Usnęłam. Wydawało mi się,ze śnię, ale to nie był sen... Otworzyłam szeroko oczy i...zobaczyłam palmy, palmy, palmy. Ogromna, piaszczysta, rozległa plaża i identycznie wyglądające palmy, to jedyne, co na początek rzuciło mi się w oczy. Nie pamiętałam co się stało, nie wiem jak się tam znalazłam, ale fakt był faktem – ani jednej żywej istoty nie było obok mnie. Wokoło rozciągał się piękny widok w zielono – żółto – niebieskich kolorach. Napawałam się tym, uśmiechając się pod nosem. Po kilku chwilach zrozumiałam, że to, co wydawało mi się muzyką, to...mój żołądek, który w dość głośny sposób domagał się pożywienia. Zamarłam. Gdzie jest jakiś sklep? Gdzie jest jakiś bar? – pomyślałam. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się dookoła, ale oprócz poznanego mi krajobrazu nie było nic i nikogo. Nie było to miłe uczucie. Pomyślałam- to jest chyba bezludna wyspa! Tu nikogo nie ma! Ratunku! Pobiegłam w głąb pięknych palm, z nadzieją, ze znajdę bratnią duszę, ale po człowieku ani śladu. Jedyne ślady na piasku zostawiałam ja. Po kilku godzinach, spędzonych na poszukiwaniu pożywienia, zrozumiałam, ze nie mam szans na spotkanie kogokolwiek, ale może chociaż zamiast rozglądać się za śladami ludzkiego bytu, rozejrzę się za zwierzętami?! W wielkich krzakach znalazłam małego, białego królika, który trząsł się ze strachu. Pomyślałam, ze go zjem, ale...moje sumienie i jego charakter nie pozwoliły mi na to. Królik był mocno przerażony moją osobą, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wokół nie ma żywej duszy w postaci człowieka. Byłam dla niego niczym monstrum. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Razem szukaliśmy jedzenia. Królik wiedział , gdzie znajduje się woda ( dzięki niemu udało mi się przetrwać najgorsze chwile w moim życiu ), a idąc dalej znalazłam pole kukurydzy z właśnie dojrzewającymi owocami. Pojedliśmy więc oboje. Wieczorem wróciłam na plażę, w oczekiwaniu na pomoc. Może ktoś mnie szuka?! Trzeba być w pogotowiu. – pomyślałam. Usnęłam bardzo szybko, podziwiając przepięknie zachodzące słońce na horyzoncie. Jak w bajce... Tęsknota dała się we znaki dopiero nad ranem. Króli, liżąc mnie po twarzy obudził mnie dość wcześnie. Na początku pomyślałam, ze ten dzień będzie jak poprzedni – dość spokojny i nic się pewnie nie wydarzy. A jednak zdarzył się cud! Na horyzoncie pojawił się ogromny statek, który zabrał mnie do domu. Pamiątką po bezludnej wyspie stał się królik, biały jak śnieg przyjaciel, który uratował mnie od śmierci i pomógł przetrwać najgorsze chwile.
Usnęłam. Wydawało mi się,ze śnię, ale to nie był sen...
Otworzyłam szeroko oczy i...zobaczyłam palmy, palmy, palmy.
Ogromna, piaszczysta, rozległa plaża i identycznie wyglądające palmy, to jedyne, co na początek rzuciło mi się w oczy. Nie pamiętałam co się stało, nie wiem jak się tam znalazłam, ale fakt był faktem – ani jednej żywej istoty nie było obok mnie.
Wokoło rozciągał się piękny widok w zielono – żółto – niebieskich kolorach. Napawałam się tym, uśmiechając się pod nosem.
Po kilku chwilach zrozumiałam, że to, co wydawało mi się muzyką, to...mój żołądek, który w dość głośny sposób domagał się pożywienia. Zamarłam.
Gdzie jest jakiś sklep? Gdzie jest jakiś bar? – pomyślałam.
Zaczęłam gorączkowo rozglądać się dookoła, ale oprócz poznanego mi krajobrazu nie było nic i nikogo.
Nie było to miłe uczucie.
Pomyślałam- to jest chyba bezludna wyspa! Tu nikogo nie ma! Ratunku!
Pobiegłam w głąb pięknych palm, z nadzieją, ze znajdę bratnią duszę, ale po człowieku ani śladu. Jedyne ślady na piasku zostawiałam ja.
Po kilku godzinach, spędzonych na poszukiwaniu pożywienia, zrozumiałam, ze nie mam szans na spotkanie kogokolwiek, ale może chociaż zamiast rozglądać się za śladami ludzkiego bytu, rozejrzę się za zwierzętami?!
W wielkich krzakach znalazłam małego, białego królika, który trząsł się ze strachu. Pomyślałam, ze go zjem, ale...moje sumienie i jego charakter nie pozwoliły mi na to. Królik był mocno przerażony moją osobą, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że wokół nie ma żywej duszy w postaci człowieka. Byłam dla niego niczym monstrum. Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Razem szukaliśmy jedzenia. Królik wiedział , gdzie znajduje się woda ( dzięki niemu udało mi się przetrwać najgorsze chwile w moim życiu ), a idąc dalej znalazłam pole kukurydzy z właśnie dojrzewającymi owocami. Pojedliśmy więc oboje.
Wieczorem wróciłam na plażę, w oczekiwaniu na pomoc.
Może ktoś mnie szuka?! Trzeba być w pogotowiu. – pomyślałam.
Usnęłam bardzo szybko, podziwiając przepięknie zachodzące słońce na horyzoncie. Jak w bajce...
Tęsknota dała się we znaki dopiero nad ranem. Króli, liżąc mnie po twarzy obudził mnie dość wcześnie. Na początku pomyślałam, ze ten dzień będzie jak poprzedni – dość spokojny i nic się pewnie nie wydarzy.
A jednak zdarzył się cud!
Na horyzoncie pojawił się ogromny statek, który zabrał mnie do domu.
Pamiątką po bezludnej wyspie stał się królik, biały jak śnieg przyjaciel, który uratował mnie od śmierci i pomógł przetrwać najgorsze chwile.