Gdy dojechałem/łam nad morze z mama chcialiśmy złapac taxówke aby dojechać do pani która miała niepotrzebne 2 pokoje i moglismy u niej przenocować kilka dni.Dojechalismy o 17.30 miałam 200m do morza poszłysmy z mama zobaczyc niesamowite krajobrazy niestety aparat zostal w walisce.Po 2godz wruciłysmy rospakowałysmy się i poszłam spac.Na 2 dzien zjadłam naleśniki u tej miłej pani poszłam sie przywitac z siąsiadem,bardzo mily sympatyczny.Zaproponował,żebyśmy poszli na plaze zgodzilam się zanim się zoriętowałam była 15.00. Wrócilam do domu kiedy mama wychodzila zrobic troche zdięć poszłam z nią zrobiłysmy dużo zdięc w międzyczasie zjadłyśmy obiad tak minoł dzien 2.W trzeci dzien o 16.00 mialysmy pociąg zatam poszłam się pożegnac z kolegam i poszłam jeszzce raz zobaczyc plaże gdy wruciłam pomoglam mamie sie pakowac ledwo co zdążylyśmy na pociąg- niezapomniane chwile
-Jesteśmy na miejscu- krzyczeli uredowani marynaże.
Zaczęli wyprowadzać konie i osły z pod pokładu.Jedenz nich trzymał wodzę mojej klaczy -Lawiny.Na mo widok klacz zarrzała i wyrywając wodze marynażowi ruszyła w moją stronę.
-Witaj mała -powiedziałam klepiąc ją po szyi-Musimy wyść na barzeg tam czeka na nas przewodnik-dodałam prowadząc konia po mostku.
Wkońcutanęłamna stalym lądzie.jednak ta chwila nie trwała długo,Bowiem szybko wskoczyłam na grzbiet Lawiny i pojechłyśmy w miejsce gdzie miał na nas czekać przewodnik.
jednakrze tam go nie było zsiadłm z konia i czekałam .Mijały sekundy,minuty godziny jednakre nikt się nie pojawiał.Na placy kooł nas robiło się pusto.Zaczęło się ściemniać.
W końcu w półmroku dostżegłam łodego mężczyznę pędzącego na białym koniu.
Gdy ujżł mnie i Lawinę zaczą sciągać wodzę konia.Biały ,majestetyczny ogier zarył kupytami w ziemię tuż przedemną
-Turria jak mniemam?-zapytał przewodnik zsiadają z konia
-Tak-odpowiedziałam
-Jestem Kali-przedstawił się-Przepraszam za spóżnienię>Zdarzyl się mały wypadek.Ale dość gadania o mnie jedzmy do chotelu.-dodał wsiadając na konia
Zrobiłam to samo co on.Jechaliśmy wąskimi ulicami miasta .Wkońcudotarli śmy do newielkiego hotelu.Ook była stajnia dla koni.Zaprowadziłam tam Lawin i udAŁAM SIĘ DO POKOJU.zUCIŁAM SIĘNA ŁUŻKO I ZASNĘŁAM.
Gdy dojechałem/łam nad morze z mama chcialiśmy złapac taxówke aby dojechać do pani która miała niepotrzebne 2 pokoje i moglismy u niej przenocować kilka dni.Dojechalismy o 17.30 miałam 200m do morza poszłysmy z mama zobaczyc niesamowite krajobrazy niestety aparat zostal w walisce.Po 2godz wruciłysmy rospakowałysmy się i poszłam spac.Na 2 dzien zjadłam naleśniki u tej miłej pani poszłam sie przywitac z siąsiadem,bardzo mily sympatyczny.Zaproponował,żebyśmy poszli na plaze zgodzilam się zanim się zoriętowałam była 15.00. Wrócilam do domu kiedy mama wychodzila zrobic troche zdięć poszłam z nią zrobiłysmy dużo zdięc w międzyczasie zjadłyśmy obiad tak minoł dzien 2.W trzeci dzien o 16.00 mialysmy pociąg zatam poszłam się pożegnac z kolegam i poszłam jeszzce raz zobaczyc plaże gdy wruciłam pomoglam mamie sie pakowac ledwo co zdążylyśmy na pociąg- niezapomniane chwile
Fale delikatnie kołysały statkiem .Patrzyłam na zachodzącesłońce .Już wkrótce miałam dop.łynąć do wybrzedaż afryki....pozłam spać
Rano oobudziły mnie okrzyki załoki.Z niechęcią podniosłam się z koi i wyszłam na pokład.
-Widać ląd -krzyknął jeden z marynaży.
-To Afryka- odpowiedział drugi pokazując niewielką kropkę na horyzoncie.
"Już niedługozejdę na ląd''-pomyślałam z ulgą."
Cały dzień kręcilam się po pokładzie niecierpliwie oczekując chwii gdy moje nogi dotknąstałego lądu.Męczyło mnie to wieczne kołysanie statkiem.
Mijały godziny,zmęczona oczekiwaniem zasnełam.Obudzilo mnie gwałtowne szarpmięcie.
Ze złością wstalam.
-Jesteśmy na miejscu- krzyczeli uredowani marynaże.
Zaczęli wyprowadzać konie i osły z pod pokładu.Jedenz nich trzymał wodzę mojej klaczy -Lawiny.Na mo widok klacz zarrzała i wyrywając wodze marynażowi ruszyła w moją stronę.
-Witaj mała -powiedziałam klepiąc ją po szyi-Musimy wyść na barzeg tam czeka na nas przewodnik-dodałam prowadząc konia po mostku.
Wkońcutanęłamna stalym lądzie.jednak ta chwila nie trwała długo,Bowiem szybko wskoczyłam na grzbiet Lawiny i pojechłyśmy w miejsce gdzie miał na nas czekać przewodnik.
jednakrze tam go nie było zsiadłm z konia i czekałam .Mijały sekundy,minuty godziny jednakre nikt się nie pojawiał.Na placy kooł nas robiło się pusto.Zaczęło się ściemniać.
W końcu w półmroku dostżegłam łodego mężczyznę pędzącego na białym koniu.
Gdy ujżł mnie i Lawinę zaczą sciągać wodzę konia.Biały ,majestetyczny ogier zarył kupytami w ziemię tuż przedemną
-Turria jak mniemam?-zapytał przewodnik zsiadają z konia
-Tak-odpowiedziałam
-Jestem Kali-przedstawił się-Przepraszam za spóżnienię>Zdarzyl się mały wypadek.Ale dość gadania o mnie jedzmy do chotelu.-dodał wsiadając na konia
Zrobiłam to samo co on.Jechaliśmy wąskimi ulicami miasta .Wkońcudotarli śmy do newielkiego hotelu.Ook była stajnia dla koni.Zaprowadziłam tam Lawin i udAŁAM SIĘ DO POKOJU.zUCIŁAM SIĘNA ŁUŻKO I ZASNĘŁAM.