Była piękna pogoda. Zbudził mnie blask promieni wpadających przez okno. Już dawno czekałam na tą datę "30 czerwiec". Wałsnie wtedy miał odbyć się mój wymażony lot do Tunezji.
Mama juz dawno była na nogach i pakowała ostatnie rzeczy typu: szczotka do zębów, dezodorant, kosmetyki.Wstałam ochoczo i z wielkim uśmiechem na twarzy. Odrazu udałam się w stronę szafy, aby ubrać się w wygodne na podróż samolotem ubrania. Gdy już skończyłam, poszłam do mamy zapytac się kiedy jedziemy na lotnisko. Odpowiedziała, że za 2 godziny. Z lekkim smutkiem i zniecierpliwieniem poszlam pograc na komputerze aby czas szybciej zleciał. Porozmawiałam jeszcze w między czasie z koleżanką przez skype, o tym jak bardzo będę za nia tęsknila przez ten tydzień. Dwie godziny zleciały bardzo szybko i w końcu mama powiedziała, że mogę wziąść swoją torbę i zapakować ją do samochodu. Szybko wyłączyłam komputer i zorobiła to o co prosila mnie mama. Gdy juz wszyscy byliśmy w samochodzie, tata przekręcił kluczyki i ruszyliśmy w stronę lotniska. Bardzo nudziło mi się w samochodzie, ponieważ przed wyjazdem zapomialam naładować telefonu i nie mialam co robić. Jednak gdy juz zajechaliśmy na miejsce zobaczyłam potężne samoloty. Niekóre startowały inne zaś lądowały. Gdy tata już zaparkował samochód poszliśmy po walizki. Szłam z moją walizką, ale nie było mi trudno z nią iść ponieważ miała kółka. Musieliśmy najpierw przejść przez specjalną bramkę, która wykrywa, czy któś nie ma jakiś mytalowych rzeczy. Sprawnie poszła nam cała odprawa, bo mama wszystkie rzeczy, które nie mogą znajdować się na pokładzie samolotu zapakowała do walizek, które już dawno spoczywały w bagażu ogromnej maszyny. Mogliśmy mieć przy sobie tylko bagaż podręczny w którym znajdowały się krzyżówki, gazety, książki itp. Usiedliśmy w wygodnych fotelach i czekaliśmy aż zaświeci się komunikat zapięcia psów, to znak że zaraz będziemy ruszać. Na szczęście siedzenia były potrójne, więc wszyscy razem mogliśmy podziwać piękne widoki.Długo trwało, aż każdy pasażer zjmie miejsce, ale w końcu było po wszystkim. Gdy tylko zawidnial nad moją głową znak "zapiąc pasy", serece zaczęło mi mocniej bić. Zrobiłam to co kazał kapitan. Po chwili usłyszałam dźwięk odpalających się, potęrznych sliników. Wjechaliśmy na pas startowy i z niewiarygodnie szybką prędkością odbiliśmy sę od ziemi. Na początku troche się bałam, ale późńiej już lecieliśmy nad chmurami i nie było widać tych paru tysięcy kilometrów pod nami. Mijały godziny. Ja w miedzy czasie czytałam gazety, rysowałam i grałam na tablecie. Za oknem bylo widać piękne, białe, puchowe chmury, które wyglądały jak wata. Aż miałam ochote je dodknąć, ale zrozumiałam, że dzieli mnie od nich gruba warstwa szyby. Obok nas widziałam inne przelatujące z tą sama prędkością co my samaloty. Pomyślałam, że pewnie wracaja już z wakacji do swoich domów.Po czterech godzinach lotu, kapitan ogłosil, że będziemy lądować. Chwycilam, więc mamę za rękę i czekałam z niecierpliwością, aż koła samolotu dotkną podłoża.Po pięciu minutach zauważyłam, że jestesmy juz znzacznie niżej. Za oknem nie było widać chmur, ale piękne błękitne może i piaszczyste plaże. Przez chwile były lekki turbulencje. Wtedy złapałm mamę jeszcze mocniej, ale na szczęście się uspokoiło.Po kilku następnych minutach byliśmy już prawie na ziemi. Poczułam jak kapitan wysuwa podwozie i z zapartym tchem czekałam na ostateczne lądowanie.Gdy samaolot dotknął ziemi, cały zaczął się trząść, ale jednocześnie chamował. Coraz bardziej tracił swoja prędkść, aż się zatrzymał. Wszyscy pasażerowie zaczeli klaskać, aby podziękować kapitanowi za spokojny i miły lot.
Byłam bardzo zadowlolona, że już jesteśmy na miejscu. To była największa przygoda mojego życia.
Wracalam do domu ze szkoly, gdy nagle uslyszalam dziki krzyk. Okazalo sie, ze to furgonetka porywaczy. Zabrali mnie na oczach wszystkich przechodniow. Bylam przerazona i zemdlalam.
Obudzilam sie okolo osmej wieczorem, w domu porywaczy. Wiadomosci wieczorne nie wrozyly nic dobrego - szukali mnie! Czym predzej szukalam sposobu, jak sie wydostac. Zauwazylam ostre zakonczenie blatu kuchennego, obok ktorego siedzialam zwiazana. Przecielam nia line, ale nie wiem, czy to byl dobry pomysl. Okazalo sie, ze reke mialam we krwi - zahaczylam skora o ten ostry rog. Wstalam i juz chcialam wyskoczyc przez okno kuchenne. Ktos mnie zlapal i przydusil. Wywinelam sie mu, ale zlapalam siniaka na brodzie. Wyskoczylam z okna i zlamalam noge. Tak pokiereszowana trafilam do szpitala, gdzie dowiedzialam sie, ze rodzice juz przyjechali. Powiedzieli mi tez, ze zadali okupu 10,000 zl! Rodzice odwiezli mnie do domu. Leczenie trwalo, na szczescie niezbyt drogie. Najwazniejsze, ze dotarlam do domu... zywa.
Była piękna pogoda. Zbudził mnie blask promieni wpadających przez okno. Już dawno czekałam na tą datę "30 czerwiec". Wałsnie wtedy miał odbyć się mój wymażony lot do Tunezji.
Mama juz dawno była na nogach i pakowała ostatnie rzeczy typu: szczotka do zębów, dezodorant, kosmetyki.Wstałam ochoczo i z wielkim uśmiechem na twarzy. Odrazu udałam się w stronę szafy, aby ubrać się w wygodne na podróż samolotem ubrania. Gdy już skończyłam, poszłam do mamy zapytac się kiedy jedziemy na lotnisko. Odpowiedziała, że za 2 godziny. Z lekkim smutkiem i zniecierpliwieniem poszlam pograc na komputerze aby czas szybciej zleciał. Porozmawiałam jeszcze w między czasie z koleżanką przez skype, o tym jak bardzo będę za nia tęsknila przez ten tydzień. Dwie godziny zleciały bardzo szybko i w końcu mama powiedziała, że mogę wziąść swoją torbę i zapakować ją do samochodu. Szybko wyłączyłam komputer i zorobiła to o co prosila mnie mama. Gdy juz wszyscy byliśmy w samochodzie, tata przekręcił kluczyki i ruszyliśmy w stronę lotniska. Bardzo nudziło mi się w samochodzie, ponieważ przed wyjazdem zapomialam naładować telefonu i nie mialam co robić. Jednak gdy juz zajechaliśmy na miejsce zobaczyłam potężne samoloty. Niekóre startowały inne zaś lądowały. Gdy tata już zaparkował samochód poszliśmy po walizki. Szłam z moją walizką, ale nie było mi trudno z nią iść ponieważ miała kółka. Musieliśmy najpierw przejść przez specjalną bramkę, która wykrywa, czy któś nie ma jakiś mytalowych rzeczy. Sprawnie poszła nam cała odprawa, bo mama wszystkie rzeczy, które nie mogą znajdować się na pokładzie samolotu zapakowała do walizek, które już dawno spoczywały w bagażu ogromnej maszyny. Mogliśmy mieć przy sobie tylko bagaż podręczny w którym znajdowały się krzyżówki, gazety, książki itp. Usiedliśmy w wygodnych fotelach i czekaliśmy aż zaświeci się komunikat zapięcia psów, to znak że zaraz będziemy ruszać. Na szczęście siedzenia były potrójne, więc wszyscy razem mogliśmy podziwać piękne widoki.Długo trwało, aż każdy pasażer zjmie miejsce, ale w końcu było po wszystkim. Gdy tylko zawidnial nad moją głową znak "zapiąc pasy", serece zaczęło mi mocniej bić. Zrobiłam to co kazał kapitan. Po chwili usłyszałam dźwięk odpalających się, potęrznych sliników. Wjechaliśmy na pas startowy i z niewiarygodnie szybką prędkością odbiliśmy sę od ziemi. Na początku troche się bałam, ale późńiej już lecieliśmy nad chmurami i nie było widać tych paru tysięcy kilometrów pod nami. Mijały godziny. Ja w miedzy czasie czytałam gazety, rysowałam i grałam na tablecie. Za oknem bylo widać piękne, białe, puchowe chmury, które wyglądały jak wata. Aż miałam ochote je dodknąć, ale zrozumiałam, że dzieli mnie od nich gruba warstwa szyby. Obok nas widziałam inne przelatujące z tą sama prędkością co my samaloty. Pomyślałam, że pewnie wracaja już z wakacji do swoich domów.Po czterech godzinach lotu, kapitan ogłosil, że będziemy lądować. Chwycilam, więc mamę za rękę i czekałam z niecierpliwością, aż koła samolotu dotkną podłoża.Po pięciu minutach zauważyłam, że jestesmy juz znzacznie niżej. Za oknem nie było widać chmur, ale piękne błękitne może i piaszczyste plaże. Przez chwile były lekki turbulencje. Wtedy złapałm mamę jeszcze mocniej, ale na szczęście się uspokoiło.Po kilku następnych minutach byliśmy już prawie na ziemi. Poczułam jak kapitan wysuwa podwozie i z zapartym tchem czekałam na ostateczne lądowanie.Gdy samaolot dotknął ziemi, cały zaczął się trząść, ale jednocześnie chamował. Coraz bardziej tracił swoja prędkść, aż się zatrzymał. Wszyscy pasażerowie zaczeli klaskać, aby podziękować kapitanowi za spokojny i miły lot.
Byłam bardzo zadowlolona, że już jesteśmy na miejscu. To była największa przygoda mojego życia.
Wracalam do domu ze szkoly, gdy nagle uslyszalam dziki krzyk. Okazalo sie, ze to furgonetka porywaczy. Zabrali mnie na oczach wszystkich przechodniow. Bylam przerazona i zemdlalam.
Obudzilam sie okolo osmej wieczorem, w domu porywaczy. Wiadomosci wieczorne nie wrozyly nic dobrego - szukali mnie! Czym predzej szukalam sposobu, jak sie wydostac. Zauwazylam ostre zakonczenie blatu kuchennego, obok ktorego siedzialam zwiazana. Przecielam nia line, ale nie wiem, czy to byl dobry pomysl. Okazalo sie, ze reke mialam we krwi - zahaczylam skora o ten ostry rog. Wstalam i juz chcialam wyskoczyc przez okno kuchenne. Ktos mnie zlapal i przydusil. Wywinelam sie mu, ale zlapalam siniaka na brodzie. Wyskoczylam z okna i zlamalam noge. Tak pokiereszowana trafilam do szpitala, gdzie dowiedzialam sie, ze rodzice juz przyjechali. Powiedzieli mi tez, ze zadali okupu 10,000 zl! Rodzice odwiezli mnie do domu. Leczenie trwalo, na szczescie niezbyt drogie. Najwazniejsze, ze dotarlam do domu... zywa.
Dramatyczne, ale jest. Licze na naj ;]