Mam napisać opowiadanie o tytule "Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło".
Zgłoś nadużycie!
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Tak mawiają, a że to prawda, to postaram się udowodnić na przykładzie gigantycznej tragedii XX w. jaką była druga wojna światowa, a dokładnie pewien jej aspekt: Powstanie Warszawskie. Od momentu gdy tylko pomysł powstania w Warszawie zrodził się w głowach Polaków, zakładano o wiele krótszy czas walk od tego który był w rzeczywistości. Niemcy też tak myśleli. Bo cóż to było dla ich potężnej machiny wojennej zniszczyć garstkę powstańców? A jednak było. To tylko może świadczyć o skali determinacji jaka towarzyszyła tym ludziom. Zreszta tak samo było podczas obrony Westerplatte. Nie jest tak jak wielu chciałoby sądzić, że to powstanie było tylko problemem dla Polaków.. Otóż Niemcy musieli skierować do walki z Powstańcami ogromne ilości wojska i sprzętu, co w naturalny sposób odciążyło inne fronty, a należy pamiętać, że był to już rok 1944 – druga połowa, a właśnie wtedy Niemcy cofali się na wszystkich frontach. Tak więc był to przeogromny problem dla Niemców. Świadczy też o tym fakt, że w stolicy Generalnej Gubernii – Krakowie, przeprowadzano prewencyjne łapanki młodych ludzi, żeby zapobiec problemowi takiemu jak w Warszawie. Kiedyś taką łapankę przeżył – chyba cudem - nie kto inny jak sam Karol Wojtyła. Potem ukrył się w kościele, w przebraniu duchownego. I tak zaczęła się Jego droga do kapłaństwa, a potem do biskupstwa i papiestwa. Osobiście uważam, że w przypadku obecnego papieża Benedykta XVI, wojna odegrała podobne znaczenie. Bo wojna to przeżycie, którego my młodzi dzisiaj ludzie i wszyscy inni, którzy czegoś takiego nie przeżyli, nie możemy sobie nawet w promilu wyobrazić. Możemy o tym mówić, pisać i … i tylko tyle. Jeżeli ktoś nie wierzy w to, to proszę porozmawiać z człowiekiem, który przeżył wojnę, a potem z człowiekiem który nie przeżył, ale coś wie na ten temat i porównać te rozmowy. Każdy kto naprawdę do tego się przyłoży zauważy pewien problem, a tkwi on w tym, że tego nie da się porównać. Tak strasznym przeżyciem jest wojna, a ciężkie przeżycia potrafią zmienić człowieka i to w bardzo różnych aspektach. Ktoś mógłby powiedzieć, że jakby nie był papieżem ten czy tamten, to byłby nim ktoś inny. Zgadza się, byłby, ale czy nadawałby się tak jak ten, który był? Każdy kto jest choć trochę zorientowany w historii XX w. wie jak strasznym okresem był okres powojenny, aż do „okrągłego stołu”. To był czas, gdy po tym świecie tyle zła się panoszyło, kiedy tak niedużo brakowało do całkowitej albo prawie całkowitej zagłady. Kiedyś ktoś zapytał Alberta Einsteina o to jak będzie „wyglądać” trzecia wojna światowa, naukowiec odpowiedział tak: nie wiem jak będzie wyglądać trzecia wojna światowa, ale czwarta będzie napewno na maczugi. Lekarstwem na to mogła być i była MIŁOŚĆ i DOBRO. Czemu tak się złożyło, że to akurat Jan Paweł II jako pierwszy papież zaczął jeździć po świecie i głosić orędzie miłości? Czy ktoś zliczył ile ten człowiek łez wycisnął z ludzkich oczu, zaszczepiając w nich inne myślenie i krusząc w ten sposób lód na sercach zdejmując tym samym z ich oczu opaskę nienawiści, której chyba nie byli nawet świadomi. To wszystko wynikało z unikatowej osobowości tego człowieka. Starał się jeździć do tych, którzy jego obecności potrzebowali np. tam gdzie rozgrywały się ludzkie dramaty, ale także do tych, którzy mogli pomóc w tych dramatach, bo dokładnie wiedział, że Bóg przychodzi do człowieka z pomocą wraz z innym człowiekiem. On pomagał im się spotkać. Przed ponad dwoma tysiącami lat też było tak, że Bóg przyszedł nam z pomocą po przez człowieka, którego ukrzyżowalismy.. Czyż nie jest to znamienne?
Uważam, że komunizm radziecki tak czy inaczej, z wojną wywołaną przez Niemców, czy też bez niej, rozpleniłby się po świecie. Jednak wojna odnalazła remedium na „chorobę” jaką był komunizm – Karola Wojtyłę. Znalazła go i poprowadziła we właściwym kierunku. To może dziwne co napisałem w poprzednim zdaniu, ale tak według mnie było. Rodzi się tylko pytanie, czy na poskromienie plagi komunizmu i uratowanie świata przed III wojną światową, była potrzebna aż tak duża ofiara z krwi ludzkiej i cierpienia ludzkiego? Z tym jest trochę inaczej, bo II wojna światowa była wynikiem głupoty ludzkiej, a Ktoś w tym wszystkim dał nam pomoc na przyszłość. Należy pamiętać, że wojna pochłonęła ok. 55 mln. istnień ludzkich. A co do cierpień, to ich obraz jest tak wielki, że niemożliwy do opisania. Te 55 mln ludzi miało przyjaciół, rodziny, którzy przecież okropne męki znosili na wieść, że ich bliski został zabity. Ale nie tylko w ten sposób ludzie cierpieli. Dokuczał im też permamentny głód, chłód, choroby i niepewność dnia jutrzejszego. Ktoś kiedyś powiedział, że rewolucja pożera swoje dzieci. Można by mnożyć przykłady na potwierdzenie tych słów, ale mam nadzieję, że tak nie będzie w przypadku Jana Pawła II, który na swój sposób był rewolucjonistą, dobrym rewolucjonistą.
Na pewno jest tak, że tam gdzie rodzi się zło, rodzi się też ogromne dobro. Francuscy naukowcy stwierdzili, że w XX wieku najwięcej ludzi zgineło w czasie wojen, ale jednocześnie powstało najwięcej bezinteresownych organizacji charytatywnych. Nieraz spotkałem się z opowiadaniami starszych ludzi, w których mówili o niesamowitej życzliwości wśród ludzi zaraz po wojnie. I to są przykłady na potwierdzenie słów, że „nie ma takiego zła, którego Bóg nie byłby w stanie przemienić w jeszcze większe dobro”. Niestety nieraz spotkałem się z twierdzeniami tych starszych ludzi, że dzisiaj jesteśmy dla siebie takimi „wilkami”, że tylko chyba w świetle wojny zrozumielibyśmy to jak bardzo źle postępujemy. Aż trudno mi pisać bezpośrednio to co nieraz słyszałem podczas takich rozmów. Bo jak nie może być trudno, gdy słyszy się, że „… teraz potrzebny jest ktoś na miarę Hitlera. On zrobiłby porządek…” Coś strasznego. W taki oto sposób, nawet w społeczeństwach demokratycznych do władzy dochodzą oszołomy. Tak zło rodzi zło. Bo cóż innego może zrodzić?
Uważam, że komunizm radziecki tak czy inaczej, z wojną wywołaną przez Niemców, czy też bez niej, rozpleniłby się po świecie. Jednak wojna odnalazła remedium na „chorobę” jaką był komunizm – Karola Wojtyłę. Znalazła go i poprowadziła we właściwym kierunku. To może dziwne co napisałem w poprzednim zdaniu, ale tak według mnie było. Rodzi się tylko pytanie, czy na poskromienie plagi komunizmu i uratowanie świata przed III wojną światową, była potrzebna aż tak duża ofiara z krwi ludzkiej i cierpienia ludzkiego? Z tym jest trochę inaczej, bo II wojna światowa była wynikiem głupoty ludzkiej, a Ktoś w tym wszystkim dał nam pomoc na przyszłość. Należy pamiętać, że wojna pochłonęła ok. 55 mln. istnień ludzkich. A co do cierpień, to ich obraz jest tak wielki, że niemożliwy do opisania. Te 55 mln ludzi miało przyjaciół, rodziny, którzy przecież okropne męki znosili na wieść, że ich bliski został zabity. Ale nie tylko w ten sposób ludzie cierpieli. Dokuczał im też permamentny głód, chłód, choroby i niepewność dnia jutrzejszego. Ktoś kiedyś powiedział, że rewolucja pożera swoje dzieci. Można by mnożyć przykłady na potwierdzenie tych słów, ale mam nadzieję, że tak nie będzie w przypadku Jana Pawła II, który na swój sposób był rewolucjonistą, dobrym rewolucjonistą.
Na pewno jest tak, że tam gdzie rodzi się zło, rodzi się też ogromne dobro. Francuscy naukowcy stwierdzili, że w XX wieku najwięcej ludzi zgineło w czasie wojen, ale jednocześnie powstało najwięcej bezinteresownych organizacji charytatywnych. Nieraz spotkałem się z opowiadaniami starszych ludzi, w których mówili o niesamowitej życzliwości wśród ludzi zaraz po wojnie. I to są przykłady na potwierdzenie słów, że „nie ma takiego zła, którego Bóg nie byłby w stanie przemienić w jeszcze większe dobro”. Niestety nieraz spotkałem się z twierdzeniami tych starszych ludzi, że dzisiaj jesteśmy dla siebie takimi „wilkami”, że tylko chyba w świetle wojny zrozumielibyśmy to jak bardzo źle postępujemy. Aż trudno mi pisać bezpośrednio to co nieraz słyszałem podczas takich rozmów. Bo jak nie może być trudno, gdy słyszy się, że „… teraz potrzebny jest ktoś na miarę Hitlera. On zrobiłby porządek…” Coś strasznego. W taki oto sposób, nawet w społeczeństwach demokratycznych do władzy dochodzą oszołomy. Tak zło rodzi zło. Bo cóż innego może zrodzić?