Więc tak, udało nam się. Wznieśliśmy się w powietrze, to chyba najpiękniejszy dzień mojego życia! Wolność! Wolność! Wolność! Jestem wolny! O bogowie, teraz, kiedy wzniosłem się, hen daleko w powietrze, tyle otwiera się przede mną możliwości, do odkrycia i zdobycia! Gdzieś tam w nienawistnym dole, rozpościera się morze, po lewej stronie Samos wyspę Jukony, po prawej Lebintos i miodem płynąca Kalymne, a dalej znienawidzona Kreta. Jaka piękna jest ta zieleń, och, to światło odbitego słońca na tafli wody! Ojciec kazał mi trzymać się blisko, lecieć za nim - ale co się stanie jak zrobię w powietrzu kilka obrotów? Zaraz szybko do taty dolecę. Jakie to jest cudowne uczucie, gdy wiatr szeleści tobie we włosach. Gdy możesz lecieć gdzie chcesz, ile czasu i w jakim chcesz tempie. Kiedy wszystko, co robisz nie jest kogoś rozkazem, lecz czystą samowolą. Zaczerpnąłem głęboko powietrza - jak pięknie pachnie! To woń wolności. O, właśnie minęliśmy Delos i Paros. Ojczulek, przykazał mi też, abym, na Jowisza, nie leciał zbyt nisko, gdyż wilgoć może obciążyć pióra i żebym nie leciał zbyt wysoko, bo słońce może spalić wosk – takie tam gadki mojego taty. Jakie to teraz ma znaczenie?! Teraz jestem wolny! Mogę robić, co chcę! Zatrzymałem się w miejscu, by rozejrzeć się, dookoła, aby wchłonąć w siebie, piękne uroki powietrznego świata. Westchnąłem z podziwu. Jakie piękne jest słońce, gdybym choć przez chwilkę mógł dotknąć tą piękną, żółtą, złocistą aureole. Wzniosłem się wyżej. To byłoby spełnienie moich marzeń, choć przez jedną chwileczkę. Rozejrzałem się, tata był daleko, ale nie za daleko, abym mógł go nie dogonić. Ta jedna wymarzona chwila. Wzleciałem wyżej i jeszcze wyżej i wyżej. Poczułem na całym swoim ciele przyjemne ciepło. Byłem przeszczęśliwy, odczuwałem, też gdzieś we wnętrzu siebie, uczucie pełnego spełnienia. Rozkoszowałem się tą chwilą. Nagle ciepło zaczęło znikać, poczułem, że lecę z olbrzymią prędkością. Przez chwilę pomyślałem, że to wiatr mnie pcha, spycha, popycha. Zamachałem ramionami, by odnowić panowanie nad lotem. Nagle zauważyłem, iż na moich rękach nie ma skrzydeł! Spadałem w nicość. Jedyne, co zrobiłem, to zawołałem: -Tatku! I poczułem na całym ciele lodowate zimno, które mnie obezwładniło i zepchnęło daleko w ciemność i najciemniejszą czerń. Nie rozumiałem tego, co się ze mną dzieje.
Więc tak, udało nam się. Wznieśliśmy się w powietrze, to chyba najpiękniejszy dzień mojego życia! Wolność! Wolność! Wolność! Jestem wolny!
O bogowie, teraz, kiedy wzniosłem się, hen daleko w powietrze, tyle otwiera się przede mną możliwości, do odkrycia i zdobycia!
Gdzieś tam w nienawistnym dole, rozpościera się morze, po lewej stronie Samos wyspę Jukony, po prawej Lebintos i miodem płynąca Kalymne, a dalej znienawidzona Kreta. Jaka piękna jest ta zieleń, och, to światło odbitego słońca na tafli wody!
Ojciec kazał mi trzymać się blisko, lecieć za nim - ale co się stanie jak zrobię w powietrzu kilka obrotów? Zaraz szybko do taty dolecę.
Jakie to jest cudowne uczucie, gdy wiatr szeleści tobie we włosach. Gdy możesz lecieć gdzie chcesz, ile czasu i w jakim chcesz tempie. Kiedy wszystko, co robisz nie jest kogoś rozkazem, lecz czystą samowolą.
Zaczerpnąłem głęboko powietrza - jak pięknie pachnie! To woń wolności.
O, właśnie minęliśmy Delos i Paros.
Ojczulek, przykazał mi też, abym, na Jowisza, nie leciał zbyt nisko, gdyż wilgoć może obciążyć pióra i żebym nie leciał zbyt wysoko, bo słońce może spalić wosk – takie tam gadki mojego taty. Jakie to teraz ma znaczenie?! Teraz jestem wolny! Mogę robić, co chcę!
Zatrzymałem się w miejscu, by rozejrzeć się, dookoła, aby wchłonąć w siebie, piękne uroki powietrznego świata. Westchnąłem z podziwu. Jakie piękne jest słońce, gdybym choć przez chwilkę mógł dotknąć tą piękną, żółtą, złocistą aureole. Wzniosłem się wyżej. To byłoby spełnienie moich marzeń, choć przez jedną chwileczkę. Rozejrzałem się, tata był daleko, ale nie za daleko, abym mógł go nie dogonić.
Ta jedna wymarzona chwila. Wzleciałem wyżej i jeszcze wyżej i wyżej. Poczułem na całym swoim ciele przyjemne ciepło. Byłem przeszczęśliwy, odczuwałem, też gdzieś we wnętrzu siebie, uczucie pełnego spełnienia. Rozkoszowałem się tą chwilą.
Nagle ciepło zaczęło znikać, poczułem, że lecę z olbrzymią prędkością. Przez chwilę pomyślałem, że to wiatr mnie pcha, spycha, popycha. Zamachałem ramionami, by odnowić panowanie nad lotem.
Nagle zauważyłem, iż na moich rękach nie ma skrzydeł!
Spadałem w nicość. Jedyne, co zrobiłem, to zawołałem:
-Tatku! I poczułem na całym ciele lodowate zimno, które mnie obezwładniło i zepchnęło daleko w ciemność i najciemniejszą czerń. Nie rozumiałem tego, co się ze mną dzieje.