myślę, że moje zachowanie było usprawiedliwione. Dziadek zawsze namawiał mnie do tego aby szanowała Boga i chodziła do kościoła. Nie chciał też na siłe mnie tam ciągnąć. Następnego dnia rano otrzymałam telefon, że z dziadkiem jest bardzo źle. Pojechałam szyb,o do szpitala i na moich oczach dziadek umierał. Najbliższa mi osoba odeszła z tego świata. Na początku obwiniałam Boga o to, że zabrał mi go. Mówiłam sama do siebie` Ja się pomodliłam a Ty Boże mi go zabrałeś!`. Po czasie doszłam do wniosku, że dziadek to był mój przewodnik życiowy. Spełnił swoją misje tutaj na ziemii, zrobił wszystko w kierunku mojego wychowania i odszedł w spokoju. Ostatnią jego misją było żeby skłonić mnie do wiary w Boga. Udało się. Od tamtego czasu co niedzielę chodzę do kościoła.