Mam napisać opowaidanie fantasy z dialogiem. Ma to być coś w stylu Tolkiena, może być kontynuacja książki "Hobbit, czyli tam i z powrotem".
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Gruby mag przeglądał swoje zatłuszczone i pokryte kurzem zwoje. Nie to, żeby się uczył, szukał po prostu czegoś ciekawego, bo nudziło mu się niezmiernie. Westchnął zrozpaczony. Mogło to tylko oznaczać, iż nie znalazł niczego interesującego, prócz wyschniętych okruszków makowca i resztek dżemu malinowego, a to przypomniało mu, że jest piekielnie głodny. Pstryknął więc palcami i zaraz ze stołu zniknęły pożółkłe kartki, inkaust i pióro, a pojawił się lniany, śnieżnobiały obrus i parujące półmiski. Grubas podszedł do stołu i westchnął ponownie. Było to pełne zrezygnowania i zawodu westchnięcie, aż zatrząsł się duży brzuch opięty skórzanym pasem . - No co na sucho mam jeść? Gdzie coś do picia? – pstryknął ponownie palcami i wśród talerzy pojawiła się karafka z rzniętego kryształu wypełniona winem, a do tego lekko oszroniony kieliszek z tegoż samego materiału. - No teraz już wszystko jest na swoim miejscu. Porządek musi być – w sumie nie wiedział po co dodał to ostatnie, ale podobało mu się to wyrażenie więc nie zastanawiał się długo nad sensem swojej wypowiedzi. Zabrał się ochoczo do jedzenia, a jego duże, równie zielone jak reszta ciała, uszy trzęsły się zabawnie. Po skończonym posiłku wystawił wielkie nogi na stół odchylił się na krześle i beknął donośnie. - Jak ty się, za przeproszeniem zachowujesz? – głos dobiegajacy gdzieś z krokwi pod dachem był niezwykle skrzekliwy, a jego posiadacz wyraźnie zniesmaczony. - W niektórych krajach beknięcie jest podziękowaniem dla kucharza za wyśmienity posiłek – czarownik był rozbawiony, w końcu trudno aby po tak sutym obiedzie i takiej ilości wina mieć zły humor, prawda? - A widzisz tu gdzieś kuchara? Przecież wyczarowałeś to wszystko – głos był nieustępliwy. - W takim razie podziękowałem sam sobie. Chodź tu Salmi, jeszcze coś zostało. Z sufitu sfrunął ptak. Było to zwierzę o niezwykle dziwnym wyglądzie. Upierzenie mieniło się kolorami opalu, miejscami przechodząc w złoto. Długie szpony były srebrne tak jak dziób a na głowie, toto mialo, duży czerwony grzebień. Jak zapewne się domyślacie było to stworzenie magiczne, a wygląd jego nie służył niczemu innemu, jak tylko walorom estetycznym. W końcu mało jest okazji aby pokazywac swoja indywidualnośc, mam rację? - Zjedz sobie zaraz ci się humor poprawi – zachęcał przyjaciela zielony grubas. Salmi łypną na maga bursztynowym okiem i zabrał się do dziobania winogron. * Nieopodal armia goblinów szykowała się do ataku na wieżę maga. Był on w posiadaniu księgi czarów ich szamana, Umorusanego Platfusa. Co prawda żaden z nich nie umiał jej przeczytać, nie mówiąc już o używaniu, a szaman… Cóż szaman nie umiał nawet wywołać deszczu, tak więc jak sami widzicie jego zdolności magiczne były raczej wątpliwe. Jednak ponieważ z dziwnych powodów stworzenia te rościły sobie prawo do tegoż artefaktu, który zostal im odebrany, postanowiły go odzyskać. Należy, mimo całej niechęci do goblinów, przyznac, iż jest w tym jakaś pokrętna logika. Wracając jednak do opowieści. Wódz goblinów, Glut Obrzydliwy, musztrował swoją armię. Należy wam wiedzieć, iż zdobył on pozycję zabijając poprzedniego wodza, Pierda Śmierdzącego, który z kolei został nim ucinając głowę Glizdowatemu, a ten otruwając Grzybiczaka. Jak widać żaden z wodzów nie zyskał swojego tytułu na drodze demokratycznych wyborów. No może poza Śmierdzącym Paluchem, którego poprzednik zginął śmiercia naturalną(sztylet wbity w serce naturalnie powoduje śmierc). Mieszkańcy widząc hordę, która ulokowała się, jak już zostało wspomniane, nieopodal, uciekali by zamknąc się w swych domach. Powodował nimi nie tylko strach ale i niechęć do goblinów. Bo tak między nami, goblinów nikt nie lubi. Są głupie, wstrętne w obejściu i nie mają ani krzty kultury osobistej. No i śmierdzą. Należy też wspomnieć, że nie są zbyt rozrywkowymi stworzeniami. Prócz nabijania na pal, obdzierania ze skóry czy gotowania we wrzącym oleju, nie znają innych zabaw. Prostaki. * Mag, jako, że był magiem, umiał przewidywać różne zdarzenia. Widząc przez okno armię goblinów, wiedział, że za jakiś czas przekroczą oni bramy miasta i udadzą się do jego wieży. Zdążył się więc przygotować. * Według przewidywań zielonego czarownika, jeszcze przed zachodem słońca, u drzwi jego wieży stanęła śmierdząca horda. Nim wielkie lapska zdążyły wyważyć drzwi otworzył je stanął im naprzeciw. - Ach witajcie, moi mili! – zawołał z szerokim uśmiechem Nieproszeni goście byli nieco zdziwieni. Nie przywykli do tego typu powitań, skinęło jednak grzecznie głowami i odburknęli w swoim języku, coś co zapewne było powitaniem - Wiem co was sprowadza. Nieopatrzenie chyba zabrałam jedną z waszych ksiąg. Nie musieliście się kłopotać aby po nia przyjść, sam bym ja odniósł jednak to bardzo miło z waszej strony Ptak siedzący na ramieniu maga zatrzepotał nerwowo skrzydłami i spojrzał pytająco na przyjaciela. W odpowiedzi czarownik mrugnął porozumiewawczo i uśmiechnął się tajemniczo. - Proszę – podał wolumin wodzowi hordy – oto twoja własność. Zostało już wspomniane, ze gobliny nie należały do stworzeń mądrych? Teraz już wiecie dlaczego nie zorientowały się, że nie wszystko jest w porzadku. Oddalili się pokrzykując i nasmiewając się z, w ich mniemaniu tepego człowieka. Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za stworami, męzczyzna wyciągnął zza pazuchy prawdziwa księgę. - Nie myślałeś chyba, że dam im oryginał? – zapytał Salmiego – dostali nędzną podróbkę! - A czy pamiętałeś aby uczynić kopię trwałą? – ptak był lekko zaniepokojony. - Ojej! - czarownik udał zaskoczenie – Cóż w takim razie jutro tu wrócą. Szkoda lubiłem to miejsce – dodal pakując torbę. Musicie wiedzieć, że zielony czarodziej dysponował magią prawdziwą. Była też solidna, ale tylko wtedy kiedy się do niej przykładał. Znowu przeczucie nie ominęło naszego bohatera. Nastepnego dnia z samego rana gobliny odwiedziły miasto. Nie zastały już tam jednak nawet sladu po wiezy maga, mężczyzna opuszczając ją poinformował jednoczesnie o braku konieczności dalszego istnienia, Budynek zniknął więc i tylko sam Correllon Larenthian, raczy wiedziec gdzie się podziała
nie wiem ile jest w tym Tolkienowskiego stylu i bynajmniej nie jest to kontynuacja "Hobbita", tym niemniej myślę, że Ci sie przyda. Z góry przepraszam za braki w interpunkcji i 'ogonków' w niektórych literach