MOŻE BYĆ Z NETA. BYŁ KTOŚ NA OPERZE ,,AIDA" W TEATRZE WIELKIM W ŁODZI?? JEŻELI TAK TO BYM PROSIŁA RECENZJE Z TEJ OPERY...NAWET JEŻELI KTOŚ NIE BYŁ A ZNALAZŁ W NECIE TO BYM PROSIŁA....
DAM NAJ. ;*
edi100krotka
Monumentalna opera Giuseppego Verdiego z 1869 r niezmiennie zachwyca i poraża nas swoim pięknem. "Aida" w Teatrze Wielkim w Łodzi została wyreżyserowana przez niesamowicie utalentowanego reżysera Marka Weiss-Grzesińskiego.
Reżyser oprawił przedstawienie w wyobrażenia o Egipcie XIX-wiecznych paryżan. "Oprawił" w sposób dosłowny, bo estrada została ujęta w ramy ze skrzyń, w jakich przybywały do Europy starożytne skarby. Na początku przedstawienia Radames i Ramfis, choć rozmawiają o wyroczni św. Izydy, odziani są w stroje z czasów Verdiego. Z czasem Egiptu na scenie przybywa i miejsce paryżan zajmują słudzy faraona. Zdaniem realizatorów Francuzi z przeszłości mieli takie pojęcie o cywilizacji nad Nilem, że mieszczą się w nich np. ozdobione pawimi piórami szaty kapłanów i ekspresyjne tańce w świątyni.
Wielkie wrażenie wywiera dekoracja z II aktu: wykute w skale cztery posągi faraona, wzorowane na świątyni w Abu-Simbel. Choć są znacznie mniejsze niż w rzeczywistości potrafią zachwycić mimo iż dekoracja powstała ze styropianu. Reżyser skupił się na budowaniu imponujących żywych obrazów: uroczyste nabożeństwo ku czci boga Ptah; pochód wojsk przed obliczem faraona; Amneris otoczona służbą - malownicze sceny zapadają w pamięć.
Świetnie spisała się orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego; byłoby idealnie, gdyby w niektórych miejscach instrumentaliści ściszyli nieco, ustępując pola śpiewakom. Wiele dobrego można powiedzieć o kreacjach Krzysztofa Bednarka (Radames) i Jolanty Bibel (Amneris). Dwoje doświadczonych wokalistów, prywatnie małżonkowie, po raz kolejny spotkało się na scenie.
Najsłabszą stroną "Aidy" okazała się ... sama Aida. Monika Cichocka nie była przekonywująca; tragedię kobiety, rozdartej między miłością do ojczyzny a uczuciem do ukochanego, przedstawiła schematycznie, właśnie... operowo. "Aida" to dzieło wyjątkowo wymagające. Nie tylko łódzki, ale niemal każdy inny zespół miałby problem z obsadą tego tytułu.
Reżyser oprawił przedstawienie w wyobrażenia o Egipcie XIX-wiecznych paryżan. "Oprawił" w sposób dosłowny, bo estrada została ujęta w ramy ze skrzyń, w jakich przybywały do Europy starożytne skarby. Na początku przedstawienia Radames i Ramfis, choć rozmawiają o wyroczni św. Izydy, odziani są w stroje z czasów Verdiego. Z czasem Egiptu na scenie przybywa i miejsce paryżan zajmują słudzy faraona. Zdaniem realizatorów Francuzi z przeszłości mieli takie pojęcie o cywilizacji nad Nilem, że mieszczą się w nich np. ozdobione pawimi piórami szaty kapłanów i ekspresyjne tańce w świątyni.
Wielkie wrażenie wywiera dekoracja z II aktu: wykute w skale cztery posągi faraona, wzorowane na świątyni w Abu-Simbel. Choć są znacznie mniejsze niż w rzeczywistości potrafią zachwycić mimo iż dekoracja powstała ze styropianu. Reżyser skupił się na budowaniu imponujących żywych obrazów: uroczyste nabożeństwo ku czci boga Ptah; pochód wojsk przed obliczem faraona; Amneris otoczona służbą - malownicze sceny zapadają w pamięć.
Świetnie spisała się orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego; byłoby idealnie, gdyby w niektórych miejscach instrumentaliści ściszyli nieco, ustępując pola śpiewakom. Wiele dobrego można powiedzieć o kreacjach Krzysztofa Bednarka (Radames) i Jolanty Bibel (Amneris). Dwoje doświadczonych wokalistów, prywatnie małżonkowie, po raz kolejny spotkało się na scenie.
Najsłabszą stroną "Aidy" okazała się ... sama Aida. Monika Cichocka nie była przekonywująca; tragedię kobiety, rozdartej między miłością do ojczyzny a uczuciem do ukochanego, przedstawiła schematycznie, właśnie... operowo. "Aida" to dzieło wyjątkowo wymagające. Nie tylko łódzki, ale niemal każdy inny zespół miałby problem z obsadą tego tytułu.