Był ranek ,dzień wigilii . Czas, w którym wszyscy ludzie się jednają,a wszelkie niesnaski są zapominane.
Obudziłam się dosyć wcześnie rano, gdy poczułam wspaniałą woń wigilijnych potraw, które przyrządzała moja mama. Ubrałam się i zeszłam na dół, aby pomóc jej w ostatnich przygotowaniach do wspólnego świętowania. Był to ostatni czas, kiedy mogłam spełnić jeszcze jeden dobry uczek.
W kuchni panował straszny zamęt. Wszystko po to, by jak najlepiej móc powitać pierwszą gwiazdkę. Właśnie nakrywałam stół wigilijny, kiedy w kuchni rozległ się straszliwy hałas. Pobiegłam szybko to sprawdzić. Okazało się, że nasz mały psotnik, kot Filemon zjadł Karpia .
Zleciała się reszta rodziny, żeby zobaczyć ,co się stało. Mama była zła, ze smutkiem westnęła, że nie będziemy mieć 12 potraw. Ale się uspokoiła. Przecież wiedziała, że kot nie rozumie co się dzieje.
Do kolacji zasiedliśmy, kiedy na niebie ukazała się pierwsza gwiazda. W tym roku niebo było bez chmurne, dlatego mogliśmy wypatrywać gwiazdy polarnej .
Najlpierw całą rodziną pomodliliśmy się, a zgodnie z tradycją najstarszy w rodzinie, czyli nasz dziadek przeczytał przykazanie z Pisma Świętego. Następnie podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy życzenia. Wreszcie mogliśmy zasiąść do stołu. Kiedy zjedliśmy pierwszą potrawę wszyscy chcieli rozpakowac prezenty, które były pod choinką. Więc zaczęło się grzebanie w podarunkach. Później były kolejne potrawy,ale wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Był to ubogi mężczyzna, który nie miał rodziny, a ni nikogo bliskiego z kim mógłby spędzić święta. Mojababcia się uczieszyła, że mamy niespodziewanego gościa. Zaprosiliśy go do środka, aby z nami mógł świętować ten szczególny dzień. Podzieliliśmy się opłatkiem z gościem i usiadł z nami pzy Wigilijnym stole. Zjadł z nami kolację i podziękował. Chciał już wychodzić, bo było mu trochę niezręcznie siedzieć w naszej rodzinie . Nie chciał się narzucać ,więc mój tato odwiózł go do schroniska dla bezdomnych, ale w podzięce za to, że do nas przyszedł daliśmy mu trochę wililijnych potraw. Ucieszył się. Po powrocie taty. Wszyscy udaliśmy się do Kościoła na Pasterkę,aby cieszyć się narodzinami Chrystusa.
Po pasterce wróciliśmy do domu. Dla mnie to była najbardziej magiczna wiliglia,a moi rodzice cieszyli się z odwiedzin nieznajomego ,bo dla nich to był znak czuwania kogoś nad nami.
,,Moja opowieść wigilijna"
Był ranek ,dzień wigilii . Czas, w którym wszyscy ludzie się jednają,a wszelkie niesnaski są zapominane.
Obudziłam się dosyć wcześnie rano, gdy poczułam wspaniałą woń wigilijnych potraw, które przyrządzała moja mama. Ubrałam się i zeszłam na dół, aby pomóc jej w ostatnich przygotowaniach do wspólnego świętowania. Był to ostatni czas, kiedy mogłam spełnić jeszcze jeden dobry uczek.
W kuchni panował straszny zamęt. Wszystko po to, by jak najlepiej móc powitać pierwszą gwiazdkę. Właśnie nakrywałam stół wigilijny, kiedy w kuchni rozległ się straszliwy hałas. Pobiegłam szybko to sprawdzić. Okazało się, że nasz mały psotnik, kot Filemon zjadł Karpia .
Zleciała się reszta rodziny, żeby zobaczyć ,co się stało. Mama była zła, ze smutkiem westnęła, że nie będziemy mieć 12 potraw. Ale się uspokoiła. Przecież wiedziała, że kot nie rozumie co się dzieje.
Do kolacji zasiedliśmy, kiedy na niebie ukazała się pierwsza gwiazda. W tym roku niebo było bez chmurne, dlatego mogliśmy wypatrywać gwiazdy polarnej .
Najlpierw całą rodziną pomodliliśmy się, a zgodnie z tradycją najstarszy w rodzinie, czyli nasz dziadek przeczytał przykazanie z Pisma Świętego. Następnie podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy życzenia. Wreszcie mogliśmy zasiąść do stołu. Kiedy zjedliśmy pierwszą potrawę wszyscy chcieli rozpakowac prezenty, które były pod choinką. Więc zaczęło się grzebanie w podarunkach. Później były kolejne potrawy,ale wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Był to ubogi mężczyzna, który nie miał rodziny, a ni nikogo bliskiego z kim mógłby spędzić święta. Mojababcia się uczieszyła, że mamy niespodziewanego gościa. Zaprosiliśy go do środka, aby z nami mógł świętować ten szczególny dzień. Podzieliliśmy się opłatkiem z gościem i usiadł z nami pzy Wigilijnym stole. Zjadł z nami kolację i podziękował. Chciał już wychodzić, bo było mu trochę niezręcznie siedzieć w naszej rodzinie . Nie chciał się narzucać ,więc mój tato odwiózł go do schroniska dla bezdomnych, ale w podzięce za to, że do nas przyszedł daliśmy mu trochę wililijnych potraw. Ucieszył się. Po powrocie taty. Wszyscy udaliśmy się do Kościoła na Pasterkę,aby cieszyć się narodzinami Chrystusa.
Po pasterce wróciliśmy do domu. Dla mnie to była najbardziej magiczna wiliglia,a moi rodzice cieszyli się z odwiedzin nieznajomego ,bo dla nich to był znak czuwania kogoś nad nami.