Może być z internetu , ale lepie żeby to było zadanie na 4-5 daje naj!! Na dziś!! to jest z ,,SYZYFOWYCH PRAC,,
Wczuj się w rolę Marcina Borowicza i zredaguj kartkę z jego dziennika chodzi o próbe wyśledzenia przez profesora Majewskiego miejsca i spotkań chłopców.
Trzeba podać dzień,datę co się wydarzyło,i opinie o swoich przeżyciach
5 maj 1881r. Miejscem moich spotkań z przyjaciółmi w klasie ósmej był tak zwany Stary Browar, obszerna posesja leżąca u wejścia na przedmieście wygwizdowskie. Niegdyś istniała w tym miejscu fabryka, ale z czasem interses poszedł w ruinę. Dopiero po kilku latach teren nabył pewien Żyd, który przerobił nieużytki na lokale mieszkalne. W jednym z tych lokali mieszkali rodzice Mariana Gontali. Górka mieściła się na strychu. Ponieważ całe poddasze było zawalone różnymi śmieciami, właściciel łatwo dał się nakłonić do remontu górki. W zamian za wspólne starania, mogłem po remoncie podziwiać stamtąd: rozległy ogród, parkan na podmurowaniu, a przede wszystkim widok na Kleryków. Podobnie jak inni, wymykałem się ze stancji na wspólne spotkania na górce. Zgromadzenie było w pełni zabezpieczone: zamykani drzwi i stawiano warte przy schodach. Dzisiaj udzielałem korepetycji nieco dłużej i dopiero przed dziesiątą wybrałem się w stronę górki. Omineszy domy żydowskie, miałem wejść w uliczkę, gdy spostrzegłem pana Majewskiego. Szybkim ruchem wsunąłem się pomiędzy sągi drzewa. Nie spuszczałęm wzroku z pana Majewskiego, a gdy oddalił się, wyszedłem ze swojej kryjówki i z pewnej odległości śledziłem jego ruchy. Poczułem niepokój, gdy profesor spojrzał w okno u Gontali. Nogi zaczęły mi się trzęść na myśl, że w oknie widać sylwetki chłopców. Byłem przekonany, że pan Majewski wie o szczelinie Efialtesa, że wsunął już deskę i jest w ogrodzie. Myśląc, jak dostać się na górkę, nie będąc zauważonym, stanąłem przy kładce i próbowałem wytężyć słuch. Z trudem odróżniłem figurę profesora Majewskiego na tle parkanu. Nauczyciel był już o kilkanaście metrów od kładki. Po pewnej chwili znalazłem się naprzeciwko nauczyciela. Ulepiłem z błota kulkę i rzuciłem nią z całej siły w pedagoga. Pan Majewski stanął w miejscu, a ja nadal okładałem go błotem. Uciekajacego porfesora zatrzymał brak kładki. Zaczął pokrzykiwać i dostał ode mnie kolejną porcję błota. Niedługo potem byłem już na górce. Poleciłem moim kolegom, aby szybko uciekali, zostawiając wyjaśnienia na później. Każdy z nich wyszedł dla zmyłki w pewnym odstępie czasu. Około godziny dwunastej w nocy usłyszałem kroki. To pan Majewski w towarzystwie dwóch strażników, szukał sprawcę swojego nieszczęścia. Słyszałem, jak prosił milicjantów by zostali na noc na podwórku, ale oni na moje szczęście nie poparli tego pomysłu. Ten dzień sprawił, że poczułem się jeszcze bardziej otoczony przez szpiegów. Od tego czasu zrozumiałem, że nie mogę zaufać każdemu. Postanowiłem na wszelki wypadek zachować szczególną ostrożność.
5 maj 1881r.
Miejscem moich spotkań z przyjaciółmi w klasie ósmej był tak zwany Stary Browar, obszerna posesja leżąca u wejścia na przedmieście wygwizdowskie. Niegdyś istniała w tym miejscu fabryka, ale z czasem interses poszedł w ruinę. Dopiero po kilku latach teren nabył pewien Żyd, który przerobił nieużytki na lokale mieszkalne. W jednym z tych lokali mieszkali rodzice Mariana Gontali.
Górka mieściła się na strychu. Ponieważ całe poddasze było zawalone różnymi śmieciami, właściciel łatwo dał się nakłonić do remontu górki. W zamian za wspólne starania, mogłem po remoncie podziwiać stamtąd: rozległy ogród, parkan na podmurowaniu, a przede wszystkim widok na Kleryków.
Podobnie jak inni, wymykałem się ze stancji na wspólne spotkania na górce. Zgromadzenie było w pełni zabezpieczone: zamykani drzwi i stawiano warte przy schodach. Dzisiaj udzielałem korepetycji nieco dłużej i dopiero przed dziesiątą wybrałem się w stronę górki.
Omineszy domy żydowskie, miałem wejść w uliczkę, gdy spostrzegłem pana Majewskiego. Szybkim ruchem wsunąłem się pomiędzy sągi drzewa. Nie spuszczałęm wzroku z pana Majewskiego, a gdy oddalił się, wyszedłem ze swojej kryjówki i z pewnej odległości śledziłem jego ruchy.
Poczułem niepokój, gdy profesor spojrzał w okno u Gontali. Nogi zaczęły mi się trzęść na myśl, że w oknie widać sylwetki chłopców. Byłem przekonany, że pan Majewski wie o szczelinie Efialtesa, że wsunął już deskę i jest w ogrodzie.
Myśląc, jak dostać się na górkę, nie będąc zauważonym, stanąłem przy kładce i próbowałem wytężyć słuch.
Z trudem odróżniłem figurę profesora Majewskiego na tle parkanu. Nauczyciel był już o kilkanaście metrów od kładki.
Po pewnej chwili znalazłem się naprzeciwko nauczyciela. Ulepiłem z błota kulkę i rzuciłem nią z całej siły w pedagoga. Pan Majewski stanął w miejscu, a ja nadal okładałem go błotem.
Uciekajacego porfesora zatrzymał brak kładki. Zaczął pokrzykiwać i dostał ode mnie kolejną porcję błota.
Niedługo potem byłem już na górce. Poleciłem moim kolegom, aby szybko uciekali, zostawiając wyjaśnienia na później. Każdy z nich wyszedł dla zmyłki w pewnym odstępie czasu.
Około godziny dwunastej w nocy usłyszałem kroki. To pan Majewski w towarzystwie dwóch strażników, szukał sprawcę swojego nieszczęścia. Słyszałem, jak prosił milicjantów by zostali na noc na podwórku, ale oni na moje szczęście nie poparli tego pomysłu.
Ten dzień sprawił, że poczułem się jeszcze bardziej otoczony przez szpiegów. Od tego czasu zrozumiałem, że nie mogę zaufać każdemu. Postanowiłem na wszelki wypadek zachować szczególną ostrożność.