Obiecałem już jakiś czas temu, że napiszę te historię, które usłyszałem od rodziny i znajomych. Oto co przytrafiło się mojej mamie: Moja mama mniej więcej w połowie lat 80 pracowała jako kelnerka w pewnej kawiarni, chyba w ramach praktyk szkolnych. Jeżeli ktoś mieszka w Bielsku-Białej, to mogę podać jej nazwę i gdzie się mieściła (bo od dawna już nie istnieje). Może jednak chronologicznie: Kiedy moja mama chodziła jeszcze do szkoły podstawowej, jak mówi bodaj 7-8 klasa, więc musiała mieć jakieś 14-15 lat, doszło do tragicznego wypadku. Szkoła ta, do której sam chodziłem (teraz znajduje się tam także gimnazjum) znajduje się na moim osiedlu ok. 3-4 minuty od mojego bloku, więc bardzo niedaleko. Drogę do niej przecina ulica często uczęszczana przez samochody, a także przez ok. 7-10 linii MZK. W drodzę do/z szkoły pewna dziewczynka została na tej drodze śmiertelnie potrącona przez samochód. Była świeżo po Pierwszej Komunii, 2-3 klasa podstawówki, a mieszkała blok poniżej mojego, więc moja mama ją znała z widzenia. Wracając do sytuacji: Były godzinne popołudniowe, ok. 16, ale ponieważ było lato, to było bardzo ciepło i jasno. Moja mama była sama na sali w tejże kawiarni, podobno od dłuższego czasu w tamtym dniu nikogo nie było z gości, na ulicach też z powodu skwaru prawie nikogo nie było. Gdy w końcu otworzyły się drzwi, była pewna że w końcu zawitał jakiś klient, lecz stanęła jak wryta... Osobą, która weszła do tej kawiarni była młoda nastolatka, która była identyczna jak ta dziewczynka, która ok. 5 lat wcześniej zginęła na drodze - z tym że jakby wydoroślała, nie miała tych 8 lat lecz odpowiednio 13... Ale podobieństwo było tak wyraźne, że moja mama była przerażona. Co dziwne, dziewczyna ta rozglądnęła się dookoła i wyszła bez słowa. Po kilku/kilkunastu sekundach moja mama aż wyleciała za nią sprawdzić, gdzie ona idzie - Ale jej już tam nie było! Wyjście z tego budynku było prawie bezpośrednio na ulicę, miała więc do wyboru lewo/prawo, a skryć się gdzie nie było. Było jeszcze 1 wyjście: na przeciwko po drugiej stronie ulicy znajduje się jedna z chyba dwóch bram na... cmentarz, ogrodzony dookoła murem, gdzie została ta dziewczynka pochowana... Ale tam już się bała pójść. Z resztą była na tym cmentarzu na jej pogrzebie z delegacją szkolną czy wręcz z całą szkołą. Do końca zmiany mama nie mogła dojść do siebie, dziś może bardziej realistycznie do tego podchodzi, że może wsiadła do samochodu i z kimś odjechała i takie tam. Mimo to nawet ten "zwykły" zbieg okoliczności, jakim jest wygląd tej osoby, niesamowity klimat spowodowany przez zupełne pustki na ulicach i w samej kawiarni oraz obraz bramy na cmentarz rozpościerający się zaraz po wyjściu z niej to już same w sobie niezwykłe... Liczę na naj...
Pewnego pochmurnego dnia mały Janek siedział na strychu i szperał w pudłach z pamiątkami. Nagle zobaczył małego pieska-robota. Wyglądał on strasznie miała wielkie oczy i ostre kły, ale Janek, jak to małe dzieci ciekawe, nie mógł się oprzeć i wziął go do ręki. W jednej chwili ślepia pieska zaczęły się mienic we wszystkich kolorach, a on usłyszał tylko dwa słowa: NAKARM MNIE, a potem znikł. Rodzina małego Janka szukała go długo, ale ciała nie odnaleziono. Po tym zdarzeniu rodzice Janka wyprowadzili sie z tamtad. Dom długo stał pusty, aż do pewnego momentyu, gdy wprowadziło się do niego małżeństwo z dzieckiem, mała Gosią. Gosia juz po kilku dniach znała wszystkie zakamarki domu oprócz jednego STRYCHU. Więc postanoiła tam zajrzec. te miejce nie było wcale niezwykłe. Ale wzrok dziewczynki zatrzymał się na pewnej zabawce, był to piesek. Dziewczynka bez wahania podeszła i wzięła go na ręce. A wnet rozległo sie NAKARM MNIE......
Obiecałem już jakiś czas temu, że napiszę te historię, które usłyszałem od rodziny i znajomych. Oto co przytrafiło się mojej mamie:
Moja mama mniej więcej w połowie lat 80 pracowała jako kelnerka w pewnej kawiarni, chyba w ramach praktyk szkolnych. Jeżeli ktoś mieszka w Bielsku-Białej, to mogę podać jej nazwę i gdzie się mieściła (bo od dawna już nie istnieje).
Może jednak chronologicznie: Kiedy moja mama chodziła jeszcze do szkoły podstawowej, jak mówi bodaj 7-8 klasa, więc musiała mieć jakieś 14-15 lat, doszło do tragicznego wypadku. Szkoła ta, do której sam chodziłem (teraz znajduje się tam także gimnazjum) znajduje się na moim osiedlu ok. 3-4 minuty od mojego bloku, więc bardzo niedaleko. Drogę do niej przecina ulica często uczęszczana przez samochody, a także przez ok. 7-10 linii MZK. W drodzę do/z szkoły pewna dziewczynka została na tej drodze śmiertelnie potrącona przez samochód. Była świeżo po Pierwszej Komunii, 2-3 klasa podstawówki, a mieszkała blok poniżej mojego, więc moja mama ją znała z widzenia.
Wracając do sytuacji: Były godzinne popołudniowe, ok. 16, ale ponieważ było lato, to było bardzo ciepło i jasno. Moja mama była sama na sali w tejże kawiarni, podobno od dłuższego czasu w tamtym dniu nikogo nie było z gości, na ulicach też z powodu skwaru prawie nikogo nie było. Gdy w końcu otworzyły się drzwi, była pewna że w końcu zawitał jakiś klient, lecz stanęła jak wryta... Osobą, która weszła do tej kawiarni była młoda nastolatka, która była identyczna jak ta dziewczynka, która ok. 5 lat wcześniej zginęła na drodze - z tym że jakby wydoroślała, nie miała tych 8 lat lecz odpowiednio 13... Ale podobieństwo było tak wyraźne, że moja mama była przerażona. Co dziwne, dziewczyna ta rozglądnęła się dookoła i wyszła bez słowa. Po kilku/kilkunastu sekundach moja mama aż wyleciała za nią sprawdzić, gdzie ona idzie - Ale jej już tam nie było! Wyjście z tego budynku było prawie bezpośrednio na ulicę, miała więc do wyboru lewo/prawo, a skryć się gdzie nie było. Było jeszcze 1 wyjście: na przeciwko po drugiej stronie ulicy znajduje się jedna z chyba dwóch bram na... cmentarz, ogrodzony dookoła murem, gdzie została ta dziewczynka pochowana... Ale tam już się bała pójść. Z resztą była na tym cmentarzu na jej pogrzebie z delegacją szkolną czy wręcz z całą szkołą.
Do końca zmiany mama nie mogła dojść do siebie, dziś może bardziej realistycznie do tego podchodzi, że może wsiadła do samochodu i z kimś odjechała i takie tam. Mimo to nawet ten "zwykły" zbieg okoliczności, jakim jest wygląd tej osoby, niesamowity klimat spowodowany przez zupełne pustki na ulicach i w samej kawiarni oraz obraz bramy na cmentarz rozpościerający się zaraz po wyjściu z niej to już same w sobie niezwykłe... Liczę na naj...
Pewnego pochmurnego dnia mały Janek siedział na strychu i szperał w pudłach z pamiątkami. Nagle zobaczył małego pieska-robota. Wyglądał on strasznie miała wielkie oczy i ostre kły, ale Janek, jak to małe dzieci ciekawe, nie mógł się oprzeć i wziął go do ręki. W jednej chwili ślepia pieska zaczęły się mienic we wszystkich kolorach, a on usłyszał tylko dwa słowa: NAKARM MNIE, a potem znikł. Rodzina małego Janka szukała go długo, ale ciała nie odnaleziono. Po tym zdarzeniu rodzice Janka wyprowadzili sie z tamtad. Dom długo stał pusty, aż do pewnego momentyu, gdy wprowadziło się do niego małżeństwo z dzieckiem, mała Gosią. Gosia juz po kilku dniach znała wszystkie zakamarki domu oprócz jednego STRYCHU. Więc postanoiła tam zajrzec. te miejce nie było wcale niezwykłe. Ale wzrok dziewczynki zatrzymał się na pewnej zabawce, był to piesek. Dziewczynka bez wahania podeszła i wzięła go na ręce. A wnet rozległo sie NAKARM MNIE......