Otworzyłem szybko drzwi i wszedłem do pokoju. Niemal natychmiast musiałem przesłonić oczy ręka, gdyż pokój wypełniało ostrze światło słoneczne. Gdy wzrok przyzwyczaił się już do nowych warunków, opuściłem dłoń i zauważyłem Martę siedzącą przy stole w rogu pokoju. Szemrała coś pod nosem, nisko pochylona nad pudełkiem z nieznaną mi zawartością. Zaciekawiony podszedłem bliżej.
- Co robisz? - zapytałem.
Cisza. Niezrażony ignorancją koleżanki, usiadłem na przeciwko i również wpatrzyłem się w przedmiot zainteresowania Marty.
- To Chrysoperla carnea. - powiedziała, cicho stukając paznokciem w pojemnik. - Nazwę go Friderich.
- Ty już kompletnie kota dostałaś z tymi robakami, Marta! - krótko skwitowałem hobby przyjaciółki.
Od dzieciństwa z pasją zbierała owady.
- Przynajmniej mam jakieś zainteresowania, a nie jak ty, tylko siedzę przed komputerem, ciągle tylko gadu-gadu albo nasza-klasa. Głupota!
Lekko urażony odwróciłem twarz w stronę okna. Wiedziałem, że nie chciała mi sprawić przykrości, ale mimo wszystko poczułem się dotknięty jej słowami i czułem, że zaraz zaczniemy drzeć koty.
- A właśnie, że nieprawda! Od wczoraj mam bardzo ciekawe zajęcie. - odparłem naburmuszony.
- Ciekawe jakie?
- Kolekcjonuję szklane kulki. Iiii... pierwsze koty za płoty!
- A po co ci one?
- A po co ci robaki?
- To są owady. I nie odwracaj kota ogonem.
Przemilczałem, bo zaczęliśmy rozmawiać (?!) jak pies z kotem. Nagle Marta wstała od stołu, otrzepała sweterek i powiedziała:
- Dobra, koniec tej zabawy w kotka i myszkę. Idę zrobić herbaty. Chcesz malinowej? - zapytała już w drzwiach i nie czekając na moją odpowiedź, dodała: - Tylko przypilnuj mi Fridericha!
Cichy trzask drzwi oznajmił mi, że opuściła pokój. Westchnąłem ciężko i chcąc nie chcąc usiadłem przy stole, z obrzydzeniem spoglądając na zielone żyjątko siedzące w pudełku.
Otworzyłem szybko drzwi i wszedłem do pokoju. Niemal natychmiast musiałem przesłonić oczy ręka, gdyż pokój wypełniało ostrze światło słoneczne. Gdy wzrok przyzwyczaił się już do nowych warunków, opuściłem dłoń i zauważyłem Martę siedzącą przy stole w rogu pokoju. Szemrała coś pod nosem, nisko pochylona nad pudełkiem z nieznaną mi zawartością. Zaciekawiony podszedłem bliżej.
- Co robisz? - zapytałem.
Cisza. Niezrażony ignorancją koleżanki, usiadłem na przeciwko i również wpatrzyłem się w przedmiot zainteresowania Marty.
- To Chrysoperla carnea. - powiedziała, cicho stukając paznokciem w pojemnik. - Nazwę go Friderich.
- Ty już kompletnie kota dostałaś z tymi robakami, Marta! - krótko skwitowałem hobby przyjaciółki.
Od dzieciństwa z pasją zbierała owady.
- Przynajmniej mam jakieś zainteresowania, a nie jak ty, tylko siedzę przed komputerem, ciągle tylko gadu-gadu albo nasza-klasa. Głupota!
Lekko urażony odwróciłem twarz w stronę okna. Wiedziałem, że nie chciała mi sprawić przykrości, ale mimo wszystko poczułem się dotknięty jej słowami i czułem, że zaraz zaczniemy drzeć koty.
- A właśnie, że nieprawda! Od wczoraj mam bardzo ciekawe zajęcie. - odparłem naburmuszony.
- Ciekawe jakie?
- Kolekcjonuję szklane kulki. Iiii... pierwsze koty za płoty!
- A po co ci one?
- A po co ci robaki?
- To są owady. I nie odwracaj kota ogonem.
Przemilczałem, bo zaczęliśmy rozmawiać (?!) jak pies z kotem. Nagle Marta wstała od stołu, otrzepała sweterek i powiedziała:
- Dobra, koniec tej zabawy w kotka i myszkę. Idę zrobić herbaty. Chcesz malinowej? - zapytała już w drzwiach i nie czekając na moją odpowiedź, dodała: - Tylko przypilnuj mi Fridericha!
Cichy trzask drzwi oznajmił mi, że opuściła pokój. Westchnąłem ciężko i chcąc nie chcąc usiadłem przy stole, z obrzydzeniem spoglądając na zielone żyjątko siedzące w pudełku.