Rano stało się coś bardzo złego,wypadł mi ząb.Bardzo płakałam bo bałam się,że już nie odrośnie.Poszłam do mamy i powiedziałam co sięstało.Ona powiedziała,że powinnam zostawić tego zęba pod poduszką,bo przyjdzie do mnie wróżka i go weźmie,nie chciałam uwierzyć w takie bajki,ale chciałam spróbować.Wieczorem gdy szłam spać,podłożyłam zęba pod poduszke.Stwierdziłam,że muszę się przekonac czy istnieje naprawdę,więc udawałam,że spię.O północy poczułam dziwne uczucie ,otworzyłam oczy a tam pojawiła się piękna postać w duzym kapeluszu z różdżką.Przestraszyłam się ale zapytałam jej po co jej zęby i dlaczego przychodzi w nocy ,żeby jej nikt nie widział.Ona opowiedziała mi swoją historię,że gdy była mała tez przychodzila do niej wrożka,co nie spodobało się jej rodzicom,ponieważ zęby były jej potrzebne aby zbudowac swój pałac,gdy wróżka umierała powierzyła tej obecnej swoją pracę i tak została wrożką zębiastą,ktora bierze zęby aby moc skończyć zamek,a w zamian za to zostawia skromny prezent.JA dostałam kule,zawsze gdy do neij patrze widze śmiejącą się wrożke.
11 votes Thanks 19
krystiankrzyzak
Malina zawsze była drobną dziewczynką. Od kąd pamiętam nasza córeczka była mniejsza i bardziej krucha niż inne dzieci. Z czasem stało się to uciążliwe. W szkole jej koledzy ciągle robili sobie z tego żarty. Była od każdego niższa o głowe. Nazywano ją nawet kostuchą ze względu na jej kościste kolanka. Oczywiście jako dobra mama bywałam z nią u wielu lekarzy, ale każdy z nich stwierdzał, że nie jest na nic chora. Wszystko z nią w porządku, a jej waga jest prawidłowa. Uznano, że to cecha wrodzona. Niestety, jak to dziecko, Malina tego nie pojmowała. Z dnia na dzien obserwowałam jak jej szczery uśmiech stawał się wymuszony. Mała dojrzewała i stawała się coraz bardziej ponura. W szkole, mimo wszelkich skarg, ciągle jej dokuczano. Miała koleżanki, ale nie była szczęśliwa i wiem że czuła się wyalienowana. Raz zaproponowałam jej zmiane szkoły ale stwierdziła że nie chce znowu się przyzwyczajać. Prawdopodobnie miała racje, bo nie ważne gdzie, dzieci pozostaną dziećmi. A dzieci nie rozumieją, że to może boleć. Kiedy Malina miała 8 lat postanowiła przybrać na wadze i urosnąć kilka centymetrów. Zaczęła na siłe jeść tylko słodkie rzeczy po czym, zainspirowana pewną reklamą, popijała to wszystko mlekiem. Oczywiście odrazu kazałam jej zjeść normalny obiad. Wiadomo przecież czym kończy się takie jedzenie. Jednak nie spodziewałam, że sprytna mała jest tak zdesperowana, że zakradnie się w nocy do schowka ze słodkościami. Zjadła 1,5 tabliczki czekolady, zagryzła żelkami i popiła mlekiem. Popołudniu już jechaliśmy z wielkim bólem brzucha do lekarza. Diagnoza nie była zaskoczeniem: grypa żołądkowa. Malina nie zbliżała się do słodyczy przez nastepne 2 miesiące. Następnie próbowała przeciągania. Wieszała się na trzepaku na podwórzu i wykonywała różne dziwne figury. Nie martwiło mnie to bo wszystkie dzieciaki tak robiły. Jednak wieczorem dostałam telefon ze szpitala. Okazało się, że mała wieszała się do góry nogami na najwyższej poprzeczce a w między czasie koleżanki ładowały jej do rąk ciężkie książki. Chciała w ten sposób rozciągąć kości, żeby być wyższa. Gdy dotarłam na miejsce to co ujrzałam mnie przeraziło. Buzia i ręce Malinki całe podrapane, a noga w gipsie. Lekarz powiedział, że to cud, że nie ma urazów czaszki. Nie dawałam jej żadnych kar, poprostu cieszyłam się że nic jej nie będzie. Z tą nogą w gipsie i tak daleko nie ucieknie. Ale nie myśl sobie drogi czytelniku, że powyższe sytuacje nie dały mi do myślenia. Zaczęłam sama starać się o pomoc dla mojego dziecka. Chodziłam po lekarzach specjalistach, ale wszyscy mnie zbywali mówiąc, że to minie z wiekiem. Nawet zapisałam małą do psychologa ale z wizyty wracała w jeszcze gorszym nastroju. Nie wiedziałam już co mam zrobić ale cały czas próbowałam, pytałam, miałam nadzieje, że może w końcu coś się zmieni. Zmieniłam jej diete na bardziej tłustą. Była ważona i mierzona co tydzień, ale wszystkie pomiary zostawały bez zmian. Tak się w to wkręciłam, że nawet zaczełam codziennie prosić pana Boga o jej szczęście, a nie jestem szczególnie wierząca. Pewnego dnia miałam dziwny sen. Był to dzień poprzedzający dziesiąte urodziny Maliny. Jak zwykle pomodliłam się i poszłam spać ok.23. Przyśniła mi się kobieta spowita w białe i błękitne szaty. Jej platynowe włosy były długie aż po nagie kostki a turkusowe oczy spoglądały na mnie z troską i dobrocią. Jej uśmiech był delikatny i komponował sie z pozytywną aurą jaką promieniała kobieta. Ponieważ był to sen, nie zdziwił mnie nawet fakt, że z jej pleców wyrastała para motylich skrzydeł. A były to skrzydła piękne i błyszczące wszelkimi barwami tęczy. Były całe błękitne, tylko wzory na nich raz były pomarańczowe a raz skakały w odcienie czerwieni. Zielone zawijasy i żółte kreski wyglądały niczym starożytne zaklęcia a gdzie nie gdzie można było dostrzec róże i fiolety. Po wyglądzie kobiety założyłam, że jest to dobra wróżka, często opisywana w baśniach i bajkach, które czytałam Malinie. Nie czekałam długo zanim zjawa do mnie przemówiła: - Witaj. Imie me Łucja. Jestem wróżką chrzestną, która spełnia drobne życzenia prostych ludzi. Czy chciałabyś mi o czymś powiedzieć, dziecino? - Troche oburzona, że nazwano mnie prostym człowiekiem, poczełam zastanawiać się nad jej wypowiedzią. - Moja córka jest chudsza i niższa niż inne dzieci w jej wieku. Czy mogłabyś to jakoś naprawić? - powiedziałam. - Niech twoja dusza będzie spokojna, spełnie twe życzenie. Ale ... - Wiedziałam! Jest jakieś ale! No więc? Jaki jest haczyk? - Dosyć niegrzecznie przerwałam wróżce, ale jako wieczny sceptyk, od początku nie wierzyłam, że zrobiła by to tak poprostu. - W mych słowach nie czai się podstęp, nie musisz się bać. Staram się szerzyć szczęście w zakresie moich mocy. W ciągu następnego roku twa latorośl będzie rosła po 1 cm i przybierała na wadze o 1 kg co każdy miesiąc poczynając od dnia dzisiejszego. Ale jeśli twoja córka nie uszanuje swojego prezentu to znów zaprzestanie prawidłowego rozwijania. - rzekła z powagą kobieta. Bardzo ucieszyły mnie jej słowa. - Nie pozwól jej zlekceważyć prezentu od zjawy nieziemskiej. Niech nie popełnia tego samego błedu co ty, dziecino.- jej słowa wprowadziły mnie w tymczasową konfuzje. - Tego samego co ja? Co masz na myśli? - Gdy przeżyłaś 10 wiosen zjawiłam się u twojej matki. Poprosiła mnie abym uleczyła cię z astmy. Lekarze stwierdzili, że to tylko remisja choroby. Twoja matka nie powiedziała ci o mych zasługach, więc uwierzyłaś znachorom. Zlekceważyłaś dar, uznałaś to za błahostkę. Nie pozwól by spotkało to twe dziecie. Jest w wieku decydującym o tym czy nadal będzie wierzyć w istoty magiczne czy zostanie sceptykiem pozbawionym wyobaźni. Krzew w niej miłość do zjaw i duchów a już nigdy nie będzie samotna. Uszczęśliwie ją pod tym jednym warunkiem.- Wróżka przedstawiła tzn. warunki naszej umowy, a ja nadal siedziałam z otwartymi ustami. Mogłam być wyleczona z astmy? Moja mama mogła mi to załatwić ale to zawaliła. Byłam zła i sszokowana jednocześnie. Jednak nie zwlekałam z odpowiedzią. - Oczywiście, zgadzam się. - Zatem żegnam cię ziemska córo... - kobieta ukłoniła się i zaczęła znikać. - Czekaj! Powiedz mi jeszcze czy św. Mikołaj istnieje !? * Następnego dnia po obudzeniu myślałam długo i mocno nad moim snem. Doszłam do wniosku, że to tylko marzenia senne. Nie chciałam pędzić z Maliną do wagi i miarki, bo bałam się że jeśli nic się nie zmieniło to zepsuje jej urodziny. Ostatnio wszelkie pomiary byly robione 4 dni temu, wiec postanowilam ją zważyc dopiero wieczorem. Z rana dostała prezenty i życzenia od najbliższej rodziny, a po południu urządziliśmy małe przyjęcie dla niej i koleżanek. Były smakołyki, gry planszowe i oczywiście film o królewnie śnieżce oraz czesanie lalek. W końcu przyszedł ten nieoczekiwany moment mierzenia i ważenia. Mała byłą bardzo zdziwiona ale powiedziałam tylko, że mam przeczucie, że dzisiaj coś się zmieni. Ku naszej uciesze okazało się, że przytyła kilogram i urosła centymetr. Malina skakała z radości a ja z niedowierzaniem rozmyślałam nad tym co mi sie sniło. Postanowiłam poczekać miesiąc i zobaczyć czy to tylko przypadek czy naprawde działo się tu coś dziwnego. Jednak mój sceptycyzm okazał się zupełnie nie uzasadniony. Co miesiąc mała wyglądała coraz lepiej, jej buzia nabierała zdrowych rumieńców, a żebra powoli przestały wystawać. Niedawno powiedziałam jej o wróżce i ze zdziwieniem odrazu usłyszałam, że mi wierzy. Teraz Malina ma już 11 lat i wygląda jak każda zdrowa dziewczynka. Ma więcej energii i chodzi bardziej uśmiechnięta. Koledzy już sie z niej nie śmieja a ona sama nie potrzebuje już szalonych pomysłów na rozciągniecie kości. Teraz obie regularnie dziękujemy wróżce. Po tamtym śnie zaczęłam wierzyć w rzeczy magiczne. Nie dawno doszłam do wniosku, że zatraciłam moje wewnętrzne dziecko, a przecież nie chce być zgryźliwą staruchą bez wyobraźni. Pomimo tego, że nadal nie wiem czy oprócz wróżek istnieje św. Mikołaj lub króliczek wielkanocny to i tak staram sie wierzyc. Ktoś mądry powiedział przecież kiedyś: "Jeśli w coś mocno wierzysz to staje się to prawdą, nawet jeśli tylko w twojej glowie."
Rano stało się coś bardzo złego,wypadł mi ząb.Bardzo płakałam bo bałam się,że już nie odrośnie.Poszłam do mamy i powiedziałam co sięstało.Ona powiedziała,że powinnam zostawić tego zęba pod poduszką,bo przyjdzie do mnie wróżka i go weźmie,nie chciałam uwierzyć w takie bajki,ale chciałam spróbować.Wieczorem gdy szłam spać,podłożyłam zęba pod poduszke.Stwierdziłam,że muszę się przekonac czy istnieje naprawdę,więc udawałam,że spię.O północy poczułam dziwne uczucie ,otworzyłam oczy a tam pojawiła się piękna postać w duzym kapeluszu z różdżką.Przestraszyłam się ale zapytałam jej po co jej zęby i dlaczego przychodzi w nocy ,żeby jej nikt nie widział.Ona opowiedziała mi swoją historię,że gdy była mała tez przychodzila do niej wrożka,co nie spodobało się jej rodzicom,ponieważ zęby były jej potrzebne aby zbudowac swój pałac,gdy wróżka umierała powierzyła tej obecnej swoją pracę i tak została wrożką zębiastą,ktora bierze zęby aby moc skończyć zamek,a w zamian za to zostawia skromny prezent.JA dostałam kule,zawsze gdy do neij patrze widze śmiejącą się wrożke.
Kiedy Malina miała 8 lat postanowiła przybrać na wadze i urosnąć kilka centymetrów. Zaczęła na siłe jeść tylko słodkie rzeczy po czym, zainspirowana pewną reklamą, popijała to wszystko mlekiem. Oczywiście odrazu kazałam jej zjeść normalny obiad. Wiadomo przecież czym kończy się takie jedzenie. Jednak nie spodziewałam, że sprytna mała jest tak zdesperowana, że zakradnie się w nocy do schowka ze słodkościami. Zjadła 1,5 tabliczki czekolady, zagryzła żelkami i popiła mlekiem. Popołudniu już jechaliśmy z wielkim bólem brzucha do lekarza. Diagnoza nie była zaskoczeniem: grypa żołądkowa. Malina nie zbliżała się do słodyczy przez nastepne 2 miesiące.
Następnie próbowała przeciągania. Wieszała się na trzepaku na podwórzu i wykonywała różne dziwne figury. Nie martwiło mnie to bo wszystkie dzieciaki tak robiły. Jednak wieczorem dostałam telefon ze szpitala. Okazało się, że mała wieszała się do góry nogami na najwyższej poprzeczce a w między czasie koleżanki ładowały jej do rąk ciężkie książki. Chciała w ten sposób rozciągąć kości, żeby być wyższa. Gdy dotarłam na miejsce to co ujrzałam mnie przeraziło. Buzia i ręce Malinki całe podrapane, a noga w gipsie. Lekarz powiedział, że to cud, że nie ma urazów czaszki. Nie dawałam jej żadnych kar, poprostu cieszyłam się że nic jej nie będzie. Z tą nogą w gipsie i tak daleko nie ucieknie.
Ale nie myśl sobie drogi czytelniku, że powyższe sytuacje nie dały mi do myślenia. Zaczęłam sama starać się o pomoc dla mojego dziecka. Chodziłam po lekarzach specjalistach, ale wszyscy mnie zbywali mówiąc, że to minie z wiekiem. Nawet zapisałam małą do psychologa ale z wizyty wracała w jeszcze gorszym nastroju. Nie wiedziałam już co mam zrobić ale cały czas próbowałam, pytałam, miałam nadzieje, że może w końcu coś się zmieni. Zmieniłam jej diete na bardziej tłustą. Była ważona i mierzona co tydzień, ale wszystkie pomiary zostawały bez zmian. Tak się w to wkręciłam, że nawet zaczełam codziennie prosić pana Boga o jej szczęście, a nie jestem szczególnie wierząca. Pewnego dnia miałam dziwny sen. Był to dzień poprzedzający dziesiąte urodziny Maliny. Jak zwykle pomodliłam się i poszłam spać ok.23. Przyśniła mi się kobieta spowita w białe i błękitne szaty. Jej platynowe włosy były długie aż po nagie kostki a turkusowe oczy spoglądały na mnie z troską i dobrocią. Jej uśmiech był delikatny i komponował sie z pozytywną aurą jaką promieniała kobieta. Ponieważ był to sen, nie zdziwił mnie nawet fakt, że z jej pleców wyrastała para motylich skrzydeł. A były to skrzydła piękne i błyszczące wszelkimi barwami tęczy. Były całe błękitne, tylko wzory na nich raz były pomarańczowe a raz skakały w odcienie czerwieni. Zielone zawijasy i żółte kreski wyglądały niczym starożytne zaklęcia a gdzie nie gdzie można było dostrzec róże i fiolety. Po wyglądzie kobiety założyłam, że jest to dobra wróżka, często opisywana w baśniach i bajkach, które czytałam Malinie. Nie czekałam długo zanim zjawa do mnie przemówiła:
- Witaj. Imie me Łucja. Jestem wróżką chrzestną, która spełnia drobne życzenia prostych ludzi. Czy chciałabyś mi o czymś powiedzieć, dziecino? - Troche oburzona, że nazwano mnie prostym człowiekiem, poczełam zastanawiać się nad jej wypowiedzią.
- Moja córka jest chudsza i niższa niż inne dzieci w jej wieku. Czy mogłabyś to jakoś naprawić? - powiedziałam.
- Niech twoja dusza będzie spokojna, spełnie twe życzenie. Ale ...
- Wiedziałam! Jest jakieś ale! No więc? Jaki jest haczyk? - Dosyć niegrzecznie przerwałam wróżce, ale jako wieczny sceptyk, od początku nie wierzyłam, że zrobiła by to tak poprostu.
- W mych słowach nie czai się podstęp, nie musisz się bać. Staram się szerzyć szczęście w zakresie moich mocy. W ciągu następnego roku twa latorośl będzie rosła po 1 cm i przybierała na wadze o 1 kg co każdy miesiąc poczynając od dnia dzisiejszego. Ale jeśli twoja córka nie uszanuje swojego prezentu to znów zaprzestanie prawidłowego rozwijania. - rzekła z powagą kobieta. Bardzo ucieszyły mnie jej słowa.
- Nie pozwól jej zlekceważyć prezentu od zjawy nieziemskiej. Niech nie popełnia tego samego błedu co ty, dziecino.- jej słowa wprowadziły mnie w tymczasową konfuzje.
- Tego samego co ja? Co masz na myśli?
- Gdy przeżyłaś 10 wiosen zjawiłam się u twojej matki. Poprosiła mnie abym uleczyła cię z astmy. Lekarze stwierdzili, że to tylko remisja choroby. Twoja matka nie powiedziała ci o mych zasługach, więc uwierzyłaś znachorom. Zlekceważyłaś dar, uznałaś to za błahostkę. Nie pozwól by spotkało to twe dziecie. Jest w wieku decydującym o tym czy nadal będzie wierzyć w istoty magiczne czy zostanie sceptykiem pozbawionym wyobaźni. Krzew w niej miłość do zjaw i duchów a już nigdy nie będzie samotna. Uszczęśliwie ją pod tym jednym warunkiem.- Wróżka przedstawiła tzn. warunki naszej umowy, a ja nadal siedziałam z otwartymi ustami. Mogłam być wyleczona z astmy? Moja mama mogła mi to załatwić ale to zawaliła. Byłam zła i sszokowana jednocześnie. Jednak nie zwlekałam z odpowiedzią.
- Oczywiście, zgadzam się.
- Zatem żegnam cię ziemska córo... - kobieta ukłoniła się i zaczęła znikać.
- Czekaj! Powiedz mi jeszcze czy św. Mikołaj istnieje !?
*
Następnego dnia po obudzeniu myślałam długo i mocno nad moim snem. Doszłam do wniosku, że to tylko marzenia senne. Nie chciałam pędzić z Maliną do wagi i miarki, bo bałam się że jeśli nic się nie zmieniło to zepsuje jej urodziny. Ostatnio wszelkie pomiary byly robione 4 dni temu, wiec postanowilam ją zważyc dopiero wieczorem. Z rana dostała prezenty i życzenia od najbliższej rodziny, a po południu urządziliśmy małe przyjęcie dla niej i koleżanek. Były smakołyki, gry planszowe i oczywiście film o królewnie śnieżce oraz czesanie lalek. W końcu przyszedł ten nieoczekiwany moment mierzenia i ważenia. Mała byłą bardzo zdziwiona ale powiedziałam tylko, że mam przeczucie, że dzisiaj coś się zmieni. Ku naszej uciesze okazało się, że przytyła kilogram i urosła centymetr. Malina skakała z radości a ja z niedowierzaniem rozmyślałam nad tym co mi sie sniło.
Postanowiłam poczekać miesiąc i zobaczyć czy to tylko przypadek czy naprawde działo się tu coś dziwnego. Jednak mój sceptycyzm okazał się zupełnie nie uzasadniony. Co miesiąc mała wyglądała coraz lepiej, jej buzia nabierała zdrowych rumieńców, a żebra powoli przestały wystawać. Niedawno powiedziałam jej o wróżce i ze zdziwieniem odrazu usłyszałam, że mi wierzy. Teraz Malina ma już 11 lat i wygląda jak każda zdrowa dziewczynka. Ma więcej energii i chodzi bardziej uśmiechnięta. Koledzy już sie z niej nie śmieja a ona sama nie potrzebuje już szalonych pomysłów na rozciągniecie kości. Teraz obie regularnie dziękujemy wróżce. Po tamtym śnie zaczęłam wierzyć w rzeczy magiczne. Nie dawno doszłam do wniosku, że zatraciłam moje wewnętrzne dziecko, a przecież nie chce być zgryźliwą staruchą bez wyobraźni. Pomimo tego, że nadal nie wiem czy oprócz wróżek istnieje św. Mikołaj lub króliczek wielkanocny to i tak staram sie wierzyc. Ktoś mądry powiedział przecież kiedyś: "Jeśli w coś mocno wierzysz to staje się to prawdą, nawet jeśli tylko w twojej glowie."